Potwór - Eferelin Rand
A A A
Kiedy wyszliśmy z pubu, było już dobrze po północy. Reszta towarzystwa ulotniła się znacznie wcześniej, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, byłem nawet zadowolony, bo Kaśka strasznie mi się podobała i od dłuższego czasu czekałem na okazję, żeby pobyć z nią sam na sam. O ile instynkt mnie nie zawodził, odwzajemniała moje uczucia.
Neon nad wejściem smętnym, zielonym blaskiem wydobywał z mroku brudne kształty ulicznego zaułka. Ja przed oczami miałem tylko wilgotne, zachęcająco rozchylone usta i roześmiane zielone oczy. Dlatego nie zauważyłem czterech ponurych cieni przylepionych do ściany, dopóki nie było za późno.
- Siema! – zagaił napompowany koleś o wygolonej głowie. Pozostali dwaj wyglądali jak jego klony. Bycze karki, tępe, nienawistne mordy. Czwarty, chudy i przeraźliwie blady, błądził gdzieś nieobecnym wzrokiem.
Zignorowałem zaczepkę, bo nie ma nic gorszego niż wdać się w dyskusję z takim towarzystwem. Pociągnąłem Kaśkę za rękę i przyśpieszyłem kroku, ale zastąpili nam drogę.
- Czego chcecie? – spytałem.
- Co jest, stary? Ignorujesz mnie? – byczek uśmiechnął się. – A może chcesz mnie obrazić? – dodał ostrzej.
- Nie no, przepraszam, nie dosłyszałem – nie ma żadnych słów, jakie można wypowiedzieć w takiej sytuacji, żeby nie poczuć się jak ostatni szmaciarz. Nie chciałem kłopotów, miałem nadzieję, że się znudzą i sobie odpuszczą. Frajer ze mnie.
- A co, masz, kurwa, problemy ze słuchem?!
- Wyskakuj z kasy, lamusie! – warknął drugi. Kaśka z całych sił ściskała mi ramię. Czułem na karku jej przyspieszony oddech. Gdyby nie obecność dziewczyny, poradziłbym sobie z agresorami zupełnie inaczej, a tak nie miałem wyjścia. Wyjąłem kasę z portfela i oddałem. Lepiej stracić stówę niż zęby.
Byczki wydawały się zadowolone, ale chudzielec w tym momencie oprzytomniał.
- Niezłą masz dupcię – powiedział, wpatrując się głodnym wzrokiem w Kaśkę.
- Odwal się od niej! Dostaliście forsę, nie? Puśćcie nas!
- Na pewno ma ciasną szparkę – chudy jakby mnie nie dosłyszał. – Wygląda na taką. Ciasne szparki są najlepsze, prawda? – jego kompani zareagowali pełnym aprobaty pomrukiem.
Sytuacja z sekundy na sekundę robiła się coraz gorsza. W ostateczności mógłbym załatwić tych dupków, ale to pociągnęłoby za sobą niepożądane konsekwencje. Wyglądało na to, że nie będę mieć wyjścia.
W tej chwili u wylotu zaułka zamrugał policyjny kogut. Przyjechała kawaleria. Cuda się jednak zdarzają.
Z nieoznakowanego radiowozu wysiadło dwóch facetów w skórzanych kurtkach. Obaj byli wysocy i potężnie zbudowani. Podeszli do nas.
- Co tu się dzieje?
- Małe nieporozumienie, panie władzo – byczek wystąpił naprzód.
- Gówno prawda, a nie nieporozumienie! – wybuchnąłem. – Ci goście na nas napadli, zabrali mi forsę i próbowali dobrać się do mojej dziewczyny!
Kaśka zaraz wszystko potwierdziła, ale gliniarze nie wydawali się specjalnie przejęci.
- To prawda? – zwrócił jeden z nich się do bandziorów.
- Bzdura! Ten koleś próbował nam sprzedać trochę towaru, ale my tego gówna nie bierzemy.
- Co ty pieprzysz?! Chyba im pan nie wierzy?
Gliniarz wzruszył ramionami.
- Ja nikomu nie wierzę. Wszystko zbadamy, a na razie proszę państwa do radiowozu. Pojedziemy na komendę – zwrócił się do nas. – A wy zjeżdżajcie.
- Jak to? Puszczacie ich?! – nie mogłem uwierzyć w ten cyrk. To się po prostu nie mieściło w głowie. Nic dziwnego, że kraj schodzi na psy, skoro jego strażnicy to skończeni idioci. – Nawet ich nie spisaliście! Nigdzie nie jedziemy! – oświadczyłem.
- Mogę was skuć – odparł spokojnie.
Po chwili siedzieliśmy na tylnym siedzeniu samochodu.

- Wszystko będzie dobrze – pocieszałem Kaśkę. Dziewczyna była tak zdenerwowana, że praktycznie nie mogła wykrztusić z siebie żadnego słowa. Cała się trzęsła. – Zaraz dojedziemy na komisariat i wyjaśnimy całą sytuację. Na szczęście nic się nie stało.
Gliniarze milczeli. Odkąd wsiedliśmy, nie zamienili ani jednego słowa. Dziwni jacyś, ale i tak zamierzałem złożyć na nich skargę. Niekompetentne barany.
Próbowałem sobie przypomnieć wskazówki, jakie dawał mi kiedyś kumpel studiujący prawo.
- Przepraszam… – zacząłem. – Czy nie powinni panowie pouczyć nas o przysługujących nam uprawnieniach? Przecież jesteśmy poszkodowanymi.
- Macie prawo nas nie wkurwiać – odparł siedzący na miejscu kierowcy, po czym obaj wybuchli śmiechem, jakby opowiedział przedni żart.
Coś tu było nie tak. Coś strasznie nie tak. Poczułem lodowaty ucisk w żołądku. Dopiero teraz zorientowałem się, że już dawno powinniśmy dojechać do celu. Samochód zamiast do centrum skierował się w głąb industrialnej dzielnicy miasta.
- Proszę cię, nic już do nich nie mów – szepnęła cichutko Kaśka, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.
- Dokąd jedziemy? – nie posłuchałem. To szaleństwo musiało się skończyć.
Zignorowali mnie.
- Chciałbym zobaczyć panów odznaki – miałem nadzieję, że udało mi się ukryć drżenie głosu. Powtórzyłem to jeszcze raz, bardziej stanowczo.
- Ja jestem Pan Słodki – powiedział po chwili kierowca. Drgnienie głowy. – A to Pan Miły.
Na tym rozmowa się skończyła, przestali reagować na zaczepki.
Radiowóz kluczył w labiryncie zakładów przemysłowych i hal. W końcu zatrzymał się przed starym magazynem. Kiedy prowadzili nas do środka, ogarnęło mnie uczucie odrealnienia, jakby to nie działo się naprawdę. Oczekiwałem, że lada moment zapalą się światła i okaże się, że to tylko głupi żart. Niemądra gra.

Poprowadzili nas na tyły budynku do pomieszczeń biurowych. Kroki odbijały się metalicznym echem od blaszanych ścian. Rozsądek podpowiadał mi, że nic złego nie może się stać, to w końcu policjanci, ale i tak czułem się jak skazaniec w drodze na stryczek.
Pan Słodki gdzieś zniknął. Wrócił dopiero, gdy pokój rozświetliła pojedyncza drżąca jarzeniówka.
- No dobrze, a teraz mówcie, gdzie schowaliście narkotyki – polecił z miłym uśmiechem Pan Miły.
- Jakie narkotyki? – jęknęła Kaśka. – Proszę pana, to jakieś straszne nieporozumienie. Niech pan zadzwoni do naszych znajomych, oni wszystko potwierdzą. Proszę! – zaczęła grzebać w torebce w poszukiwaniu komórki.
- Pomogę – zaoferował się Pan Słodki. Delikatnie, aczkolwiek stanowczo odebrał dziewczynie torebkę, po czym wysypał jej zawartość na podłogę.
Miły pokręcił głową.
- Cały Pan Słodki. Nie lubi czekać, ale dzięki temu wiemy, na czym stoimy. Narkotyki ma pani przy sobie. Proszę je oddać. Tak naprawdę będzie lepiej – zadrżałem, słysząc przerażającą pewność w jego głosie.
- Czy panowie w ogóle słuchają?! Nie mamy żadnych narkotyków! – wrzasnąłem. Piskliwie i nieprzekonująco. – Proszę nas natychmiast stąd zabrać, to może nie złożymy na was skargi. Jeszcze nie jest za późno.
- Niech pan nie przeszkadza w przesłuchaniu – skarcił mnie Pan Słodki i nagle, zupełnie niespodziewanie, zdzielił mnie pięścią w twarz.
Ocknąłem się parę sekund później na podłodze. Szczęka pulsowała bólem, a w ustach czułem smak krwi. Językiem wymacałem dwa ruszające się zęby.
- Nie ma wyjścia – zawyrokował Pan Miły. – Konieczna będzie rewizja osobista.
Rewizja. Znaczenie tych słów dotarło dopiero po chwili.
- Nie! Ja nie chcę! Proszę! Błagam, nic nie mam przy sobie!
- Naprawdę chciałbym pani uwierzyć, ale nie mogę. Proszę się nie ruszać.
Gliniarze uśmiechnęli się obleśnie.
Miły od razu skupił się na piersiach. Gruba łapska zacisnęły się na wypukłościach bluzki i zaczęły je brutalnie miętosić. Kaśka zapiszczała i zamknęła oczy. Łzy lały się po jej twarzy. Lewa noga drżała nerwowo.
Pan Słodki również do niej podszedł i złapał od tyłu za ramiona. Patrzył przy tym bez przerwy na mnie, obserwując moją reakcję. Dobrze się bawił.
Skurwiel.
Nie miałem już żadnych wątpliwości, że trafiliśmy w ręce jakichś psycholi. Strach przyćmiła wzbierająca wściekłość. Jeśli chciałem wyjść stąd w jednym kawałku, musiałem się ujawnić. Potem niech się dzieje, co chce. Najbardziej żal mi było Kaśki. Po tym całym syfie nie będzie chciała mieć ze mną nic do czynienia. Nie można zbudować związku w oparciu o tak traumatyczny start.
- Nic nie ma – mruknął Pan Miły. Przykucnął i zabrał się za nogi. Na granicy furii obserwowałem sunący w górę po wewnętrznej stronie uda brudny paluch gliniarza, aż zniknął pod linią materiału spódniczki. Kaśka wzdrygnęła się. Błagała mnie wzrokiem o ratunek. – Pomysłowość ludzka nie zna granic, prawda panie Słodki? Czasem chowają coś nawet w cipce.
- Ma pan absolutną rację, panie Miły. Proszę jednak nie zapominać o dupce.
- Fakt – Miły z lubością oblizał połyskujący wilgocią palec.
Nie wytrzymałem. Wrzasnąłem wściekle i uderzeniem telekinetycznym posłałem gliniarza na drugi koniec pokoju. Z jękiem osunął się po ścianie, ale nie stracił przytomności. Pomimo starań nie udało mi się do końca powstrzymać przemiany. Oczy błysnęły na moment błękitnym światłem, a skóra przybrała bladoniebieski odcień.

Czym jestem? A czy to ważne? Definiuje mnie moja obcość. Dla spokoju muszę ukrywać w ludzkim przebraniu. Wy nazwalibyście mnie potworem, koszmarem sennym. Ja mówię na siebie „Inny”.

Czego się spodziewałem? Strachu. Niepokoju. Przerażenia. Szoku.
Pan Słodki był zaskoczony, ale nie zdziwiony. Odepchnął Kaśkę i dziewczyna upadła. Wpatrywała się we mnie obłąkanym wzrokiem.
- Proszę, proszę, ależ nam się trafiło. Czy mnie wzrok nie myli, czy też mamy do czynienia z prawdziwym dziwadłem. Jak pan myśli, panie Miły?
- Dziwadło jak nic – odparł Miły, gramoląc się z podłogi. – A my nie lubimy dziwadeł.
- Bardzo nie lubimy.
Co tu się do cholery działo? Kim byli ci goście? Dlaczego się nie bali? Nieważne. Na odpowiedzi przyjdzie czas później. Skupiłem siły, przygotowując się do ataku.
- To była bardzo fajna sztuczka – ciągnął niewzruszenie Słodki – ale wiemy co nieco o potworach. Wszystko rozbija się o koncentrację – to powiedziawszy, błyskawicznym ruchem wyjął spluwę z kabury i, zanim zdążyłem zareagować, strzelił mi w kolano.
Świat zniknął przesłonięty oceanem bólu. Jak przez mgłę słyszałem krzyki Kaśki i własny zwierzęcy ryk. Kiedy odzyskałem wzrok, Pan Słodki kucał nade mną. Końcem gorącej lufy stukał w moje czoło.
- Ciężko się skupić z dziurą w nodze, prawda?
Chciałem go zabić. Zarżnąć, wypatroszyć i zeżreć wnętrzności. Jeszcze nigdy nie czułem wobec nikogo takiej nienawiści. Miał jednak rację. Ból był nie do zniesienia. Desperacko próbowałem użyć swych mocy, ale bezskutecznie. Wiłem się i charczałem z bezsilnej wściekłości. Nieświadomie dokończyłem przemianę. W ich martwych oczach odbijałem się jako żałosne, niebieskie wynaturzenie.
But Pana Miłego zmiażdżył mi jeszcze palce dłoni, po czym zostawili mnie bezradnego na podłodze. Nie łudziłem się, że to koniec. Teraz to ja byłem priorytetem w ich chorych planach. Ale co z Kaśką?
Siedziała na podłodze, kiwając się w tył i przód oraz wpatrując w przestrzeń pustym wzrokiem.
Pan Słodki wpadł na pewien pomysł i wyszedł. Wrócił po paru minutach z kanistrem, w którym radośnie chlupotała benzyna.
Nawet nie drgnęła, kiedy ją oblewali.
Słyszałem, że smród palącego się ludzkiego ciała jest nie do wytrzymania. Bzdura. O wiele gorszy był ten dźwięk. Wwiercające się w mózg, przyprawiające o szaleństwo wycie.
Boże, przebacz mi te straszne słowa, ale ona nie krzyczała, tylko kwiczała. Kwiczała jak prosię.
Niech to się skończy. Niech to się skończy. Niech to się skończy.
Zatkałem uszy dłońmi.
Jezusie, ja pierdolę, dziękuję ci, że nie jestem na jej miejscu.
Błagam, niech to się skończy.
Proszę.

Cisza, gdy już nastała, wydawała się ogłuszająca.
Zsikałem się w gacie. Nawet nie wiem kiedy. Pan Słodki stał nad spalonymi zwłokami ze smutną miną.
- Źle zrobiliśmy – powiedział z autentycznym żalem. – Szkoda tej dziewczyny. Całkiem fajna dupcia. Można było przecież jeszcze sobie zamoczyć ogóra, a tu takie marnotrawstwo…
- Ach! – westchnął Pan Miły. – Pan to zawsze taki praktyczny musi być. Trudno. Co się stało, to się nie odstanie. Robota czeka.
Stanęli nade mną. Nałożyli gumowe rękawiczki.
- Niech pan na to spojrzy. Aż strach pomyśleć, że takie plugastwa łażą po ulicach wśród normalnych ludzi. Naszych sąsiadów, naszych krewnych, naszych dzieci.
- Obrzydliwość. To jest zło widoczne gołym okiem. Nie mogę tego znieść.
- Ja również, panie Słodki, ja również.
- Pstryczek-elektryczek?
- Doskonały pomysł!
Kiedy wsadzili mi żelazny pręt w odbyt, myślałem, że dotarłem do granicy możliwej agonii. Potem Pan Miły wyjął z kieszeni kurtki czarny przedmiot. Zawyłem histerycznie. W tamtej chwili zrobiłbym wszystko, byle tylko przestali.
Elektryczne wyładowanie paralizatora zabłysło błękitnym światłem.
Pstryczek-elektryczek.

Mężczyźni skończyli lać na drżącą kupkę mięsa niemal jednocześnie. W zdeformowanej masie dało się jeszcze dostrzec jedno, ledwie świecące oko. Zanim zgasło na zawsze, w powietrzu rozległ się głos Pana Miłego.
- Jebane potwory.


Tomasz Zawada
Rzeszów, 21.11.2010 r.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Eferelin Rand · dnia 08.05.2011 21:07 · Czytań: 1175 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 11
Komentarze
Eferelin Rand dnia 08.05.2011 21:23
Tym razem chciałbym zaprezentować coś z gatunku pełnokrwistego horroru. Życzę (nie)przyjemnej lektury.

Pozdrawiam.
MaximumRide dnia 09.05.2011 07:49
Ożesz... Myślałam, że nie wysiedzę na miejscu. Gratuluje pomysłu, choć trochę szkoda mi tego bohatera-dziwaka.I tej Kaśki. Mógłbyś trochę rozwinąć. Ale i tak było bardzo ciekawe. Jak na horror to super. Pozdrawiam i czekam na kolejne pomysły
CelinaDolorose dnia 09.05.2011 13:23 Ocena: Świetne!
Musiałam wziąć głęboki oddech, zanim zdecydowałam się ostatecznie napisać ten komentarz... no i jeszcze ręce musiały mi przestać drżeć tak mocno, bo bym nie mogła wycelować w klawisze...
Całość mogę określić jednym mianem- drastyczne! Ale ocenię text, jako świetny, ponieważ wzbudził we mnie niezdrową ekscytację i podziw dla bogactwa lekko zwyrodniałej fantazji autora (bez urazy).

Pierwszą myślą było: Phi! Kolejny text o dresiarzach, napadających na porządnych obywateli! -tu towarzyszyły mi obrazy ze skeczów kabaretu Limo.
Następnie zostałam wprowadzona w świat "brudnych glin", rodem z amerykańskiego filmu. Moją irytację podsycało beznadziejnie bezczynne zachowanie (a raczej jego brak) u głównego bohatera...
A jednak uparcie czytałam dalej. Nawet muszę się przyznać, że coś mnie przyciągało do textu i nie dawało się oderwać. Próbowałam przestać, ale za chwilę jakiś buntowniczy głos we mnie krzyczał "A właśnie, że przeczytam!".
No i ten język.... Aż mi ciarki przeszły...
Najzwyczajniej w świecie dałam się podprowadzić autorowi jak małe dziecko! Wszystko zostało wykalkulowane na "przemielenie psychiki" odbiorcy w najdrobniejszych szczegółach! Najpierw byłam prowadzona za nos, a gdy już zwietrzyłam podrzucony mi wątek- nagle akcja robiła zwrot o 180 stopni, a ja nim się obejrzałam-byłam wystrychnięta na dudka! Cóż za satysfakcja dla autora... (tu krzywy uśmieszek)...
Na zmianę miotały mną: zgorszenie, oburzenie, niedowierzanie. I ciągły żal do autora, ciągłe pretensje! A jednak ta fantastyczna narracja pchała mnie do przodu. Poczucie, że zaraz nastąpi tragiczny finał rozbiło w puch zachowanie protagonisty. "No to teraz będzie się działo, aż iskry polecą"- myślałam nabuzowana. Ale nadzieja ta została mi brutalnie odebrana. Znowu!
O co chodzi, do diaska?!- teraz już nie mogłam odrzucić textu. Musiałam wiedzieć, co będzie dalej!
Do tego, w udręczonym umyśle, kołatały się wciąż pytania:"Dlaczego?"- dlaczego nie zareagowali wcześniej? dlaczego nie skorzystali z komórki? Dlaczego, dlaczego, dlaczego?- i frustracja niemocą.
Pseudo policjanci sprowadzili też na myśl agentów z Matrixa i nieodparte porównanie do Texańczyków- nie wiem czemu... Sam bohater ma coś z Odda Thomasa Deana Koontza.
Reasumując: text jest super! Uwielbiam dziwactwa, psychologiczne podchody i zwyrodnienia, pod warunkiem, że są napisane ze smakiem.
Text nie jest także pozbawiony głębszej refleksji: Kto tak naprawdę jest tym tytułowym potworem.- Na ten temat można snuć głębsze refleksje...
W tym pokręconym świecie, znalazłam coś dla siebie ;)
I mam nadzieję na więcej ;)
Pozdrawiam!
Usunięty dnia 09.05.2011 19:22
Oż... Mocne. Bardzo mocne.

(chwila na ochłonięcie)


Cytat:
Czym jestem? A czy to ważne? Definiuje mnie moja obcość. Dla spokoju muszę ukrywać w ludzkim przebraniu. Wy nazwalibyście mnie potworem, koszmarem sennym. Ja mówię na siebie „Inny”.

to bym wyrzuciła, mi strasznie zgrzytnęło przy czytaniu

I to był jedyny minus. Czyta się z zapartym tchem. Aż się cieszę, że oszczędziłeś bardziej naturalistycznych opisów, bo chyba bym tego nie wytrzymała nerwowo.

Czytałeś "Nigdziebądź" Gaimana?
Eferelin Rand dnia 09.05.2011 19:30
Dziękuję za komentarze. Miło mi, że tekst wzbudził zamierzone emocje. ;)

Czytałem "Nigdziebądź" Gaimana, którego zresztą uwielbiam (twoje pytanie nawiązuje pewnie do Panów Vandemara i Croupa?)

Pozdrawiam.
Usunięty dnia 09.05.2011 19:31
Bingo ;)
Wasinka dnia 09.05.2011 22:19
Nie w moim klimacie. Nie lubię palców, prętów i innych takich w nieodpowiednich miejscach (jeżeli wiesz, co mam na myśli).
Ale plus za tajemniczość potwora - nadal nie wiemy, kim był, i za to, że nie skupiałeś się na drastycznościach konkretnych "działań".
A bohater to ciołek (może taka natura potworów).

Przyjemniastego wieczoru.
Eferelin Rand dnia 10.05.2011 17:15
Dlaczego ciołek?
Wasinka dnia 12.05.2011 23:05
A dlatego, że zamiast wcześniej coś zadziałać (a zdaje się, że miał jakieś możliwości konkretne), to nic nie zrobił.
Eferelin Rand dnia 13.05.2011 08:10
A co mógł zdziałać? Wszelkie opcje zniknęły w chwili, gdy drzwi radiowozu zamknęły się za nimi.
Wasinka dnia 14.05.2011 11:10
Ech, odniosłam wrażenie, że były chwile, że mógł coś zdziałać. Subiektywne zupełnie.
Nie neguję Twojej opowieści ze względu na bohatera (ani w ogóle). To raczej dobrze, że wzbudza jakieś odczucia.
Pozdrowienia.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty