Na nieznanym globie 20 lat później. cz.1 - Teresa Hanna
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Na nieznanym globie 20 lat później. cz.1
A A A
Od autora: Jest to kontynuacja tekstu "Na nieznanym globie" opublikowanego jakiś czas temu na łamach Portalu Pisarskiego. Ta część została napisana jako pierwsza a opublikowana wcześniej była pomyślana jako prequel. Ponieważ zdecydowałam się na publikację dopiero po napisaniu wszystkiego postanowiłam zachować chronologię zdarzeń. Może lepiej byłoby zacząć czytać od obecnie przedstawionej części ponieważ jest w niej więcej opisów tamtego świata, których niektórym brakowało. Dopisałam słowa piosenki wprowadzającej, tak jak to robią w filmach.

NA NIEZNANYM GLOBIE

Dalsze dzieje cz.1

 

 

Gdy samotna ku niebu zwracam twarz

Widzę tylko niezliczoną ilość gwiazd.

Wokół niepojęta głębia

Czarną pustką się wypełnia.

Przestrzeń co nie kończy się

Każdej nocy wzywa mnie.

Ktoś nieznany mi zupełnie

Przeprowadził mnie przez głębie,

Obcy glob pokazał mi

Gdzie inaczej płyną dni.

Tu po drugiej stronie

Cały świat w ogniu tonie.

I nim wrócę znów na Ziemię

Przejść muszę przez płomienie

By odnaleźć siebie

Zagubioną w mrocznym niebie

Wśród miliona gwiazd.

 

 

 

ROZDZIAŁ I

 

Pokój był duży, zupełnie biały i prawie pusty. Znajdowała się w nim tylko jeden sprzęt, wygodne łóżko, na którym leżała młoda dziewczyna. Właściwie był to gruby na ponad pół metra materac, wielki i okrągły, ustawiony na środku pomieszczenia. W ścianach nie było okien, tylko przez przejrzystą sufitową kopułę znajdującą się bezpośrednio nad łóżkiem widać było rozgwieżdżone niebo i księżyce. Dwa księżyce.

 

Na imię miała Lana i jeszcze kilka dni temu nie zdawała sobie sprawy ze swego przeznaczenia i siedząc samotnie w swoim domu, gdzieś w środkowej Europie zastanawiała się, jak będzie wyglądać jej życie. Dzisiaj znajdowała się dwa i pół miliona lat świetlnych od Ziemi, w sąsiedniej galaktyce. Planeta, o istnieniu której nie wiedział nikt na rodzinnym globie miała teraz być jej tymczasowym miejscem pobytu.

Urodziła się i mieszkała niemal w samym środku Europy w wielkim mieście, matka wychowywała ją sama a o ojcu wiedziała tylko tyle, że pochodzi z dalekiego kraju. Rodzice rozstali się przed jej urodzeniem przez wojnę, która ogarnęła tamten kraj. Matka wróciła do Europy a ojciec tak był zaangażowany w wojnę, iż pozostał tam na zawsze i od tej pory stracili wszelki kontakt. Tylko tyle powiedziała jej matka. Zresztą cała przeszłość jej rodziców była owiana jakąś tajemnicą i nie mówiło się o niej w domu, Od dziecka czuła, że jest inna niż pozostali rówieśnicy, chociaż nie do końca zdawała sobie sprawę na czym ta inność polega. Być może to poczucie odmienności miało związek ze specyficznym znamieniem jaki nosiła na prawym ramieniu. Było duże i miało wyraźny kształt przypominający kometę z potrójnym warkoczem. Wiedziała od matki, że takie samo znamię nosił jej ojciec, i na tym koniec, wszelkie próby dowiedzenia się czegoś więcej kończyły się zapewnieniem, że gdy skończy dwadzieścia lat dowie się wszystkiego. Dwadzieścia lat żyła więc w poczuciu odmienności, w kręgu tajemnic nie mogąc odnaleźć swojej tożsamości a gdy już ją odnalazła okazała się ona zadziwiająco nieprawdopodobna.

Niedawno właśnie dobiegła lat dwudziestu i oto wczoraj dowiedziała się, że ma do spełnienia misję w galaktyce Andromedy. I pewnie potraktowałaby tę wiadomość jako głupi żart, gdyby Egon - wysłannik z Nakarunu nie zjawił się rzeczywiście w jej domu i nie przeprowadził jej przez tunel czasoprzestrzeni łączący obie galaktyki. I być może leżąc pod przejrzystą kopułą dalej nie wierzyłaby w to co się stało gdyby nie owe dwa księżyce świecące niedaleko siebie na bezchmurnym niebie.

Egon pojawił się nagle, wdarł się w jej życie niespodziewanie, jak piorun w słoneczny dzień i wywrócił wszystko do góry nogami. Nigdy nie zapomni tej chwili. Był wieczór i robiło się już ciemno. Siedziała sama w pokoju na piętrze niewielkiego domu, w którym spędziła całe dotychczasowe życie i po raz kolejny przeglądała dokumenty starając się odnaleźć cokolwiek, co pozwoliłoby jej zrozumieć czego matka nie zdążyła jej przed śmiercią wyjaśnić a czego miała się dowiedzieć po ukończeniu dwudziestu lat. W pewnej chwili domową ciszę przerwał lekki szmer w salonie. Ponieważ była w domu sama, zaniepokoiła się trochę, zeszła więc po schodach najciszej jak się dało. Przy kominku stał nieznany jej mężczyzna i oglądał stojące tam zdjęcia. Wyglądał dość oryginalnie. Mógł mieć czterdzieści pięć, może sześć lat, miał gładko wygoloną twarz i krótko obcięte włosy. Jego ubiór odbiegał od tych jakie widywała na co dzień. Nosił długą do kolan tunikę z szerokimi rękawami oraz dopasowane spodnie z grubego i jakby nieco zmiętego materiału. W prawej ręce trzymał jakiś osobliwy przedmiot, coś w rodzaju krótkiej laski z wąską rękojeścią przypominającej zwyczajny pręt spłaszczony w jednym brzegu. Na pierwszy rzut oka trudno było odgadnąć do czego ów przedmiot może służyć, ale raczej nie do podpierania.

- Miałem nadzieję, że będziesz na mnie czekać u wejścia do tunelu – powiedział nie odwracając głowy.

Słowa nieznajomego wprawiły ją w jeszcze większe osłupienie niż sama jego obecność i przez chwilę nie umiała znaleźć na nie odpowiedzi. Stała bez słowa, zdziwiona z wytrzeszczonymi oczami jakby zobaczyła zjawę. Oczywiście nie uszło to uwagi przybysza, podniósł wzrok znad oglądanej właśnie fotografii, spojrzał na schodzącą ze schodów dziewczynę i tym razem to na jego twarzy odmalowało się zdziwienie. Nie ją spodziewał się tu zobaczyć.

-Ty nie jesteś Anną – rzekł powoli – ty jesteś…

- Jestem jej córką – odpowiedziała odzyskując pewność siebie – a kim ty jesteś i skąd znasz mamę?

- Ty jesteś jej córką – powtórzył a po chwili nieco zaniepokojony spytał - Gdzie jest Anna?

Zawahała się. Oto ten zupełnie obcy mężczyzna zachowuje się tak jak gdyby doskonale znał jej matkę, wszedł niepostrzeżenie do jej domu i w dodatku spodziewał się, że jej matka będzie na niego czekać u wejścia do jakiegoś tunelu. I tylko nie wie, że to niemożliwe.

- Gdzie jest twoja matka? – usłyszała jeszcze bardziej zaniepokojony głos przybysza.

- Mama… mama nie żyje – powiedziała niepewnym głosem – zginęła pół roku temu w wypadku… Kim jesteś?

Mężczyzna nie odpowiedział. Na twarzy pojawił się grymas bólu zmieszany z niedowierzaniem, patrzył na dziewczynę jakby sprawdzając czy nie wprowadza go w błąd. Jej przygnębiona mina nie pozostawiała złudzeń. Usiadł na fotelu przed kominkiem i ukrył twarz w dłoniach. Zapanowała przykra cisza przerywana tylko tykaniem zegara, wreszcie po kilku minutach usłyszała cichy i bardzo smutny głos:

- Spóźniłem się, spóźniłem się o całe pół roku… Anno, wybacz mi.

- Kim jesteś – powtórzyła.

- Jestem Egon Alkor, pochodzę z Nakarunu i widzę, że Anna nie zdążyła ci o mnie powiedzieć.

Egon posiedział jeszcze chwilę bez ruchu próbując pozbierać się po tej nieszczęsnej wieści potem wstał i podszedł do Lany i trochę na siłę nie zważając na protesty odsłonił jej prawe ramię.

– Nosisz znamię Hiarona – rzekł przyglądając się przez chwilę komecie z potrójnym warkoczem - nadszedł już czas byś poznała prawdę o sobie.

Potem usłyszała to czego nie zdążyła opowiedzieć jej matka a co doprowadziło ją do odmiennego świata, do tego pustego pokoju z przejrzystą kopułą i do zupełnie obcych ludzi, których nie znała.

Egon był jednym z tych nielicznych mieszkańców obcego świata, którzy odkryli tunel w czasoprzestrzeni łączący dwie sąsiednie galaktyki, Drogę Mleczną i Andromedę, obliczyli czas i miejsce jego otwierania się na Nakarunie i to właśnie on zaryzykował i samotnie przeszedł przez kosmiczną pustkę w nieznane. Trafił na Ziemię gdzie spotkał – Annę, późniejszą matkę Lany i gdzie zaczęła się ta historia, w którą trudno było uwierzyć od razu. To dzięki Annie Egon mógł przeżyć na Ziemi bezpiecznie do czasu ponownego otwarcia tunelu i poznać obcy świat. W zamian za to zabrał ją na kolejny rok na swoją planetę by zobaczyła jego ojczyznę i poznała jego przyjaciół. Tutaj spotkała Hiarona i została jego żoną, potem trafiła w sam środek konfliktu, który przerodził się w wojnę domową i zmusił ją do ucieczki na Ziemię. Wówczas to tunel zamknął się na dwadzieścia lat i dopiero teraz nastąpiło jego kolejne otwarcie.

Lana słuchała kręcąc głową z niedowierzaniem. To co usłyszała nie mieściło jej się w głowie, wiedziała, że przeszłość jej rodziców skrywa jakaś dziwna tajemnica, nie przypuszczała, że aż tak nieprawdopodobna. Dopiero gdy Egon odsunął płytę w podłodze w pokoju matki i pokazał jej skrytkę, o której nie miała pojęcia, a potem wyjął z niej dokumenty i zdjęcia sprzed ponad dwudziestu lat nie mogła dłużej zaprzeczać. Kończąc swoją opowieść Egon zapewnił, że Anna czekała na jego przybycie i na pewno zgodziłaby się wrócić z nim na Nakarun i pomóc jej mieszkańcom. Poprosił też by Lana ją zastąpiła. W zamian za to miała poznać niepoznawalne, ową tajemniczą rzeczywistość istniejącą w tym samym Wszechświecie, niewiarygodnie odległą i przez to niedostępną dla zwyczajnych ludzi. Był tylko jeden problem, decyzję musiała podjąć w jeden dzień, tunel bowiem miał otworzyć się jeszcze tylko raz następnego dnia wieczorem a potem zniknąć na kolejny rok.

Nie bez wahania zgodziła się przejść z nim przez międzygalaktyczną szczelinę i spędzić następny rok w dalekim miejscu, poza zasięgiem ziemskich teleskopów i wykonać zadanie, którego nie mogła już wypełnić jej matka. Teraz leżąc na wielkim materacu i wpatrując się w gwiazdy zastanawiała się dlaczego właściwie zdecydowała się się na ten nierozważny krok rozpoczynający podróż w nieznane. Powodów było kilka. Częściowo zrobiła to zapewne dlatego, że chciała wreszcie poznać prawdę o sobie i o swoim ojcu, którego mogła tam poznać. Zawsze miała niejasne przeczucie, że jej życie potoczy się inaczej niż pozostałych ludzi a poza tym światem jest jakiś inny, do którego po cichu tęskniła i gdy wreszcie jej przeczucia okazały się realne nie była w stanie się oprzeć. Po śmierci matki nie mogła znaleźć sobie miejsca, czuła jakąś wewnętrzną pustkę toteż propozycja Egona wydała jej się atrakcyjna. Trochę też trudno jej było uwierzyć w to co usłyszała. Mimo oczywistych dowodów znalezionych w skrytce, musiała naocznie przekonać się, że Nakarun naprawdę istnieje a Egon mówił prawdę.

Przekonała się o tym niezbicie. Przekonała się, że dwieście metrów od jej domu w niewielkim zagajniku, dokładnie o wyznaczonej przez Egona godzinie utworzyła się ledwie zauważalna szczelina i oboje weszli przez nią do mrocznego tunelu, w którym nie było nic a przestrzeń skurczyła się tak bardzo, iż wystarczyło zrobić jeden krok by znaleźć się po drugiej stronie, w innej rzeczywistości. Zrozumiała też dlaczego matka kilka lat temu wzięła olbrzymi kredyt by wykupić ów zagajnik. To właśnie tu przez najbliższe trzy lata otwierał się będzie międzygalaktyczny tunel.

Zanim opuścili Ziemię Egon opowiedział jej trochę o tym jak wygląda jego planeta i zapewnił, że będzie mogła na niej normalnie egzystować.

Nakarun był bowiem bardzo podobny do Ziemi i mimo wielu istotnych różnic panowały na nim warunki umożliwiające życie istotom takim jak na Ziemi. Krążył on wokół gwiazdy o podobnej wielkości co Słońce, oprócz niej w układzie planetarnym tej gwiazdy było jeszcze pięć innych planet ale życie występowało tylko na nim. Działo się tak dlatego, że tylko jego orbita znajdowała się w takiej odległości od gwiazdy by panowały na niej temperatury umożliwiające istnienie wody w stanie ciekłym co jest niezbędne dla organizmów. Z odległością każdej planety od gwiazdy wiąże się nieodłącznie prędkość z jaką porusza się ona wokół niej a tym samym okres jej obiegu. W przypadku Nakarunu, co nie powinno nikogo dziwić, był on prawie taki sam jak na Ziemi. Ponieważ jednak obracał się on trochę wolniej wokół własnej osi jej doba była dłuższa a rok miał tylko 301 tutejszych dni, chociaż przeliczając na ziemskie doby nie było większej różnicy.

Masa planety decyduje o jej grawitacji, która także ma znaczenie dla życia. Aby mogli na niej żyć ludzie i organizmy typu ziemskiego, poruszające się tak jak na Ziemi grawitacja obu planet musiała być zbliżona i tak było w istocie, mimo znaczących różnic w długości średnic. Egon wyjaśnił tę pozorną anomalię mniejszą gęstością jego globu.

Prawie całą powierzchnię Nakarunu pokrywał jeden wielki ocean a stały ląd tworzył zwarty prakontynent otoczony masami wody, podobnie jak to kiedyś miało miejsce na Ziemi. I najważniejsze – atmosfera, bez niej człowiek nie przetrwałby zbyt długo. Była gruba, przejrzysta i zawierała odpowiednią ilość tlenu. To dzięki niej życie ma wszystko czego potrzebuje do swojego rozwoju i nie przeszkadzają mu pozostałe różnice a było ich jeszcze trochę. Jedną z nich była inaczej ustawiona oś obrotu. Na Nakarunie była ona prostopadła do płaszczyzny obiegu wokół gwiazdy dlatego nie występowały tam pory roku. Pogoda w poszczególnych rejonach była stabilna i zależała zasadniczo tylko od odległości rejonu od równika i ukształtowania terenu. W większości zamieszkałych miejsc panują tu temperatury dodatnie, oscylujące wokół dwudziestu pięciu stopni i tylko w okolicach podbiegunowych osiągają zawrotnie niskie wartości.

Jeszcze jedna ciekawostka. Wokół Nakarunu krążyły trzy skaliste księżyce, dwa Lana ujrzała natychmiast po postawieniu pierwszego kroku na nieznanym globie. Były mniejsze niż ten ziemski i świeciły w niewielkiej odległości od siebie. Trzeci zobaczyła dopiero w dzień gdyż był zawsze w opozycji do dwóch pozostałych i nigdy nie był widoczny razem z nimi.

Otrzymane od Egona informacje na temat planety dawały jej pewien obraz tego co tam zastanie, tak że wchodząc do tunelu odczuwała tylko ciekawość. Gdy oboje przekroczyli barierę czasoprzestrzeni a szczelina zamknęła się poczuła się jakoś nieswojo. Niby wszystko było podobne, twardy grunt pod stopami i gwiaździste niebo, tu także był wieczór ale jednak jakiś inny. dwa księżyce nie pozostawiały złudzeń, to nie była Ziemia.

- Jesteś pewien, że za rok tunel otworzy się znowu? – spytała

- Wszystkie nasze wyliczenia to potwierdzają. Za rok a potem jeszcze dwa razy również w rocznych odstępach czasowych.

- A jeśli źle coś obliczyliście?

- Błędy zawsze mogą się zdarzyć, do tej pory wszystko się zgadzało, nie widzę powodu dlaczego teraz miałoby być inaczej. Spokojnie, dopilnuję byś mogła wrócić kiedy zachcesz..

- Mam nadzieję, że wiesz co mówisz…

Egon znał jej rodzimy język, nauczył się go przebywając na Ziemi, jej włożył na ucho niewielkie urządzenie, prawie niewidoczne, dzięki któremu mogła porozumiewać się bez problemu ze wszystkimi mieszkańcami Nakarunu. Był to uniwersalny tłumacz, urządzenie tłumaczące na jej język słowa rozmówcy oraz jej słowa na język rozmówcy. Ten elektroniczny aparat należał do jej matki i został wyjęty przez Egona ze skrytki pod podłogą. I jak się okazało działał, wystarczyło tylko zmienić mu baterie zasilające. Egon miał je ze sobą więc ponowne uruchomienie urządzenia zajęło chwilę.

Na Nakarunie tunel otwierał się wśród skał na zupełnym pustkowiu. Zejście w dolinę nie należało do łatwych. Ścieżka była stroma i kamienista, poza tym było ciemno. Księżyce nie dawały zbyt wiele światła, jednak Egon panował nad sytuacją. Znał doskonale drogę a ponadto przedmiot, który przez cały czas trzymał w ręku okazał się świetnym źródłem światła. Wystarczyło nacisnąć w odpowiednim miejscu by jego głowica rozbłysła jak pochodnia.

- A więc do tego służy twój kij podróżny – powiedziała dziewczyna nie ukrywając zdziwienia.

- Między innymi. To tamaran, prototypowe urządzenie, na razie jedyne. Jestem na etapie jego testowania.

- Jak na razie sprawdza się chyba bez zarzutu.

Po godzinie marszu oczom ich ukazał się niesamowity widok, w dolinie, dość jeszcze daleko, rozpościerała się ogromna metropolia tonąca w niebieskawym blasku milionów świateł. Ciągnęła się poza horyzont we wszystkich kierunkach jak świetlista plama na ciemnym dywanie doliny.

Był to Erydon, główna prowincja Alatydy, w której – jak powiedział jej Egon – znajdowało się centrum zarządzania państwem. Lana przyglądała się z zachwytem i niepokojem skrywającej ludzkie siedziby poświacie, tam właśnie zmierzali, to te miasto miało stać się przez najbliższy okres jej tymczasowym miejscem pobytu a budowla z przejrzystą kopułą - domem

Wspomnienia minionych chwil stawały się coraz bledsze, księżyce zniknęły z pola widzenia, wreszcie dziewczyna pogrążyła się w głębokim śnie zapominając o wszystkich nieprawdopodobnych wydarzeniach upływającego dnia. Następne dni miały przynieść nowe doświadczenia i zmusić ją do podejmowania kolejnych, nie dających się cofnąć decyzji, które sprowadzą na nią same kłopoty i sprawią, że jej życie już nigdy nie będzie takie samo.

 

 

ROZDZIAŁ II

 

 

Przez pierwsze dwa dni Lena przystosowywała się do życia na obcej planecie i uczyła się zwyczajów jej mieszkańców. Zamieszkała u Hiady Loriny, która tak jak Egon była członkiem Królewskiego Stowarzyszenia Rozwoju Nauk nazywanego krótko FERA od pierwszych liter języka Alatydów. Stowarzyszenie to odgrywało bardzo ważną rolę w państwie. Jego zadaniem była ochrona bezpieczeństwa i niepodległości kraju a także rozwój wszelkich nauk. Członkowie FERY rekrutowali się spośród najbardziej odpowiedzialnych mieszkańców wszystkich dziesięciu prowincji-miast jakie wchodziły w skład Alatydy a ze względu na ważkość spraw jakimi się zajmowali zobowiązani byli do składania przysięgi na wierność najwyższej sprawie jaką jest dobro społeczeństwa. Mieli dużą niezależność i swobodę działania, toteż przyjęcie w poczet członków Stowarzyszenia nie było sprawą łatwą. Musieli przejść bezbłędnie wiele testów, odznaczać się nieprzeciętną inteligencją a przy tym odwagą i sprawnością fizyczną. Takie połączenie predyspozycji psychofizycznych dawało im szerokie możliwości poznawcze i umożliwiało wykonywanie zadań z pozoru niemożliwych do wykonania.

To właśnie oni, dzięki prowadzonym na szeroką skalę badaniom, dowiedzieli się o istnieniu dróg łączących różne miejsca we Wszechświecie. Jedną z tych dróg był ów tunel biegnący przez Andromedę i Drogę Mleczną. W określonych, dających się przewidzieć, niestety nieregularnych odstępach czasowych tunel ten otwierał się na Nakarunie z jednej i na Ziemi z drugiej strony. Dzięki zaawansowanej technologii i nowoczesnym przyrządom członkowie FERY mogli obliczyć zarówno czas jak i miejsce otwierania się tunelu. Stwierdzili, że zależą one od wzajemnego położenia obu planet w przestrzeni Wszechświata i dlatego ulegają znacznym rotacjom.

Ze względów bezpieczeństwa wiedza o istnieniu tunelu jak i o wyprawie Egona do innego świata została objęta klauzulą najwyższej tajności. Trudno byłoby bowiem przewidzieć skutki upowszechnienia tej wiedzy i umożliwienia niekontrolowanego dostępu do tunelu zarówno po jednej jak i po drugiej jego stronie. Tak Ziemię jak i Nakrun zamieszkiwali ludzie, żądni nowych zdobyczy i władzy, o nieposkromionej chęci podporządkowywania sobie innych narodów i zagarniania nowych terenów.

Nakarun, chociaż trochę większy, był bardzo słabo zaludniony a poziom rozwoju cywilizacyjnego był nieco inny niż mieszkańców Ziemi. W niektórych dziedzinach, przede wszystkim w dziedzinie zbrojeń, był on znacznie niższy. Przekonał się o tym Egon Alkor, gdy wysłany przed laty z misją zwiadowczą spędził rok na Ziemi zamieszkałej przez siedem miliardów ludzi, którzy opanowali wszystkie możliwe do zasiedlenia lądy, i którym coraz bardziej zaczynało brakować surowców do dalszego rozwoju. Ponadto dysponowali bronią atomową nieznaną mieszkańcom Nakarunu a także o wiele potężniejszą bronią konwencjonalną. Egon bardzo szybko zrozumiał, że jego planeta nie ma szans w starciu z potęgą militarną armii ziemskich. Dlatego o tym skąd pochodziła Lana, a wcześniej jej matka dokładnie wiedzieli tylko członkowie FERY. Władze Alatydy, a więc król lub królowa oraz Zgromadzenie Doradców, otrzymali informację tylko o tym, że jest mieszkanką innej planety, sposób jej przybycia pozostawał tajemnicą, którą wszyscy zobowiązani byli szanować .

 

Hiada była pierwszą osobą, którą Lana poznała zaraz po przybyciu na Nakarun. To właśnie ona czekała na nich u bram Erydonu w niedużym pojeździe pozbawionym kół. Gdy oboje zeszli z gór w dolinę i zbliżyli się do niej na odległość pozwalającą na kontakt wzrokowy, wysiadła z pojazdu i przywitała ich krzyżując ręce na piersiach i lekko skłaniając głowę. Ponieważ Egon uczynił podobnie, gest ten, trochę niezdarnie i trochę spóźniona powtórzyła Lena.

Hiada była piękną, bardzo smukłą kobietą o ciemnych włosach zebranych w luźny węzeł. Długa, wąska suknia i luźny płaszcz do kostek powodowały, że wydawała się wyższa niż w rzeczywistości. Miała jasną cerę i niebieskie oczy patrzące na świat spokojnie i przyjaźnie. Na widok Lany na jej twarzy odmalowało się lekkie zdziwienie. I choć zdziwienie szybko ustąpiło miejsca uśmiechowi nietrudno było zauważyć, że oczekiwała kogoś innego. Zresztą nie tylko ona. Pozostałych pięciu członków Rady Najwyższej Stowarzyszenia także spodziewało się innej osoby. Lana stanęła przed nimi wkrótce po przybyciu na obcą planetę, gdy tylko Hiada przywiozła ich swoim bezkołowym pojazdem do Siedziby Głównej. Czekali na nich w centralnej sali zalanej błękitnym światłem, prawie zupełnie pustej, przestronnej i jasnej. Byli to mężczyźni w średnim wieku, ubrani w długie tuniki i płaszcze, podobne do tego jaki nosiła Hiada. Widok Lany nie ucieszył ich zupełnie, wręcz przeciwnie, nie próbowali nawet ukrywać rozczarowania. Egon przez dłuższą chwilę wyjaśniał im dlaczego to nie Annę przywiózł ze sobą z całym przekonaniem tłumacząc, że wystarczy tylko trochę zmodyfikować plan a Hiaron na pewno ustąpi i misja nie zostanie zagrożona.

Dzięki uniwersalnemu tłumaczowi zrozumiała rozmowę i bardzo się zirytowała. Pokonała niewyobrażalną odległość dzielącą galaktyki by spotkać się z takim przyjęciem! Poczuła się jak intruz i zaczęła żałować, że dała się tak łatwo namówić na tę „wycieczkę”. Gdyby nie to, że nie miała dokąd, uciekłaby stamtąd natychmiast. Jej niezadowolenie od razu dostrzegł Egon i doskonale je rozumiał. Przerwał rozmowę i szybko zwrócił się do wszystkich:

- Wybaczcie ale oboje jesteśmy bardzo zmęczeni, proponuję przełożyć rozmowę na późniejszy, bardziej dogodny dla nas czas. Hiado, zabierz Lanę do swojego domu a my także udajmy się do innych zajęć.

Nikt nie zaoponował i chwilę później obie siedziały w bezkołowym pojeździe, tym samym, którym tu przyjechali. Poruszał się on po ledwie widocznym torze, lekko unosząc się nad nim. Wkrótce też znalazły do domu Hiady, gdzie Lana uspokoiła się po niezbyt szczęśliwym początku i odpoczęła. Tutaj też od tej pory zamieszkała.

Kilka następnych dni spędzonych na Nakarunie pozwoliło jej oswoić się z nową sytuacją i poczuć, że jest częścią ogromnego Wszechświata pełnego mniejszych światów i czekających na odkrycie swoich tajemnic. Zdawało jej się chwilami, iż czuje jak przepływa przez nią kosmiczna energia łącząca wszystkie galaktyki a odległość między nimi jest tylko pozorna. Musiała też jakoś zaakceptować swojego pochodzenie i pogodzić się z przynależnością do dwóch różnych światów Gdy jej się to częściowo udało, bez wewnętrznego oporu zaczęła przygotowywać się do misji, którą miała wypełnić jej matka. Zaczęła nawet coraz niecierpliwiej oczekiwać jej rozpoczęcia, gdyż miała wówczas poznać swojego ojca i zobaczyć jaki naprawdę był.

Hiada, aczkolwiek niechętnie, opowiedziała jej trochę więcej szczegółów z pobytu Anny na Nakarunie. Okazało się, że obie panie zaprzyjaźniły się wówczas bardzo a ponadto Hiada była przyrodnią siostrą ojca Lany – Hiarona Misara. Niestety związek Anny i Hiarona był kompletną porażką i zakończył się szybko i burzliwie, tak jak zwykle gdy spotykają się dwa odmienne światy i gdy nie ma możliwości porozumienia. Poza tym Hiaron nie był pozytywnym bohaterem. To on właśnie rozpętał wielką wojnę domową, która trwała pięć lat i pochłonęła wiele ofiar. Po przegranej, na mocy układu pokojowego został zesłany na banicję do odległej krainy zamieszkałej przez niezbyt przyjaźnie nastawionych Manitów. Tam właśnie miała udać się Lana, by spotkać się ze swoim ojcem i przy okazji pomóc Alatydom zrealizować jakiś plan, który miała poznać później. Nic więcej Hiada nie chciała jej powiedzieć i to ją przerażało i ciekawiło jednocześnie. Zrozumiała też dlaczego matka nie chciała powiedzieć jej ani w dzieciństwie ani we wczesnej młodości kim jest naprawdę jej ojciec. Było to zbyt nieprawdopodobne i trudne do zaakceptowania. Tego musiała doświadczyć sama by zrozumieć. Chciała więc jak najszybciej wyjechać do tej Manitii i dowiedzieć się wszystkiego.

Tymczasem czas tutaj płynął wolno, zbyt wolno jak dla niej, lubiącej działanie i szybkie zmiany sytuacji, toteż gdy po dwóch dniach Hiada zapowiedziała, że wreszcie udadzą się razem do Wielkiego Laboratorium FERY, by spotkać się z członkami Rady Najwyższej i omówić szczegóły misji, jej radość nie miała granic. Zaczynała się już niecierpliwić spędzając większość czasu sama, chociaż Hiada dostarczyła jej ogromną ilość materiałów poznawczych. Były to głównie dźwiękowe informacje o Nakarunie, zawarte na przenośnych dyskach, które mogła zrozumieć dzięki elektronicznemu tłumaczowi, ale słuchanie ich w końcu ją znużyło i zapragnęła by wreszcie coś zaczęło się dziać. Poza tym do tej pory zdołała tylko dowiedzieć się, że spotka się ze swoim ojcem, dokładniejsze warunki i cel czekającego ją przedsięwzięcia miała poznać dopiero w FERZE, nic więc dziwnego, że czekała na ten moment z niecierpliwością.

Tego dnia wstała więc o wschodzie tamtejszego słońca podekscytowana i niespokojna. Na planecie dzień i noc zawsze stanowiły połowę doby, a jej długość odbiegała od długości doby ziemskiej, co trochę zaburzało jej dobowy cykl snu i czuwania. Z pomocą przychodziły liczne urządzenia, które sygnalizowały pory dnia i ułatwiały orientację w czasie i przestrzeni. I chociaż Alatydzi stosowali inną rachubę czasu i inne jednostki miar i wag, Egon konstruując elektronicznego tłumacza uwzględnił różnice i przeliczył wszystkie wielkości na obydwa języki, nie miała więc problemu z rozumieniem otaczającego ją nowego świata, wstawanie też okazało się proste.

O wyznaczonej godzinie delikatny dźwięk obudził ją bardzo szybko a okrągły materac, na którym spała zaczął się chować w podłogę, zmuszając ją do zejścia. Obszerny pokój z przeźroczystą kopułą, przez którą teraz wpadały promienie porannego słońca stawał się w zależności od potrzeb sypialną, salonem, jadalnią lub łazienką a nawet garderobą. Panel sterowania w jednej ze ścian umożliwiał zmianę funkcji pomieszczenia. Używając odpowiednich przycisków można było schować łóżko a na jego miejsce wysunąć wygodne siedziska i leżanki. W ten sam sposób z odpowiednich miejsc w ścianach do wnętrza pokoju można było przemieścić obszerną kabinę ze ścianą wodną czy ladę z hermetycznie zapakowanym posiłkiem.

Lana korzystała również z zestawu strojów, znajdujących się w ściennej garderobie. Aby nie odróżniać się od miejscowej ludności zostawiła w garderobie swoje legginsy i tunikę w biało niebieskie pasy a włożyła długą suknię z grubego materiału przypominającą suknię Hiady. Włosy związała w ogon, co nie specjalnie jej odpowiadało, przyzwyczajona była bowiem do luźno opadającej na ramiona fryzury, którą nosiła niezmiennie od lat. Takie uczesanie było jednak nie do przyjęcia w czasie oficjalnych spotkań, w tej zdyscyplinowanej społeczności, ściśle podporządkowującej się ogólnie przyjętym normom.

Cichy dzwonek jaki rozległ się gdy skończyła się ubierać, zasygnalizował przybycie Hiady. Wjechała w swoim bezkołowym pojeździe, tym samym, w którym czekała na nią i Egona na peryferiach miasta. Jedna ze ścian rozsunęła się i poruszany przez wielki elektromagnes wehikuł wjechał do środka po ledwie odróżniającym się od podłogi torze.

- Witam cię. Widzę, że jesteś już gotowa – powiedziała Hiada wykonując grzecznościowy skłon w kierunku Lany - wsiadaj proszę i ruszajmy. Do laboratorium jest dość daleko, znacznie dalej niż do Siedziby Głównej. Spóźnienie nie byłoby wskazane.

Chwilę potem jechały a właściwie sunęły po naziemnym torze mijając niskie budowle z kopulastymi dachami. Obok nich przemieszczały się inne, podobne do tego, w którym się znajdowały, pojazdy, a cały prywatny ruch odbywał się bezkolizyjną siecią dróg. Wysoko ponad kopułami przebiegała, również bezkolizyjna sieć torów dla wielkich transportowców. Dla Leny był to pierwszy wyjazd poza domostwo Hiady nic więc dziwnego, że przyglądała się wszystkiemu z nieukrywaną ciekawością. Podziw i niedowierzanie towarzyszyły jej za każdym razem gdy poznawała coś nowego. Wszystko co do tej pory tu widziała miało nieodparty urok nowości, było tak różne od tego do czego przywykła na Ziemi a jednocześnie nie mogła oprzeć się wrażeniu, że właściwie jest bardzo podobne. Trudno było jej zrozumieć jak to możliwe, że w odległych galaktykach istnieje takie samo życie a tacy sami ludzie myślą i tworzą na tyle podobnie, iż mogą się wzajemnie zrozumieć. Nie chcąc jednak wyjść na niedokształconą ignorantkę nie pytała, skupiając się raczej na tym co widziała. Miała nadzieję, że kiedyś sami jej to wyjaśnią. Przecież przez rok czegoś będą musieli ją nauczyć.

-Jestem zaskoczona – odezwała się korzystając ze sposobności poznania czegoś nowego - że wasze domy mają tyko jeden poziom. Jedziemy już jakiś czas, a nie spotkałyśmy żadnego wysokiego budynku.

- No cóż, nie brakuje nam terenów pod zabudowę a budowanie wzwyż wymagałoby znacznie większego nakładu energii. Ponadto musielibyśmy budować znacznie wyżej tory dla dużych pojazdów. Naszym podstawowym surowcem energetycznym jest wodór. Wykorzystujemy go do uzyskania energii elektrycznej w naszych elektrowniach, a także jako paliwo w sterowcach powietrznych. W partiach podbiegunowych znajdują się co prawda olbrzymie pokłady ciekłego wodoru ale jego wydobycie i transport są bardzo pracochłonne. Dlatego oszczędzamy energię i ograniczamy jej zużycie do niezbędnego minimum.

- Pokłady wodoru? Przecież wodór to gaz.

-Tak, ale w okolicach biegunów temperatura nawet w dzień nie podnosi się powyżej –90 C dlatego też głęboko pod powierzchnią gdzie panuje duże ciśnienie wodór znajduje się w stanie ciekłym.

.- Jak go sprowadzacie?

-Trzema wielkimi rurociągami. Jeden, najmniejszy biegnie bezpośrednio do Erydonu, a dwa pozostałe docierają do Umingii. Stamtąd wodór jest rozprowadzany do wszystkich terytoriów Alatydy. Umingia to prowincja, z której pochodzę, stamtąd też pochodził twój ojciec. Tam zaczął się konflikt a chęć zdobycia kontroli nad dostawami paliwa była jedną z głównych jego przyczyn. Nie mówmy o tym, co cię jeszcze interesuje?

Lana zdążyła się już wcześniej zorientować, że Hiada niechętnie mówiła o rozpętanej przez Hiarona wojnie, głównie dlatego, że był on jej, co prawda przyrodnim, ale jednak bratem i trochę wstydziła się za niego. Nie chcąc ani robić przykrości swojej, jak się okazało, ciotce, którą zresztą już polubiła ani zmuszać jej do powrotu pamięcią do tamtych wydarzeń nie drążyła tematu. Miała nadzieję, że stopniowo i tak dowie się wszystkiego jeśli nie od niej to od Egona. Do tej pory powiedzieli już wystarczająco dużo by mogła zbudować sobie w miarę spójny obraz tego co wówczas się działo. Skierowała więc znowu rozmowę na bardziej neutralne tematy i spytała:

- Powiedz mi jeszcze z czego budujecie domy? Wszystkie są białe i mają ciekawe kształty, niby proste a jednak eleganckie i wyrafinowane. I te przeźroczyste kopuły, przez które widać niebo. One są po prostu niesamowite.

Mówiła z nieukrywanym podziwem, Hiada uśmiechnęła się, widać było, że jest dumna z osiągnięć swojego kraju.

- To marazyt – odpowiedziała - minerał znajdujący się w dużych ilościach w tej części planety, którą zamieszkujemy, daje się łatwo formować gdy jest zmieszany z wodą i staje się bardzo trwały po wyschnięciu. Gorzej jest z przeźroczystym kwantonem, który występuje rzadko i trzeba go długo poddawać wysokiej temperaturze by stał się plastyczny i dawał się formować. Dlatego wykonujemy z niego tylko kopuły.

Lena przyglądała się z uwagą mijanym budowlom i podziwiała rozwiązania techniczne o jakich opowiadała jej Hiada, nie omieszkała też wyrazić swojego uznania słowami:

- Zbudowaliście wspaniałą infrastrukturę, jestem pod wrażeniem. Wasze urządzenia jakie zamontowaliście w domach i, jak się domyślam, we wszystkich innych budowlach są precyzyjne i doskonale ułatwiają życie. Wszystko działa bez zarzutu, jak się wam to udało?

- Na początku każdego przedsięwzięcia jest myśl. Najpierw ustalamy cel działania potem analizujemy wszystkie możliwości jego osiągnięcia i wybieramy najlepszą. Nie zdajemy się na przypadek ani instynkt, wszystko jest dokładnie przemyślane i obliczone a wówczas wykonanie jest tylko prostą konsekwencją naszego procesu myślowego.

- A gdyby coś poszło nie tak?

- Trzeba byłoby wszystko przemyśleć od początku. Jeżeli dobrze ułożysz w myśli plan działania i będzie on wykonalny musi się udać. Przynajmniej u nas w Alatydzie.

- Chyba wyjeżdżamy z miasta – zmieniła temat Lana - zaraz, mówiłaś, że nie budujecie wysokich domów, a przed nami widać coś z licznymi wieżami.

Rzeczywiście, domy ustąpiły miejsca otwartej przestrzeni a w oddali oczom ich ukazał ogromny kompleks budynków znacznie wyższych niż te, które mijały po drodze, a niektóre z nich przypominały wieże zwieńczone olbrzymimi czaszami.

-Tak, to właśnie Wielkie Laboratorium FERY, te wieże to ogromne teleskopy do obserwacji gwiazd. Są sytuacje gdy budowanie wzwyż jest konieczne i wówczas na te inwestycje nie powinno się żałować energii. Trzeba ją oszczędzać tam gdzie jest to możliwe. Za chwilę będziemy na miejscu.

Wkrótce pojazd zbliżył się do Wielkiego Laboratorium gdzie Lana mogła z bliska podziwiać kunszt miejscowych budowniczych. Ściany budynku były doskonale gładkie, jakby wykonane z jednego bloku chociaż bardziej wnikliwa obserwacja pozwoliła dostrzec ledwie widoczne miejsca łączenia poszczególnych elementów. Dwa z nich, z pozoru nieruchome i prawie niedostrzegalne, okazały się rozsuwaną bramą, która otworzyła się bezszelestnie, gdy tylko odległość między nią a pojazdem wyniosła około metra. Pojazd wjechał do długiego korytarza, którym dotarły do rozległej hali, z wielkim stołem projekcyjnym na środku. Wokół przyrządu stało sześciu mężczyzn i prowadziło cichą rozmowę. Był to Egon i owych pięciu, którzy tak niechętnie przywitali ją gdy zjawiła się na  planecie. Egon ubrany był tym razem podobnie jak pozostali w długą tunikę i płaszcz. Nie trzymał też w dłoni swojego tamaranu. Wyglądał dostojnie i sztywno jak tamci.„Zdecydowanie wolałam jego swobodniejsze wcielenie“ – pomyślała wysiadając za Hiadą z pojazdu. Mężczyźni natychmiast przerwali rozmowę i podeszli przywitać się jak nakazywał obyczaj. Najstarszy z nich skłonił się jako pierwszy i powiedział:

-Witajcie.

Potem nastąpiła krótka wymiana ukłonów a po niej mężczyzna zwracając się do Lany dość sztywno dodał:

- Jestem Kiron Prejan. Przyjmij wyrazy współczucia z powodu śmierci matki. Anna była jedną z nas i opłakujemy ją wszyscy razem z tobą. Dużo jej zawdzięczamy i nie zapomnimy nigdy tego co dla nas zrobiła. Zanim zmuszona była wrócić na Ziemię, obiecała, że gdy tylko międzygalaktyczny tunel otworzy się ponownie a na Nakarunie skończy się wojna przybędzie do nas raz jeszcze. Oczekiwaliśmy jej ponad dwadzieścia lat i nie dziw się, że gdy jej nie ujrzeliśmy byliśmy bardzo zawiedzeni. Cieszymy się, że przyjęłaś zaproszenie Egona i przybyłaś do naszego świata by go poznać i spędzić z nami najbliższy rok. Mamy nadziej, iż będziesz się u nas czuła dobrze i zechcesz zostać tutaj dłużej, nie będę też ukrywać, bardzo liczymy na twoją pomoc.

Zaskoczyło ją to długie powitanie i nie bardzo wiedziała co ma odpowiedzieć, spojrzała więc to na Hiadę, to na Egona szukając wsparcia, ale oboje milczeli wymownie. Zrozumiała, że będzie musiała sobie poradzić sama. Skłoniła się bardzo wolno aby zyskać na czasie po czym również wolno rzekła:

- Wdzięczna jestem za gościnność i życzliwe przyjęcie a przede wszystkim za możliwość poznania świata, z którego w połowie pochodzę. Mama zbyt długo zwlekała z powiedzeniem mi prawdy, zapewne obawiała się, że nie będę w stanie jej zrozumieć i uwierzyć. Przybycie Egona i jego opowieść były dla mnie szokiem i wyzwaniem. Jeżeli będę mogła zastąpić mamę jestem do waszej dyspozycji.

Na twarzy Kirona pojawił się delikatny uśmiech co zapewne oznaczało, że na taką odpowiedź czekał. Podszedł do Lany i ująwszy lekko jej dłoń podprowadził do stołu projekcyjnego, na którym wyświetlona była przestrzenna mapa jakiegoś globu. Lena domyśliła się, że jest to Nakarun, zaczęła więc wzrokiem szukać miejsca, w którym aktualnie się znajdowała. Z pomocą przyszedł Egon, który podświetlił znaczny fragment lądu rozciągający się gdzieś w pobliżu równika i jakby czytając w jej myślach powiedział:

-To Alatyda a my jesteśmy tutaj.

Czerwony pulsujący punkt na mapie wskazał dokładnie miejsce położenia Wielkiego Laboratorium FERY. Po chwili na mapie pojawiły się granice dziesięciu prowincji Alatydy z największą Erydonem, pulsujące punkty wskazały położenie Głównej Siedziby FERY i dom Hiady, w samym centrum Erydonu podświetlił się też niewielki obszar w kształcie trapezu.

- To pałac i gmach Zgromadzenia Doradców, jutro pojedziemy tam i przedstawię cię królowej – rzekł Egon.

- Królowej? – spytała zdziwiona.

-Tak – pośpieszył z wyjaśnieniami Kiron, który jako najstarszy był przewodniczącym Rady Najwyższej FERY – bez wiedzy i zgody królowej nie możemy prowadzić żadnych działań poza granicami kraju. Poza tym jest to wizyta kurtuazyjna, królowa na pewno zechce cię poznać. Chcemy też wykorzystać rządowy sterowiec i zbrojne wyposażenie oraz paru ludzi.

- Zbrojne wyposażenie? Czyżbyśmy jechali na wojnę?

- Oczywiście, że nie, musimy dotrzeć do obcego kraju, niezbyt nam przyjaznego i choć jesteśmy z nim teraz w stanie pokoju i prowadzimy wymianę handlową, nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć.

- Spokojnie - wtrącił Egon - to tylko krótka broń do samoobrony. Kraj Manitów nie jest tak uporządkowanym krajem jak Alatyda, często zdarzają się tam bójki i ataki na przybyszów, dlatego musimy się zabezpieczyć. Zanim dotrzemy do siedziby Zariata możemy spotkać się z agresją ze strony miejscowych grup przestępczych.

- Nie zmuszamy cię do niczego – dodał po chwili – jeśli uważasz, że nie jesteś gotowa, możemy to odłożyć.

Lana zastanowiła się przez chwilę. Broń kojarzyła jej się z wojnami, napadami i przemocą a tego nie znosiła. Wolała zawsze unikać wszelkich konfliktów a ze zbrojnymi na szczęście nie miała do czynienia. Nie myślała też, że spotkanie własnego ojca może być takie ryzykowne. Z drugiej strony nie lubiła rezygnować z raz obranej drogi. Nie po to zdecydowała się na to przedsięwzięcie by teraz cofać się z byle powodu. Zresztą co miałaby tu przez rok robić?

-W porządku – odpowiedziała – nie zrezygnuję. Proszę tylko nie ukrywajcie nic przede mną. Przybyłam tu by dowiedzieć się jak najwięcej i jak najdokładniej poznać ten świat, w którym tyle czasu spędziła moja matka. Gdybym nie była zdecydowana nie byłoby mnie tutaj.

- Nie ukryjemy niczego – zapewnił szybko Kiron jakby obawiając się by nie zmieniła zdania – misja nie jest niebezpieczna, ale pewne ryzyko zawsze istnieje.

- Kiedy poznam szczegóły?

- Już niebawem. Egon i Hiada przedstawią ci cel i plan działania a my – tu wskazał na siebie i czterech milczących cały czas mężczyzn – udamy się do swoich zajęć Najpierw, jeżeli pozwolisz, chciałbym oprowadzić cię po laboratorium.

Zgodziła się z radością. Miała zamiar później poprosić Hiadę by pokazała jej to niezwykłe miejsce toteż propozycja Kirona przypadła jej do gustu. Wolałaby, co prawda, zwiedzać laboratorium z kimś, przy kim czułaby się bardziej swobodnie skoro nie było to możliwe była zadowolona z takiego obrotu sprawy.

Wyszli przez rozsuwane drzwi i znaleźli się w ogromnym holu oddzielonym od poszczególnych sektorów przeźroczystymi szybami. Kiron, z sobie właściwą powagą, prowadził ją przez wszystkie działy tej wielkiej fabryki wiedzy cały czas opowiadając o zadaniach jakie realizują. I tak był tu dział rozwoju rolnictwa, dział techniczny zajmujący tworzeniem nowych technologii, dział konstrukcji maszyn precyzyjnych, itp. Właściwie każda dziedzina gospodarki i nauki miała tu swoje przedstawicielstwo. Tutaj powstawały projekty i plany, tu tworzone były prototypy różnorakich urządzeń, również tutaj badany był Wszechświat. Sprawdzone i przetestowane technologie przekazywane były stąd do poszczególnych prowincji gdzie były produkowane na szeroką skalę.

Słuchała zafascynowana. Obserwowane przez nią konstrukcje Alatydów odbiegały wyglądem od tych ziemskich, chociaż służyły bowiem podobnym celom, potrzeby ludzi wszędzie są podobne. Szczególnie zainteresowały ją tutejsze maszyny do zadań specjalnych, jak je nazywano, czyli odpowiedniki znanych jej i powszechnych na Ziemi komputerów. Czuła się wobec Kirona trochę skrępowana więc prawie się nie odzywała, jednak gdy zaczął omawiać możliwości jakimi dysponują ich urządzenia rzekła z nieukrywanym podziwem:

- Jestem pod wrażeniem, czy udało się wam zbudować myślące maszyny?

- Myślące maszyny? - Kiron roześmiał się szczerze – nie, nie, nawet nie próbujemy.

- Dlaczego się śmiejesz?

Mężczyzna przestał się śmiać i już zupełnie poważnie powiedział:

- Wybacz. Dzięki wyprawie Egona wiemy sporo o tym co dzieje się na Ziemi i słyszeliśmy, że wy, Ziemianie marzycie o stworzeniu sztucznej inteligencji. Mam dla was radę, stwórzcie najpierw życie w najprostszej postaci a dopiero potem mówcie o bardziej skomplikowanych procesach. Inteligencja i związane z nią myślenie jest wyższą funkcją życia i bez niego nie istnieje. W naszym rozumieniu myślące maszyny to fikcja. Spójrz, tutaj zbudowaliśmy wiele elektronicznych urządzeń wykonujących błyskawicznie i z niebywałą precyzją takie skomplikowane czynności, których żaden człowiek nie byłby w stanie wykonać w równie krótkim czasie, ale zrozum, obliczenia to nie myślenie to czynność mechaniczna. Ktoś myślący musiał taką maszynę zaprogramować i musi ją obsługiwać.

- Myślałam, że może tutejsza technika jest bardziej zaawansowana niż ziemska, widzę, że chyba niekoniecznie.

Kiron spojrzał na nią uważnej, nie zamierzał zgodzić się z tą opinią

- Prawdą jest - rzekł powoli - że ziemska technika przewyższa naszą pod niektórymi względami. Nasze silniki nie mają takiej mocy by pokonać ciążenie planety i wynieść cokolwiek na orbitę. Dlatego w dziedzinie komunikacji bijecie nas na głowę, ale nie w zakresie mocy obliczeniowej i wykonawczej naszych maszyn. Nie potraficie gromadzić energii elektrycznej na dużą skalę, wasze akumulatory mają znacznie mniejszą  pojemność i są bardzo nietrwałe a maszyny w porównaniu z naszymi są bardzo energochłonne. Tu na Nakarunie opanowaliśmy w znacznie większym stopniu sztukę magazynowania energii, w niewielkich bateriach mieścimy jej tyle, że nawet duże urządzenia mogą pracować bez ładowania przez wiele dni a i tak nie jesteśmy w stanie stworzyć samoregenerujących się maszyn więc nie zawracamy sobie głowy nierealnymi projektami. Nie, nie zapewniam cię, w przewidywalnej przyszłości nikt z żyjących ani tu ani na Ziemi nie stworzy czegoś co przypominałoby ludzki mózg i w taki sposób przetwarzało energię by wykorzystać ją z niewielkimi stratami, a myślenie to bardzo energochłonny proces.

Zgodziła się z nim, właściwie sama nigdy nie wierzyła w możliwość konstruowania maszyn, które same by się zasilały czy reprodukowały nie mówiąc już o jakimkolwiek rozumowaniu. Wszystkie opowieści o człekokształtnych robotach, które rozumieją i odczuwają cokolwiek uważała za kompletną bzdurę niemożliwą do zaistnienia w realnym świecie. Z drugiej jednak strony jeszcze kilka dni temu nie wierzyła również w istnienie tuneli czasoprzestrzeni.

- Czasami jednak niemożliwe staje się możliwe... - powiedziała niepewnie.

- To prawda, nie znamy granic możliwości ludzkiego umysłu tak jak nie wiemy czym dokładnie jest życie i jakie możliwości w nim tkwią. Badacze materii docierają do jej najmniejszych elementów składowych, przy okazji w sposób zupełnie nieuzasadniony przenoszą poznane zjawiska zachodzące na tym poziomie na układy żywe. Zdają się nie dostrzegać unikatowości życia nie dającego się sprowadzić do tych zjawisk. Mimo poznania procesów jakie leżą u podstaw życia, ciągle jest dla nas jeszcze niejasne jak to się dzieje, że grudka wysoko zorganizowanej materii potrafi sama pobierać energię z różnych źródeł, przetwarzać materię we własne ciało a ponadto tworzyć istoty podobne do siebie, które jednak żyją własnym, niezależnym życiem. Jeszcze mniej wiemy czym tak naprawdę jest myślenie poza tym, że wymaga niezwykle złożonej konstrukcji jaką jest mózg ludzki i jest związane z określonymi procesami chemicznymi. A przecież sama ta konstrukcja też nie zadziała. Nie da się rozłożyć człowieka na elementy składowe nie zabijając go. Ciało pozbawione mózgu nie będzie funkcjonować podobnie jak mózg pozbawiony ciała. W żaden dostępny nam sposób nie jesteśmy w stanie stworzyć nic równie niepowtarzalnego jak mózg ludzki. Zresztą po co mielibyśmy to robić? Doprawdy szkoda czasu na zajmowanie się bezsensownymi projektami, które nic dobrego nie wniosą w nasze życie.

- Więc nie musimy obawiać się buntu maszyn?

- Zapewniam cię, że nie, przecież wystarczy odciąć im dopływ energii i przestaną działać. Jedyne co może nam z ich strony grozić to to, że zepsują się w najmniej odpowiednim momencie.

- Albo, że wybuchną niszcząc wszystko dookoła.

Kiron roześmiał się znowu.

- Właśnie. Obawiać możemy się tylko buntu istot żywych, jeśli są to istoty myślące to będą wykorzystywać maszyny do swoich celów a wtedy bunt może być bardzo niebezpieczny. Nie ma potrzeby szukać wrogów wśród martwych struktur, jest ich pod dostatkiem wśród żywych ludzi. Sami z siebie jesteśmy zdolni do samounicestwienia.

- A co w takim razie z tunelami czasoprzestrzeni? To też wydawało mi się nieprawdopodobne.

- To inna sprawa, one po prostu są. Nie tworzymy ich, są właściwością Wszechświata tak jak myślenie jest właściwością naszego mózgu. Przestrzeń nie jest ani wieczna ani stała. Przypuszczamy, że na początku gdy rozszerzała się w niewyobrażalnym tempie powstawały w niej szczeliny. Wyobraź sobie jakiś elastyczny materiał, gdy rozciągamy go zbyt szybko tworzą się w nim pory, niewielkie pęknięcia, puste miejsca. Będą się powiększać w miarę jak będziemy rozciągać go coraz bardziej. Podobnie jest z przestrzenią. Jeżeli dwa obiekty znajdą się na granicy takiej szczeliny w tym momencie stają się sobie bliskie chociaż w innych warunkach leżą w odległych galaktykach. Uważamy, że w przestrzeni Wszechświata jest wiele takich pęknięć. Nam udało się odkryć to jedno.

Tak rozmawiając wrócili do głównej sali gdzie w dalszym ciągu przebywali wszyscy członkowie Rady.

Kiron skłonił się i znów stał się nieprzystępny i zimny.

- Na nas już czas – powiedział, po czym zniknął za rozsuwanymi drzwiami wraz z czterema innymi mężczyznami.

Gdy w sali zostali tylko Egon i Hiada, Lana poczuła się znacznie swobodniej. Nawet Egon w swoim dostojnym stroju wydał się mniej drętwy.

- No cóż, wiele się dowiedziałam od waszego wodza, ale to sztywniak podobnie jak pozostałych czterech, dobrze, że już sobie poszli – powiedziała nie kryjąc zadowolenia – możemy więc przejść do rzeczy.

-Tak nas oceniasz – roześmiał się Egon –zapewniam cię to tylko pozory. Tysiąc lat budujemy naszą państwowość, musimy dbać o porządek, okazywanie zbytnich emocji wprowadza element nieprzewidywalności i nie sprzyja spokojowi. Zwłaszcza po ostatniej wojnie, która spustoszyła kraj i wyzwoliła w ludziach najgorsze instynkty musimy dbać o równowagę i stabilizację. Pięć lat chaosu i rozlewu krwi doprowadziło nas na skraj ruiny. Dużo kosztowała nas odbudowa i zaprowadzenie ładu, udało się, teraz mamy jeszcze bardziej rozwinięte technologie zwłaszcza w zakresie transportu. Przed wojną nie mieliśmy jeszcze systemu bezkolizyjnych elektromagnetycznych dróg. Transport był tylko kołowy, dużo wolniejszy i mniej wygodny. Dzisiaj jest znacznie lepiej.

- Rzeczywiście udało się wam. Po zniszczeniach nie pozostał nawet ślad a porządek, jak widzę, panuje tu idealny.

-To zasługa między innymi tych pięciu sztywniaków – wtrąciła Hiada – wojna uświadomiła nam, że pokój nie jest dany raz na zawsze, trzeba o niego dbać i cały czas go doskonalić.

- Wszystko macie dokładnie przemyślane...

- Myślenie to podstawa ludzkiej egzystencji, to dzięki niemu jesteśmy tym kim jesteśmy. Pozwala zapanować nad emocjami i zachować właściwy ogląd sytuacji.

- Zapewne macie rację, muszę się jeszcze dużo nauczyć. Co z naszą misją?

- Tak, to najważniejsze w tej chwili. Ogólny cel jest ci zanany?

- Nie zupełnie, Hiada nie chciała mi wiele powiedzieć, uświadomiła mi tylko, że mam odebrać coś od Hiarona… mojego ojca… to tak dziwnie brzmi. Nie bardzo wiem co, więc będę wdzięczna jak mi to powiesz.

-To rzeczywiście wymaga wyjaśnienia - głos Egona zabrzmiał bardzo poważnie – Chodzi o bardzo ważny dla nas przedmiot a mianowicie starą pieczęć królewską. Musimy ją odzyskać, gdyż stanowi dobro narodowe i nie powinno znajdować się poza granicami państwa. Pieczęć, o której mówimy, nie ma znaczenia politycznego gdyż została unieważniona specjalnym dekretem zaraz po tym jak twój ojciec… jak Hiaron odebrał ją prawowitemu królowi. Gdy podpisywaliśmy traktat pokojowy z Hiaronem poddający Umingię i jej sojuszników nikt nie myślał wówczas o tak nieistotnych sprawach jak przedmioty znajdujące się w jego posiadaniu. Trzeba było jak najszybciej zakończyć wyniszczającą wojnę i rozpocząć odbudowę kraju.

- Brałam wówczas udział w negocjacjach z Hiaronem – wtrąciła Hiada – był zdeterminowany i nieugięty, Zgodził się na banicję za wolność swoich ludzi i możliwość wywiezienia tego co posiada.

- Zgodziliśmy się, musieliśmy się zgodzić, w przeciwnym razie wojna mogłaby trwać jeszcze bardzo długo i pochłonąć wiele istnień, tego chcieliśmy uniknąć. Król podpisał traktat, rozbroiliśmy armię Hiarona, on sam udał się na wygnanie zabierając ze sobą niesławę i cały swój majątek. Jak się okazało zabrał ze sobą królewską pieczęć.

- Czemu teraz tak bardzo wam na niej zależy?

- Pieczęć sama w sobie nie jest wiele warta, to zwykły ołów, jednak dla Alatydów ma ogromną wartość historyczną. Została zrobiona prawdopodobnie na długo przed powstaniem nowego państwa. Gdy kraj został odbudowany i zapanował pokój można było zająć się porządkowaniem nawet drobiazgów więc Rada Najwyższa FERY podjęła decyzję o próbie jej odkupienia. Od kilku lat staramy się zawrzeć transakcję handlową i jakiś rok temu Hiaron zgodził się zwrócić cenny dla nas przedmiot, postawił przy tym warunek – przyjechać po niego ma Anna.

-Mama?

-Tak. Hiaron wiedział kim jest Anna, także to, że wróciła na rodzinną planetę. Krążą pogłoski, że teraz jest chory i być może dlatego chciał ją zobaczyć. Zgadzając się na zwrot pieczęci chciał skłonić nas do sprowadzenia jej na Nakarun.

-Nie przewidział, że mama zginie w wypadku.

-Nikt nie przewidział. Gdy przed dwudziestu laty wracała na Ziemię tutaj szalała wojna i prędzej można było się spodziewać śmierci kogoś z nas. Ustaliliśmy wtedy, że jeżeli wojna się skończy a ja przeżyję, przybędę na Ziemię przy najbliższym otwarciu tunelu, co właśnie teraz nastąpiło. Oczywiście wówczas nie było mowy o żadnej misji. Przekraczając granicę światów nie miałem pewności czy Anna zechce spotkać się z Hiaronem i odzyskać dla nas pieczęć.

- Mnie mówiłeś coś innego.

- Niezupełnie, po prostu przemilczałem pewne fakty a ty nie pytałaś.

- Ile faktów teraz przemilczasz?

Egon zawahał się.

- Nie mogę zdradzać tajemnic państwowych, zobowiązuje mnie do tego przysięga – powiedział wymijająco –nie ukrywam nic co dotyczy ciebie.

-Rozumiem. Mama ci zaufała, ja też zaufam. Jak zareagował Hiaron na wieść, że ma córkę.?

- Udało mi się skontaktować z nim zdalnym komunikatorem i przedstawić nową sytuację. Najpierw zdenerwował się na wieść o śmierci Anny, potem wpadł we wściekłość gdyż uznał, że chcemy go oszukać podstawiając kogoś jako jego córkę. Myślałem, że poniesiemy fiasko negocjacyjne na szczęście gdy dowiedział się, że nosisz jego znamię zgodził się na spotkanie. Myślę, iż rozmowa z tobą rozwieje wszelkie wątpliwości.

- Obawiam się tej rozmowy.

Od czasu gdy dowiedziała się, że po raz pierwszy zobaczy ojca, nie było chwili by nie wyobrażała sobie tego spotkania i za każdym razem bała się. Bała się tego co od niego usłyszy i czy będzie w stanie normalnie z nim rozmawiać. Chwila ta zbliżała się coraz szybciej a ona nabierała coraz większych wątpliwości czy jest na to gotowa.

-To nie będzie łatwe – powiedziała Hiada jakby czytając w jej myślach – on jest chory i może nie będziesz miała już więcej możliwości. Sądzę, że obojgu wam to spotkanie jest potrzebne.

-Masz rację, chciałabym mieć to już za sobą, przejdźmy do omówienia tego co mnie czeka w najbliższej przyszłości.

Przez ponad godzinę Egon wspólnie z Hiadą przedstawiali szczegóły misji. Przestrzenna mapa okazała się bardzo pomocna. Dzięki niej Lana łatwo zorientowała się w topografii terenu oraz uświadomiła sobie odległość jaką będą musieli pokonać. Dowiedziała się też, że kraj do którego się udają jest zupełnie inny niż Alatyda. Podczas gdy tutaj prawie zawsze jest pogodne niebo a deszcze padają rzadko, tam jest mgliście i wilgotno a podłoże jest grząskie. Cały kraj pokryty jest siecią rzek i kanałów i to one stanowią główne szlaki transportowe. Przez Alatydę natomiast przepływa tylko jedna rzeka a wodę zapewniają studnie głębinowe i system nawadniający zasilany energią elektryczną.

Plan pobytu w kraju Manitów był dokładnie opracowany i uzgodniony z ich wodzem Zariatem, tym samym, który wsparł militarnie Hiarona w wielkiej wojnie o władzę. Nic dziwnego, że nie cieszył się on sympatią Alatydów ani ich zaufaniem. Mimo to zarówno Egon jak i Hiada zgodnie twierdzili, że nie powinno zdążyć się nic nieprzewidzianego.

- Otrzymaliśmy zgodę Zariata na wjazd do jego państwa i nie będzie on ryzykował utraty wiarygodności władcy. – stwierdził Egon – Hiaron jest bardziej nieprzewidywalny chociaż myślę, że on też dotrzyma umowy. Właściwie nie ma powodu żeby jej nie dotrzymać.

- Żyjąc na wygnaniu zapewne wiele przemyślał i zrozumiał, może nawet żałuje tego co zrobił – dodała Hiada.

- Mój ojciec nie był dobrym człowiekiem – wtrąciła Lana a jej głos zabrzmiał smutno i niepewnie jakby oczekiwała, iż ktoś zaprzeczy.

- Niestety nie był – słowa Hiady nie pozostawiły złudzeń – przykro mi to mówić bo to mój przyrodni brat, żądza władzy opanowała go całkowicie. Gdy został przedstawicielem Umingii w Zespole Doradców nie umiał pogodzić się z tym, że to Mitranatora a nie jego wybrano na króla i zbuntował prowincję.

- Myślisz, że on się zmienił?

- Nie wiem, teraz to nie ma znaczenia. Nie da się cofnąć czasu i wymazać tego co było.

- Nienawidzisz go?

- Nienawidzę tego co zrobił. To już przeszłość, życie toczy się dalej własnym torem i pozwala zapomnieć o tym co było złego. Stawia przed nami nowe zadania a jednym z nich jest odzyskanie pieczęci.

Lana nie najlepiej czuła się ze świadomością, że jej ojciec jest znienawidzonym buntownikiem. Miała też coraz większe poczucie odpowiedzialności za jego czyny, która spadała na nią jako jego córkę. Uznała pomoc w odzyskaniu pieczęci jako formę rekompensaty i moralny obowiązek wobec Alatydów. Wydawało jej się trochę dziwne, że dla odzyskania jakiegoś, w zasadzie bezużytecznego, wytworu organizują tak przemyślaną akcję, ale tu wszystko było dziwne. Nie pytała więcej o nic, podświadomie ufała Egonowi i choć była bardzo ciekawa jak będzie wyglądała ta wyprawa wierzyła, że przyniesie wiele ciekawych doświadczeń. .

W nocy gdy leżała na białym posłaniu długo wpatrywała się w gwiazdy i układała w głowie co ma powiedzieć Hiaronowi gdy się spotkają, myślała też co on jej powie o relacjach z matką i przyczynie burzliwego rozstania. I najważniejszy problem: jak ułożyć sobie późniejsze relacje z nim? Jak to zwykle bywa, rzeczywistość zweryfikowała jej wyobrażenia.

 

Rozdział III

 

Chcąc określić ustrój Alatydy stosując ziemskie normy należałoby powiedzieć, że jest to monarchia demokratyczna. Każda z dziesięciu prowincji-miast miała własne władze wybierane w wyborach powszechnych raz na cztery lata. W zależności od wielkości prowincji w skład zespołu zarządzającego wchodziło od trzydziestu do pięćdziesięciu osób. Jedna z nich była oddelegowywana do Zespołu Doradców króla sprawującego władzę w całej Alatydzie.

Dość interesująco przedstawiało się powoływanie monarchy. Doradcy wybierali spośród siebie króla lub królową, który mógł sprawować rządy tylko przez jedną czteroletnią kadencję i nie było to jedyne ograniczenie. Prawo było tak skonstruowane by w następnej kadencji królem nie mógł zostać doradca z prowincji do tej pory sprawującej władzę ani z żadnej innej prowincji, która miała już swojego króla zanim przedstawiciele każdej z nich nie dostąpią tego zaszczytu. W rezultacie doradca z danej prowincji mógł zostać władcą raz na dziesięć kadencji.

Hiada opowiedziała Lanie o tych procedurach, pouczyła ją także o obowiązującej na dworze królewskim etykiecie. Przede wszystkim nie mogła się spóźnić, wstała więc bardzo wcześnie a gdy nastał świt była już gotowa do spotkania z królową. Musiała znowu włożyć ten sam strój co wczoraj a dodatkowo uzupełnić go skromnym diademem ze złota i ciężkim płaszczem przetykanym nitkami z różnokolorowych metali. Takiego stroju wymagano od wszystkich odwiedzających pałac i nie mogło być mowy o jakichkolwiek odstępstwach.

Egon również udał się do pałacu w oficjalnym stroju. Jego płaszcz zdobiła siatka ze srebrnych nitek biegnąca dokoła wszystkich brzegów a na głowie miał ponadto rodzaj złotego hełmu zwieńczonego na szczycie emblematem mającym kształt trójkąta wpisanego w okrąg. Z ramion spływał mu na piersi gruby łańcuch zakończony podobnym emblematem.

Na pałacowym dziedzińcu, gdzie zatrzymał się ich pojazd, znajdowało się sporo ludzi w kolorowych strojach ozdobionych złotem i innymi metalami, które tutaj często były droższe od złota. Lena przyglądała się migocącym w słońcu, ciężkim szatom i w pierwszej chwili pomyślała, że są napuszone i pozbawione finezji a noszenie ich to katorga. Potem jednak uznała, że właściwie mają swój urok i dodają splendoru pałacowi.

Gdy wysiedli z pojazdu podszedł do nich wysoki mężczyzna w granatowym płaszczu i hełmie zakończonym znakiem w kształcie wpisanego w okrąg ludzkiego oka. Mężczyzna skłonił się zwyczajowo i rzekł:

- Witajcie. Królowa Melida przyjmie was w sali tronowej.

Przeszli przez ogromny dziedziniec mijając znajdujących się tam ludzi a następnie przez otwartą bramę weszli do holu otoczonego prostymi kolumnami podpierającymi sklepienie. Miało ono postać równoległych łuków łączących naprzeciwległe kolumny, przestrzenie między łukami wypełniały proste kratownice. Sześcioro drzwi prowadziło do dalszych części pałacu. Największe z nich otworzyły się gdy tylko zbliżyli się na odległość metra i zamknęły natychmiast gdy znaleźli się w olbrzymiej sali wyłożonej kolorową kostką przypominającą kamień. Była to sala tronowa. Na jej środku na wysokim podeście znajdował się tron. Nie przypominał ziemskich, zazwyczaj bogato zdobionych foteli, na których zwykli siadać monarchowie. Był to zupełnie prosty, pozbawiony oparcia kubik a zasadniczym elementem wskazującym na to, że to na nim usiądzie władczyni były cztery kolumny podtrzymujące potężny, ale również nieozdobny baldachim.

Mężczyzna w granatowych szatach ustawił ich naprzeciw tronu, sam zaś stanął u jego podnóża.

Królowa weszła wraz z kilkoma dwórkami, a gdy usiadła na tronie one stanęły wokół niej. Miała na sobie rozłożystą suknię ozdobioną siatką z cienkich złotych i srebrnych nici a na głowie przepiękny diadem. Cztery ciężkie łańcuchy spływały z ramion na piersi a nadgarstki okalały grube bransolety. Bogactwo stroju doskonale kontrastowało z prostotą umeblowania i sprawiało, że to postać władczyni wysuwała się na pierwszy plan.

Twarz monarchini nie zdradzała żadnych emocji, podobnie jak jej majestatyczny sposób poruszania, w efekcie wyglądała raczej jak kamienny posąg niż żywa istota. Nawet wtedy gdy prowadziła rozmowę wydawała się być wzniesiona ponad wszystkimi. Przez dłuższy czas Egon opowiadał jej o zadaniu, które mieli wykonać. Z rozmowy wynikało, że znała ona ogólny plan działania i akceptowała go. W trakcie rozmowy Egon przedstawił jej Lanę jako córkę Anny i Hiarona.

- Słyszałam, że twoja matka uratowała życie króla Mitranatora, jesteśmy jej za to bardzo wdzięczni – powiedziała królowa lustrując dziewczynę przenikliwym wzrokiem.

Lana nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć, gdyż tego akurat się od nikogo nie dowiedziała. Wykrzywiła więc twarz w uśmiechu, który bardziej przypominał grymas i skłoniła się lekko by pokryć zmieszanie. Królowa nie okazywała jej więcej zainteresowania i powróciła do rozmowy z Egonem. Na zakończenie powiedziała:

- Wyrażam zgodę na waszą misję, ale nie możecie liczyć na jakiekolwiek oficjalne wsparcie ze strony państwa. Król Mitranator podpisał traktat pokojowy i od tej chwili Hiaron jest poza naszą jurysdykcją. Jeżeli, tak jak zostało mi przedstawione, zgodził się na waszą wizytę, a król Manitii to zaakceptował, możecie pojechać wykorzystując państwowy sterowiec, jednakże w przypadku gdyby zmienił zdanie jesteście zdani tylko na własną pomysłowość, my nie będziemy wywierać żadnych nacisków.

- Zdajemy sobie sprawę – rzekł Egon z kamienną twarzą - z sytuacji prawnej i jesteśmy na nią przygotowani. Bierzemy całkowitą odpowiedzialność za powodzenie przedsięwzięcia. jest ono dobrze przygotowane i uzgodnione z ich królem Zariatem.

- Po zakończeniu wyprawy oczekuję osobistej relacji.

Po tych słowach królowa wstała co oznaczało zapewne koniec rozmowy.

- Audiencja skończona – zwołał mężczyzna w granatowych szatach i po chwili władczyni wraz z dworem opuściła salę tronową. W swojej rozłożystej sukni z długim trenem i w wielkim diademie wyglądała bardzo dostojnie, dwórki otaczały ja cały czas uważając by tren nie plątał się jej pod nogami.

W czasie audiencji Lana przysłuchiwała się wszystkiemu z mieszanymi uczuciami. Ciekawość przeplatała się z pewną irytacją wynikającą z niezbyt komfortowej dla niej sytuacji. Przede wszystkim bardzo źle czuła się w pałacowym stroju. Był ciężki i niewygodny a nakrycie głowy wciskało jej się w czoło. Nie odpowiadało jej też, że całe zainteresowanie jej osobą ograniczyło się do kilku słów o roli jaką odegrała w przeszłości jej matka. W czasie rozmowy nikt nie wspomniał o jej zadaniu ani nie spytał o to jak się tu czuje. Uświadomiła sobie, że jej obecność tutaj ma znaczenie tylko dla niewielkiej grupy członków FERY, dla dworu była tylko ciekawostką.

Trochę ją to zabolało, uważała bowiem, że skoro za namową Egona przekroczyła barierę dwóch i pół miliona lat świetlnych powinna być przyjmowana z większymi honorami a przynajmniej z większym zainteresowaniem, a okazała się być tylko córką swojej matki. Gdy znaleźli się znów w pojeździe spytała uszczypliwie:

- Czy tutaj wszyscy są tacy sztywni? Czułam się jak na rodzinnym pogrzebie.

- Nie bądź złośliwa, widziałem, że jesteś skrzywiona, oficjalne spotkania z królową są zawsze takie. Takie mamy procedury. Królowa otrzymuje wszystkie informacje wcześniej ale na audiencji trzeba jej to wszystko jeszcze raz przedstawić i wówczas ona przekazuje swoją decyzję.

- Co by było gdyby była negatywna?

-Musielibyśmy wszystko opracować od nowa i czekać na nową odpowiedź, To w zasadzie się nie zdarza. Zanim ustalany jest termin audiencji odbywają się nieoficjalne spotkania i sprawa jest analizowana przez królową. Gdyby miała jakieś wątpliwości zapewne dowiedzielibyśmy się wcześniej i moglibyśmy wnieść jakieś poprawki. Takie spotkania to w zasadzie formalność. Muszą się odbywać by zapewnić właściwe relacje władcy z narodem i podkreślić splendor dworu.

- Kim jest ten zarozumialec w granatowym płaszczu?

-To sekretarz dworu, odpowiada za przepływ informacji. Ponieważ od ostatniej wojny zmieniliśmy prawo i władca przez całą kadencję nie może opuścić pałacu, ktoś musi być łącznikiem między dworem a światem zewnętrznym. Właśnie za jego pośrednictwem sprawy trafiają do królowej.

-Ważny gość…

- Pełni funkcję służebną jak my wszyscy, łącznie z królową. Służymy wszystkim mieszkańcom Alatydy.

- Służycie ludziom? A może wam się tylko tak wydaje?

- Co masz na myśli?

-Tylko to co powiedziałam. Nie jestem pewna czy wszystkim podoba się to co robicie.

Egon zawahał się a po chwili rzekł:

- Kraj jest dobrze zorganizowany, rozwija się gospodarczo, wszyscy żyją w dostatku. Dzięki odpowiedzialnemu zarządzaniu państwem każdy wie co ma robić i posiada wszystko czego potrzebuje. Dlaczego wątpisz w zasadność takich struktur?

-Tak to prawda, wszystko jest tutaj poukładane z taką precyzją, że nie ma miejsca na spontaniczność i odrobinę szaleństwa. I tego mi brakuje, niektórym z Alatydów pewnie też.

- Rozumiem, na Ziemi szaleństwa macie pod dostatkiem, ale i ciągłe wojny. Zresztą tam gdzie się niedługo udamy zobaczysz dość szaleństwa i raczej ci się to nie spodoba.

- Mówiłam o odrobinie szaleństwa, a wojny was też nie omijają.

Egon nie odpowiedział. Dopiera gdy wysiadała z pojazdu w domu Hiady na pożegnanie rzekł smutno:

- Nic nie jest doskonałe. Od lat żyjemy w takim systemie i przykro mi, że się u nas źle czujesz.

Lana poczuła się bardzo głupio i zaczęła żałować swoich nieprzemyślanych słów. W FERZE przyjęli ją bardzo życzliwie i nie miała powodu do narzekań, toteż jej uwagi były co najmniej nie na miejscu. Przeprosiła więc skwapliwie Egona i zapewniła, że czuje się tutaj doskonale, a jej niestosowne zachowanie było wynikiem stresującej sytuacji. Nie codziennie staje się przecież przed obliczem królowej. Gdy została sama i zdjęła koszmarny strój, pomyślała, że pewnie nie tylko Egon jest tak bardzo wrażliwy na punkcie swojego kraju i musi uważać na to co mówi by nikogo nie urazić. Stwierdziła też, że życie w tak uporządkowanym świecie gdzie każdy ma z góry ustalone miejsce i zaprogramowaną funkcję w społeczeństwie, jest jednak bardzo uciążliwe i raczej by jej nie odpowiadało. Podziwiała pokojowe rozwiązania techniczne, perfekcyjne wykorzystanie materiałów i energii. Na Ziemi większość zdobyczy cywilizacyjnych wywodziło się z badań nad nowymi sposobami prowadzenia wojen, tutaj głownie miały na celu ułatwienie życia mieszkańcom. Broń owszem posiadali i produkowali, ale nie była ona produktem dominującym. Jednak struktury społeczne Alatydy już nie bardzo jej odpowiadały. Życie w tym kraju wiązało się z wielkim podporządkowaniem ludzi ogólnym decyzjom, które zapadały nie wiadomo gdzie. Większość zwyczajów było zapewne zakorzenionych w przeszłości, w jakimś niepisanym prawie tkwiącym głęboko w mentalności mieszkańców. Sprzyjało to oczywiście rozwojowi cywilizacji, ale rozwojowi jednostki, jej zdaniem, już nie. „Nie dziwię się mamie, że stąd uciekła“ - pomyślała siadając w wygodnej kanapie i pogrążając się w marzeniach.

 

Rozdział IV

 

 

 

Wkrótce nadeszła chwila, na którą czekała z obawą i z niecierpliwością jednocześnie – dzień wyjazdu do kraju Manitów. Ogromny sterowiec stał gotowy do drogi na płaskim dachu Głównej Siedziby FERY. Był to statek powietrzny w kształcie dysku przystosowany do pionowego startowania i lądowania, nie wymagał więc pasa startowego. Nim właśnie Egon, Hiada i Leana mieli dotrzeć do pałacu Zariata. Oprócz nich w wyprawie brała udział czteroosobowa załoga sterowca - kapitan, oficer pokładowy i dwie nawigatorki obsługujące urządzenia. Z wyjątkiem kapitana byli to młodzi ludzie w wieku Lany. Członkowie załogi nosili kombinezony podobnego kroju, uszyte z grubego materiału biało - niebieskiej barwy. Stroje podróżne pozostałych osób były skromne i wygodne i nie miały jakiegoś ogólnego wzorca. Lena wybrała wąskie spodnie i bluzę wiązana w talii. Mogła też rozpuścić włosy co bardzo jej odpowiadało. Egon miał taki sam strój jak w dniu przybycia na Ziemię a Hiada założyła luźne spodnie i dopasowaną kurtkę z cienkiego ale bardzo wytrzymałego materiału. Zresztą wszystkie tkaniny były bardzo solidne i efektowne, mimo braku ozdób.

Wszyscy na pokładzie sterowca zachowywali się bardzo swobodnie, byli mili i weseli  Po kilku oficjalnych spotkaniach z tutejszymi ludźmi Lana myślała, że mieszkańcy tej planety, z wyjątkiem Hiady i Egona, są zaprogramowani według jakiegoś ogólnego schematu. Tymczasem w zwyczajnych relacjach okazali się  spontaniczni i dowcipni. Doszła więc do wniosku, że chyba źle oceniła sytuację i niepotrzebnie obawiała się spotkań ze zwyczajnymi ludźmi.

O dokładnie ustalonej godzinie sterowiec wzniósł się pionowo ponad dachy Erydonu by po paru godzinach według ziemskiej rachuby czasu wylądować – również pionowo - na platformie w Ponadnarodowym Centrum Wymiany. Było to, wzniesione w sercu porośniętej bardzo ubogą roślinnością półpustyni, miasto, w którym różne społeczności miały swoje przedstawicielstwa i prowadziły wymianę surowców, technologii i myśli.

Alatyda zajmowała największą część miasta, gdyż była najbogatszym krajem i to właśnie z jej inicjatywy i z jej środków to centrum zostało wzniesione. Platforma, na której wylądowali była częścią ich przedstawicielstwa.

Gdy znaleźli się w środku ogromnej budowli Egon rzekł do Lany:

-To ostatni przyczółek Alatydy, dalej już znajdziemy się na obcym terytorium. Będziesz miała okazję poznać życie w innym kraju i porównać, który jest bardziej przyjazny ludziom. Poczekajcie na mnie w hali centralnej a ja udam się do biura Manitów by potwierdzić zezwolenie na przylot.

Egon wszedł do odkrytego wehikułu, jednego z wielu, jakie kursowały w różnych kierunkach z hali głównej, Pozostali zajęli miejsca w wygodnych siedziskach w jednym z pomieszczeń oddzielonych od reszty przeźroczystymi ścianami. Cała hala była otoczona szeregiem takich pomieszczeń, Mnóstwo ludzi w różnorodnych strojach przemieszczało się przez halę. Jedni wysiadali z wehikułów inni do nich wsiadali. Za przeźroczystymi, dźwiękochłonnymi ścianami prowadzili rozmowy i wymieniali dokumenty.

-To handlowcy – pośpieszyła z wyjaśnieniami Hiada widząc zaciekawienie, z jakim dziewczyna przygląda się tłumowi – przybywają z różnych stron i zawierają transakcje handlowe. My wymieniamy głównie paliwo wodorowe i kwanton gdyż są wydobywane tylko na naszym terenie. W zamian otrzymujemy żelazo, którego nie mamy a jest ono konieczne do budowy elektromagnesów, tytan i złoto oraz niektóre minerały i drewno. Od Manitów kupujemy głównie miedź i kamień.

- Centrum jest ogromne – zauważyła Lana – kto nim zarządza?

- Każdy kraj ma własny zarząd i swoich przedstawicieli do kontaktów z innymi narodami. Dbają oto by transakcje były zawierane uczciwie oraz wydają zezwolenia na wjazd do swojego państwa. Ponadto raz na rok zbierają się delegaci z każdego kraju by dokonać podsumowania dokonanych transakcji i określić zapotrzebowanie na następny rok.

-Wszystko doskonale zorganizowane…

-Dobra organizacja to podstawa bezpiecznej egzystencji. Dzięki temu udaje się uniknąć wielu nieporozumień i rozwiązywać problemy zanim nie urosną do monstrualnych rozmiarów. Niestety mniejsze narody nie korzystają z naszego Centrum nie chcąc łożyć na jego utrzymanie.

-Może ich na to nie stać?

-Może..

Egon wrócił po godzinie w nienajlepszym humorze.

-Zaczyna się szaleństwo – mruknął po czym oznajmił:

-Sytuacja trochę się zmieniła. Dwudniowe ulewy podmyły główną platformę, na której mogą lądować duże statki i nieprędko zostanie ponownie uruchomiona. Nasz sterowiec jest więc uziemiony w Centrum.

-Jaką mamy alternatywę? – spytał kapitan sterowca.

-Możemy ruszyć lądem do rzeki Guan a potem wynająć ich prom i w ten sposób dotrzeć do Manitii.

- To zajmie w najlepszym wypadku dwa dni.

-Tak, dlatego wybrałem drugą opcję. Małe platformy startowe nie zostały zniszczone, jest ich znacznie więcej a tam gdzie zmierzamy są dwie. Użyjemy więc naszego dżejtu. Dostałem zgodę na lądowanie na platformie OSC 7 niedaleko pałacu Zariata.

- Naszym dżejtem mogą podróżować maksymalnie cztery osoby…

-Zgadza się, ale nie mamy innego wyjścia. Podróż lądem jest zbyt niebezpieczna, nie daje też gwarancji szybkiego powrotu. Kapitanie Goren zostanie pan na sterowcu razem z nawigatorkami. Dżejtem polecimy razem z oficerem Amalenem. Proszę czekać na dalsze rozporządzenia.

-Tutaj pan podejmuje decyzje. Amalen jest doświadczonym pilotem i mimo młodego wieku potrafi radzić sobie w różnych sytuacjach.

-Zapewniam, że nie zawiodę - wtrącił Amalen wyraźnie zadowolony z decyzji Egona. Był, jak to słusznie zauważył kapitan, młody i wolał wykonywać jakieś zadania w terenie niż czekać bezproduktywnie na rozkazy – w ciągu godziny przygotuję dżejt do drogi.

- Niech tak będzie. Spotkamy się za godzinę na platformie startowej.

-Dokładnie za godzinę czekam na platformie.

Dżejt jak się okazało, to mały statek powietrzny będący na wyposażeniu sterowca. Wyglądem przypominał spłaszczoną torpedę z dwoma bocznymi skrzydłami. Amalen wyprowadził go z luku na płaszczyznę platformy a następnie przeładował do niego część broni. Rozmiary dżejtu nie pozwalały na duże obciążenie więc i ilość ładunku jaki mogli zabrać była ograniczona. Po godzinie zgodnie z planem wszyscy uczestnicy wyprawy zajmowali już swoje miejsca na statku. Na sygnał Egona, Amalen wzniósł maszynę pionowo w górę i po chwili przemierzali przestrzeń powietrzną w kierunku kraju Manitów. Lot trwał kolejne kilka godzin, gdy dotarli na miejsce cały teren spowijała gęsta mgła. Lądowanie w tych warunkach było niemałą sztuką, Amalen dokonał jej w sposób perfekcyjny. Z platformy musieli udać się na przystań, gdzie Egon wykupił miejsca w lokalnej amfibii. Stąd już rzeką mieli dotrzeć do pałacu Zariata.

Amfibia była wypełniona po brzegi ludźmi dość uważnie przyglądającymi się obcym. Kilku młodych Manitów próbowało nawet zaczepiać Lanę, Egon i Amalen błyskawicznie odizolowali ją od tłumu własnymi ciałami a ich zdecydowana postawa zniechęciła potencjalnych napastników. Płynęli cały czas w gęstej mgle, tak gęstej, że nie było widać brzegów rzeki. Lana wolałaby widzieć którędy płynie, niestety mgła nie zamierzała odpuścić ani na chwilę i otaczała wszystko szczelnym całunem jakby umyślnie chcąc ukryć rzeczywistość przed ciekawskim spojrzeniem. Na szczęście odcinek rzeki jaki mieli do pokonania był krótki i wysiedli na pierwszym przystanku.

Słońce już zaszło i zrobiło się ciemno. Tamaran Egona posłużył po raz kolejny jako źródło światła rozjaśniające mrok w drodze do majaczącego w oddali pałacu Zariata, który w niczym nie przypominał pałacu w Alatydzie ani ziemskich pałaców. Był to raczej rozległy system kamiennych bunkrów z niewielkimi oknami, o ścianach wykładanych kolorowymi mozaikami z kamienia, oświetlonych licznymi słupami świetlnymi.

Strażnicy przywitali ich złowrogimi minami. Obejrzeli dokładnie zezwolenie na pobyt w Manitii i widzenie z wodzem, a następnie wskazali im jeden z kamiennych budynków, w którym mieli przenocować i poczekać na spotkanie z Zariatem.

- Niezbyt miło nas przywitali, miejsce też jakieś dziwne – stwierdziła Lana gdy znaleźli się w kamiennym wnętrzu. Każdy z uczestników wyprawy otrzymał osobne, bardzo duże pomieszczenie, bogato zdobione mozaikami, i niestety zimne. Łóżka były twarde i przykryte pomiętą tkaniną przypominającą skórę.

- Tego ci przecież brakowało – mruknął Egon – lubisz takie nieporządki.

Skrzywiła się, nie o takie nieporządki jej chodziło. Noc spędziła siedząc na twardym posłaniu. Nie mogła spać nie tylko ze względu na niewygodę. Wydawało jej się, że to wszystko jest jakimś złudzeniem, snem, który zaraz się skończy. Po raz kolejny zastanawiała się jak to możliwe, że znalazła się w innym świecie, tak różnym a jednak trochę podobnym, z takimi samymi ludźmi i ich problemami. I do tego ta dzieląca oba światy przestrzeń dwóch i pół miliona lat świetlnych. Przez chwilę miała wrażenie jakby to wszystko działo się obok niej i to nie ona była częścią owych zdarzeń a jakaś inna osoba. Wydawało jej się, że jest tylko biernym obserwatorem czegoś co nie dotyka jej bezpośrednio i gdy tylko zamknie oczy znajdzie się znowu w dawnym świecie a ten dziwny kraj stanie się mglistym wspomnieniem.

 

Rozdział V

 

Ranek w Manitii nie przypominał tego, jaki witał ją w Erydonie. Mgły prawda ustąpiły pozostawiając ciężkie chmury na całym niebie, w dodatku wkrótce zaczął padać drobny deszcz. Poranna toaleta też wyglądała trochę inaczej. Woda do mycia znajdowała się cały czas w kamiennych wannach, które były tak głębokie, że człowiek wchodził do nich po schodach i zanurzał się po szyję. Na szczęście była ciepła i podlegała ciągłej wymianie.

Dopiero około południa Zariat wysłał po nich posłańca. Ten zaprowadził ich do przestronnej sali, gdzie przygotowano dla nich posiłek. Po godzinie - tyle czasu przydzielono im na zjedzenie - posłaniec zjawił się ponownie i wskazał drogę do sali wodza. Gdy tam weszli, było jeszcze pusto, dopiero po kilku minutach pojawił się Zariat w towarzystwie swoich doradców, dwóch kobiet i trzech mężczyzn odzianych w skórzane stroje, niezbyt ozdobne, chociaż dobrze skrojone, delikatnie eksponujące sylwetki. Zariat był człowiekiem w wieku Egona, niskim i krępym, jego zarośnięta twarz z głęboką blizną na czole nie budziła sympatii.

- Witajcie na mojej ziemi – powiedział niezbyt życzliwie po czym zwrócił się do Egona:

– Oto wielki Egon we własnej osobie. To już piętnaście lat minęło od naszego rozstania. Muszę przyznać, nie tęskniłem za tobą zbytnio.

- Mnie również ciebie nie brakowało – mruknął Egon i nietrudno było zauważyć, że panowie nie rozstali się w przyjaźni.

- Do dziś noszę na twarzy pamiątkę naszego pożegnania. Któż mógł przewidzieć, że będziesz kiedykolwiek w moich rękach.

Lana zaniepokoiła się. Słowa Zariata zabrzmiały jak groźba. Jednak ani na Egonie ani na Hiadzie nie zrobiły większego wrażenia.

- To była uczciwa walka i nie sądzę byś ryzykował utratę zaufania dla marnej zemsty.

Na sali rozległ się donośny śmiech Zariata, który umilkł tak samo szybko jak się rozpoczął.

- Kto mówi o zemście? Zapewniam cię kiedyś wyrównamy rachunki. Przyznaję walka była uczciwa, ale ja nigdy nie zapominam urazów i nadejdzie czas, w równie uczciwej walce cię pokonam. To jest zapewne owa Ziemianka, którą chcecie przedstawić Hiaronowi – dodał zmieniając temat.

- Tak to ona.

Dość długo Zariat przyglądał się Lanie z wyraźnym zainteresowaniem. Kilka razy nawet obszedł ja dookoła.

- Istotnie jest ładna, ale niepodobna do Anny- powiedział jakby poddając w wątpliwość pochodzenie dziewczyny.

- Jest jej i jego córką.

-Za chwilę spróbujecie go o tym przekonać. Doradcy królewscy wskażą wam drogę do domu mojego przyjaciela. Z nim prowadźcie dalsze negocjacje. Ponieważ Egonie obydwaj za sobą nie przepadamy pożegnamy się bez żalu. Ty Hiado ciągle jesteś tak samo piękna, szkoda, że ciągle stoisz po niewłaściwej stronie.

-Z mojej perspektywy to twoja strona jest niewłaściwa – odpowiedziała.

-Jeśli zmienisz zdanie, zawsze jest dla ciebie miejsce u mojego boku.

Dom Hiarona oddalony był od głównego pałacu o kilka minut drogi. Gdy znaleźli się przed wejściem do komnaty Lana zatrzymała się. Była blada i z trudem mogła zapanować nad emocjami.

-Co ja mu powiem? - spytała nieco zdenerwowana– przecież nie będę mu opowiadać o Ziemi.

Hiada dotknęła lekko jej ramienia i powiedziała cicho:

-Rozmowa sama się ułoży. Chcesz przecież zobaczyć swojego ojca kimkolwiek by nie był.

-Chcę

Weszli. Na środku dużego pomieszczenia znajdował się rozległy fotel, a na nim leżał dobrze zbudowany mężczyzna w średnim wieku. Widać było, że jest chory. Głowę wspierał na wysokim oparciu a blada twarz zdradzała cierpienie. Pod luźną koszulą dostrzec można było bandaże owijające klatkę piersiową i brzuch. Oddychał ciężko i chrapliwie. Obok stał młody, niski mężczyzna, zarośnięty jak większość mężczyzn w Manitii, nie wyłączając ich władcy. Patrzył groźnie na wchodzących . Wyraźnie nie był zadowolony z wizyty.

Na widok idącego z przodu Egona i Hiady, twarz leżącego mężczyzny wykrzywiła się.

- Niezłomny Egon i moja piękna siostrzyczka, która zdradziła swego brata – rzekł łamiącym się głosem - Nie, nie przyjechali tu by odwiedzić banitę w chorobie. Sprowadził ich kawałek wytłoczonego metalu nazywany niegdyś pieczęcią królewską. Cóż to za drogocenny przedmiot, dla którego ten doskonały Egon przemierza świat?

- Pieczęć wykonana jest z pospolitego ołowiu – odpowiedział Egon spokojnie, nie zważając na szyderczy ton mężczyzny – nie przedstawia wielkiej wartości i nie otrzymasz za nią godziwszej zapłaty niż ta, którą ci zaoferowaliśmy i na którą ostatecznie przystałeś. Pieczęć jest dobrem narodowym Alatydów i powinna być w skarbcu królewskim, nie w rękach prywatnych. Jako Alatyda powinieneś to rozumieć. Przywieźliśmy tytan i złoto, jesteśmy gotowi do wymiany.

- Nie zapomniałeś o jeszcze jednym istotnym zobowiązaniu...

-Nie zapomniałem. Oto jest Lana, córka Anny i twoja. Avo, poznaj swojego ojca Hiarona.

Lana, która do tej pory stała obok Amalena nieco z tyłu, wysunęła się zza pleców Hiady i podeszła do Hiarona na tyle blisko by nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Wstępna wymiana zdań między mężczyznami pozwoliła jej zebrać myśli i ochłonąć, była więc dość spokojna i opanowana. Przez chwilę oboje przyglądali się sobie w milczeniu. Lena pierwsza zsunęła tunikę z ramienia i oczom wszystkich ukazało się znamię w kształcie komety. Również bez słowa Hiaron odsłonił swoje ramię i pokazał niemal identyczne znamię.

Grobową ciszę przerwał głos Hiarona:

- Mam córkę - rzekł po czym zwrócił się do pozostałych – zostawcie nas, ty też Giarecie, chcę z nią porozmawiać bez waszej obecności. Bez obaw, dotrzymam słowa, ale wymiany dokonamy jutro.

Egon spojrzał pytająco na La,nę ta skinęła głową na znak, że chce zostać. Nie mogła się nie zgodzić. Dwadzieścia lat, nie uświadamiając sobie tego nawet, czekała na tę chwilę i oto teraz nadeszła. Nie mogła jej zmarnować.

Gdy więc zostali sami usiadła na jednym z kubików stojących przy łożu boleści i patrząc w oczy leżącemu na nim mężczyźnie powiedziała:

- Więc jesteś moim ojcem. Chyba tak właśnie sobie ciebie wyobrażałam.

- Jesteś bardzo ładna i tak bardzo podobna do mojej matki a twojej babki. Miałem sześć lat gdy umarła mimo to doskonale ją pamiętam. Jesteś prawie taka sama. Zresztą pokażę ci następnym razem jej popiersie. Nie ma żadnych wątpliwości, mam córkę.

Po tych słowach zmienił się na twarzy i ponuro spytał:

- Powiedzieli mi, że Anna nie żyje. Ciekawy jestem co naopowiadała ci o mnie przed śmiercią?

- Nic, zupełnie nic. Mówiła tylko, że zostałeś w dalekim kraju ogarniętym wojną i nie ma z tobą kontaktu. Mówiła też, że gdy skończę dwadzieścia lat dowiem się wszystkiego. Zginęła w wypadku pół roku temu, zanim skończyłam dwadzieścia lat. Potem zjawił się Egon i sprowadził mnie tutaj.

- Egon, znowu Egon, wszędzie on, szlachetny i doskonały jak wyrzut sumienia - Hiarona wyraźnie irytowało i złościło wspomnienie Egona – ciągle staje w poprzek mojej drogi i przypomina o klęsce.

- Dzięki niemu tu jestem.

-To prawda, dzięki niemu tu jesteś – powtórzył. - Pewnie przy okazji naopowiadał ci wiele złego o mnie...

- On i Hiada.

Na jego twarzy znowu pojawił się grymas.

- Nieomylni strażnicy praworządności – rzekł szyderczo – wydaje im się, że posiedli patent na prawdę i mogą innych oceniać. Nie planowałem wojny, chciałem odzyskać tylko to co mi się należało. To oni stanęli przeciwko mnie i zbuntowali ludzi. Ponieważ wygrali, mogą teraz chełpić się zwycięstwem i udawać dobrodziejów.

Zamilkł i zaczął ciężko oddychać. Lana szukała w jego oczach choć cienia skruchy czy żalu, nie znalazła. Była tam tylko gorycz i ból.

- Patrzysz na mnie jak na bandytę i już mnie osądziłaś zanim mnie wysłuchałaś – rzekł po chwili smutno – znasz relację tylko jednej strony.

Przyznała mu rację.

- Więc opowiedz mi swoją wersję - zaproponowała.

- Czuję, że wraca mi gorączka i tracę siły, nie dam rady dłużej rozmawiać. Przyjdź jutro a wszystko ci opowiem, powiem też Zariatowi, by posłał po was wcześniej, gdy jeszcze nie jestem taki slaby.

- Co ci jest?

-Zarakuna rozpruła mi bok gdy jakiś czas temu byliśmy z Giaretem na polowaniu. W Alatydzie nie ma dużych zwierząt, inaczej jest w Manitii, tutejsze wody aż roją się od olbrzymich potworów. Miała chyba z 8 metrów i zaatakowała błyskawicznie. Byliśmy sami, daleko od domostw, za późno otrzymałem pomoc. Wdało się zakażenia, rana ciężko się goi ciągle mam gorączkę... przyjdź jutro.

- Przyjdę, kto to jest Giaret?

-Widziałaś go, stał przy moim łożu. To syn kobiety, z którą się związałem po przybyciu do Manitii. Jest mi bliski i zamierzałem go usynowić. Miałem dać mu diadem mojej matki gdy się ożeni, ten który nosiła Anna zanim uciekła, teraz dam go tobie gdy przyjdziesz jutro.

- Mama nie związała się na Ziemi z żadnym mężczyzną – powiedziała Lana z wyrzutem. Hiaron zmienił się na twarzy i wydusił przez zaciśnięte zęby.

- Myślisz, że to ze względu na mnie? Nie mam złudzeń. Nigdy jej na mnie nie zależało i nawet nie próbowała udawać. Nie powiedziała mi nawet o tobie Zgodziła się zostać moją żoną tylko po to, by zrobić na złość Egonowi bo wolał pozostać strażnikiem FERY niż związać się z nią. Pewnie tego ci nie powiedział. Ja za późno się o tym przekonałem. Ty jesteś tylko moją córką i tego nawet on nie zmieni.

Przerwał i zaczął ciężko oddychać. Lana słuchała jego gorzkich słów w milczeniu. O życiu jej rodziców nie wiedziała do tej pory nic, jednak takiego wyznania się nie spodziewała i nie wiedziała co powiedzieć. Długo patrzyła na wykrzywioną bólem twarz ojca i zrobiło się jej go żal. Przedstawiano go jej jako potwora wywracającego wszystko do góry nogami a oto zobaczyła zbolałego i cierpiącego człowieka, którego życie nie oszczędzało, mieszkającego w obcym kraju i nie mogącego nawet swobodnie się poruszać.

- Jesteś bardzo zmęczony – powiedziała] miękko – odpocznij teraz, przyjdę jutro i wtedy opowiesz mi wszystko.

Egon i pozostali czekali na nią w pomieszczeniu obok w towarzystwie jednego z doradców. Gdy weszła nieco zmieniona na twarzy Hiada spytała;

- Wszystko w porządku?

Skinęła głową i cicho odpowiedziała:

-Tak, ojciec teraz dostał gorączki i musi odpocząć, przyjdę tu jutro by z nim porozmawiać.

Potem już bez słowa wyszła z pokoju za doradcą odprowadzającym ich do miejsca noclegowego. Nie odzywała się przez całą drogę a po przybyciu na miejsce udała się do swojego pokoju i nie chciała brać udziału w naradzie wynikającej ze zmiany planów. Decyzja Hiarona wydłużyła ich misję co najmniej o dzień, ponieważ okazało się, że chce spędzić jakiś czas z dopiero poznaną córką, sytuacja mogła jeszcze ulec zmianie. Egon przesłał wiadomość kapitanowi sterowca i polecił czekać bezterminowo a gdy wszyscy udali się na spoczynek Lana zapukała do jego pokoju.

Otworzył drzwi i nieco zdziwiony spytał:

- Czy coś się stało?

- Musimy porozmawiać.

- Widziałem, że rozmowa z Hiaronem bardzo cię poruszyła, nie odzywałaś się do nikogo, co się stało?

Spojrzała mu prosto w oczy i spytała:

- Co cię łączyło z moją matką?

Zauważyła, że się zawahał, co temu pewnemu siebie mężczyźnie do tej pory się nie zdarzyło.

- Byliśmy przyjaciółmi – odpowiedział powoli – bardzo bliskimi przyjaciółmi.

-Jak bliskimi?

- O co ci chodzi?

- Hiaron powiedział, że mama zdecydowała się zostać jego żoną na złość tobie bo ją odrzuciłeś...

Twarz Egona powlekła się purpurą a dłonie zacisnęły w pięści. Lana po raz pierwszy zobaczyła gniew w jego oczach.

- Kłamie, nie odrzuciłem jej – wycedził ze złością po czym już nieco uspokojony powiedział:

- Odkąd się pojawiła w moim życiu stała się dla mnie najważniejszą osobą i ona o tym wiedziała. miałem wówczas zadania do wykonania i nie mogłem się z nikim wiązać, za późno się spotkaliśmy. Oboje zaakceptowaliśmy ten stan, tak mi się przynajmniej wydawało. Być może nie kochała dostatecznie Hiarona, krótko się znali, ale on nie zrobił nic by to zmienić. Starała się być dobrą żoną a on traktował ją jak swoją własność i żądał bezwzględnego posłuszeństwa, nawet wtedy gdy wystąpił przeciw panującemu porządkowi. Nie była w stanie tego znieść i uciekła.

- To twoja wersja, jutro ojciec opowie mi swoją.

- Nie zapomnij go spytać o okoliczności tej ucieczki.

- Nie zapomnę. Relacje między wami to właściwie nie moja sprawa, byliście dorośli, ale to on jest moim ojcem i nie każ mi go potępiać i to bez wysłuchania tego co chce mi powiedzieć.

- Nie każę ci. Zostaniemy tu tak długo jak będziesz tego chciała.

Nieprzespana poprzednia noc i wrażenia dnia dzisiejszego tak ją wyczerpały, że nie przeszkadzało jej ani niewygodne łóżko ani zmięta pościel. Zasnęła niemal natychmiast po przyłożeniu głowy do poduszki, a jej splątane myśli tworzyły we śnie obrazy gwałtownych bitew, ucieczek i pościgów

 

Rozdział VI

 

Zbudził ją szmer dochodzący z korytarza. Było dość widno, więc pomyślała, że pewnie zaspała i wszyscy są już gotowi. Jednak zanim zdążyła wstać Egon zapukał do jej drzwi i zdenerwowanym głosem zawołał:

- Ubieraj się natychmiast, coś się stało w pałacu.

Chwilę potem wszyscy czworo podążali szybko za posłańcem prosto do siedziby Hiarona omijając główny pałac wodza. Posłaniec wprowadził ich do obszernego pomieszczenia, które zapewne pełniło funkcję sypialni. Dookoła było pełno krwi a kilka osób  stało wokół wysokiego łoża. Na widok wchodzących rozstąpili się i wówczas oczom przybyłych ukazał się przerażający widok. Hiaron leżał w kałuży zaschniętej krwi  a z jego piersi sterczała długa włócznia wbita prosto w serce. Nie żył co najmniej od kilku godzin, jego martwe oczy wpatrywały się w jakąś niewidoczną postać jakby pytając: „dlaczego mi to robisz?“

Drżąc z przerażenia na całym ciele Lana podeszła do niego.

- Ojcze – wyszeptała - co oni ci zrobili? Przecież mieliśmy sobie tyle do powiedzenia.

Przy łożu stał również król Zariat w otoczeniu doradców. Na jego twarzy trudno byłoby dostrzec wczorajszą ironię, przeciwnie, była ściągnięta bólem po stracie przyjaciela. Ujął delikatnie rękę Lany i położył na głowie Hiarona.

- Czekaliśmy na ciebie byś zamknęła mu oczy – powiedział cicho, po czym dodał:

- Rozmawiałem z nim wczoraj po twoim odejściu. Był taki szczęśliwy, że ma córkę i że zjawiłaś się w jego życiu. Chciał byś została dłużej w Manitii, chciał ci wszystko wyjaśnić. W Alatydzie naopowiadali ci o nim samych strasznych rzeczy, nie wierz w to co mówili. To był wielki człowiek, nie mógł tylko znieść nierównego traktowania i panoszenia się niektórych ludzi. Nie był odosobniony w swoim niezadowoleniu i zdołał zgromadzić wielu zwolenników. Bardzo mu zależało byś to zrozumiała. Wywiązał się ze swoich zobowiązań, przygotował dla was wszystko, pieczęć, dla ciebie diadem i popiersie swojej matki , tak jak ci obiecał. Niestety wszystko zniknęło.

Lena spojrzała na Zariata z wdzięcznością. Pierwszy raz usłyszała coś pozytywnego o swoim ojcu i choć mówił to jego sojusznik, pomyślała, że skoro ojciec umiał być przyjacielem nie mógł być zupełnie złym człowiekiem.

- Kto to zrobił? - spytała przez łzy.

- Wszystko wskazuje, że Giaret, to jego włócznia, ślady jego butów we krwi. Od rana trwają poszukiwania jego i jego matki. Oboje zniknęli wraz ze skrzynią, w której było wszystko zamknięte.

- Dlaczego...?

-Trudno powiedzieć. Hiaron traktował go jak syna, gdy się pojawiłaś być może poczuł się odsunięty. Giaret był porywczy, prawdopodobnie pokłócił się z twoim ojcem i w złości pchnął go włócznią, potem przestraszył się i uciekł zabierając wszystko co było pod ręką. Trudn mi to inaczej wytłumaczyć. Daję królewskie słowo, że znajdziemy go i pomścimy tę straszną zbrodnię.

Po tych słowach zwrócił się w stronę Egona:

- Nie jesteśmy i nigdy nie będziemy przyjaciółmi, obydwaj doskonale to wiemy. Mieliśmy umowę, wy dotrzymaliście wszystkich warunków a mój człowiek ją zerwał. Jestem za to odpowiedzialny i zrobię wszystko by naprawić szkodę. Jakie są wasze oczekiwania?

Egon podszedł do łoża.

- Przykro mi z powodu tego co się stało – rzekł do Zariata - wobec śmierci pamięć dawnych konfliktów blednie. Był ojcem Lany, która jest naszą przyjaciółką i bardzo jej współczujemy. Nie możemy zrezygnować z pieczęci, chcielibyśmy też by Lana odzyskała to co chciał przekazać jej ojciec. Poza tym morderca powinien ponieść karę. Proszę więc o pozwolenie na prowadzenie poszukiwań na terenie Manitii i zgodę na wywiezienie tego co odnajdziemy.

- Macie ją. Dam wam odpowiednie dokumenty. Moi ludzie także rozpoczną pościg. Co zamierzacie?

-Jeszcze nie postanowiliśmy. Nikt nie przewidział takiego obrotu sprawy i nie byliśmy na nią przygotowani. Musimy więc przeanalizować sytuację i podjąć decyzję. Potrzebujemy trochę czasu.

Zariat pokiwał w odpowiedzi głową po czym zwrócił się do stojącej cały czas przy łożu i cicho płaczącej Lany:

- Jeszcze dziś wieczorem pożegnamy naszego przyjaciela, mam nadzieję, że weźmiesz udział w pogrzebie.

- Przyjdę – wyszeptała nie przestając płakać. - Ja też przyjdę – odezwała się milcząca dotąd Hiada a po jej twarzy popłynęły łzy – był przecież moim przyrodnim bratem.

-Wszyscy przyjdziemy.

Do wieczora pozostało jeszcze dużo czasu, mogli go spędzić w swojej kwaterze lub w dowolnym miejscu w pałacu. Egon zawołał całą czwórkę do siebie i przedstawił im swój plan na najbliższy czas. Hiada wraz z Laną miały czekać w swoich pokojach na wieczorną uroczystość a on z Amalenem udali się na platformę startową by skorzystać z systemu łączności zainstalowanemu w dżejcie i połączyć się z Radą Najwyższa FERY. Nie chcieli korzystać we wrogim pałacu z przenośnych nadajników, jakimi dysponowali w obawie przed inwigilacją, Sytuacja była bardzo poważna, wymagała natychmiastowej konsultacji z Radą, jednak woleli zrobić to w innym miejscu, daleko czujnych ludzi Zariata.

Lana była przygnębiona i rozżalona. Wiele obiecywała sobie po rozmowie z Hiaronem. Miała cichą nadzieję, że to co od niego usłyszy pozwoli jej nieco ocieplić mroczny wizerunek ojca, jaki nakreślili Egon i Hiada. W duszy pragnęła, by nie był on takim czarnym charakterem za jaki uważali go wszyscy. Liczyła też, że gdy lepiej zrozumie kim jest, łatwiej odnajdzie swoje miejsce w świecie.

Bezsensowna śmierć przekreśliła jej oczekiwania, gdy więc zostały same poszła do pokoju Hiady i ze łzami w oczach powiedziała:

- Dlaczego to się stało właśnie teraz, zanim poznałam go lepiej, zanim usłyszałam od niego to czego nie powiedziała mi matka?

- Tak w życiu bywa. Musisz się z tym pogodzić, że już nigdy nie poznasz jego wersji wydarzeń.

- Gdybym mogła przenieść się w czasie do tamtych dni i zobaczyć jak rzeczywiście było. Niektórzy twierdzą, że podróże w czasie są możliwe.

Hiada uśmiechnęła się lekko. Słyszała od Egona, że na Ziemi ludzie wymyślają historie o ludziach przenoszących się w przyszłość a nawet w przeszłość, tutaj myślenie było bardziej pragmatyczne i takie niemające odzwierciedlenia w rzeczywistych wydarzeniach opowieści, traktowano jako absurdalne.

- Nie wierz w to – powiedziała – czas jako taki przecież nie istnieje, istnieją tylko zdarzenia oraz kolejność i tempo ich zachodzenia. Czas jest tylko teoretyczną miarą tej kolejności i tempa. Chcąc cofnąć się w czasie trzeba by cofnąć zdarzenia jakie zachodziły, gdyby zaś cofnąć zdarzenia to ciebie przecież by nie było.

- Przecież odczuwamy upływ czasu, jeżeli coś odczuwam to myślę, że to istnieje.

- Odczucia powstają w naszym umyśle. Mózg rejestruje kolejność zdarzeń tych zachodzących na zewnątrz jak i wewnątrz naszego ciała. Częstotliwość i odległości między tymi zdarzeniami są postrzegane jako upływający czas. Tak my rozumiemy tę kwestię.

Lana zamyśliła się. Właściwie sama nie wierzyła w możliwość powrotu do przeszłości chociaż bardzo by chciała. Była tak zdołowana zaistniałą sytuacją, w dodatku wszystko wokół niej było nieprawdopodobne czasami więc rozważała wszystkie nawet najbardziej nierealne scenariusze

- Pewnie masz rację - powiedziała po chwili - a ja tak bardzo bym chciała zobaczyć co naprawdę się wtedy działo. Całe życie czekałam by poznać prawdę, teraz dociera ona do mnie w kawałkach a ten jeden kawałek zginął bezpowrotnie.

- Przykro mi, musisz zaakceptować, że ten kawałek twojej historii nie wróci i musisz z tym żyć.

- Może przynajmniej dowiem się dlaczego ktoś pozbawił mnie tej części.

-Zrobimy wszystko by tak się stało.

Platforma startowa była niedaleko a amfibie, którymi Egon z Amalenem musieli się tam dostać kursowały często, wrócili więc po kilku godzinach, na długo przed pogrzebem. Zdążyli też odbyć naradę, na której Egon omówił postanowienie Rady i wytyczne do dalszego działania. Zgodnie z tym postanowieniem Egon został zobowiązany do zorganizowania poszukiwań, otrzymał też nieograniczone uprawnienia do decydowania o wydatkach, sposobie prowadzenia akcji i czasie jej trwania. Rządowy sterowiec postanowiono odesłać do Alatydy z kilku powodów. Przede wszystkim poszukiwania mogły trwać dość długo, trudno więc było blokować statek na nieograniczony czas, tym bardziej, że był on zupełnie nieprzydatny w akcji. Nie chciano też zbyt dużej ilości osób angażować bezpośrednio w działania na terenie Manitii, co mogło być źle odebrane przez miejscowych. Egon uznał, że cztery osoby zupełnie wystarczą. Nie chciał jednak narażać Lany na niebezpieczeństwo wiążące się z poszukiwaniami Giareta więc gdy wrócili z platformy zaproponował, że Amalen odwiezie ją po pogrzebie na sterowiec, którym będzie mogła wrócić do Alatydy a w jej miejsce przywiezie jedną z nawigatorek.

- Operacja jest skomplikowana, nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć i nie chciałbym cię narażać – powiedział.

Reakcja na tę propozycję była gwałtowna i nie pozostawiała złudzeń.

- Chyba żartujesz – zawołała ze złością – ściągnąłeś mnie tu dwa i pół miliona lat świetlnych od domu dla jakiegoś bezużytecznego kawałka żelastwa a teraz gdy nie jestem już potrzebna chcesz się mnie pozbyć jak zużytego przedmiotu. Nigdy się na to nie zgodzę. Albo bierzecie mnie ze sobą albo dołączę do Manitów, oni też będą szukać zabójców ojca.

- Dobrze już dobrze, zostajesz z nami. Nie chcę się ciebie pozbyć. Jesteś przygnębiona i nie powinnaś podejmować takiej decyzji pod wpływem emocji. Emocje zaburzają właściwy osąd sytuacji i utrudniają wybór właściwej drogi. Musisz sobie zdawać sprawę z ryzyka na jakie się decydujesz. To obcy i nieprzewidywalny kraj, zupełnie inny niż Alatyda. Dokumenty, jakie mam nadzieję otrzymać dziś od Zariata, umożliwią nam swobodne poruszanie, ale nie uchronią od niebezpieczeństw. Będziemy zdani tylko na siebie i być może będziemy musieli używać broni, a to ci przecież nie odpowiadało.

- Dostosuję się – powiedziała już spokojnie – wiem, że to niebezpieczne, zaryzykuję, umiem o siebie zadbać . Muszę dowiedzieć się co naprawdę się stało i dlaczego Hiaron zginął zanim opowiedział mi historię swojego związku z mamą. Nie będę siedzieć z założonymi rękami, nudzić się i denerwować czekając w Erydonie. To byłoby ponad moje siły.

- Zapomniałem, że lubisz szaleństwo – mruknął Egon – teraz będziesz miała go pod dostatkiem. Umiesz posługiwać się jakąś bronią?

- Nie

- Tak myślałem. Będziesz musiała się szybko nauczyć używać tej  defensywnej. Dostaniesz opaskę na nadgarstek z funkcją oddawania strzałów, przydatną do obrony z bliskiej odległości oraz zestaw krótkich, szybkostrzelnych pistoletów, służących do walki z daleka. Znajdują się w tym pasie, który będziesz nosiła na biodrach. Są lekkie i nie powinny krępować ruchów.

Dziewczyna skrzywiła się biorąc do ręki podany przez Egona ekwipunek

-Mam nadzieję, że nie będą potrzebne – powiedziała wzdychając.

- Ja też wolałbym by obyło się bez walki i też mam nadzieję, że tak się stanie . W obecnej sytuacji trudno cokolwiek przewidzieć. Jeszcze możesz się wycofać.

- Jadę z wami, przeżyję to jakoś. Skąd to macie?

- Stanowią wyposażenie dżejtu. Przywieźliśmy je dzisiaj. Do tej pory nie były potrzebne, teraz sytuacja się zmieniła i mogą być niezbędne.

- Nie polecimy dżejtem?

-To nierealne. W Manitii jest niewiele miejsc, na których można wylądować i są od siebie bardzo oddalone. Tutaj nikt nie porusza się dżejtami na trasach wewnętrznych, wszyscy korzystają ze szlaków wodnych. Opłaciłem stacjonowanie naszej maszyny na miesiąc z możliwością dopłaty po powrocie, gdybyśmy musieli pozostać dłużej.

-Na miesiąc?

-Lepiej się zabezpieczyć, nie wiadomo jak daleko Giaret zdążył uciec, ma przewagę własnego terenu.

Za drzwiami rozległy się kroki.

-To posłańcy – rzekł Egon – musimy udać się na pogrzeb.

Rzeczywiście za chwilę usłyszeli pukanie i dwaj posłańcy oznajmili, że król zaprasza na uroczystości.

Poszli. Posłańcy zaprowadzili ich nad niewielkie rozlewisko niedaleko pałacu. Na jego środku usytuowane było czółno wyścielone czerwonym suknem a na nim leżało ciało Hiarona spowite w purpurę. Na brzegu zgromadziło się kilkanaście osób, głównie królewska świta, sam król Zariat stał na podwyższeniu w otoczeniu doradców. Lana podeszła do podwyższenia i spojrzała na leżącą w czółnie postać a z oczu jej pociekły znowu łzy. Były to łzy żalu, nie z powodu utraty kogoś bliskiego, zginął przecież człowiek, którego w ogóle nie znała, chociaż okazał się jej ojcem. Płakała nad straconym czasem, nad niewykorzystaną szansą poznania prawdy o swoim pochodzeniu - tej drugiej prawdy, której nie usłyszała od Egona i Hiady, której matka nie chciała czy nie zdążyła jej przekazać. Ojciec też nie zdążył. Płakała nad złośliwym losem, który najpierw rozdzielił ich rodziców a teraz w tak brutalny sposób uniemożliwił jej zrozumienie człowieka, który od tej pory miał nazywać ją swoją córką.

Król podał jej rękę i wprowadził na postument. Potem podał jej zapaloną włócznię.

- W naszym kraju najbliższa osoba zapala stos pogrzebowy- powiedział – rzuć włócznię.

Rzuciła. Czółno zajęło się błyskawicznie, było prawdopodobnie nasycone jakąś łatwopalną substancją. Cała uroczystość przebiegała w absolutnej ciszy, żadnych mów pożegnalnych, żadnych wspomnień. Panował dziwny spokój, nikt nie szeptał, nie kręcił się, wszyscy stali wpatrzeni w płomienie ogarniające to co znajdowało się w ich zasięgu. Patrzyła jak wszystko powoli zamienia się w popiół i zapada w wodę a snopy iskier unoszą na rozlewiskiem i znikają w ciemności. „Tyle zostało z mojej przeszłości“ - pomyślała gdy resztki płonącego stosu zniknęły pod wodą i tafla rozlewiska przybrała barwę otaczającej nocy. Jeszcze kilka minut nikt się nie poruszył, tylko przygnębiająca cisza wdzierała się w uszy aż do bólu. Słupy świetlne stojące wokół dziedzińca pałacowego rzucały żółtawe światło rozświetlając mrok. Król Zariat wpatrywał się w mroczną wody, wreszcie uniósł dłoń dając znak do zakończenia ceremonii. Jako pierwszy zszedł z podestu podając rękę córce Hiarona i prowadząc ją w kierunku pałacu. Za nim postępowała reszta dworzan i trójka Alatydów, oczekujących od króla odpowiednich dokumentów. Gdy znaleźli się w głównej sali Zariat usiadł na wysokim tronie i zwrócił się do Egona:

- Oto obiecane zezwolenia. Dają wam prawo swobodnego poruszania się po kraju Manitów przez rok. Giaret i jego matka zostali objęci nakazem ścigania więc macie prawo ich schwytać i dostarczyć do pałacu odbierając swoją własność. A tobie Lano– tu zwrócił się do dziewczyny – jako dziedziczce mojego największego przyjaciela, daję wszelkie prawa Manitów. Możesz przebywać w moim kraju jak długo tylko zechcesz. Co zamierzasz?

- Wezmę udział w poszukiwaniach razem z Egonem i Hiadą. Chcę odzyskać diadem, jedyną rodzinną pamiątkę jaką miałam dostać i spytać Giareta dlaczego zamordował mi ojca.

-Twój wybór. Przyznaję, to nie będzie łatwe. Zniknął jakby zapadł się pod ziemię. Przeszukaliśmy komnaty Hiarona i okazało się, że Giaret zabrał wszystko co dało się zabrać, w tym sztabki tytanu i miedzi, ma więc środki by przekupić ludzi Wystarczy na ukrycie się i ucieczkę z kraju co zapewne zechce zrobić, tutaj będzie ścigany do końca życia. Musicie się śpieszyć jeżeli chcecie go dopaść w Manitii.

- Chcemy wyruszyć jutro o świcie – wtrącił Egon - wynająłem małą amfibię by dostać się do Głównego Miasta, myślę, że tam najłatwiej mu będzie się ukryć. Jeżeli będzie trzeba wyruszymy za granicę twojego państwa.

- Nie wątpię – mruknął król wstając a jego głos znów przybrał złośliwy ton – nigdy się nie poddajesz i choć trudno w to uwierzyć, tym razem jesteśmy po tej samej stronie.

Egon skłonił się a za nim Hiada i Amalen. Lana pochyliła również głowę oczywiście trochę spóźniona gdyż dopiero po chwili uświadomiła sobie, że znajduje się przed obliczem króla i powinna naśladować zachowanie przyjaciół by nie popełnić jakiejś gafy. Król wyszedł, oni zaś udali się do swojej kwatery. Było już późno więc od razu rozeszli się do pokoi by odpocząć i móc wcześnie rozpocząć nowy dzień.

Po raz pierwszy od chwili przybycia na Nakarun poczuła prawdziwy strach. Przed oczyma cały czas miała porażający widok zakrwawionego ciała i płonącego stosu. Nie mogła też zapomnieć o broni, w którą ją wyposażono. Równie dużo szybkostrzelnych i samosterujących pistoletów otrzymali pozostali uczestnicy wyprawy i to ją przerażało. Nie umiała strzelać, nie lubiła walki, tymczasem los tak się potoczył, że nie pozostawił jej wyboru. Znajdowała się w zupełnie obcym miejscu i jedynymi bliższymi jej osobami byli Egon i Hiada. Tylko oni wiedzieli kim naprawdę jest i jak może wrócić do domu, nie mogła więc pojechać bez nich do Erydonu i tam czekać na ich powrót. Byłaby wówczas zupełnie sama nie wiedząc komu może zaufać a to byłoby gorsze od włóczenia się po Manitii w poszukiwaniu zabójców ojca. W dodatku gdyby nie wrócili, ona utknęłaby tu na zawsze.

Świadomość nieuchronności sytuacji paradoksalnie przyniosła jej spokój. Pomyślała, że strach niczego nie zmieni, może tylko sparaliżować umysł i zaszkodzić. Spokój Egona i pozostałych towarzyszy udzielił się także jej, ich obecność dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Gdy zdecydowała się na przekroczenie granicy światów i podjęła ryzyko to właśnie oni stali się jej najbliżsi i tylko przy nich nie odczuwała pustki i samotności. Nie, nie, o powrocie do Erydonu nie mogło być mowy, taki pomysł w ogóle nie mógł być brany pod uwagę.

 

Rozdział VII

 

Amfibia miała płaskie dno i pionowe burty a niewielka kabina mogła pomieścić tylko kilka osób, ale poruszała się szybko i prawie nie kołysała. Płynęli tą samą rzeką, którą przybyli na zamek z platformy startowej, tyle że w przeciwnym kierunku, stolica państwa, do której zmierzali, leżała bowiem bardziej w górnym biegu tej rzeki. Egon wynajął łódź na  kilka dni w przystani leżącej nieopodal pałacu Zariata i zobowiązał się dostarczyć ją do wyznaczonego miejsca w Głównym Mieście. Prywatny transport w Manitii opierał się na takich właśnie niewielkich amfibiach. Dobrze rozwinięty był też transport publiczny w postaci dużych promów, przewożących pasażerów i towary od portu do portu. Z oczywistych względów wybrali małą łódź, dawała niezależność i umożliwiała cumowanie nawet przy niewielkich pomostach.

Po drodze mijali wiele podobnych łodzi, były kolorowe, różnokształtne i dość hałaśliwe. Raz musieli przepłynąć w pobliżu zmierzającego w przeciwną stronę promu, wytworzona przez niego fala zepchnęła ich prawie do brzegu, ale obyło się bez większych kłopotów. Właściciel łodzi ostrzegał ich by uważali na duże jednostki i nie podpływali zbyt blisko nich. Właśnie przekonali się dlaczego. Poza tym jednym nieprzewidzianym wypadkiem nic niepokojącego się nie wydarzyło i wreszcie po paru godzinach znaleźli się na miejscu. Słońce stało już wysoko na niebie i delikatnie przebijało się przez warstwę chmur. Na szczęście nie codziennie padały tu deszcze i czasami można było dostrzec słoneczny blask.

- Zatrzymamy się chwilę w porcie, wy poczekacie na miejscu a ja pójdę się rozejrzeć – powiedział Egon gdy przycumowali do niewielkiego pomostu – jesteśmy tu legalnie więc nie powinno się nic wam przydarzyć. W razie czego Amalenie będziesz bronił Lany. Ty Hiado dasz sobie radę sama.

Hiada skinęła głową, pozostali także uczynili ten gest potwierdzając w ten sposób zrozumienie polecenia po czym wszyscy troje weszli do portowego budynku gdzie w wielkiej hali kręciło się sporo ludzi. Nikt nie zwracał na nich uwagi, poszukali więc kamiennego siedziska, na którym mogliby odpocząć. Siedzieli w milczeniu, ponieważ jednak powrót Egona się opóźniał Lana zaczynała się niecierpliwić - spokojne czekanie nie było jej ulubionym zajęciem. Początkowo przyglądała się kamiennej budowli, jakże różnej od tych widzianych w Alatydzie, potem zaczęła obserwować ludzi w podróżnych strojach przemieszczających się bez przerwy w sobie tylko znanym celu. Ale jak długo można było bez znudzenia oglądać jedną  przestrzeń? Kręciła się i krzywiła dziwiąc się przy tym, że Amalen i Hiada tak spokojnie znoszą oczekiwanie. W pewnej chwili zobaczyła czterech mężczyzn wchodzących do hali. Wyglądali trochę inaczej niż pozostali użytkownicy tego miejsca, nosili jednakowe skórzane stroje a na piersiach mieli coś co przypominało karabiny. Rozejrzeli się dookoła i po krótkiej wymianie zdań ruszyli w ich stronę.

- Będziemy mieli towarzystwo – powiedziała cicho – jakichś czterech idzie ku nam i chyba są uzbrojeni.

- To żołnierze Zariata, mają godło Manitii na mundurach – odezwał się Amalaen – mamy dokumenty więc bez obaw. Żołnierze przestrzegają zasad,.

Żołnierze zbliżyli się do nich a jeden z nich zapytał o prawo przebywania na terenie kraju. Hiada pierwsza wyjęła prostokątną plakietkę ze srebrnej blachy z wytłoczonymi znakami stanowiącą pozwolenie na pobyt na tutejszej ziemi. To samo zrobił Amalen i Lana. Plakietka Lany była większa i wykonana ze złota, miała też inne znaki. Żołnierze przyjrzeli się posiadaczce owego dokumentu dokładniej, wymienili między sobą kilka słów, na tyle cicho by nie być zrozumianym, po czym skłonili się lekko i odeszli życząc miłego pobytu.

- Widzę, że moje uprawnienia zrobiły na nich większe wrażenie niż wasze – zauważyła zdziwiona.

- To oczywiste – pośpieszyła z wyjaśnieniami Hiada - dają ci bowiem specjalne przywileje To złota odznaka Zariata, dzięki niej jesteś pod ochroną państwa.

- Czy to oznacza, że jestem tu zupełnie bezpieczna?

-Tylko teoretycznie. Żołnierze respektują takie uprawnienia, pozostali mieszkańcy nie zawszee. To dość skomplikowany kraj i jeśli nie ma w pobliżu wojska ludzie sami muszą przeciwstawiać się panoszącym się w wielu regionach grupom przestępczym. Trudno się im dziwić, że nie ufają obcym i czasami traktują ich jak intruzów.

-Mili ludzie... Egon wraca i chyba każe nam iść ze sobą.

Rzeczywiście w bramie wejściowej stał Egon i dawał ręką znak do wyjścia. Gdy znaleźli się na otwartej przestrzeni powiedział:

- Wszędzie pełno wojska, ludzie nie chcą nic mówić, na szczęście mam tu kilku przyjaciół więc trochę się dowiedziałem. Musimy jednak uważać by nikt nie podsłuchiwał. Sytuacja jest bardziej skomplikowana niż to się na początku wydawało, tak zresztą przewidywałem.

- Może wreszcie dowiem się o co w tym wszystkim chodzi – powiedziała Lana z przekąsem – czuję, że nie mówicie mi prawdy. Uzbroiliście się po zęby, straszycie mnie Manitami, którzy nie wydają się wcale tacy źli, coś tu nie gra.

- Nie okłamujemy cię a jeśli nie mówimy wszystkiego to ze względu na bezpieczeństwo nie tylko twoje. Byłem przekonany, że wykonamy zadanie szybko i wrócimy do Erydonu i wówczas wszystko ci wyjaśnię. Niestety nie poszło tak jak planowaliśmy i musisz jeszcze trochę poczekać.

- Czasami lepiej nie wiedzieć zbyt dużo – wtrącił Amalen

- Ty też nie wiesz zbyt dużo - spytała Lana – i nie przeszkadza ci to?

- Jestem żołnierzem, wykonuję rozkazy nie zadając pytań.

- Ja nie jestem żołnierzem, wolałabym wiedzieć i zadaję pytania.

- Dowiesz się wszystkiego, obiecuję, teraz zaufaj mi i rób co mówię dla dobra nas wszystkich - powiedział Egon stanowczo.

- Czego się dowiedziałeś? – spytała Hiada skierowując rozmowę na inny temat.

- Zabójstwo Hiarona nie było przypadkowe, Giaret prawdopodobnie działał na zlecenie. Ktoś mu zapłacił za zdobycie pieczęci a ponieważ pojawiliśmy się my musiał się śpieszyć, więc zabił i uciekł. Wiem też, że dotarł do Głównego Miasta i chyba jeszcze tu jest. Poprzedniej nocy wpłynęła do portu amfibia w pałacowych barwach, jej pasażerowie, mężczyzna i kobieta gdzieś zniknęli, jakby zapadli się pod ziemię. Wojskowi już przeszukali i zarekwirowali łódź, ludzi jak dotąd nie znaleźli. Być może Giaret ukrył się gdzieś i jeszcze nie zdążył dokonać wymiany, co byłoby dla nas okolicznością pomyślną. Może uda się nam go dopaść zanim zrobią to inni.

- Czy to możliwe... - zaczęła Hiada niepewnie.

- Też się tego obawiam, na razie nie mam żadnych przesłanek.

- Co zamierzasz?

- Dowiedziałem się też, że brat matki Giareta ma zakład kamieniarski na obrzeżach miasta, udamy się tam ponieważ mogli się ukryć gdzieś u kuzyna lub w pobliżu jego domu. Żołnierze co prawda już przeszukiwali dom, mogli coś przeoczyli, może trzeba poszukać w okolicy. Popłyniemy amfibią, piątym kanałem w prawo i tam się rozejrzymy.

Gdy znaleźli się niedaleko miejsca docelowego zwrócił ich uwagę tłum ludzi na prawym brzegu. Grupa żołnierzy otaczała coś starając się jednocześnie odsunąć napierających ludzi. Amalen skierował łódź ku najbliższemu pomostowi, przy którym dało się zacumować, po czym wszyscy wydostali się na brzeg i już pieszo doszli do miejsca zdarzenia. Egon przecisnął się pomiędzy gapiami i ujrzał dwa ciała leżące w błocie, ledwie widoczne pomiędzy nadbrzeżną roślinnością. Podszedł do jednego z żołnierzy i okazał mu swój dokument zezwalający na prowadzenie poszukiwań na terenie Manitii. Żołnierz pokiwał głową i umożliwił mu obejrzenie zwłok. Nie ulegało wątpliwości, że martwym mężczyzną był Giaret, Egon widział go stojącego u łoża Hiarona,i poznał od razu. Leżące obok ciało starszej kobiety zapewne było ciałem jego matki. Oboje mieli roztrzaskane głowy i liczne obrażenia kończyn i tułowia poza tym nie znaleziono przy nich zupełnie nic. Wszystko wskazywało na to, że zostali okradzeni.

- Co tu się stało?- spytał Egon obejrzawszy dokładnie miejsce zbrodni.

- Trudno powiedzieć – odpowiedział głównodowodzący – wygląda na napad rabunkowy. Zostali obdarci ze wszystkich mających jakąkolwiek wartość rzeczy, pozostawiono im tylko ubranie. Zginęli jakiś czas temu, prawdopodobnie dziś nad ranem, dopiero niedawno znalazł ich jeden z naszych patroli. Byli ukryci w szuwarach więc trudno było wcześniej cokolwiek zauważyć.

- Z tego co mówisz wynika, że nie znaleźliście przy nich nic co mogło należeć do nas.

- Tak właśnie jest.

- Co z nimi zrobicie?

- Nasze prawo jest jasne, to przestępca, nie jest godzien pochówku, więc zostanie zatopiony w kanale, jego matka również ze względu na współudział w zbrodni. Nasza misja została zakończona, morderca poniósł karę więc król odwołuje wojsko do bazy. Nie będziemy angażować sił do poszukiwania kogoś, kto wyręczył nas w wymierzeniu sprawiedliwości. Wy możecie dalej szukać sprawców i tego co wam ukradli, prawdopodobieństwo ich znalezienia jest raczej znikome. To wygląda na robotę ludzi z bagien, oni zabijają roztrzaskując maczugami głowy, w dodatku są praktycznie nieuchwytni. Pojawiają się i znikają, pewnie już skryli się na mokradłach a tam nie radzę się zapuszczać.

- Rozumiem, sytuacja się zmieniła i musimy przeanalizować ją ponownie, dopiero potem podejmiemy ostateczną decyzję.

Korzystając z przyznanych mu przez Zariata uprawnień, Egon obejrzał zwłoki jeszcze raz, dokładnie sprawdzając wszystko co znajdowało się w pobliżu po czym pożegnał się z żołnierzami i wrócił do stojących nieopodal towarzyszy.

- Co tam się stało? - spytała Hiada.

-Znaleziono ciała Giareta i jego matki, zostali obrabowani ze wszystkiego co mieli przy sobie. Wejdźmy do amfibii, tutaj nie możemy swobodnie rozmawiać, jest zbyt dużo ludzi.

Zrozumieli powagę sytuacji i bez słowa skierowali się ku łodzi, nawet Lana się nie przeciwstawiała. Amalen w milczeniu uruchomił silnik i dopiero gdy znaleźli się w głównym nurcie rzeki, z daleka od innych łodzi, Egon opowiedział co zobaczył i co zdołał ustalić badając brzeg.

- Czy to już koniec naszego zadania? - spytała Lana gdy skończył mówić. Wiadomość o śmierci Giareta nie ucieszyła jej zbytnio. Nie, żeby go żałowała, ale wolałaby spojrzeć mu w oczy i spytać dlaczego zabił jej ojca, żal jej też było, że nie odzyskała rodowego diademu. Wyobrażała sobie, że jest bardzo piękny i bardzo chciała go zabrać ze sobą na Ziemię.

- To dopiero początek - odpowiedział Egon - Skradziono pieczęć i musimy ją odzyskać. Z pozoru to rzeczywiście wygląda na napad rabunkowy jakiejś grupy ludzi z bagien, Manici mają z nimi sporo kłopotów. Atakują przypadkowych mieszkańców i kradną wszystko co się da a potem kryją się w niedostępnych dla ciężkiego sprzętu wojskowego bagnach. Tam mają zdecydowaną przewagę bo je znają. Wojsko nie chce się narażać gdyż zazwyczaj są to pojedyncze ofiary a straty materialne w skali całego państwa niewielkie. Tak mogło być i w tym przypadku, jednak dla mnie to zbyt proste wyjaśnienie. Jestem przekonany, że ktoś chciał żeby tak wyglądało. Zobaczcie co znalazłem.

Egon otworzył zaciśniętą do tej pory pięść i pokazał wszystkim metalowy, prawdopodobnie srebrny element w kształcie okręgu opisanego na podwójnym kwadracie. Tego typu ozdobę Lana widziała u Egona i królewskiego sekretarza gdy była w pałacu. Były to swoistego rodzaju identyfikatory świadczące o funkcji społecznej osoby.

- To znak Kalhana – powiedziała głucho Hiada – więc to jednak on...

- Sprawdza się najgorszy scenariusz.

- Skąd się dowiedział? Rozpoczęliśmy prace nad pieczęcią kilka lat po jego wydaleniu i były prowadzone w największej tajemnicy... czy to może oznaczać jakąś zdradę?

- Nie wiem, wiele na to wskazuje, chociaż nie można wykluczyć, że Kalhan sam doszedł do tej wiedzy. Jedno nie ulega wątpliwości – był tu osobiście.

- Kto to jest Kalhan? – spytała Lana ze złością. Cały czas mówili o bezwartościowej, jej zdaniem, pieczęci i to ją zamierzali odzyskać a o jej diademie nikt nawet nie wspomniał.

- Powiecie mi wreszcie prawdę? - dodała po chwili.

Egon i Hiada spojrzeli najpierw na siebie potem na dziewczynę. Wiedzieli, że była uparta i tak łatwo nie zrezygnuje z raz postawionego pytania. Oczywiste było, że wcześniej czy później wymusi na nich odpowiedź, zresztą i tak mieli zamiar kiedyś wszystko jej wyjaśnić.

- Musimy jej powiedzieć – rzekła Hiada – jest z nami i ma do tego prawo.

- Nie jestem pewien czy masz rację i czy już nadszedł ten właściwy czas – Egon nie był przekonany do tej propozycji – czasami wiedza może być niebezpieczna. Dobrze, niech tak będzie, Amalenie skieruj łódź z powrotem w kierunku portu, musimy gdzieś przenocować. Przy pierwszym kanale znajduje się pawilon noclegowy gdzie handlowcy wynajmują kwatery, zatrzymamy się tam.

- Kto to jest Kalhan? - powtórzyła pytanie Lena.

Egon rozumiał, że nie może przed nią dłużej wszystkiego ukrywać i korzystając z tego, że znajdowali się na środku rzeki, z dala od ludzkich uszu, rozpoczął swoją opowieść:

- Chcesz wiedzieć kim był Kalhan? Dobrze powiem ci. Był jednym z nas, wielce zasłużonym członkiem FERY, nieprzeciętnie inteligentnym i niezwykle utalentowanym. To on odkrył istnienie tuneli łączących różne punkty Wszechświata. Skonstruował przyrządy pozwalające je lokalizować. To on obliczył miejsce i czas otwierania tunelu łączącego nasze galaktyki, on też kierował moją wyprawą na Ziemię. Elektroniczne tłumacze to też jego projekt. Był niesamowity, sam potrafił odczytać stare księgi i robił to z niezwykłą precyzją. W czasie Wielkiej Wojny walczył ramię w ramię ze mną a po wojnie kierował odbudową naszego laboratorium. Potem coś się zmieniło, gdy Rada nie zgodziła się by odstąpić od zasady starszeństwa i nie mianowała go swoim przewodniczącym, o co się ubiegał, zaczął spiskować z kilkoma dowódcami wojskowymi. Był to wielki cios dla naszej państwowości, kraj stanął na skraju nowej wojny gdy tylko zdążyliśmy go odbudować. Na szczęście spisek został szybko wykryty a spiskowcy usunięci z Alatydy.

- Zgodnie z wewnętrznym prawem – wtrąciła Hiada – przewodniczącym Rady Najwyższej zostaje zawsze najstarsza osoba. Ani Egon ani ja nie byliśmy wtedy jeszcze w Radzie ale pamiętam te wydarzenia. Kalhan zaproponował by przewodniczącym zostawał nie najstarszy tylko najbardziej zasłużony członek Rady. Nie zgodzono się na to argumentując, że może to doprowadzić do niezdrowej rywalizacji. Jak się okazało mieli rację. Kalhan nie mógł się z tym pogodzić i próbował zdobyć władzę na drodze kolejnego przewrotu. Na szczęście wszyscy dowódcy mieli już dość wojny i nie udało mu się zwerbować nikogo. Rebelia nie została wzniecona a on sam wydany władzom państwowym

- Co się z nim stało? - spytała Lena – Mówicie, że usunięto go z Alatydy, domyślam się, że nie stracono.

- Nie, nie stosujemy kary śmierci, najgroźniejszych przestępców izolujemy w specjalnych enklawach z dala od granic państwa. Kalhan wybrał samotnię na wyżynie. Przez lata zajmował się jakimiś własnymi badaniami nad Wszechświatem nie sprawiając żadnych problemów, twierdził, że rozumiał swój błąd. Współpracował nawet z niektórymi z nas, sam też parę razy go odwiedziłem. Kilka lat temu zniknął. Nikt nie wie w jaki sposób udało mu się zrobić to niepostrzeżenie, przepadł bez śladu. Przez cały ten czas nie dawał znaku życia. Do dzisiaj. Wszystko wskazuje na to, że to on zlecił Giaretowi zdobycie pieczęci a gdy już ją otrzymał pozbył się wszystkich świadków. Okazuje się, że jest bezwzględny i nieobliczalny a przy tym niezwykle przebiegły, wszystkie te cechy razem stanowią bardzo niebezpieczną mieszankę. Musimy go powstrzymać zanim stanie się najgorsze.

- Czym jest ta nieszczęsna pieczęć, że dla niej zginęło już troje ludzi?

Egon zawahał się, widać było, że nie ma ochoty na wyjawienie całej prawdy już teraz. Tymczasem amfibia przybiła do pomostu w pobliżu pawilonu noclegowego i to umożliwiło mu odłożenie wyjaśnień na czas późniejszy.

- Musimy wysiąść – powiedział – resztę dopowiem ci później, tutaj jest zbyt dużo ludzi, którzy mogą podsłuchiwać.

Wysiedli i udali się w kierunku długiej budowli z szarego kamienia gdzie mieli przenocować. Była niska jak wszystkie tutejsze domy, ale większa i w odróżnieniu od nich miała liczne okna co wskazywało na jej hotelowe przeznaczenie. Od portowego nabrzeża prowadził do niej kamienny szlak, odporny na deszcz i inne czynniki atmosferyczne. Nasi bohaterowie nie byli jedynymi podróżnymi szukającymi schronienia. Kilkunastu Manitów zmierzało w tym samym co oni kierunku nie było więc mowy o jakiejkolwiek rozmowie. Gdy znaleźli się w środku zobaczyli długi korytarz, wzdłuż którego znajdowało się wiele pomieszczeń oddzielonych od siebie kamiennymi ścianami. Były to pokoje gościnne, w których można było w miarę wygodnie spędzić noc. Wielu ludzi korzystało z tej możliwości toteż większość miejsc noclegowych była zajęta, mimo to udało im się znaleźć cztery wolne pokoje.

Lana dostała niezbyt duży pokój z prostokątnym oknem i kamienną wanną, podobną do tej w pałacu Zariata. Łóżko też było twarde a pościel pomięta. W dodatku była bardzo niezadowolona, że musi w nim zostać sama gdyż pomimo późnej pory Egon z Hiadą gdzieś wyszli. Tłumaczyli, że muszą zdobyć więcej informacji a sprawa jest pilna i nie mogą czekać z tym do rana. W pokoju obok przebywał mający ją chronić Amalen, który nic nie wiedział więc nie miała o czym z nim rozmawiać. Pozostał jej niedosyt wiedzy i niezaspokojona ciekawość. Podejrzewała też Egona, że specjalnie zwleka by nie powiedzieć jej wszystkiego i to złościło ją najbardziej.

Nie zamierzała spać postanowiła zaczekać na powrót Egona i Hiady i zmusić ich do wyjawienia prawdy, w końcu miała do tego prawo. Czekanie okazało się jednak zbyt trudne. Powrót przyjaciół się opóźniał a ona była coraz bardziej śpiąca. Wreszcie doszła do wniosku, że nie da rady dłużej walczyć ze zmęczeniem i musi odłożyć rozmowę na inny czas. Położyła się ze stanowczym postanowieniem, że jutro zmusi Egona do wyjaśnień. Już prawie zasypiała gdy wydało jej się, że słyszy jakieś kroki za drzwiami. Chwilę nasłuchiwała, kroki okazały się realne, pomyślała, że wracają więc szybko wybiegła na korytarz by rozmówić się z Egonem, zamiast niiego zobaczyła dwóch zarośniętych mężczyzn, którzy szli w jej stronę. Nim zdążyła się cofnąć jeden z nich narzucił jej na głowę wielką płachtę a drugi wbił w ramię jakiś ostry szpikulec. Zachwiała się, świat zawirował, jak przez mgłę usłyszała odgłos otwieranych drzwi i zadawanych ciosów, potem wszystko ucichło, zapadła w sen a świat zewnętrzny przestał istnieć.

 

Rozdział VIII

 

Obudziła się z potwornym bólem głowy. Wokoło było zupełnie ciemno i nie mogła zorientować się gdzie się znajduje. Gdy chciała podnieść rękę z przerażeniem stwierdziła, że jest związana. Przypomniała sobie co się wydarzyło zanim straciła przytomność, dotarło do niej, że została uprowadzona i nie wie ani gdzie jest ani jak długo była nieprzytomna. Wiedziała tylko, że żyje, postanowiła sprawdzić czy jest z nią ktoś jeszcze.

- Halo! – zawołała –Egonie! Hiado!  Odezwijcie się!

 Odpowiedziała jej tylko cisza.

„Jestem sama, przerażająco sama – pomyślała. – Może to lepiej, jeśli udało im się uniknąć mojego losu, pośpieszą mi na ratunek. A jeśli zginęli?”

Wolała nie myśleć o tej ewentualności. Zamknęła oczy i wyraziła życzenie by był to tylko koszmarny sen, żeby gdy się obudzi znalazła się w swoim domu na Ziemi.

Ból głowy trochę ustał i znowu zapadła w jakieś dziwne odrętwienie tracąc poczucie rzeczywistości. Gdy odzyskała przytomność okazało się, że jednak nie był to sen. Nie była już związania a przestrzeń wokół niej wypełnia dziwne niebiesko-zielone światło, nie był to oczywiście jej dom na Ziemi. Nadal nie wiedziała gdzie jest i co się z nią stanie.

Usiadła i rozejrzała się dokoła. Znajdowała się w sporym pomieszczeniu bez okien, niebiesko-zielone światło sączyło się z dwóch kulistych lamp stojących naprzeciw siebie, po obu stronach jednej ze ścian. Jakaś osoba ubrana w granatowy kombinezony obserwowała coś na poziomym monitorze. Była odwrócona tyłem do niej i nie od razu spostrzegła co dzieje się dzieje, Lana mogła więc rozejrzeć się bez przeszkód. Oprócz monitora i świecących kul w pomieszczeniu znajdowało się jeszcze kilka dziwnych urządzeń niewiadomego przeznaczenia i dwoje drzwi.

- Gdzie ja jestem? – spytała gdy już obejrzała wszystko. – Kim jesteś?

Postać odwróciły się natychmiast, była to młoda kobieta o delikatnych rysach twarzy i jasnych włosach zebranych w luźny węzeł podobny do tego jaki nosiła Hiada. Nie odezwała się tylko błyskawicznie uruchomiła sygnał dźwiękowy. Po chwili drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł wysoki mężczyzna w wieku około sześćdziesięciu lat. Ubrany był w taki sam strój jaki nosili członkowie Rady Najwyższej FERY, na piersiach miał łańcuch zakończony ozdobą w kształcie okręgu opisanego na podwójnym kwadracie. Taką samą ozdobę znalazł Egon przy zwłokach Giareta.

„To jest ten straszny Kalhan - pomyślała Lana przypominając sobie wszystko co mówił o nim Egon, Ponieważ nie były to pozytywne informacje, wolała nie przyznawać się do tej wiedzy przynajmniej do czasu zanim nie dowie się po co została porwana lub nie zmuszą ją do tego inne okoliczności. Tymczasem mężczyzna zbliżył się do niej i kurtuazyjnie podał jej rękę pomagając wstać z podwyższenia, na którym siedziała.

- Gdzie jestem? - spytała wstając.

-W moim małym królestwie – odpowiedział – królestwie Kalhana. Czyżby Egon nic ci o mnie nie mówił?

- Niewiele, więcej nie zdążył. Czego ode mnie chcesz?

- Nie tak szybko, spokojnie, najpierw wypadało się lepiej poznać.

„Nie wiem czy chcę cię lepiej poznawać, nie po tym co usłyszałam na twój temat” - pomyślała, zdawała sobie jednak sprawę, że złośliwości nie zmienią jej położenia i lepiej zrobi jeżeli nie będzie go drażnić. Skoro do tej pory jej nie zabił to ma jakiś plan wobec niej, postanowiła grać na zwłokę i jak najwięcej się dowiedzieć o jego zamierzeniach. Egon i reszta będą wówczas mieć więcej czasu na znalezienie jej o ile jeszcze żyją... muszą przecież żyć w przeciwnym razie to jest jej koniec.

- Dobrze – rzekła siląc się na miły ton - powiedz mi w takim razie coś o sobie i tym miejscu. Domyślam się, że o mnie wiesz wszystko.

- Tylko tyle, że jesteś córką Anny i Hiarona. Też niewiele, znacznie więcej wiem o twojej matce.

- Mama nie żyje.

- Giaret mi powiedział zanim zginął. Bardzo mi przykro z tego powodu.

Co za hipokryzja! Facet najpierw kogoś porywa a potem udaje współczucie, tego było za wiele. Zapominając na chwilę o swoim nieciekawym położeniu niezbyt grzecznie odpowiedziała:

- Daruj sobie uprzejmości, zabijasz ludzi bez zmrużenia okiem więc śmierć mojej matki chyba nie zasmuciła cię zbytnio.

- Śmierć jest udziałem nas wszystkich, jedni muszą zginąć aby mogli przeżyć inni. Dla wszystkich nie ma miejsca ani na Nakarunie ani na waszej Ziemi i to nie z mojej winy. Ja, tak jak każdy, dbam o to by dla mnie go nie zabrakło i by było odpowiednio godne. Annę znałem i lubiłem, byliśmy przyjaciółmi, żałuję że nie żyje i że to nie ona przybyła tutaj tak jak to planowaliśmy gdy jeszcze była z nami.

Skrzywiła się. Znowu ktoś wypomina jej, że nie jest Anną.

-Czy Egon powiedział ci, że to ja odkryłem tunel między naszymi galaktykami i to ja kierowałem jego wyprawą na Ziemię? - ciągnął Kalhan.

-Powiedział. Powiedział też, że jesteś zdrajcą, spiskowałeś i chciałeś wywołać nową wojnę - odpowiedziała dając ujście swojemu niezadowoleniu.

-I to mówi córka Hiarona, człowieka, który na pięć lat pogrążył Alatydę w chaosie?

-Nie odpowiadam za czyny mojego ojca, nawet go nie znałam. Ty za swoje odpowiadasz.

- Hiaron był niezrównoważonym głupcem, chciał zdobyć władzę chociaż na nią nie zasłużył. Jedynym jego osiągnięciem było to, że został wybrany przedstawicielem Umingii do Zespołu Doradców. Ubzdurał sobie, że to jemu należy się diadem królewski choć niewiele sobą prezentował, a gdy mu go nie dano chciał zdobyć go sam. Z marnym skutkiem. I nawet związek z twoją matką nie nauczył go rozumu. Tak, tak, małżeństwo Anny i Hiarona było zaplanowane i zorganizowane przeze mnie. Egon ani Hiada nic o tym nie wiedzieli a Anna umiała dotrzymać tajemnicy. Prosiłem ją by została żoną tego awanturnika dla dobra kraju. Myślałem, że zapobiegnie to wojnie, przyznaję, myliłem się. On nie był jej wart i nie był zdolny do przyjęcia tego co mu zaoferowała. Ty pewnie też jej nie dorównujesz.

-Nie zamierzam z nią rywalizować, to moja matka – odpowiedziała niezadowolona z  porównania

Jednak nie złośliwe uwagi Kalhana najbardziej ją zaintrygowały, zdziwiło ją raczej to co usłyszała wcześniej. Znowu dowiedziała się czegoś zaskakującego o związku swoich rodziców, który od początku wydawał się jej podejrzany. Teraz usłyszała, że małżeństwo było ustawione i miało charakter polityczny bez szans na przetrwanie. Kusiło ją by wypytać Kalhana o szczegóły, po namyśle zrezygnowała, uznała, że lepiej zrobi jeżeli skupi się na swojej aktualnej sytuacji a poznawanie przeszłości odłoży na spokojniejszy czas o ile taki w ogóle nadejdzie. Spytała więc:

- To ty kazałeś Giaretowi zabić mojego ojca? Dlaczego?

- Nie kazałem. Nie dobijam umierających, nawet takich miernych jak Hiaron. Giaret zrobił to z własnej inicjatywy wbrew mojemu zaleceniu, dlatego poniósł karę. Giaret to prymitywny człowiek jak wielu Manitów, których łatwo przekupić i pokonać. Zariat trzyma ich w ryzach dzięki wojsku, nie zawsze mu się to udaje, nie panuje nam wszystkim. Nawet tego drania nie umiał dopilnować i to w swoim pałacu. Giaret miał tylko zabrać pieczęć i wyjechać a ten idiota nie umiał zrobić tego niepostrzeżenie. Gdy Hiaron zobaczył, że kręci się po pokoju spanikował i przebił go włócznią w ten sposób naraził całe przedsięwzięcie. Poza tym zaczął stawiać zbyt wygórowane żądania i grozić, dlatego musiał zginąć. Kalhanowi  się nie grozi.

Głęboko ją dotknęły słowa jakie wypowiadał o ojcu, w końcu była jego córką. Ani Egon ani Hiada nie szczędzili gorzkich słów na temat czynów Hiarona, nigdy jednak nie wyrażali się o nim w tak brutalny i lekceważący sposób. Zgadzała się natomiast z opinią Kalhana na temat Giareta. Nie obdarzyła go sympatią już wówczas gdy dowiedziała się kim jest i jaką rolę odgrywał w życiu jej ojca. Jednak samowolne wymierzanie sprawiedliwości nie przypadło jej do gustu. Poza tym trudno jej było uwierzyć by dokonał on mordu bez zlecenia, co zresztą i tak nie miało dla niej znaczenia. Wspomnienie ojca leżącego w kałuży krwi pozostanie zawsze tak samo przerażające, niezależnie od tego kto i na czyje zlecenie to zrobił. Nagle poczuła przypływ wielkiego żalu i zachciało jej się krzyczeć i tylko świadomość własnego trudnego położenia powstrzymywała ją od płaczu. Nie chciała okazywać słabości więc tłumiąc emocje spytała:

- Dlaczego mnie tu sprowadziłeś? Czy Amalen też jest tutaj?

- Amalen nie jest mi do niczego potrzebny – odpowiedział – gdyby nie udawał bohatera pewnie by jeszcze żył.

Spokój z jakim mówił o kolejnym mordzie przerażał ją. Egon nie mylił się, to straszny i bezwzględny człowiek.

- Jego też kazałeś zabić?

- To żołnierz, zginął w walce z moimi ludźmi wykonując zadanie.

- A Egon i Hiada... - spytała niepewnie.

- Gdyby Egon był w pobliżu dwóch ludzi by nie wystarczyło. Dziwię się, że zostawił cię pod opieką tak niedoświadczonego młokosa.

-Skąd miał wiedzieć, że ktoś zechce porwać akurat mnie? Jestem tu gościnnie i nikomu nie zrobiłam nic złego. Tobie też nic złego nie zrobiłam - odpowiedziała poruszona wieścią o śmierci Amalena. Coraz bardziej uświadamiała sobie, że nic dobrego nie czeka jej w rękach tego potwora i przestraszyła się nie na żarty.

- Manitia to dziki kraj, tu nigdy nie da się przewidzieć co się wydarzy – mówił Kalhan.

- Zariat uznał mnie za córkę Hiarona i dał mi złotą odznakę, która miała mnie chronić.

- Nie bądź naiwna. W Alatydzie prawo jest zasadniczo respektowane, u was na Ziemi być może gdzie nie gdzie też, w Manitii nie Zresztą już nie jesteś w Manitii. Kazałem was śledzić od momentu gdy Giaret poinformował mnie, że przybyliście do kraju Zariata i skorzystać z pierwszej nadarzającej się okazji by sprowadzić  cię tutaj.

- Gdzie więc jestem i co tu robię?

- Dowiesz się we właściwym czasie – odpowiedział wymijająco – teraz moja asystentka zaprowadzi cię do twojego pokoju. Odradzam ucieczkę, tu nie ma dokąd uciec.

Wyszedł ukłoniwszy się kurtuazyjnie. Gdy zostały same Lana odezwała się pierwsza:

- Cześć, mam na imię Lana, pochodzę z Ziemi i właściwie nie wiem co tu robię, a ty?

Kobieta spojrzała na nią. Miała duże, niebieskie ,jakby szklane oczy i pozbawioną wyrazu twarz, mimo to nie sposób było jej odmówić urody. Wydawała się zaskoczona słowami dziewczyny, przez chwilę przyglądała się jej z zainteresowaniem po czym wolno jakby niepewnie powiedziała:

- Jestem Donara, asystentka Kalhana. Pokażę ci twój pokój.

Otworzyła drugie drzwi i znalazły się w ciemnym korytarzu.

- Nie jesteś Manitką – ciągnęła Lana próbując podtrzymać rozmowę - masz delikatną twarz i niebieskie oczy, zdążyłam zaobserwować, że Manici mają brązowe oczy, są niżsi i bardziej krępi.

- Pochodzę Erydonu tak jak Kalhan. To przyjaciel mojego ojca i mój. W Alatydzie też są ludzie o ciemnych włosach i ciemnej oczach, a ja nigdy nie byłam w Manitii, nie znam tamtejszych ludzi, słyszałam, że są dosyć nieokrzesani.

- Trudno powiedzieć, przypuszczam, że tak jak w każdym narodzie są wśród nich i lepsi i gorsi. Dlaczego uciekłaś razem z Kalhanem z kraju?

Kobieta zawahała się :

-Kalhan ratował wielokrotnie mojego ojca w czasie wojny – rzekła po chwili - zresztą nie tylko jego, ale nie dlatego zostałam jego asystentką. Chciałam zostać Strażnikiem FERY i prowadzić badania, nie przyjęto mnie tłumacząc, że się nie nadaję. Ja wiem, że odrzucono mnie ze względu na moje pochodzenie i mojego ojca, Kalhan to wielki człowiek, dostrzegł moje zdolności i zaproponował współpracę. Dlatego tu jestem.

- On przez ostatnie lata był na wygnaniu. Jak to zrobił?

-Mówiłam, że to wielki człowiek, ma różne możliwości. Został niesłusznie oskarżony i wygnany, mimo to jego prawdziwi przyjaciele nie opuścili go nigdy. On też nie opuszcza przyjaciół w potrzebie, zawsze dotrzymuje słowa. To jest twój pokój – dodała otwierając drzwi na końcu korytarza.

Pomieszczenie, w którym się znalazły było jeszcze mniejsze niż poprzednie i również nie miało okien. Oświetlająca je j niebiesko-zielona kula, była mniejsza niż inne, rzucane przez nią światło też było znacznie słabsze, więc pokój tonął w półmroku. W jednym z rogów stało coś co prawdopodobnie miało być jej łóżkiem, wąskie, krótkie, przykryte jakimś grubym pledem.

-Tu poczekasz na dalsze decyzje Kalhana – powiedziała Donara zbierając się do wyjścia – w butli masz wodę a w pojemniku jedzenie.

- Czy wiesz po co tu jestem?

- Nie wiem, na pewno dowiesz się gdy przyjdzie na to pora.

Lena została sama. Była zmęczona więc położyła się na łóżku i usnęła. Gdy się obudziła nie bardzo wiedziała ani jak długo spała ani co ma ze sobą począć więc usiadła i zaczęła zastanawiać się nad swoim położeniem i możliwymi przyczynami porwania. O ucieczce nie miała co marzyć. Znajdowała się sama w zamkniętym pomieszczeniu bez okien. Nie miała broni, pas z pistoletami został w pawilonie noclegowym a opaskę na nadgarstek zdjęto jej gdy była nieprzytomna. Zresztą i tak pewnie jej by się nie przydały, nie nauczyła się jeszcze ich używać. Nie przypominały ziemskiej broni. Pistolety wyglądały jak małe płaskie pudełka z podłużnym otworem na palce i kilkoma przyciskami uruchamiającymi wystrzeliwanie wysokoenergetycznych strumieni elektronów. Opaska działała na podobnej zasadzie z tym, że wytwarzała krótkie impulsy na niewielką odległość i uruchomić ją trzeba było drugą ręką. Tyle wiedziała z teorii, w praktyce jeszcze nie widziała jak działają i zapewne nie umiałaby z nich skorzystać, poza tym dokąd miałaby uciekać? Nie wiedziała gdzie jest ani jak się stąd wydostać. Pozostawała jej nadzieja, że Egon i Hiada pośpieszą jej na ratunek. Z rozmowy wynikało, że nie było ich na miejscu porwania więc żyją i nie zostawią jej bez pomocy. Tylko czy zdążą? I jak tu trafią?

Nie wiedziała czego ma się spodziewać po Kalhanie. Tak inteligentny człowiek jak on nie robił zapewne nic bez poważnej przyczyny toteż będzie miał zapewne jakieś oczekiwania wobec niej. Z tym tylko, że ona nic nie miała do zaoferowania. Na Nakarunie była od dwóch tygodni i do tej pory niczego nie zrobiła sama bez asysty i zgody Egona albo Hiady. Czego mógł od niej chcieć ten człowiek? Może chciał się od niej dowiedzieć czegoś o Ziemi? Mało prawdopodobne, znał jej matkę i przez wiele lat miał dostęp do wiedzy FERY a nawet sam ją tworzył. Nie, to nie mogło o to mu chodzić. Pomyślała, że zależy mu raczej na czymś związanym z wydarzeniami na Nakarunie. Nic rozsądnego nie przychodziło jej do głowy postanowiła więc czekać na rozwój wypadków i choć czekanie zawsze ją denerwowało nic innego nie mogła zrobić.

W pewnej chwili poczuła głód. Nie wiedziała jak długo była nieprzytomna i jak daleko od Manitii się znajduje, wiedziała jednak, że aby przeżyć musi mieć siłę i jeść. Strajk głodowy jako protest przeciw porwaniu nie byłby tu najlepszym rozwiązaniem otworzyła więc pojemnik i zjadła wszystko co się tam znajdowało. Dopiero teraz przekonała się jak bardzo była głodna a to oznaczało, że od jej uprowadzenia minęło sporo czasu. W dalszym ciągu czuła się bardzo zmęczona choć przecież nic nie robiła i nawet trochę się przespała, prawdopodobnie był to uboczy skutek środków odurzających, którymi ją nafaszerowano. Znowu osunęła się na łóżko, tym razem raz nie udało jej się zasnąć. Przez jakiś czas przewracała się z boku na bok, gdy to nie pomagało wstała i zaczęła niecierpliwie chodzić po pokoju. Obejrzała wszystkie ściany, były chropowate i nierówne, przyjrzała się świecącej kuli i nie mogła znaleźć zasilania. Zajrzała nawet pod łóżko, tu nie było niczego ciekawego. Wreszcie i spróbowała wyjść na zewnątrz.

 

Rozdział IX

 

 

Ku jej zdziwieniu drzwi otworzyły się. Była przekonana, że są zaryglowane a próba ich otwarcia miała być tylko tego potwierdzeniem. Przez moment zastanawiała się co zrobić, wreszcie zebrała się na odwagę i aczkolwiek niepewnie, wyszła z pokoju i rozejrzała się wokoło. Korytarz był słabo oświetlony, mimo to bez problemu mogła dostrzec, że jest bardzo długi i prowadzi do wielu pomieszczeń oddzielonych podwójnymi drzwiami. Znowu zastanawiała się przez chwilę by w końcu ruszyć w kierunku jednych z nich. Właściwie nie miała nic do stracenia, jej los i tak był niepewny, pomyślała więc, że przynajmniej dowie się czegoś o tym miejscu. Otworzyła drzwi znajdujące się na końcu korytarza. Nie prowadziły, tak jak na to liczyła, na zewnątrz budynku

Znalazła się w dużej dobrze oświetlonej sali, podobnie jak poprzednia, zastawionej jakimiś nieznanymi jej urządzeniami. Przy jednym z nich stał Kalhan. Oprócz niego w pomieszczeniu znajdowało się jeszcze trzech mężczyzn w takich samych granatowych kombinezonach, Donary tym razem nie było w pomieszczeniu.

-Jesteś wreszcie, długo kazałaś na siebie czekać – odezwał się Kalhan odwracając głowę w stronę wchodzącej – zastanawialiśmy się co zwycięży, ciekawość czy strach. Obstawiałem ciekawość i nie pomyliłem się. Byłem przekonany, że sprawdzisz czy drzwi są zamknięte i spróbujesz wyjść.

-Zwiedzam okolicę, lubię wiedzieć gdzie jestem – odpowiedziała z nieukrywanym sarkazmem. – Przyjaźniłeś się z moją matką, jak twierdzisz, a mnie nawet nie chcesz powiedzieć czego ode mnie chcesz.

- Nie jesteś swoją matką – rzekł sucho. – Najpierw oprowadzę cię po mojej posiadłości, potem przedstawię ci moje oczekiwania. Nie stawiaj oporu, to nie przyniesie nikomu najmniejszego pożytku.

„Niedobrze, raczej nie czeka mnie nic przyjemnego” - pomyślała, głośno zaś powiedziała:

- Nie wiem na co mogłabym ci się przydać, moje „królestwo” jak wiesz znajduje się na Ziemi i tutaj nie mam w zasadzie nic do zaoferowania.

- Może masz, może nie, o tym potem, teraz pokażę ci gdzie jesteś.

Szli korytarzem, tym samym, którym tutaj dotarła, następnie przez kolejne drzwi wydostali się na zewnątrz budowli. Oczom jej ukazał się niesamowity widok, piękny i przerażający jednocześnie. Oto znajdowali się na skalistej wyspie otoczonej przez płonące wody. Nigdy nie widziała czegoś podobnego, nad szaro-niebieską taflą oceanu unosiły się błękitne płomienie, od czasu do czasu w górę wystrzeliwał słup ognia rozświetlając okolicę żółtym światłem. Niebo było lekko zamglone, stojące właśnie w zenicie słońce było doskonale widoczne a jego promienie bez przeszkód docierały do powierzchni planety oświetlając różowym blaskiem schodzące do morza skały. To rzeczywiście nie była Manitia. Tam słońce nie pokazało się na tak długo przez cały czas jej pobytu. Tuż nad horyzontem widać też było bladą tarczę księżyca, trzeciego księżyca, nigdy nie widocznego w nocy.

Stała wpatrzona w języki ognia. Była przerażona, stąd w istocie nie da się uciec, gorzej, również pomoc, jakiej się spodziewała ze strony Egona może okazać się niemożliwa. Spojrzała na Kalhana starając się ukryć zaniepokojenie. Ten uśmiechnął się i rzekł z przesadną uprzejmością:

- Płonące morze, cóż za piękna sceneria. Z tego co wiem na Ziemi nie ma takich widoków. Bez obaw, to nie woda płonie, gdy się dobrze przyjrzysz dostrzeżesz pęcherzyki gazu wydostające się z wody na powierzchnię. To metan, znacie go również na Ziemi. Pod dnem znajdują się ogromne pokłady tego gazu. To laboratorium działa dzięki jego energii. W Alatydzie głównym źródłem energii jest wodór, tu i w Manitii nie występuje w czystej postaci, otrzymywanie go z wody jest nieopłacalne, a sprowadzanie z Alatydy nierealne, wykorzystuję więc to co jest dostępne.

-Sam zbudowałeś to laboratorium? – spytała Lena ze szczerym podziwem.

- Niezupełnie. Jeden człowiek może najwyżej kierować. Na szczęście mam przyjaciół, którzy pomogli mi przenieść mój dorobek z rządowego więzienia w górach, gdzie mnie umieszczono, w bezpieczne miejsce.

- Więzienie nie było chyba zbyt uciążliwe skoro mogłeś tam prowadzić własne prace i mieć kontakt z przyjaciółmi.

-To skomplikowana sprawa. Nie ujawnia się wszystkich swoich sekretów, przyjrzyj się temu miejscu, tu zaczyna się nowa era. Dzięki mnie stare porządki ustąpią nowemu doskonalszemu ładowi i wszyscy będą usatysfakcjonowani. Oczywiście, jeżeli nie będą robić głupstw.

Słowa te zabrzmiały dosyć intrygująco. Kalhan planował zapewne coś strasznego, jakąś nową wojnę, czy inny sposób przejęcia kontroli nad tutejszym światem, ona miał mu w jakiś sposób w tym pomóc. Nie miała pojęcia w jaki, wiedział tylko tyle, że grozi jej wielkie niebezpieczeństwo i nie tylko jej, ten człowiek nie cofnie się przed niczym.

- Oprowadzisz mnie po wyspie zanim zabijesz? - spytała próbując wybadać zamiary Kalhana.

-Bez obaw, umarli mogą się przydać tylko umarłym, ty jesteś mi potrzebna żywa. Jeśli będziesz współpracować nic złego ci się nie stanie.

- Więc co z tym zwiedzaniem...?

- Dobrze, mamy jeszcze trochę czasu. Nie obejdziemy jej całej, jest zbyt duża poza tym więcej ciekawych rzeczy znajduje się wewnątrz budynku.

Podeszli do brzegu i zatrzymali się nad samym morzem. Z bliska dziewczyna zobaczyła że płomienie zaczynają się pojawiać w dość dużej odległości od lądu, co wyjaśniało dlaczego temperatura na wyspie nie jest za wysoka do zamieszkania. Zauważyła też, wąskie szlaki gdzie płomienie się nie pojawiają, to nimi można było wydostać się z wyspy. Trzeba tyko mieć łódź i wiedzieć dokąd płynąć.

-Przed nami, wiele kilometrów stąd, jest stały kontynent – ciągnął Kalhan - wiele kilometrów płomieni. Stamtąd tu przybyłaś, zaręczam ci jednak, lepiej nie zapuszczać się samemu w te rejony. Z drugiej strony wyspy bezkresny ocean i jak się zapewne domyślasz, to droga donikąd.

- Miłe miejsce... - mruknęła – tobie się tu chyba podoba.

-A czy ty nie dostrzegasz piękna i potęgi płonącego oceanu? Jeśli możesz opanować żywioł to nie on tobą włada, tylko ty nim. Nasz umysł jest w stanie poradzić sobie w każdej sytuacji, trzeba tylko umieć myśleć. Nie każdy to potrafi.

- Ty tę sztukę posiadłeś w stopniu doskonałym.

- Nie będę zaprzeczał. Gdy wygnano mnie z FERY nikt w Radzie nie dorównywał mi intelektem i dorobkiem. Moje miejsce zajął wówczas Egon i muszę przyznać, jest godnym następcą. To ja poznałem się na nim i zgodziłem się by powierzyć mu misję przejścia przez międzygalaktyczny tunel chociaż byli inni kandydaci i nie on był moim faworytem. On jako jeden z nielicznych mógłby się ze mną mierzyć gdyby miał trochę więcej niezależności. Szkoda, że jest taki oddany państwu bo razem moglibyśmy wiele osiągnąć. Są też inni godni mojego intelektu, nie gorsi od Egona, ci zostali pominięci. Ostatecznie dołączyła do nich Hiada chociaż nie jest już tak operatywna. Jej potencjał jest stanowczo za mały na to stanowisko.

- Służba państwu to chyba szlachetne działanie...

-Egon ci nakładł w głowę takich bredni? On jeszcze w nie wierzy. Przyznaję, ja też byłem podobny do niego. Czterdzieści pięć lat służyłem wiernie całej społeczności i co otrzymałem w zamian? Brak szacunku, pogardę, wreszcie wygnanie. Nie chcieli realizować moich pomysłów zazdroszcząc mi inwencji twórczej. Widzieli, że nie dorównują mi mądrością i postanowili mnie zniszczyć. Tak jest zawsze gdy musisz podporządkować się ogółowi. Każda służba ma w sobie element zniewolenia, co nie sprzyja samorozwojowi. Wielkie umysły nie mogą być podporządkowane innym. Paradoksalnie dzięki temu, że zostałem wydalony, uniezależniłem się od FERY i mogłem zbudować własne laboratorium.

W głębi duszy Lena zgadzała się z jego poglądami. Nie odpowiadało jej zbytnio całkowite podporządkowanie się obowiązującym regułom, jakie miało miejsce w Alatydzie, nie umiała jednak znaleźć usprawiedliwienia dla zabijania i porywania ludzi. Od Egona i Hiady wiedziała też, że nie wydalono go bezpodstawnie, chciał przecież wywołać nową wojnę. Tak oboje twierdzili, ona wolała nie wdawać się w jakąkolwiek ocenę, nie można oceniać przeszłości, której się nie znało. A poza tym jakie to miało znaczenie w jej sytuacji?

- Dużo masz ludzi? - spytała.

- Mam ich wielu. Są oddani i doceniają mój intelekt, rozumieją, że tylko pod moim kierunkiem mogą coś osiągnąć.

- I służą tobie. Przecież nie powinno się nikomu służyć, nieprawdaż?.

- Mówiłem o wielkich umysłach. Mniej zaawansowane potrzebują przewodnika. Ktoś musi im wskazywać drogę i sposób działania.

- Oraz tych, których trzeba zabić. Kazałeś zabić Giareta, jego matkę i Amalena.

-Zrobili to maniccy najemnicy, nie otaczam się na co dzień tak prymitywnymi ludźmi. Wynająłem ich do określonego zadania i gdy stali się niepotrzebni pozbyłem się ich.

- Też ich zabiłeś?

- Mówiłem ci, że dla wszystkich nie miejsca ani na Ziemi ani na Nakarunie. Najemnicy pracują dla tego kto więcej zapłaci, ja nie mogłem przecież dopuścić by sprzedali informację o tym miejscu komukolwiek. Dość o tym, teraz spójrz na moje dzieło.

Odwrócił się i wskazał na rozległy kompleks niskich budynków w głębi wyspy. Okolica byłą skalista porośnięta niską roślinnością, podobną do tej jaką widziała w górach zaraz po przybyciu na planetę. Z boków i nieco z tyłu sterczały w górę pionowe rury zaopatrzone w system jakichś przekładni i przycisków. Kilku ludzi kręciło się wokół nich  coś mierząc i ustawiając. Dziewczyna nie była w stanie domyślić się co to jest więc spojrzała pytającym wzrokiem na Kalhana. Ten uśmiechnął się i z dumą powiedział:

- To nasza najnowocześniejsza broń o jakiej do tej pory nikomu na Nakarunie się nie śniło. Nie jest doskonała, trzeba ją jeszcze dopracować, przyznaj, robi wrażenie.

- Robi. Po co ci broń? - Lana nie kryła zaniepokojenia.

- Pochodzisz z Ziemi, czemu cię to dziwi? Gdy Egon wrócił z waszej planety na Nakarun przekazał nam wiele informacji o tamtym świecie. Zresztą to dzięki twojej matce jego misja zakończyła się sukcesem i dlatego byliśmy jej wdzięczni. Dowiedzieliśmy się, że u was najlepiej rozwijającą się dziedziną są zbrojenia a nasza broń nie może się z nią równać. Tutaj walczymy głównie na elektroniczne „zabawki” o niewielkiej sile rażenia i niewielkim zasięgu. Miotacze ognia i materiały wybuchowe też maja niewielką moc. Po ostatniej wojnie zaproponowałem by odłożyć inne badania i zająć się doskonaleniem technik zbrojeniowych tak jak na Ziemi. Tłumaczyłem, że gdyby przypadkiem ziemianie odkryli tunel i nas zaatakowali bylibyśmy bez szans, nie chciano mnie słuchać, zniesławiono i ostatecznie uwięziono. Dzięki pomocy przyjaciół i ludzi podobnie jak ja myślących mogłem stworzyć własne laboratorium i zająć się tym co najważniejsze, zapewnieniem sobie przewagi militarnej.

-Ty chcesz zabijać ludzi – Lana była coraz bardziej przerażona – dlaczego?

- Nie chcę nikogo zabijać, to nieporozumienie. Chcę tylko odzyskać to co mi zabrano, należne mi miejsce w Alatydzie. Wiodąc więzienne życie na wygnaniu zrozumiałem to co wy na Ziemi wiecie od dawana, tylko odpowiednia siłą zbrojna może pozwolić na osiągnięcie sukcesu. Nikt nie ucierpi jeżeli zrozumie, kto może zapewnić światu pokój i dobrobyt.

- Masz zapewne na myśli siebie...

- Zrozumiałaś, to dobrze, niestety moje osiągnięcia nie wykraczają poza elektronikę i substancje wybuchowe, udoskonaliłem tylko moc zniszczenia i pole zasięgu. Zbudowanie broni atomowej na wzór ziemskiej jest tu niemożliwe, nie występuje na naszym globie ani uran ani pluton przynajmniej w dostępnych miejscach, to bardzo ogranicza nasze możliwości bojowe. Cos się wreszcie zmieniło, oto zdobyłem klucz do broni naszych przodków. Była to broń niebywale potężna, to ona zniszczyła ówczesny świat. Wejdźmy do środka.

Kalhan wprowadził ją do dużego pomieszczenia wewnątrz budynku. Było bez okien i podobnie jak pozostałe oświetlały je świetliste kule. Na środku w przeźroczystej gablocie leżał podłużny przedmiot wykonany z jakiegoś metalu. Był w przekroju owalny a jeden jego koniec zdobiły jakieś głęboko wyryte znaki. Domyśliła się, że jest to owa pieczęć, dla której ściągnięto ją tu z Ziemi i przez którą zginęło już tyle osób. To pewnie ta pieczęć jest owym kluczem do niewyobrażalnej broni poszukiwanej przez Kalhana. W opowieści o tylko historycznej wartości pieczęci nigdy właściwie nie uwierzyła, zwłaszcza wówczas gdy dowiedział się o jej kradzieży na zlecenie i istnieniu Kalhana. Ale żeby chodziło o coś tak strasznego? Nie to chyba jakieś nieporozumienie. W pierwszej chwili wezbrała w niej złość na Egona, jak on mógł ją w to wpakować? Z drugiej jednak strony wyjaśniało to jego determinację w odzyskiwanie pieczęci. Teraz gdy pieczęć znalazła się w rękach szaleńca stanowiła zagrożenie dla ich porządku. Poza tym musiała przyznać, sama przed sobą -miała możliwość powrotu do Erydonu, nie chciała.

Początkowo zamierzała spytać Kalhana czy nie znalazł przy Giarecie jej diademu, dowiedziawszy się jednak o prawdziwym przeznaczeniu leżącego w gablocie przedmiotu wystraszyła się. Diadem w takiej sytuacji nie ma najmniejszego znaczenia, jeśli zginie nie będzie jej potrzebny.

- To zapewne jest starożytna pieczęć Alatydów – powiedziała powoli wymawiając słowa jakby chcąc się upewnić czy widzi ją naprawdę – to przez nią zginął mój ojciec i inni. Ile osób jeszcze przez nią musi zginąć?

- To po części zależy od ciebie. Jeżeli nie będziesz udawać naiwnej i powiesz mi wszystko co o niej wiesz może zaoszczędzisz parę istnień.

- O czym ty mówisz? Ja nic nie wiem, jeżeli dlatego mnie porwałeś to na nic ci się nie przydam więc mnie wypuść.

-Czyżby Egon nie powiedział ci jaką wartość ma przedmiot, po który wiózł cię tak daleko? To do niego nie podobne, coś musiał ci powiedzieć.

- Tylko tyle, że ma ponad tysiąc lat i wielką wartość historyczną.

- Chyba nie uwierzyłaś w to, zwłaszcza gdy okazało się ilu ludziom zależy na tej pieczęci. Nie pytałaś go o nić? Nic ci nie powiedział?

-Rzeczywiście miał mi powiedzieć więcej tej nocy, której mnie uprowadziłeś. Trochę się pospieszyłeś i naprawdę nic nie wiem. Wypuść mnie.

- Dokąd chcesz iść? Dookoła płonie ocean. Twoi przyjaciele na pewno cię tu nie znajdą więc na razie jesteś moim gościem i nie prowokuj mnie by to się nie zmieniło. Czemu Egon zwlekał z wyjaśnieniami tak długo? - spytał wracając do meritum sprawy.

- Nie wiem, spytaj o to jego. Pewnie nie chciał mi powiedzieć, nie traktuje mnie zbyt poważnie w dodatku ma mnie za głupią i mało odpowiedzialną. Też chciałabym wiedzieć więcej, ale nie wiem.

Kalhan nie odpowiedział, przez chwilę przyglądał się jej uważnie, mówiła z pełnym przekonaniem i nie wyglądało na to by zmyślała. Zastanawiał się jeszcze kilka minut po czym rzekł:

- Przypuśćmy, że ci wierzę, jeżeli naprawdę nic nie wiesz będę musiał wprowadzić w życie druga opcję. Pomyślmy....na wszelki wypadek sprawdzę twoją wiarygodność.

- Co chcesz zrobić? - dziewczyna była wyraźnie zaniepokojona.

-Zajrzę do twojego umysłu, tak z ciekawości. Ciekawość to podstawa rozwoju nauki. Opracowaliśmy jeszcze w czasie wojny, zestaw projekcyjny penetrujący mózg. Wprowadzimy ci do krwiobiegu substancję umożliwiającą odtworzenie zapisanych w twojej pamięci informacji. Na niektórych ona nie działa, ty raczej nic nie dasz rady ukryć.

-A druga opcja?

-Trochę bardziej ryzykowna. Spróbuję cię wymienić na informacje, Egon nie będzie miał wyboru, zgodzi się.

-Więc od razu zastosuj drugą opcję. Ja naprawdę nic nie wiem, tracisz tylko czas.

- To nie potrwa długo. Sprawdzę czy mieszanka penetrująca mózg jest dobrze przygotowana, nie miałem jeszcze okazji jej wypróbować. Skoro ją przygotowałem, szkoda by się zmarnowała.

-Nie zgadzam się! Robisz ze mnie królika doświadczalnego! - wrzasnęła jak umiała najgłośniej gdyż tylko w ten sposób mogła wyrazić swój sprzeciw. Myśl, że ktoś będzie grzebał w jej świadomości doprowadzała ją do histerii.

-Nazywaj to jak chcesz, niczego w ten sposób nie zmienisz, na kimś muszę ją wypróbować.

-Czemu akurat na mnie

-Nikogo innego nie mam pod ręką.

Kalhan dłożej nie zwracał uwagi na jej protesty, uruchomił sygnał dźwiękowy i po chwili do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn w granatowych kombinezonach. Chwycili dziewczynę z obu stron pod ręce i nie zważając na jej krzyki wynieśli do drugiego pomieszczenia. Tutaj wręcz brutalnie posadzili na wysokim krześle unieruchamiając przy pomocy metalowych obręczy jej ramiona, nogi i szyję

-Nie chcę, zostawcie mnie, znowu mnie otrujecie – krzyczała szarpiąc się i próbując uniemożliwić posadzenie. Bezskutecznie. Chwilę potem była przykuta do krzesła, bez możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu. Nad nią stał Kalhan i patrzył kamiennym wzrokiem prosto w jej oczy.

- Spokojnie – powiedział wolno - za chwilę pogrążysz się w mroku i nawet nie zauważysz jak opowiesz mi wszystko co wiesz. Miłych snów.

Poczuła przeszywający ból w szyi, wszystko wokół niej zawirowało, straciła orientację w otoczeniu, widziała tylko jakieś dziwne postacie kręcące się dookoła niej i szepczące coś niezrozumiale. Szept przerodził się najpierw w bełkot, potem w wdzierający się w uszy nieznośny pisk wreszcie ustał.

Gdy się ocknęła wydawało się jej, że jest znowu na Ziemi, siedzi przy kominku w swoim domu i przygląda się płomieniom. Wtem jeden z płomieni wydostał się z paleniska i zaczął błyskawicznie ogarniać wszystko dokoła. Znalazła się w pierścieniu ognia, czuła jego żar a gryzący dym zaczął wypełniać jej płuca. Jakaś postać wynurzyła się z głębi płomieni i poczęła iść w jej kierunku.

„Mama?” - pomyślała zdziwiona - mamo ratuj – próbowała zawołać, dym dusił ją i nie mogła wydobyć z siebie głosu. Postać zbliżyła się, to nie była jej matka. Kalhan? Nie to Egon. Wyciągnął do niej rękę, chwyciła ją skwapliwie i oboje znaleźli się w wąskiej studni. Spadali w głąb w zawrotnym tempie wirując przy tym i obijając się o ściany. Żar ustąpił i poczuła nagły chłód. W głowie miała zamęt i na chwilę znowu straciła świadomość, kiedy ją odzyskała była już w Erydonie w głównej siedzibie FERY. Siedziała przykuta do krzesła a nad nią pochylali się jacyś ludzie w długich tunikach, wytykali ją palcami i wołali: „Nie jesteś Anną, nie jesteś Anną, ty musisz odkupić winę swojego ojca”. Zza ich pleców wyłoniła się posągowa postać w olbrzymim diademie i białych szatach. Poznała ją, to była królowa Melida Kera. Kobieta pochyliła się i cicho wyszeptała prosto do ucha: „Jesteś zdana tylko na siebie, nikt ci nie pomoże. Twój ojciec zniszczył nasz świat, gdy umrzesz nikt po tobie nie będzie rozpaczał.” Poczuła w piersiach silny ból, jakby ktoś wbił jej sztylet w serce, czułą jak z rany wypływa krew. Zamknęła oczy a gdy je otworzyła zobaczyła, że stoi nad ciałem Hiarona. Wszystko było zalane krwią, nie wiedziała czyja to krew, jej czy jej ojca. Potem zobaczyła płonący ocean a na jego powierzchni unosił się prostokątny kawałek metalu. Kilka par rąk próbowało wyciągnąć go z ognia. „Po co wam ta pieczęć – zaczęła krzyczeć – to tylko bezużyteczny kawałek żelastwa, zostawcie ją, szkoda życia”.

Wtedy wszystko przestało istnieć. Pogrążyła się w zupełnej pustce i tylko gdzieś z oddali dobiegł ją głos: „Mieszanka działa rewelacyjnie”. Wydało jej się, że traci przytomność, poczuła tylko jak ktoś uwalnia ją z metalowych obręczy i niesie w niewiadomym kierunku.

Rozdział X

 

W pomieszczeniu, w którym odzyskała świadomość było zupełnie ciemno i nie była w stanie określić ani gdzie jest ani jak długo była nieprzytomna, Rzeczywistość mieszała się z wytworami jej umysłu i czuła jak znowu traci orientację w świecie. Chciało jej się płakać i krzyczeć w bezsilnej rozpaczy. W pewnej chwili ktoś położył jej dłoń na ustach i szepnął:

- Nie bój się to ja.

Od razu poznała głos Egona, jego obecność w tym miejscu była tak nieprawdopodobna, pierwszej chwili pomyślała więc, że jest to dalszy ciąg koszmaru.

- To ja – usłyszała ponownie – nie bój się i nic nie mów, wyprowadzę cię stąd.

- Jak mnie tu znalazłeś? - spytała oprzytomniawszy nieco gdy mężczyzna zdjął rękę z jej ust. Mówiła szeptem, jakby sprawdzając czy nie ma do czynienia ze zjawą i by nie spłoszyć, przynoszącego nadzieję na ocalenie, obrazu.

- Potem ci powiem, nie mamy za wiele czasu, możesz wstać? Widzę, że drań coś ci zaaplikował.

- Jakiś zestaw penetrujący mózg, to było straszne. Wokoło wszystko płonęło, dusiłam się, prawie umarłam. W dalszym ciągu kreci mi się w głowie a nogi uginają się pode mną.

-To potwór. Mieszankę tę stosowaliśmy czasie wojny, potem jej użycie zostało oficjalnie zakazane, zapasy zniszczone, musiał zapamiętać technologię wytwarzania. Przez jakiś czas będziesz słaba , niedługo ból minie. Teraz musimy zabrać pieczęć i uciekać. Czy widziałaś gdzie ją ukrył?

- Nie ukrywał jej, pokazał mi ją i był bardzo z tego dumny. Jest w gablocie w pomieszczeniu na końcu korytarza.

- Zorientowałaś się ilu jest tu ludzi?

- Widziałam co najmniej dziesięciu. Jak stąd się wydostaniemy?

- Zobaczysz. Teraz bądź cicho, idź bez słowa za mną. Musi mieć znacznie więcej ludzi więc trzeba być ostrożnym.

Bardzo słabe światło tamaranu rozjaśniło nieco ciemności i mogła zobaczyć jego schylone plecy. Otworzył drzwi i znaleźli się na korytarzu oświetlonym błękitną poświatą wydobywającą się z listwy przy posadzce. Skierowali się w kierunku drzwi na końcu korytarza, gdzie powinna znajdować się pieczęć. Były zamknięte, Egon otworzył je przykładając rękojeść do zamka.

-To zamek elektromagnetyczny działający w oparciu o nasze technologie, odciąłem źródło prądu – wyjaśnił szeptem widząc zdziwienie na twarzy dziewczyny. Po chwili oboje byli wewnątrz ciemnego pomieszczenia. W świetle wydobywającym się z głowicy zobaczyli zamkniętą w przejrzystej gablocie pieczęć.

- Niedobrze – mruknął Egon obejrzawszy gablotę – jest podłączona do alarmu. Widocznie nie do końca ufa swoim ludziom, żadne inne pomieszczenia nie mają alarmu ani detektorów. Nie boi się inwazji z zewnątrz i słusznie, miejsce to jest niedostępne i praktycznie nie do odnalezienia.

- Tobie się udało. Co teraz?

Podał jej pistolet.

- Trzymaj go cały czas w pogotowiu – powiedział - i w razie czego strzelaj do wszystkiego co się porusza, poza mną oczywiście.

- Wiem do czego służy broń - burknęła trochę urażona – nie jestem dzieckiem. Co teraz zrobisz?

- Odciąłem zasilanie alarmu, teraz rozetnę gablotę a potem biegniemy do wyjścia. Hiada i Amalen czekają na zewnątrz w łodzi.

- Amalen? Kalhan powiedział mi, że zginął w mojej obronie.

- Potem ci wyjaśnię, teraz uważaj.

Wielofunkcyjne urządzenie Egona okazało się również mieczem. Po przyciśnięciu w odpowiedni sposób wydłużyło się prawie dwukrotnie a z obu stron na całej długości wysunęły się cienkie ostrza. Mężczyzna potężnym ciosem rozciął gablotę po czym chwycił pieczęć i zawołał cicho:

-Teraz biegnij najszybciej jak umiesz.

- Czym jeszcze może być ten przedmiot? - spytała Lena zaskoczona kolejną transformacją urządzenia.

- Karabinem, nie mów tyle tylko uciekaj.

Wydostali się na korytarz a następnie biegiem dotarli do drzwi prowadzących do wyjścia z budynku. Egon odciął zasilanie elektromagnetycznego zamka i po chwili oboje znaleźli się na zewnątrz. Była noc, teren dokoła budynku oświetlały dwa słupy świetlne dające dużo światła, tak że było dość widno. W głębi płonął ocean rozświetlając dodatkowo okolicę błękitnym światłem.

Łódź, do której musieli dobiegnąć była niewidoczna z tego miejsca gdyż nie znajdowała się na wprost wejścia do budynku. Aby się do niej dostać musieli przebiec jeszcze kilkaset metrów wzdłuż nabrzeża, wtedy stało się coś czego Lana obawiała się przez cały czas. Rozległ się potężny gong i zanim dobiegli do brzegu z budynku wypadło kilku uzbrojonych ludzi. Widać było, że są zdezorientowani i nie bardzo wiedzą co robić, długo wpatrywali się w głąb oceanu i dopiero po chwili dostrzegli uciekające sylwetki. Wówczas rozległy się strzały a kilku z nich odcięło im drogę do łodzi.

Egon wepchnął dziewczynę za wyłom skalny i krzyknął:

- Strzelaj!

- Mówiłeś, że odłączyłeś alarm!

- Bo odłączyłem, musieli mieć dodatkowe zasilanie, którego nie zauważyłem. Strzelaj!

Po raz pierwszy w życiu użyła broni, ale zrobiła to bez wahania. Obsługa tutejszych pistoletów była bardzo prosta. Wystarczyło włożyć cztery palce w pionową szczelinę płaskiego urządzenia i kciukiem naciskać specjalny przycisk by wyzwolić wiązkę śmiercionośnej energii. Tak też zrobiła skierowując ją w stronę biegnących za nimi i strzelających ludzi. Egon posiadał bardziej zaawansowaną broń.

Był nią oczywiście tamaran, który w jego ręku przekształcił się w szybkostrzelny karabin generujący z olbrzymią siłą wysokoenergetyczne wiązki. W odpowiednich rękach była to broń bardzo skuteczna, wszyscy goniący błyskawicznie ukryli się za sterczącymi skałami. Z budynku wybiegł Kalhan z jakimś tłumaczącym mu coś człowiekiem, chwilę potem pojawiła się Donara.

- Przestańcie strzelać – zawołał Kalhan z nieukrywaną wściekłością chowając się za kamienne kolumny. Gdy ucichł świst strzałów zwrócił się do uciekających - Egon jestem pewny, że to ty. Nikt inny by tu nie trafił. Ukradłeś moją własność i nie wyjdziesz stąd żywy.

- Tylko w jednym się nie mylisz, rzeczywiście to ja - zawołał Egon dając znak Lanie by korzystając z przerwy w wymianie ognia zaczęła przesuwać się niepostrzeżenie w kierunku łodzi – reszta to kłamstwa. Pieczęć nie należy do ciebie, jest własnością państwa i nie masz do niej żadnych praw, dobrze o tym wiesz.

- Wasze prawo tutaj nie obowiązuje, jesteś na moim terenie, ja tu decyduję co do kogo należy. Nie masz żadnych szans, zginiecie wszyscy troje gdyż jak sądzę jest tu też Hiada, która zapewne gdzieś się ukryła i tak jak ty nie zdaje sobie sprawy, że stąd nie ma ucieczki. Mam dla ciebie propozycję, poddaj się i oddaj mi pieczęć a Hiadę i córkę Anny puszczę wolno.

- Poddają się tylko przegrani więc nie skorzystam. Zresztą, od czasu gdy złamałeś przysięgę i zacząłeś spiskować, twoja wiarygodność jest zerowa. Zdradziłeś wszystkie nasze ideały, chciałeś przejąć władzę w osłabionym wojną kraju, wykorzystać trudną sytuację, to było podłe. Byłeś wzorem cnót a stałeś się potworem, któremu nie można ufać.

- Ty i te twoje ideały. Zresztą co to za ideały, które nie doceniają potęgi rozumu. Zastanów się, nie masz ludzi, ty i Hiada jesteście dobrzy, nie przeczę, to za mało! Nie dacie rady mojej armii a dziewczyna nigdy nie walczyła, skazujesz ją na śmierć. Nie uciekniecie z wyspy. Wasz żołnierz, okazał się żółtodziobem i dał się tak łatwo podejść dwóm nieokrzesanym Manitom a teraz nie żyje...

-Chyba nie myślisz, że zostawiłem dziewczynę pod opieką jednego żołnierza? Twoi najemnicy to patałachy nadający się tylko do zabijania bezbronnych i udawania ludzi z bagien. Od początku wiedziałem, że czekają na nas.

Kalhan z wściekłością uderzył pięścią w kamienna kolumnę i zawołał:

-Powinienem był to przewidzieć... wszystko zaplanowałeś, wystawiłeś ją by tutaj trafić. Nie doceniałem cię, tym razem to ty przeceniłeś swoje możliwości, z tej wyspy można wydostać się tylko za moją zgodą. Zabijcie ich.

Lana słuchała zdziwiona, dotarło do niej, co się stało. Egon obserwował jak ją porywają i świadomie na to pozwolił, Amalen udawał zabitego a potem wszyscy troje śledzili porywaczy by trafić do Kalhana. Nie, tego było za dużo. Przypomniała sobie koszmar jaki przeżyła po zastosowaniu środka halucynogennego i z wściekłością zawołała starając się przekrzyczeć świst wystrzałów, jakie rozległy się po komendzie Kalhana:

- Jak mogłeś mi to zrobić? Użyłeś mnie jako przynęty bez pytania o zgodę. Wiesz co przeżyłam, przecież mogę tu zginąć.

- Wyciągnę cię stąd, wybacz, nie miałem innego wyjścia, potem ci wytłumaczę. Teraz powoli kieruj się w stronę tej szarej plamy na tle płomieni. Tam stoi nasza łódź.

- Nie jesteś lepszy od Kalhana, tak jak on bez skrupułów wykorzystujesz ludzi do swoich celów.

- Ja ratuję świat...

- Moim kosztem!

- Możesz myśleć o mnie co chcesz – ciągnął niezrażony Egon nie przerywając ostrzału – teraz radzę ci wykonywać moje polecenia, przynajmniej do czasu zanim się stąd wydostaniemy.

Siła ognia jaką, dzięki zaawansowanej technologii swojego karabinu, dysponował Egon pozwoliła im pozbyć się zagradzających drogę strzelców i przesuwać wzdłuż brzegu. Jednak ludzi zaczęło przybywać, z jednego z budynków wybiegło kilku mężczyzn i ponownie odcięło im drogę. Na pomoc przyszli Amalen i Hiada atakując napastników z łodzi i torując w ten sposób drogę. Łódź stała się widoczna, w jej stronę również poleciały elektroniczne pociski, co odciążyło nieco Egona i Mirę. Mogli teraz szybciej przemieszczać się między skałami, ale i tak tempo ucieczki było bardzo powolne. Strzały padały gęsto zarówno z jednej jak i z drugiej strony uniemożliwiając szybką zmianę pozycji. Lena po raz pierwszy w życiu znalazła się na linii frontu, to był koszmar. Nie ma chyba nic gorszego od takiego bezmyślnego strzelania. Sama strzelała do wszystkiego co się porusza, zgodnie z zaleceniem Egona, w żaden sposób nie mogąc ocenić skuteczności tych działań. Świst pocisków przelatujących koło uszu przerażał ją i była prawie pewna, że jest to jej ostatni dzień w życiu.

- Zabiją nas– zawołała – zginę dla jakiegoś kawałka metalu.

- Nie zginiesz – odpowiedział nie przestając strzelać - gdyby ten kawałek metalu dostał się w niepowołane ręce zginęłoby znacznie więcej ludzi. Jesteśmy już blisko, umiesz pływać?

- Umiem. ale nie w płonącej wodzie.

- Przy brzegu nie ma ognia. Wskakuj do wody i płyń do łodzi, będę cię osłaniał.

Zanurzyła się w płonącym oceanie. Woda była ciepła i miękka a podłoże grząskie. Płynęła starając się chować jak najgłębiej głowę by nie dosięgnęły jej zabójcze wystrzały. Egon powoli również wszedł do wody i oboje płynęli pod osłoną ostrzału prowadzonego przez Hiadę i Amalena z łodzi. Gdy tylko znaleźli się na pokładzie Amalen natychmiast uruchomił silniki i pełną mocą ruszyli w kierunku ognia cały czas posyłając w stronę goniących ich ludzi zabójcze wiązki energii.

Pole ognia zaczynało się dalej niż się to wydawało przy obserwacji z brzegu i nie było jednolite. Pomiędzy wystrzeliwującymi w niebo płomieniami były dość szerokie pasma spokojnej wody, przez które można było swobodnie płynąć, trzeba było tylko bardzo uważać by nie zboczyć z kursu.

Lana patrzyła przerażona jak ich amfibia zanurza się w ognistą ścianę i pomyślała, że chyba lepiej byłoby zginąć od skul niż spłonąć żywcem w tej matni.

- Nienawidzę cię – zawołała ze złością do Egona – przez ciebie usmażę się w tej skorupie i nawet nikt na Ziemi nie będzie wiedział co się ze mną stało.

- Mówiłam ci, że nie powinniśmy jej narażać – odezwała się Hiada z wyrzutem – to nie było jej zadanie.

- Przecież żyje. Nie mamy czasu na utarczki słowne lepiej obie zajmijcie się obroną.

W tym momencie rozległ się potężny huk, potem drugi a niebo rozbłysło przeraźliwym blaskiem. Dwie kule ognia wpadły do oceanu wywołując potężna falę. To Kalhan widząc odpływającą amfibię zarządził pościg i użycie artylerii. Dwie łodzie w kształcie walców ruszyły w ślad za uciekającymi a kilku ludzi dopadło sterczących w niebo kominów i rozpoczęło atak. Na szczęście strzały były niecelne tylko fala zalała pokład i gdyby nie przytomność umysłu i niebywała sprawność Egona, który chwycił ja za rękę, Lana znalazłaby się za burtą.

- Oni mają działa – zawołała dziewczyna – widziałam je, są ogromnie.

- Też je obejrzałem, rzeczywiście są potężne i nic więcej, mają wadę systemu naprowadzania. Trafić mogą jedynie przez przypadek.

- Dla mnie to bez różnicy czy trafią nas przez przypadek czy wypadnę za burtę i spłonę w oceanie.

- Przestań marudzić. Działa na wiele im się nie przydadzą, zwłaszcza teraz gdy zwodowali własne łodzie. Naraziliby się sami a widziałem, że do jednej wsiadł Kalhan. Większe zagrożenie stanowiłby ich dżejtya, ale udało mi się je unieruchomić . Chyba skutecznie gdyż nie widzę ich na niebie. Sterowca nie użyją, jest tu tylko jeden i nie zaryzykują jego utraty, poza tym jest mało sprawny i nieskuteczny w pościgu.

Rzeczywiście ostrzał artyleryjski ustał i tylko z obu ścigających ich łodzi strzelano ze zdwojoną siłą. Amalen sprawnie prowadził ich amfibię mając ścianę ognia po jednej i po drugiej stronie a pozostali odpowiadali równie silnym ostrzałem uniemożliwiając zbliżenie się goniących.

- Jak długo będą nas ścigać? - zawoła Lena przekrzykując świst wystrzałów.

- Nie dłużej niż do granicy z Manitią, nie przypuszczam by Kalhan odważył się otwarcie atakować na obcym terenie. To jeszcze daleko więc postaram się pozbyć ich wcześniej.

- Co zrobisz?

- Użyję specjalnej mieszanki blokującej silniki. Nie mam jej dużo więc muszę precyzyjnie rozlać ją na powierzchni wody. Musimy zmniejszyć odległość by ich łódź w nią wpłynęła zanim rozpłynie się po falach.

- A co z drugą łodzią?

- Mieszanki starczy tylko na uruchomienie jednej łodzi. Drugą musimy zniszczyć inaczej, chyba, że... Amalenie zmniejsz prędkość i zredukuj odległość o połowę... tak... dobrze... jeszcze trochę... wystarczy, utrzymuj odległość na tym poziomie przez kilka minut.

Gdy odległość między łodziami osiągnęła wymaganą wielkość, Egon nałożył na koniec swojej uniwersalnej broni jakąś nakładkę i wystrzelił wprost pod nadpływająca łódź przeciwnika. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już po kilku minutach łódź zatrzymała się i obróciła kilka razy w miejscu. Płynąca za nią druga łódź nie zdążyła wyhamować i uderzyła w bok z taką siłą, że obie odskoczyły od siebie a jedna stanęła w płonieniach.

- Mamy ich z głowy – powiedział Egon dając znak Amalenowi by przyśpieszył – jeśli choć jedna nadaje się do użytku, wrócą do bazy by skonstruować nowy plan. Teraz możemy spokojnie płynąć do Manitii. Tam wsiądziemy na nasz dżejt i wracamy do domu.

Nastała cisza. Lana patrzyła z niedowierzaniem na oddalające się wraki ścigających ich łodzi i jakby chcą się upewnić spytała :

- Jesteśmy uratowani?

- Tak, Kalhan musi teraz pomyśleć jak wrócić na wyspę a my musimy przepłynąć płonący ocean. To nie będzie trudne, tę drogę już raz przebyliśmy.

- Jak długo będziemy płynąć?

- Do rana powinniśmy opuścić metanowe wyziewy, potem jeszcze około dwóch godzin spokojnymi wodami i wpłyniemy już na wody śródlądowe. Koło południa powinniśmy być w Manitii a dobrze po południu na platformie startowej i wracamy do domu.

- Tak daleko mnie wywiózł? Nic nie pamiętam.

- Odurzono cię wyciągiem z akali. To bardzo silny alkaloid, w odpowiedniej dawce usypia nawet na 48 godzin. Jest nieszkodliwy i stosuje się go w leczeniu zaburzeń snu.  Wolałbym ominąć Manitię – dodał zmieniając temat - niestety innej możliwości nie ma, musimy odzyskać nasz statek by dotrzeć do Centrum i uzupełnić paliwo.

Lana patrzyła na niebieskie języki ognia po obu stronach łodzi z nieukrywanym zachwytem. Strzelające w niebo płonienie tworzyły niesamowite widowisko. Uspokoiła się, wszystko zaczynało wracać do normy, znajdowała się znowu wśród przyjaznych osób, dookoła panowała cisza, mogła więc odprężyć się i pogrążyć w rozmyślaniach na temat piękna natury. Niemniej jednak zbyt wiele przeżyła w ostatnim czasie by tak po prostu przejść do porządku dziennego nad tym co się wydarzyło i nie próbować przynajmniej dowiedzieć się jakie były prawdziwe przyczyny jej uprowadzenia.

- Dzięki, że wyciągnąłeś mnie z tego piekła – odezwała się po chwili milczenia –nie zmienia to faktu, że mnie wykorzystałeś nie uprzedzając mnie o swoich zamiarach. Więcej dowiedziałam się od Kalhana niż od ciebie. Domagam się wyjaśnień.

- Należą ci się – odpowiedział Egon spokojnie – przyznaję, że zbyt długo zwlekałem z powiedzeniem ci wszystkiego. Nadszedł już czas byś poznała prawdziwy cel naszej wyprawy. Przed nami długa droga przez ogień, zdążymy opowiedzieć ci wszystko zanim wypłyniemy na otwartą przestrzeń.

Rozdział XI

 

Amalen spokojnie prowadził amfibię bezbłędnie omijając strefy ognia, dziewczyna usiadła na ławce przy jednej z burt a Egon i Hiada zajęli miejsca naprzeciw niej. Pierwszy odezwał się Egon:

- Powiedziałem ci, że pieczęć ma wielką wartość historyczną, pochodzi bowiem sprzed okresu nowego państwa i ma ponad tysiąc lat. To wszystko prawda, ale historia Alatydów jest trochę dłuższa. Nasze badania wskazują, że przybyli na Nakarun jakieś trzy tysiące lat temu z Ziemi.

- Z Ziemi?

- Tak przypuszczamy i wszystko na to wskazuje. Trzydzieści lat temu Kalhan odczytał stare zwoje sprzed około dwóch tysięcy lat znalezione przypadkiem podczas kopania studni. Ja wtedy dopiero zaczynałem pracę w FERZE i byłem zwyczajnym badaczem a Hiada jeszcze była w zespołach szkoleniowych. W księgach był tajemniczy zapis o tym, że nasi przodkowie dostali się na tę planetę przez gwiezdny szlak łączący dwa światy. Ich pierwotny świat pogrążył się w morzu ognia, większość zginęła, ci którzy przeżyli odnaleźli szczelinę prowadzącą do nowego świata. Były tam jeszcze zapiski dotyczące stosowanego wówczas kalendarza i sposobu zapisu dat. Po porównaniu ich z innymi zapisami udało się ustalić, że według kronikarzy miało to miejsce około trzech tysięcy lat temu.

Zostałem wtedy przydzielony do grupy badawczej penetrującej Wszechświat. Mówiłem ci jeszcze na Ziemi, że nasze detektory wykryły istnienie nieskończenie długiego pasma przecinającego przestrzeń, pozbawionego jakichkolwiek cząstek materii czy promieniowania. Badaliśmy je przez wiele lat i stwierdziliśmy, że prawdopodobnie jest to luka w przestrzeni i jeżeli z obu stron trafi na jakieś planety otworzy się co pozwoli na pokonanie kosmicznego dystansu w kilka chwil. Na podstawie położenia ciał niebieskich, uwzględniając różne perturbacje w trajektoriach planet, obliczyliśmy czasy otwierania się pasma na naszej planecie i zorganizowaliśmy wyprawę, o której już wiesz.

- Wiem. Czy na Ziemi poznałeś historię waszego świata?

- Po części tak. Zapoznałem się z geografią i historią waszej planety. Jedną z legend jest podanie o Atlantydzie, która zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach.

Poskładaliśmy dane z Ziemi i nasze odkrycia i okazało się, że trzy tysiące lat temu międzygalaktyczny tunel łączył obie planety przez trzy dni. Na Ziemi otwierał się gdzieś na środku Morza Śródziemnego a tutaj w daleko na północ od obrzeży dzisiejszej Alatydy. Porównując zapisy doszliśmy do wniosku, że Atlantyda była jakąś wyspą na Morzu Śródziemnym i zapadła się na skutek wybuchu wulkanu lub trzęsienia ziemi. Zamieszkujący ją ludzie odkryli tunel i przeszli na druga stronę. Nawet jeśli nie była to legendarna Atlantyda, mogła to być jakaś inna wyspa zamieszkała przez ludzi, którzy uciekli przez szczelinę czasoprzestrzeni przed nadciągającym kataklizmem.

- A inne ludy? Na przykład Manici. Mówiliście, że jest ich kilkanaście na Nakarunie.

- Zapisy mówią, że gdy nasi przodkowie przybyli na tę planetę istniały tu inne grupy ludzi na znacznie niższym poziomie rozwoju. Przypuszczamy, iż pochodzą z wcześniejszych migracji również z Ziemi, podobnie jak inne organizmy zamieszkujące różne środowiska. Życie na Nakarunie rządzi się tymi samymi prawami co na Ziemi. Występowanie w dwóch odległych galaktykach takich samych organizmów nie mających wspólnego pochodzenia jest mało prawdopodobne. Zwróć uwagę, rozwój myśli ludzkiej wszędzie przebiegał podobnie. Podobna struktura języków, podobne wytwory kultury materialnej. Wszystko wskazuje na jakiś związek między naszymi światami.

Alatydzi stworzyli wielką cywilizację, która trwała dwa tysiące lat a potem zniknęła jakby zapadając się pod ziemię. Nowsze zapisy już z okresu Nowego Państwa wskazują, na jakiś niekontrolowany wybuch, który zniszczył prawie wszystko.

- Ci co przetrwali rozpoczęli zapewne budowę nowego świata...

- Tak, zawsze tak bywa,. Na gruzach jednej cywilizacji powstaje inna a pamięć o poprzedniej albo zanika zupełnie albo pozostaje w formie śladowych zapisów. Tym razem wygląda tak jakby ludzie starali się zniszczyć wszystko co wiązało się z ich przeszłością, jakby chcieli odciąć się od tego co było i zacząć budować od nowa. W oficjalnym obiegu została tylko ta pieczęć i elektroniczny zapis przestrzegający ludzkość przed powtórzeniem katastrofy.

- Wyjaśniał o jaką katastrofę chodzi?

- Nie dokładnie. Prawdopodobnie ludzie doszli do ogromnej wiedzy. Wiedza jak wszystko co ludzkie może budować lub niszczyć. Tamta wiedza uwolniła niewyobrażalną siłę, która wymknęła się spod kontroli i zniszczyła świat. Postanowiono wówczas wymazać pamięć o tej sile, tak by nigdy więcej nie doprowadzić do ponownej zagłady. Przez wieki nie było wiadomo nic więcej, okazało się jednak, iż ktoś chciał przekazać potomnym co tam się wydarzyło i jaką wiedzę posiedli wówczas ludzie.

Całkiem niedawno, już po wojnie i po usunięciu Kalhana, znaleziono w starym szybie liczne materiały mówiące o osiągnięciach z tamtego okresu. Ktoś je ukrył zabezpieczając przed zniszczeniem. Wynika z nich, że nasi przodkowie stworzyli nowy rodzaj materii, który nie istnieje w obecnym Wszechświecie a która okazała się mieć olbrzymia siłę niszczącą i wskutek jakiegoś błędu pogrzebali swój świat.

- Co to za tajemnicza materia?

-Dokładnie nie wiemy, dzięki mojej wizycie na Ziemi dowiedzieliśmy się, że tamtejsi naukowcy otrzymują w akceleratorach pojedyncze cząstki tzw. antymaterii, która w połączeniu ze zwykłą materią prowadzi do unicestwienia. Takie ilości jak udało wytworzyć się na Ziemi są niegroźne, przypuszczamy, że naszym przodkom udało się stworzyć technologie pozwalające na otrzymywanie znacznie większych ilości antymaterii, Wskutek jakiegoś błędu uwolniono ją a energia zetknięcia się jej ze zwykłą materią okazała się zabójcza. Być może, ktoś wykradł antymaterię i uwolnił doprowadzając do niewyobrażalnej katastrofy.

- To zapewne ma jakiś związek z pieczęcią...

- Tak. Zgodnie z tym co udało nam się odczytać, laboratorium z akceleratorem przetrwało wraz z pewną ilością antymaterii. Ich twórcy ukryli je i zabezpieczyli przed intruzami systemem samozniszczenia włączającym się samoczynnie, gdyby ktoś niepowołany próbował ich użyć. Według naszych przypuszczeń pieczęć jest kluczem wyłączającym urządzenia destrukcyjne a tym samym pozwalającym na przejęcie tej strasznej broni.

- Kalhan mówił coś o kluczu do potężnej broni...

- Porównaliśmy dane historyczne dotyczące opisu klucza z odciskami pieczęci królewskiej, używanej przez lata aż do ostatniej wojny i są bardzo zbliżone, można zaryzykować twierdzenie, że są takie same. Ponieważ była ona w rękach Hiarona musieliśmy bardzo uważać, by nie domyślił się niczego oraz by nikt inny nie dowiedział się o rzeczywistej wartości pieczęci.. Prowadząc negocjacje nie mogliśmy zbytnio naciskać, więc trwało to tak długo.

- Kalhan w jakiś sposób się dowiedział.

-Niestety tak i na razie trudno mi zrozumieć w jaki. Przez lata prowadził na wygnaniu badania nad budową galaktyk, tak przynajmniej wynikało z oficjalnych raportów. Gdy uciekł – stworzył te laboratorium na wyspie gdzie, jak się zorientowałem, zajmował się doskonaleniem technologii zbrojeń. Ukrył się bardzo daleko, i tej pory nie udawało nam się go odnaleźć. Tak daleko nie szukaliśmy. Przerażające jest ilu ludzi poszło za nim.

- Mówił, że ma wielu przyjaciół w Alatydzie a nawet w FERZE.

- To wskazywałoby na jakiś przeciek... trudno mi uwierzyć w zdradę, przecież tak starannie dobieraliśmy ludzi zaangażowanych w badania.

- Mnie też trudno to zrozumieć– wtrąciła milcząca dotąd Hiada – jednak ktoś to zrobił. Być może tylko wygadał się przypadkiem przed kimś niepowołanym. Avo czy zorientowałaś się jak dużo wie Kalhan?

- Chyba niewiele, myślał, że ja wiem więcej, ponieważ nie wiedziałam nic, chciał mnie wymienić na informacje. Wiecie gdzie znajduje się bomba antymaterii?

- Nie dokładnie, gdybyśmy wiedzieli już byśmy ją zniszczyli – ciągnęła Hiada - mamy tylko pewne przypuszczenia, na pieczęci prawdopodobnie znajdują się jakieś wskazówki dotyczące miejsca ukrycia akceleratora, bez niej być może nie da się tego ustalić, musimy więc dostać się jak najszybciej do FERY i odkodować szyfr. Potem pozostanie już tylko zneutralizować bombę i rozebrać akcelerator by nikomu nie przyszło do głowy go użyć.

- Zastanawiam się tylko jak takie laboratorium mogło przetrwać przez tysiąc?

- Mogło, jeśli zostało odpowiednio zabezpieczone. Ktoś, kto miał tyle wiedzy i możliwości by je stworzyć potrafił zapewne zastosować właściwe środki umożliwiające przeciwstawienie się entropii. Skoro do tej pory nie nastąpił nigdzie wybuch oznacza to, że bomba jest odpowiednio zdezaktywowana, prawdopodobnie została zawieszona w polu magnetycznym.

„Albo jej w ogóle nie ma a cała historia jest wymysłem jakiegoś szalonego naukowca”.- pomyślała . Zaczynała wątpić w sens ich wyprawy, z drugiej jednak strony, skoro tylu ludzi zabijało się by zdobyć klucz do tej broni, musi być w tym przynajmniej jakaś część prawdy, jeżeli nawet nie ma i tak należało wszystko wyjaśnić by przerwać ten koszmarny ciąg zniszczeń.

Zaczynało świtać. Niebo powoli robiło się różowe a znad horyzontu stopniowo wtaczało się ogromne słońce. Kończyło się też pole ognia i oczom ich ukazał się otwarty ocean. Dziewczyna poczuła ulgę, koszmar ostatnich dni pozostał za nią, pieczęć została odzyskana wydawało się, że wszyscy są bezpieczni. Na wszelki jednak wypadek zapytała :

- Co teraz zrobi Kalhan?

- Nie ma wielu możliwości, ale na pewno nie zrezygnuje. Dzięki foli chłonącej wszelkie promieniowanie, którą pokryliśmy łódź, stała się ona niewidoczna i mogliśmy niepostrzeżenie podpłynąć blisko brzegu. Spokojnie obejrzałem jego wyspę i muszę przyznać, nieźle się urządził. Miejsce jest niedostępne, leży na terytorium niezależnym, gdzie wszyscy mają takie same prawa a to daje mu dużą swobodę działania. To co zbudował jest imponujące , posiada też znaczne ograniczenia. Na wyposażeniu ma tylko dwa niewielkie dźejty i jeden duży sterowiec, ponadto dużą łódź towarową, dwie małe łódki osobowe. Dżejty uszkodziłem a łódki zostały zniszczone. Jeżeli uda im się dopłynąć do wyspy w szalupach a mają taką możliwość, będą mieli do dyspozycji tylko sterowiec, który aby wylądować wymaga dużej platformy, jest to powolny, mało zwrotny transportowiec. Muszą więc zreperować dźejty i pomyśleć o nowych łodziach. Zanim im się to uda mam nadzieje, że będziemy już w Alatydzie. Kalhan ma dostęp do niemałych środków płatniczych, zbudowanie takich obiektów wymaga nakładów,

- Może przyjaciele, o których mówił finansują jego zamierzenia.

- Możliwe, mógł też odkryć jakieś źródło tytanu lub innych metali. Ludzie, nawet przyjaciele, nie są skorzy do finansowania czegoś czego nie widzą i co im bezpośrednio nie służy. Myślę raczej, iż to on kupuje sobie przyjaciół i chyba nie ma ich aż tak wielu.

- Donara, którą poznałam jest nim zafascynowana.

- Rzeczywiście Donara jest córką jego dawnego przyjaciela, który pozostawał z nim w bliskich stosunkach nawet po jego odosobnieniu. Nie chciał uwierzyć w jego winę. Wiedzieliśmy o tym, nikomu to nie przeszkadzało.

- To dlatego nie przyjęliście Donary do Fery?

- Tak ci powiedziała?

- Tak zasugerowała.

- Nie powiedziała ci przypadkiem jak słabo zdała testy kwalifikacyjne? Wykonała tylko połowę zadań poprawnie. Przyjmujemy tylko tych, którzy wykonają wszystkie, takie są zasady. Miała możliwości samorealizacji w różnych dziedzinach życia publicznego. Przydzielono jej inne zadania.

- No właśnie, ten wasz uporządkowany świat z przydziałem czynności niekoniecznie odpowiadającym zainteresowanemu. Mówiłam ci, nie wszystkim to może odpowiadać. Ilość zwolenników Kalhana potwierdza moje przypuszczenia.

- Rozumiem, jak trudno ci zaakceptować nasze porządki – wtrąciła Hiada – pochodzisz z innego świata. Każdy kraj ma swoje prawa, tak funkcjonujemy od lat i wywracanie wszystkiego do góry nogami nie jest najlepszym pomysłem. Cały czas pracujemy nad udoskonaleniem systemu społecznego.

- Musicie się spieszyć zanim ktoś nie zrobi tego za was.

-Znów jesteś złośliwa – powiedział Egon. – Państwo musi funkcjonować, by nie pogrążyło się w chaosie muszą istnieć jakieś zasady i być respektowane. Jakiekolwiek by nie były, nigdy nie będą odpowiadać wszystkim. Zawsze znajdzie się ktoś kto będzie próbował wprowadzić własne porządki.

- Jak zwykle masz rację, ty przecież się nigdy nie mylisz – mruknęła Lana z przekąsem. – Jestem złośliwa, mam prawo być złośliwa bo mnie wrobiłeś w swoje rozgrywki.

Gdy jeszcze to mówiła łódź zakołysała się podejrzanie jakby coś lekko uniosło ją do góry. Gdy wyjrzeli za burtę oczom ich ukazał się paskudny widok. Dookoła łodzi kłębiły się długie, cienkie ciała jakichś wężowatych stworów. Było ich tak wiele, że z trudem dawało się płynąć.

- Wpłynęliśmy na gromadę felunów – powiedział Amalen spokojnie – będziemy musieli je wypłoszyć zanim całkiem nas unieruchomią lub pojawią się drakuny zwabione obfitym łupem.

- Zastosuj mieszankę odstraszającą, mam jej niewielką ilość, powinno wystarczyć – Hiada wyjęła z torby mały pojemnik i podała Amalenowi – to wszystko co mam.

- Nie pomyślałem o zabraniu większej ilości– przyznał Egon – nie planowałem wyprawy przez ocean.

- I to mówi zawsze przewidujący Egon –rzekła Lana– ten, który wszystko wie najlepiej.

-Rozumiem, że jesteś na mnie zła, mogłabyś jednak przestać dogadywać, to niczego nie zmieni.

Tymczasem Amalen wysypał zawartość pojemnika za burtę. Biały proszek w zetknięciu z wodą wytworzył bulgocącą pianę szybko rozprzestrzeniającą się na powierzchni. Kłębowisko felunów zaczęło się rozpraszać i odpływać i można byłoby odtrąbić zwycięstwo nad przyrodą gdyby na horyzoncie nie pojawiło się nowe zagrożenie. Oto od strony lądu nad powierzchnią oceanu pojawiły się  się olbrzymie, przerażające macki. Otaczały przepastną gardziel zasysającą wodę wraz z kłębiącą się masą felunów.

- Drakuna przed nami – krzyknął Egon – zawracaj i płyń całą mocą silników. My spróbujemy ją zestrzelić

Amalen wykonał polecenie, łódź z trudem przeciwstawiała się sile ssącej potwora, wkrótce też, mimo dość znacznej odległości i pełnej mocy silników, zaczęła sunąc prosto w jego otwartą paszczę. Pozostali, nie wyłączając Lany walczyli z wijącymi się ramionami w inny sposób. Początkowo strzały nie robiły na zwierzęciu wielkiego wrażenia, trafione ramiona kurczyły się tylko i wirowały wokół czarnej czeluści. Dopiero gdy Egon nałożył na koniec swojej laski szarą kulę i wystrzelił ją w sam środek otwartej paszczy rozległ się potworny huk i zwierzę rozerwane na strzępy wyleciało w powietrze.

Znowu zrobiło się cicho i spokojnie, ocean pochłonął resztki drakuny i nic nie wskazywało na to, że jeszcze kilka minut temu groziło im śmiertelne niebezpieczeństwo. Lana patrzyła na gładką taflę wody odbijająca delikatne promienie porannego słońca i zastanawiała się ile jeszcze zagrożeń kryje się pod tym pozornym spokojem natury.

- Mówiliście, że tutejsze organizmy pochodzą z Ziemi, tam takich potworów nie ma – powiedziała

- Kiedyś były, jeśli nie takie to podobne – pospieszyła z wyjaśnieniami Hiada – nasze galaktyki przybliżają się zmieniając swoje położenie względem siebie a nasze układy słoneczne przemieszczają się w obrębie galaktyk stąd w dziejach Wszechświata były długie okresy gdy tunel nie otwierał się wcale. Zanim sześć tysięcy lat temu nastąpił okres dość częstych – jak my to nazywamy - koniunkcji Ziemi i Nakarunu, przez ponad trzysta milionów lat nie było takiego połączenia więc wszystkie organizmy poza ludźmi jakie dotarły na naszą planetę pochodzą sprzed tego okresu. Dlatego są tu zwierzęta rybo-, owado- czy gadopodobne a nie ma ptaków czy ssaków, które Egon widział i poznawał na Ziemi. Ja mogłam je obejrzeć tylko na materiałach jakie przywiózł ze sobą. Są piękne i trochę żałuję, że nie widziałam ich w naturze.

- Jak dobrze pójdzie może odwiedzisz mnie na Ziemi?

-To nie zależy tylko ode mnie.

Oczywiście, w tym kraju wszyscy, członkowie FERY w szczególności podporządkowani są słabo definiowalnemu „wyższemu celowi” jakim jest dobro społeczeństwa i nie mogą decydować o sobie zupełnie niezależnie. Przy takich układach zawsze znajdzie się ktoś taki jak Kalhan, któremu nie będzie to odpowiadało i zechce by to jemu służono. Pewnie nie był jedynym niezadowolonym z miejsca jakie mu wyznaczono w państwie. Nie każdy miał takie możliwości jak Kalhan i pewnie dlatego potulnie znosił swój "przydział czynności".

-Przynajmniej nie nudzisz się w Erydonie – usłyszała spokojny głos Egona.

-Tak, tak, oczywiście, sama chciałam jechać z wami - zawołała ze złością – tylko dlaczego urywaliście przede mną prawdę? Nie wiedziałam na co się decyduję!

-Gdybyś wiedziała wróciłabyś do Erydonu?

Co miała odpowiedzieć? Pewnie by nie wróciła i nie miałaby wówczas na co narzekać.

- Daj jej spokój – przyszła z pomocą Hiada – dziewczyna wiele przeżyła na pewno nie spodziewała się aż takich perturbacji.

- Dobrze, niech tak będzie – powiedział, po czym dodał - wpływamy na wody śródlądowe, niedługo będziemy w Manitii  stamtąd już niedaleko na platformę startową i wracamy do domu.

Lena patrzyła jak łódź powoli wpływa w nurt wpadającej do oceanu rzeki, obserwowała jak na obu jej brzegach pojawiają się gęste zarośla, nareszcie stały ląd! Chociaż była już bardzo zmęczona i marzyła by znaleźć się już w bezpiecznym miejscu gdzie mogłaby spokojnie odpocząć, czuła jakiś wewnętrzny spokój spowodowany zapewne słowami Egona, może po trochu ciszą mąconą jedynie przez jednostajny i bardzo usypiający szum silników łodzi. Ze słów Egona wynikało, że powinni niedługo stanąć na stabilnym gruncie, pozostawało tylko cierpliwie czekać i upajać się widokami.

 

Rozdział XII

 

Płynęli w górę rzeki mijając strefy bujnej roślinności poprzedzielane skalistymi stokami schodzącymi do brzegów. Chmury na niebie kłębiły się i gęstniały, znak, że zbliżali się do Manitii. Granice państw nie były tu tak dokładnie wyznaczone ani tak strzeżone jak na Ziemi. Państwa nie graniczyły ze sobą lecz leżały porozrzucane po zwartym lądzie często w dość znacznych odległościach od siebie. Było ich też znacznie mniej i były mało zaludnione. Sam wjazd do danego kraju nie był zazwyczaj problemem, dopiero swobodne poruszanie się i możliwość pobytu wymagało specjalnych pozwoleń. Zgodę na pobyt w Manitii wszyscy mieli.

Zgodnie z postanowieniem Egona wpłynęli w boczny kanał łączący Główną Rzekę z rzeką Guan, drugą co do wielkości rzeką w Manitii. W ten sposób mogli ominąć pałac Zariata i Główne Miasto i skrócić o kilka godzin czas dotarcia do platformy startowej. Po drodze musieli jeszcze zawinąć do przystani i oddać wypożyczoną łódź.

Kanał, po którym płynęli był mało uczęszczany i trochę zarośnięty co wymagało większej uwagi podczas sterowania. Amalen radził sobie z trudnościami doskonale, bezbłędnie omijał strefy wodorostów i wirów wodnych pozwalając pozostałym biernie przyglądać się manewrom. Wszyscy byli bardzo zmęczeni po nieprzespanej nocy i czekali z utęsknieniem na zakończenie podróży.

Do przystani wpłynęli jeszcze przeszkód. Coś jednak było nie tak już wówczas gdy oddawali wynajętą łódź. O razu dało się wyczuć jakieś napięcie. Właściciel łodzi rozglądał się nerwowo, na przylegającej ulicy kręciło się kilku mężczyzn i parę kobiet przyglądających się ukradkiem przybyszom i porozumiewających się wzrokiem. Nawet Lana zauważyła, że są obserwowani. Spojrzała niepewnie najpierw na Hiadę potem na Egona, oboje wydawali się spokojni, Egon zwrócił łódź właścicielowi i jakby nic się nie działo ruszył w kierunku platformy dając tym samym sygnał by inni zrobili to samo. Obserwujący ich ludzie także zaczęli się przemieszczać w tym samym kierunku. Gdy przyspieszyli tamci zrobili to samo, niewątpliwie szli za nimi. Byli już w odległości kilkudziesięciu metrów od swojego dźejtu gdy z zza węgła jednego z budynków otaczających platformę wyszło dwóch mężczyzn i zagrodziło im drogę. Idący za nimi ludzie stanęli z tyłu tworząc zwarty kordon nieprzyjaznych twarzy. Lana naliczyła w sumie siedmiu mężczyzn i dwie kobiety i znowu pomyślała, że teraz to już na pewno pożegna się z życiem.

Egon dał znak by się zatrzymali.

- Czego chcecie – spytał mężczyzn stojących na przedzie – jesteśmy tu legalnie i mamy pozwolenia na wyjazd.

Starszy z mężczyzn roześmiał się i zawołał do towarzyszy:

- Słyszycie, mają pozwolenia na pobyt a ja nie przypominam sobie bym je im wydawał.

Roześmiał się jeszcze głośniej po czym podszedł do Egona i patrząc mu prosto w oczy już bez śmiechu dodał:

- Tutaj to ja decyduje kto może opuścić platformę, kto nie. Podobają mi się wasze pasy podróżne, wszyscy grzecznie je zdejmą i oddadzą mojemu przyjacielowi i nie radzę robić żadnych sztuczek.

- To nasze wyposażenie i nie możemy się go pozbywać.

- Już nie jest wasze. Oddacie je dobrowolnie czy mamy zdjąć je sami?

-Spokojnie – Egon starał się załagodzić sprawę - dogadajmy, się zapłacimy wam za wyjazd. Ile chcecie?

- Nie dosłyszysz? Powiedziałem ściągać pasy.

- W porządku, już zdejmujemy...

Egon zrobił ruch jakby chciał odpiąć swój pas, nim się ktokolwiek zorientował obaj zagradzający im drogę ludzie padli z rozpłatanymi na pół głowami. To on błyskawicznie użył swojego tamaranu, tym razem jako miecza po czym odwrócił się i krzyknął:

- Biegiem do maszyny!

Zaskoczenie wywołane nagłą zmianą sytuacji pozwoliło im zyskać na czasie i zmniejszyć odległość dzielącą ich od dżejtu. Lana biegła jak tylko umiała najszybciej, skuliła się i właściwie nic nie widziała oprócz drzwi ich maszyny, które Amalen zdążył otworzyć zdalnym kluczem, tam też się kierowała. On i Hiada cofali się tyłem strzelając z krótkiej broni by uniemożliwić napastnikom  bliskie podejście i tym samym chronić nie tylko siebie. Pozostali przy życiu bandyci ukryli się za budynkami i także otworzyli ogień. Okazało się, że za kamiennymi murami kryło się ich znacznie więcej i jak się wydawało podporządkowali sobie tutejszych mieszkańców. Egon przełączył swoje urządzenie na funkcję karabinu utrzymując atakujących w bezpiecznej odległości. Wkrótce też wszystkim udało się dotrzeć do statku i zniknąć za rozsuwanymi drzwiami. Gdy startowali poleciał za nimi deszcz elektronicznych pocisków przebijając w kilku miejscach pokrycie maszyny.

- Dokąd lecimy – spytała Lana kierującego statkiem Amalena gdy byli już daleko. Manitia zniknęła z pola widzenia i nikt za nimi nie strzelał.

- Na neutralny grunt, do Centrum Wymiany – odpowiedział nie przestając obserwować wskaźników – mamy za mało paliwa by dotrzeć do Alatydy. Obawiam się czy będziemy w stanie w ogóle dotrzeć gdziekolwiek. Strzały uszkodziły jeden silnik i przewód paliwowy drugiego. Pozostałe dwa działają. jest wyciek paliwa i może dojść do wybuchu. Na szczęście opuściliśmy teren Manitii i nikt nas nie ściga.

- Kto nas napadł? - zwróciła się do Egona

- Trudno powiedzieć. Wyglądali na zwykłych rabusiów, jakich wiele w Manitii, Mogła to być też zorganizowana grupa przestępcza o dużym zasięgu – odpowiedział zapytany po czym zarządził - Amalenie leć możliwie najniżej i najwolniej, staraj się nie przegrzewać urządzeń, ale gdy sytuacja stanie się krytyczna ląduj, ja sprawdzę czy nadajniki działają.

- Zrozumiałem, kieruję się na Centrum Wymiany.

Egon tymczasem próbował połączyć się z FERĄ, niestety, doszło do spięcia nadajnika i sygnał był zbyt słaby. Udało się mu natomiast skontaktować z Centrum, przekazać wiadomość o problemie i wezwać pomocy. Zażądał wysłania ekipy ratunkowej w rejon między Manitią a bazą i powiadomienia FERY o sytuacji. Zdążył jeszcze określić aktualne położenie gdy nastąpiło przegrzanie i wszystkie urządzenia wskaźnikowe na pokładzie przestały działać. Silniki pracowały na zwolnionych obrotach, w dodatku brak zasilania nie pozwalał na określenie stanu paliwa ani innych parametrów lotu.

- Mamy problem – powiedział Amalen bezskutecznie próbując przywrócić zasilanie - nie działa stabilizator lotu i mechanizm sterujący. Przestaję panować nad maszyną.

- Jest jeszcze gorzej – wtrąciła Hiada przyglądając się urządzeniom – spalił się czujnik naprowadzania, będą problemy z lądowaniem

- Niewykluczone – spokojnie potwierdził Amalen – tracę moc w pozostałych silnikach... rozpoczynam operację osadzania maszyny.

Lana słuchała ze zdziwieniem tej spokojnej wymiany zdań tak jakby to była rozmowa o imieninach u cioci nie o zagrożeniu związanym z awarią statku powietrznego. Katastrofa była nieunikniona, maszyna za chwilę rozbije się o skałę , wszyscy zginą, tymczasem Egon i Amalen nic sobie z tego nie robią. Zirytowana zawołała ze złością:

- Zaraz spadniemy a wy w ogóle się tym nie przejmujecie.

-Nerwy nie naprawią maszyny – Egon jak zwykle był opanowany – upadek nastąpi za chwilę, nie bój się, Amalen zrobi wszystko by zminimalizować skutki uderzenia.

- Zminimalizować? Co za różnica czy mnie rozerwie czy tylko urwie mi głowę.

- Masz inny pomysł?

- A spadochrony?

- Lecimy za nisko, nie zdążą się otworzyć. Jeszcze jakieś propozycje?

Nie miała. Zamilkła wściekała na Egona ponieważ jak zawsze miał rację, była też zła na siebie, bo nic nie mogła zrobić. Zacisnęła pięści i zakryła nimi oczy, nie chciała widzieć tego co się za chwilę wydarzy. Amalen z trudem utrzymywał statek powietrzny w pozycji poziomej starając się stopniowo ograniczać prędkość spadania by zetknięcie z ziemią było jak najlżejsze. W momencie gdy prawie dosięgali podłoża otworzyła się wielka poduszka powietrzna amortyzująca upadek. Lana, siedząc z zamkniętymi oczyma niczego nie widziała, poczuła tylko silne szarpniecie potem jeszcze kilka mocnych wstrząsów i wszystko się uspokoiło. Żyła choć huczało jej w głowie i czuła ból w plecach. Powoli odsłoniła oczy by sprawdzić jak inni przetrwali katastrofę i zobaczyć co właściwie się stało. Wszyscy byli na swoich miejscach, podobnie jak ona trochę ogłuszeni siłą uderzenia, też żyli. Pierwszy odezwał się Amalen:

- Lądowanie zakończone. Czy wszyscy są cali?

Pokiwali głowami

- Chyba tak – odpowiedział za wszystkich Egon. – Maszyna jest poważnie uszkodzona – dodał po chwili - niech wszyscy opuszczą ją jak najszybciej, trzeba sprawdzić czy nie grozi wybuchem.

Lana jeszcze przez chwilę nie mogła się ruszyć, wszystko miała zdrętwiałe, w czubkach palców czuła nieprzyjemne mrowienie Dopiero gdy Egon powtórzył polecenie, wyszła a raczej wypełzła z rozbitej maszyny. Dżejt nie był doszczętnie zniszczony gdyż poduszka powietrzna przyjęła na siebie większość energii uderzenia miał wgniecioną przednią część i uszkodzone drzwi, poza tym odpadł ster i boczne stabilizatory lotu. Dziewczyna powoli ochłonęła i zaczęła przyglądać się wrakowi. Teraz zauważyła poduszkę powietrzną, na której Amalen osadził statek i znowu wezbrała w niej złość.

- Dlaczego nie powiedzieliście mi, że wylądujemy na poduszce powietrznej – zawołała machając rękami – wiedziałabym wtedy, że mamy jakieś szanse przeżycia. Robicie to wszystko specjalnie by mi dokuczyć.

Egon spojrzał na nią wymownie, trochę bawiła go ta jej szybka zmiana nastrojów, nagłe przechodzenie od strachu do złości, jej niecierpliwość i irytowanie się w sytuacjach gdy należało zachować spokój. W dodatku wszystko ją ciekawiło i nie dawało się jej przekonać by została w bezpiecznym miejscu.

- Przecież powiedziałem, że zrobimy wszystko by zminimalizować skutki uderzenia, czemu mi nie uwierzyłaś? – odpowiedział z uśmiechem.

- Jak mogłam uwierzyć? Jeżeli ktoś mówi, że zrobi wszystko to zazwyczaj znaczy, że nie jest w stanie zrobić nic.

- Może na Ziemi tak jest, tutaj słowa oznaczają to co oznaczają. Powinnaś się mniej denerwować bo to zaburza logiczny tok myślenia.

- Nie nadążam za waszą logiką. Co teraz zrobimy?

-Zachowamy spokój i opracujemy plan działania. Najpierw trzeba sprawdzić wszystkie urządzenia pokładowe i ustalić które działają. Musimy dokładnie określić nasze położenie. Potem spróbujemy połączyć się z Centrum i sprawdzić na jakim etapie jest akcja pomocnicza. Reszta działań będzie zależała od tego czego uda się nam dowiedzieć.

Amalen wszedł na pokład rozbitej maszyny i zbadał czy nie stanowi zagrożenia. Okazało się, że zbiornik paliwa jest nietknięty, zniszczone zostały tylko przewody doprowadzające. Wystarczyło je odciąć i zablokować wpust paliwa by zabezpieczyć się przed samozapłonem.

- Gotowe – powiedział skończywszy prace - można bezpiecznie wejść do wraku. Nie działają jednak urządzenia nawigacyjne. Możliwe, że były już wcześniej uszkodzone i podaliśmy do Centrum niewłaściwe dane na temat naszego położenia. Znalazłem przenośny nawigator, sprawdzę jego parametry... tak niestety zboczyliśmy o jakieś kilkaset kilometrów od podanej lokalizacji.

- Gdzie teraz jesteśmy? - spytała Hiada

-Daleko od Manitii, od Centrum niestety też. Urządzenie pokładowe wskazywało zły kierunek i zboczyłem z kursu w stronę mokradeł. Nie będą nas tu szukać. Musimy koniecznie połączyć się z naszymi i podać prawidłowe położenie.

- Czy znalazłeś jakieś czynne nadajniki? - spytała Hiada.

-Jeden przenośny o niewielkim zasięgu. Nie jest uszkodzony, może działać. Zaraz się o tym przekonamy.

- Musimy się śpieszyć bo zaraz zapadnie zmrok.

W czasie gdy inni próbowali znaleźć wyjście z sytuacji Lana rozglądała się po okolicy. Znajdowali się na skalistym pustkowiu pokrytym skąpą roślinnością. Z jednej strony teren był pofałdowany, poprzecinany niewysokimi pasmami kamienistych utworów, z drugiej strony rozciągała się bezkresna równina a nad nią unosiły się opary szarej mgły. To zapewne mokradła, o których wspomniał Amalen. Słońce było już bardzo nisko, dzień nieubłaganie się kończył, za chwilę otoczy ich mrok i będą musieli spędzić noc na tym odludziu, bez łóżka i miękkiej pościeli. Co tam pościel czy łóżko, była bardzo zmęczona i marzyła tylko o tym by w ogóle móc się położyć.

- Nie oddalaj się – usłyszała za sobą głos Egona – to tylko pozorny spokój i pustkowie. Na tych bagnach żyją różni ludzie, niektóre plemiona trudnią się rozbojem. Inne są bardziej przyjazne mimo to nie respektują międzynarodowych praw i nie zawierają umów, rządzą się własnymi regułami a nawet jeśli prowadzą wymianę handlową i wiodą pozornie spokojne życie to zdarzają się im napady na transportery dostarczające towary do Centrum. Nazywają to oględnie przejęciami a my stanowimy dla każdego łatwy łup.

- Miła perspektywa - mruknęła – po tych przyjemniaczkach w Manitii nic mnie już chyba nie zaskoczy.

- Nie strasz jej – wtrąciła Hiada – jesteśmy daleko od bagien teren jest otwarty więc w dzień nas nie zaskoczą a w nocy będziemy trzymać wartę zresztą nie wszyscy ludzie na bagnach są tacy agresywni. Poza tym Amalenowi udało się połączyć z bazą i przekazać aktualne położenie.

- Czyżbyśmy mogli liczyć na pomoc? Królowa mówiła przecież, że jesteśmy zdani tylko na siebie.

- Na terenie Manitii tak, teraz jesteśmy w strefie niezależnej i tu może przebywać każdy, nasze statki ratownicze też. Poza tym nie czekamy na służby królewskie, FERA dysponuje dwoma zespołami ratowniczymi nadającymi się do zadań na niezależnych terytoriach.

- Kiedy po nas przylecą?

-To trochę potrwa. Nie wyślą maszyny od razu ze względów technicznych. Nie rozmawiałem bezpośrednio z FERĄ ze względu na zbyt slaby stan nadajnika. Został uszkodzony i działa tylko na bliższym zasięgu. Dyspozytor w Centrum tylko przyjmuje zgłoszenie i dopiero potem przekazuje je do właściwej instancji.

- Czyli nie tylko na Ziemi procedury są takie skomplikowane..

-Nie tylko. Nie jesteśmy w stanie zagrożenia życia więc statek ratowniczy wyruszy najwcześniej jutro rano. Tak jak mówiłem mamy tylko dwa zespoły ratownicze, które wykonują jeszcze inne zadania.

- Chce mi się spać.

- Noc spędzimy tutaj przy płatowcu, niestety na gołej ziemi.

- Trudno, jest mi wszystko jedno. Ja wartuję ostatnia, teraz i tak nie przydałabym się do niczego.

Wkrótce nastała noc, zrobiło się dosyć ciemno i chociaż Amalenowi udało się naprawić jeden z reflektorów nie włączyli go by pozostać niewidocznymi z daleka. Na niebie rozbłysły gwiazdy, pośród nich raz po raz pojawiały się świetliste smugi meteorów. Egon z Hiadą i Amalenem stali trochę z boku ustalając plan działania na następne dni a Lana wdrapała się na pokład wraku w nadziei, że znajdzie coś co będzie mogła włożyć pod głowę. Przewracała bezmyślnie wszystkie znajdujące się tam przedmioty gdy w pewnej chwili poczuła lekkie drżenie potem wszystko zatrzęsło się z ogromną siłą, usłyszała stłumione krzyki przyjaciół i rumor spadających kamieni, potem wszystko ucichło równie nagle jak się zaczęło. Zdziwiona wychyliła się przez otwarty właz i z przerażeniem stwierdziła, że wisi nad ogromna czarną czeluścią. W miejscu gdzie stali jej towarzysze ziemia zapadła się i utworzyła przepastny lej pochłaniając wszystko co się tam znajdowało.

 

Rozdział XIII

 

Wyglądało jakby ziemia rozstąpiła się pod nimi i pochłonęła pozostałych a na powierzchni została tylko ona. Wiedziała, że jest , ale nie myślała, że aż tak. Przez chwilę siedziała zdezorientowana bojąc się poruszyć. Wokoło panowała głucha cisza, było ciemno i jakoś tak dziwnie. „Co ja teraz zrobię” - pomyślała z rozpaczą, zaraz potem przyszło jej do głowy, że nie może tak tkwić, musi wydostać się z tego cholernego złomu i sprawdzić co właściwie się stało i gdzie są pozostali. Gdy próbowała wyjść okazało się, że wrak stracił stabilność i chwiał się przy każdym jej ruchu. Niemało wysiłku kosztowało ją zejście na ziemię tak, by nie runąć z całym wyposażeniem do osuwiska. Udało jej się przy okazji włączyć reflektor i zrobiło się trochę jaśniej. To co zobaczyła w bladym świetle potwierdziło pierwsze wrażenie. Oto znajdowała się na skraju głębokiego na kilka metrów leja prowadzącego do przepastnej jamy. Cała trójka jej przyjaciół znajdowała się w osuwisku w niewielkiej odległości od czarnej czeluści, która zdawała się nie mieć dna. Żyli, próbując z trudem utrzymać się na ścianie leja i nie zsunąć w przepaść.

Zachwiała się i niewiele brakowało by znalazła się obok nich.

- Halo, jestem tu - zawołała odzyskując równowagę – co mam robić?

- Nic ci się nie stało to dobrze – powiedział Egon – musisz nas stąd wyciągnąć, sami nie damy rady, grunt jest zbyt sypki i każdy niewłaściwy ruch spowoduje, że wpadniemy do tego gardła.

- Co mam robić? - powtórzyła

- Musisz rzucić nam linę holowniczą. Jest w luku na ogonie. Wejdź na poduszkę powietrzną i otwórz klapę potem rozwiń linę i rzuć do leja. Pospiesz się, musisz zdążyć zanim pojawi się mararaka.

- Co to jest mararaka?

- Przekonasz się jak ją zobaczysz. Bierz się do roboty nie ma czasu.

- Spróbuję.

- Nie ma czasu na próbowanie, nie próbuj tylko rób.

- Wrak się chwieje i boję się, że runie w przepaść.

- Niedobrze. Nie mamy wyjścia, to jedyny sposób. Rób wszystko bardzo ostrożnie.

- Dobrze – odpowiedziała powoli wdrapując się na chwiejący wehikuł. Kilka razy osunęła się ze śliskiej powierzchni, ale ostatecznie udało jej się dotrzeć do luku.

- Jestem już przy klapie, jak ją otworzyć? - zawołała gdy osiągnęła cel.

- Musisz odkręcić zawór – pośpieszył z wyjaśnieniami Amalen – w prawą stronę.

- Nie daje się.

- Może obracasz w niewłaściwą stronę?

- Rozróżniam prawą stronę od lewej. Chyba jest zablokowany.

- Spróbuj mocniej. Uderz go parę razy z boku.

Zwiniętą pięścią z całej siły uderzyła w trójkątną głowicę, bez efektu. Spróbowała jeszcze raz, też nic, tylko wrak zakołysał się mocniej. Rozejrzała się, metalowe poszycie maszyny było w strzępach, nie bacząc na ostre brzegi raniąc dłonie, oderwała jeden z fragmentów i użyła jako dźwigni zwiększającej siłę nacisku na zawór.

- Udało się – zawołała uszczęśliwiona – otworzyłam klapę, co teraz?

- Chwyć koniec liny i ciągnij z całej siły – kontynuował Amalen

- Już robię... rozwijam linę... ojej chyba się zacięła... nie, nie … wszystko dobrze...

Trochę czasu zajęło jej rozwijanie, ostatecznie koniec liny znalazł się w leju i wszyscy troje mogli go uchwyć, jak się okazało w ostatniej chwili. Powoli wdrapywali się do góry gdy na dnie leja w czarnej czeluści pojawił się ogromny stwór przypominający wielką gąsienicę z potężnymi żuwaczkami.

- Uwaga mararaka – zawołała Hiada, niestety było już za późno. Egon trzymał linę jako ostatni i to on został zaatakowany przez potwora. Zanim Hiada zdążyła krzyknąć zwierzę wysunęło z paszczy lepki język zakończony kolcem jadowym i błyskawicznie owinęło go wokół nogi Egona wbijając kolec w łydkę. Ten syknął z bólu, równie szybko jednym ciosem swojego wielofunkcyjnego urządzenia odciął język i wyrwał kolec z mięśnia. Amalen i Hiada otworzyli ogień i przez kilka chwil cała trójka wisząc na linie zmagała się z mararaką, która długo nie chciała ustąpić i raz po raz próbowała dosięgnąć kogoś swoimi odnóżami. Wreszcie jeden celny strzał w środek paszczęki położył kres walce, zwierzę skuliło się i martwe osunęło w głąb swojej nory.

- Wbiła mi kolec w nogę – powiedział Egon słabnącym głosem – za kilka minut stracę przytomność, muszę jak najszybciej wydostać się na powierzchnię

` - Owiń koniec liny wokół pasa – zawołał Amalen – wyciągniemy cię.

Wrak dżejtu, do którego przywiązana była lina chwiał się niebezpiecznie musieli więc bardzo uważać by nie runąć wraz z nim z powrotem w głąb leja. Gdy wreszcie udało się wyciągnąć Egona tracił już świadomość.

- Co z nim? – zawołała Lana na widok nieprzytomnego przyjaciela.

- Ukąsiła go mararaka – pośpieszyła z odpowiedzią Hiada – na szczęście jej jad nie jest śmiertelny dla ludzi. Przez kilka godzin będzie miał gorączkę i pozostanie nieprzytomny. Trzeba mu położyć kompres ściągający na ranę i podać antidotum, które przyśpieszy neutralizację jadu w organizmie – dodała wyjmując z podróżnego pasa, jaki każde z nich posiadało wokół bioder, szczelnie zapakowany opatrunek i owinęła nim łydkę Egona, następnie wstrzyknęła coś pod skórę. Amalen włożył mu pod głowę zwinięty pled.

- Teraz musi odpocząć – powiedział, po chwili dodał – nigdy nie wdziałem żywej mararaki, nie przypuszczałem, że jest tak olbrzymia. Słyszałem o pułapkach zastawianych przez te zwierzęta, teraz doświadczyłem tego na własnej skórze. To było straszne i fascynujące jednocześnie

- Ja też po raz pierwszy spotkałam mararakę. Egon chyba kiedyś już miał z nią do czynienia. Są bardzo rzadkie i trudno się na nie natknąć.

- Więc mieliśmy wielkiego pecha – wtrąciła Lana.

- No cóż, splot wydarzeń w ostatnim czasie nie był dla nas korzystny.

„Splot wydarzeń” okazał się bardziej niekorzystny niż im się wydawało. Zdążyli tylko ułożyć nieprzytomnego towarzysza gdy z ciemności zaczęły wyłaniać się jakieś ludzkie postacie. Było ich niezmiernie dużo i nim zdążyli się zorientować zostali otoczeni przez kordon zarośniętych mężczyzn odzianych w skórzane płaszcze. W słabym świetle mogli dostrzec wycelowane w siebie włócznie i kilka długich strzelb, elektronicznej broni starego typu. Była to broń mało wydajna w porównaniu z szybkostrzelnymi pistoletami jakimi dysponowali Alatydzi, cóż z tego gdy przewaga liczebna nie dawała żadnych szans obrony. Jakakolwiek próba podjęcia walki była w tej sytuacji bezsensowna, stali więc wpatrując się w nieprzyjazne twarze i czekając na rozwój wypadków.

-Myślałam, że wykorzystaliśmy cały dzisiejszy przydział niekorzystnych wydarzeń – jęknęła Lana cicho.

Po chwili z szeregu wysunął się postawny mężczyzna i podszedł do stojącej w kręgu trójki przyjaciół. Przez jakiś czas przyglądał się im uważnie po czym rzekł ochrypłym głosem:

- Jesteście Alatydami.

Mówił w języku Alatydów chociaż z wyraźnie obcym akcentem.

- Tak – przytaknęła Hiada – rozbił się nasz statek i wpadliśmy w pułapkę mararaki, nasz przyjaciel został porażony jej jadem i jest nieprzytomny.

- Wkroczyliście na teren rodu Bastinów, od tej chwili wy i cały wasz dobytek należy do jego członków. Przejmujemy wszystko.

Tego tylko brakowało, Lana poczuła uścisk w gardle, znaleźli się w rękach jednego z tych plemion, którym ją straszyli i zapewne nic dobrego z tego nie wyniknie.

- Z tego co wiem to ziemie niczyje a my nie mamy złych zamiarów, znaleźliśmy się tu przypadkiem – próbowała pertraktować Hiada – dogadajmy się, weźcie wszystkie cenne przedmioty a nas puśćcie wolno. Odejdziemy jak najszybciej i zabierzemy naszego przyjaciela.

Mężczyzna wykrzywił twarz, widać było, że odpowiedź go rozjuszyła, zwłaszcza jej pierwsza część podważająca prawo Bastinów do dysponowania tymi terenami. Chwilę przyglądał się kobiecie po czym chwycił ją obydwoma rękami za ramiona i zaczął mocno potrząsać. Amalen i Lana niemal równocześnie rzucili się na pomoc, niepotrzebnie, oboje otrzymali potężne uderzenia drewnianymi palkami w plecy i osunęli się na ziemię tracąc przytomność. Napastnik potrząsał Hiadą jeszcze chwilę, potem rozluźnił palce i odepchnął.

- Masz głupich przyjaciół – powiedział do z trudem łapiącej oddech kobiety - ja tutaj wydaję rozkazy, powinni to zrozumieć.. Nikt nie będzie kwestionował naszego prawa do tych terenów. Brać ich.

Dwóch ludzi chwyciło Hiadę i wepchnęło do dziwnego jednogąsienicowego pojazdu zabierając jej przedtem pas podróżny z całym ekwipunkiem. Tutaj też wrzucili ciągle nieprzytomnych jej towarzyszy odzierając ich ze wszystkiego co mieli przy sobie. Zaryglowali ze szczękiem drzwi i zaczęli plądrować wrak. Ponieważ wisiał tuż nad osuwiskiem musieli najpierw odciągnąć go na bezpieczny grunt. Było ich wystarczająco dużo by zrobić to szybko, potem rozebrali go na części i załadowali na drugi pojazd, podobny do tego na którym umieścili ludzi. Gdy zabrali wszystko co przedstawiało jakąś wartość pojazdy powoli ruszyły ku dzikim bagnom. Jeńcy znajdowali się na dole pojazdu w luku bagażowym oddzieleni od innych. Byli dokładnie zamknięci, o wydostaniu się nie mogło być mowy. Hiada z trudem poukładała nieprzytomnych przyjaciół tak by nie leżeli jeden na drugim i próbowała ich ocucić. Pierwszy ocknął się Amalen, a zaraz po nim Lana. Egon zatruty jadem mararaki ciągle miał gorączkę i pozostawał nieprzytomny.

- Co to było? - spytała Lana próbując uświadomić sobie co się stało. Chciała podnieść się, silny ból w plecach i karku uniemożliwiał jej wykonanie jakiegokolwiek ruchu.

- Nie ruszaj się – szepnęła Hiada – wiozą nas do swojej siedziby gdzieś na mokradłach. Schwytali nas Bastinowie, jedno z większych bagiennych plemion i bardziej cywilizowanych.

- Bardziej cywilizowanych? - jęknęła gdy już przypomniała sobie co wydarzyło się przed chwilą – cywilizacją nazywasz to jak nas potraktowali?

- Inni rozłupali by nam głowy i odarli nawet z ubrania. Rzuciliśmy się na nich więc potraktowali nas jak napastników – również szeptem powiedział Amalen rozcierając obolały kark – tym razem mieliśmy dużo szczęścia.

- Tak to prawda. Nie zabili nas więc zechcą nas prawdopodobnie wymienić.

- Ktoś nas wykupi? - spytała Lana sprawdzając czy ma swój pas podróżny, nie miała - zabrali mi wszystko – dodała – czy wasz też tak obłupili?

- Nie oszczędzili nikogo, zabrali całą broń i niestety pieczęć. O ucieczce możemy zapomnieć, zwłaszcza teraz gdy Egon jest nieprzytomny. Za kilkanaście godzin na miejsce katastrofy przybędzie najprawdopodobniej statek ratowniczy, zorientują się co się stało i powiadomią FERĘ. Miejmy nadzieję, że uda się im nas zlokalizować i zaproponować wymianę. Może sami Bastinowie odezwą się do kogoś z FERY i zażądają okupu. Wiedzą, że jesteśmy Alatydami.

- Ile jesteśmy warci?

- Trudno powiedzieć, nie my będziemy określać warunki przynajmniej nie teraz. Na razie pozostaje nam czekać i obserwować bieg wydarzeń by w odpowiednim momencie odpowiednio je wykorzystać.

Wozy toczyły się przez bardzo długo zanim dotarły do osady Bastinów. Luk bagażowy nie posiadał okien, nie można więc było dostrzec drogi a jazda w niewygodnej pozycji nie należała do przyjemnych więc gdy pojazd się zatrzymał Lana odetchnęła z ulgą, niestety tylko na chwilę. Drzwi luku otworzyły się ze szczękiem i dwóch Bastinów wywlekło ich z wozu i rzuciło o ziemię. Dowódca oddziału trącił nogą dziewczynę i zawołał:

- Wstawać i marsz do zagrody.

Wstali i podnieśli Egona, który na szczęście zaczął odzyskiwać przytomność i mógł stanąć na nogi wspierając się na ramionach Hiady i Amalena. Lana ciągnęła się z tyłu rozglądając się wokoło. Robiło się już widno więc mogła przyjrzeć się miejscu, w którym się znaleźli. Był to rozległy teren porośnięty bujną roślinnością. Pośród drzew znajdowały się niskie drewniane zabudowania łączące się ze sobą wiatami. Było cicho i pusto, nigdzie żadnych oznak życia. W pewnej chwili jeden z eskortujących ich Bastinów pchnął ją mocno, i niemal upadła na ziemię. 

- Szybciej! – zawołał złowrogo.

- Pośpiesz się bo cię zabiją – szepnęła Hiada – nie możemy ci teraz pomóc.

- Widzę - odpowiedziała również szeptem z trudem utrzymując równowagę – w porządku poradzę sobie.

Szli jeszcze jakiś czas przez osadę nie spotykając nikogo. W końcu znaleźli się przed okratowanymi drzwiami wykopanego w skale bunkra.

„Chyba nas tu zamkną” - pomyślała ze zgrozą i nie myliła się. Wepchnięto ich do wnętrza skalnej jamy a drzwi zaryglowano. Pomieszczenie było obszerne, ciemne i zupełnie puste. Przez wąskie, najwyżej kilkucentymetrowe, szczeliny w ścianach sączyło się nieco światła, tylko tyle by można było rozróżnić twarze. Egon odzyskał już świadomość, ponieważ był jeszcze osłabiony posadzono go na ziemi. innego miejsca do siedzenia nie było. Pamiętał tylko wydarzenia do spotkania z mararaką więc spytał:

- Co się stało?

Amalen zdał dokładną relację po czym dodał:

- Daliśmy się zaskoczyć.

- To niczyja wina – rzekł Egon spokojnie – teraz musimy pomyśleć o jakimś wyjściu z sytuacji.

- Przez szczeliny w ścianach chyba się nie przeciśniemy– mruknęła Lana z wyraźna dozą ironii.

-Jak widzę poczucie humoru, cię nie opuszcza. To dobrze, wkrótce może ci go zabraknąć. Jeśli nie znajdziemy jakiejś drogi uwolnienia.

- Hiada mówiła, że ktoś z Fery nas wykupi...

- To jedna z opcji, bardzo odległa w czasie i niekoniecznie możliwa, zawsze trzeba mieć alternatywę. Czy ktoś widział gdzie zgromadzono złupione przedmioty?

- Ten drugi wóz ze wszystkimi naszymi rzeczami nie zatrzymał się tylko pojechał dalej, niestety nie widziałam dokąd – powiedziała Hiada.

- Ja widziałam zanim ten typ mnie zaatakował – już bez sarkazmu odezwała się Lena – skręcił w prawo i pojechał w kierunku największego zabudowania.

- Pewnie to siedziba głowy rodu. Tam zapewne podzielą wszystko co złupili, nas też tam zaprowadzą jako część zdobyczy. Gdy już tam będziemy rozglądajcie się za moim tamaranem i moim pasem podróżnym, wszystkie inne zabrane przedmioty są mniej istotne. Teraz nic nie jesteśmy w stanie zrobić a ponieważ wszyscy jesteśmy zmęczenia, postarajcie się zasnąć chociaż na chwilę by odzyskać siły. Na pewno będą nam potrzebne.

Rzeczywiście wszyscy byli bardzo zmęczeni, kolejna nieprzespana i męcząca noc dała się we znaki każdemu, toteż słowa Egona przyjęto z zadowoleniem. Nawet Lana nie marudziła tylko skuliła się na twardym podłożu i zapadła w półsen pozwalający na odprężenie i odpoczynek. Pozostali również pogrążyli się we śnie. Tylko Egon czuwał. Jego sprawny umysł analizował każdy możliwy aspekt sytuacji starając się znaleźć jak najkorzystniejsze rozwiązanie. Wyznawał zasadę: nie ma sytuacji bez wyjścia tylko niektórym brakuje pomysłu jak je znaleźć. Póki człowiek żyje wszystko może się zdarzyć i trzeba umieć wykorzystać każdą okazję by skierować bieg wydarzeń na korzystne dla siebie tory. Dlatego w myślach opracowywał różne strategie tak by żadna ewentualność nie była dla niego zaskoczeniem.

 

Rozdział XIV

 

Było już południe kiedy dwóch uzbrojonych Bastinów wyprowadziło ich z bunkra i nakazało marsz ku najbardziej okazałej budowli. Szli tą samą drogą, którą ich tu przywieziono, z tą różnicą, że uśpiona o świcie wioska teraz tętniła życiem. Wokół zabudowań kręcili się ludzie przyglądający się im z zainteresowaniem. Wprowadzono ich na rozległy plac otoczony przez kordon mężczyzn i kobiet, pośród których łatwo można było dostrzec żołnierzy. Wyróżniali się hełmami na głowach i uzbrojeniem, każdy posiadał włócznię i maczetę a niektórzy mieli przewieszone przez ramie strzelby, tego samego typu stare strzelby jakimi dysponowali ludzie, którzy ich pojmali.

Przed budynkiem stał drewniany tron z bogato rzeźbionymi oparciami i baldachimem a u jego podnóżka zgromadzono cały sprzęt zrabowany jeńcom. Ustawiono ich naprzeciw tronu w pewnej odległości od leżących na ziemi przedmiotów i nakazano czekać na przybycie Winorii - królowej i głowy plemienia. Oczekiwanie nie trwało długo. Wkrótce na plac weszła ubrana w długą i bardzo obszerną szatę kobieta, zapewne owa królowa. Na głowie miała prostą koronę ze złota, bardziej przypominającą opaskę niż diadem władcy. Gdy zsiadła na tronie dookoła niej stanęło trzech żołnierzy stanowiących zapewne bezpośrednią ochronę władczyni. Kobieta przez chwilę przyglądała się uważnie Egonowi, on też zmierzył ją wzrokiem, wyglądało tak, jakby oboje starali się sobie przypomnieć gdzie się już spotkali. Nie odezwali się jednak do siebie, kobieta spytała stojącego przed tronem mężczyzny:

- Czy to są owi Alatydzi, którzy wdarli się na kontrolowany przez nas teren?

Mówiła w innym niż Alatydzi język,u ale dostępnym w oprogramowaniu elektronicznych tłumaczy, nie mieli więc problemów ze zrozumieniem.

- Tak pani – odpowiedział mężczyzna – przejęliśmy ich zgodnie z naszym odwiecznym prawem i od tej pory pozostają do twojej dyspozycji jak również wszystkie przedmioty, które przy nich znaleźliśmy. Podziel je sprawiedliwie między starszych rodzin, tak jak to mamy we zwyczaju i jak to przez lata robili nasi przodkowie.

Na plac przed tron wystąpiło kilkoro ludzi w podeszłym wieku, byli wśród nich zarówno mężczyźni jak i kobiety. Ustawili się w półokręgu w znacznej odległości od siebie, widać było, że każdy ma wyznaczone miejsce i zajmuje je zgodnie z panującymi w plemieniu zasadami. Następnie kolejno zaczęli przedstawiać zasługi reprezentowanej przez siebie rodziny. Rodzinę, jak wynikało z ich słów, stanowiły tu dość liczne grupy ludzi zajmujące domy w pobliżu siebie i wykonujące te same prace na rzecz społeczności. Członkowie jednej rodziny nie musieli być ze sobą spokrewnieni, mieli natomiast obowiązek dbać o wspólne interesy grupy i popierać się wzajemnie. Można było ich odróżnić gdyż nosili podobne stroje, z charakterystycznymi znakami rodowymi na płaszczach i bransoletach, noszonych zarówno przez kobiety jak i mężczyzn. Na czele rodziny stał najstarszy jej członek, niezależnie od płci i to on reprezentował ją na wszelkich zgromadzeniach.

Po wysłuchaniu wszystkich argumentów, przywódczyni plemienia przystąpiła do rozdzielania zgromadzonego sprzętu nie zwracając na razie uwagi na ludzi. Lana poczuła się upokorzona i upodlona, chciało jej się krzyczeć, wstrzymywała się od łez gdyż to upokorzyło by ją jeszcze bardziej. Zerknęła na Egona i pozostałych, stali z podniesionymi głowami uważnie obserwując dokąd trafiają ich przedmioty. To dodało jej otuchy i również zaczęła przyglądać się podziałowi łupów.

Władczyni rozdzielała przedmioty powoli, majestatycznie, dokładnie wyjaśniając powody swojej decyzji. Nietrudno było się zorientować, że musi liczyć się z opinią starszych rodu. Gdy wszystko zostało rozdysponowane rzekła stanowczo:

- Jeńcy pozostaną moją własnością, podejrzewam, że są dużo warci, wymienimy ich więc za godziwą zapłatę a zyski podzielimy między rodziny. Do tego czasu będą przebywać w moim rewirze.

Decyzja władczyni nie spodobała się poddanym. Przez tłum przeszedł szmer niezadowolenia, starsi rodzin zaczęli przekrzykiwać się wzajemnie udowodniając, że to im należą się jeńcy i oni chcą prowadzić wymianę. Najgłośniej krzyczał jeden ze starców, reprezentujący jak się okazało rodzinę budowniczych dróg, których zadaniem było wytyczanie bezpiecznych tras na mokradłach i odpowiednie ich oznakowanie. Dowodził, że to jego rodzina umożliwia bezpieczną egzystencję całej społeczności i nie można jej pozbawiać prawa decydowania o jeńcach.

Zaczynało robić się niebezpiecznie a żołnierze z trudem powstrzymywali napierający tłum. Lena skuliła się ze strachu, Egon trochę niespokojnie śledził gdzie znajduje jego tamaran gotowy w każdej chwili do skoku, wówczas stało się coś co wprawiło dziewczynę w osłupienie i jeszcze bardziej przestraszyło. Władczyni wstała z tronu a z jej wyciągniętych do przodu rąk zaczęły lecieć w kierunku przekrzykujących się starszych rodzin ogniste kule a po chwili każde z nich zostało otoczone pierścieniem ognia. Okrzyk przerażenia wyrwał się ze wszystkich piersi a władczyni zawołała:

- Milczeć! Zapominacie, że to ja mam moc ognia a pogłoski o tym, że straciłam ją są jak widzicie przedwczesne. Podzieliłam wszystko sprawiedliwie, zgodnie z potrzebami ludu, podobnie uczynię z otrzymaną za jeńców zapłatą. Tylko ja mogę otrzymać za nich godziwą cenę. Teraz nikt nie będzie przeciwstawiał się mojej decyzji. Posiedzenie skończone, odprowadzić jeńców do mojego rewiru.

Wstała i zaczęła się oddalać wraz z kilkoma żołnierzami. Zgromadzony na placu tłum patrzył z przerażeniem na otoczonych ognistymi językami starców nie mniej przerażonych od innych. W pewnej chwili kobieta zatrzymała się i odwróciła wyciągając obie ręce w kierunku płonących kręgów, te niemal natychmiast zgasły.

Lana nigdy nie wierzyła w czary do tej chwili, tego co zobaczyła nie umiała inaczej nazwać.

- Co to było – spytała szeptem Egona nie ukrywając strachu.

- Nie bój się, to nie to co myślisz, później ci wyjaśnię – odpowiedział również szeptem.

Tymczasem tłum zaczął gromadzić się wokół uwolnionych starszych reprezentantów rodzin oczekując jak największej ilości zdobyczy. Ludzie licytowali się komu należy się więcej, Zapanował chaos i żołnierze eskortujący jeńców z trudem przedzierali się między hałasującymi i stale popychającymi się ludźmi. W pewnej chwili Egon potknął się i upadł. Przyjaciele natychmiast pośpieszyli z pomocą a jeden z żołnierzy kopnął go w bok nakazując wstać. Mężczyzna z wyraźnym trudem podnosił się z ziemi, gdy już wstał trochę kulał.

- Nic ci nie jest? - spytała z niepokojem Hiada

- Jeszcze nie doszedłem do siebie po ukąszeniu mararaki – odpowiedział głośno, tak by być zrozumianym przez żołnierzy.

Minęli wreszcie tłum i znaleźli się w rewirze władczyni. Tym razem zamknięto ich w niskim, dość obszernym pomieszczeniu, w którym był nawet stół i drewniane stołki. Misa z plackami i dzban z wodą wskazywały, że nie zamierzają ich głodzić. Gdy strażnicy opuścili celę Egon przestał kuleć i odzyskał dawny wigor.

- Jak się czujesz? - spytała Hiada – nieźle nas wystraszyłeś.

- Bez obaw – powiedział Egon – upadek był zamierzony. Zauważyłem, że nikt nie poznał się na moim urządzeniu wielofunkcyjnym i odrzucono je w trakcie dzielenia łupów. Skorzystałem z okazji i oto ono – dodał wysuwając nieco z ukrytej w rękawie długiej kieszeni odzyskany przedmiot.

- Jak to zrobiłeś? – zawołała cicho Lana – jesteś niesamowity.

- Chyba pierwszy raz od czasu pobytu u Kalhana mówisz o mnie z uznaniem. To nie było trudne, gdy zobaczyłem jak poniewiera się na ziemi upadłem na nie i wsunąłem do przeznaczonego do tego celu tunelu w rękawie. Rzuciliście się mi na pomoc, czego oczekiwałem i tym samym zasłoniliście mnie przed wzrokiem żołnierzy. Użycie go na razie jest wykluczone. Jesteśmy na bagnach i nie znamy tajnych dróg między trzęsawiskami. Poza tym musimy odzyskać pieczęć. Mój pas podróżny, trafił do rodziny reprezentowanej przez jedną z kobiet. Jak się zorientowałem, to rodzina zajmująca się budowaniem domostw i zdobywaniem narzędzi i materiałów niezbędnych do tego celu. Pieczęć nie przyda im się do pracy a na pistoletach pewnie też się nie poznają, używają, jak zapewne zauważyliście broni starego typu. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że zechcą gdzieś wymienić pieczęć i inne przedmioty, zapewne w Manitii lub w Cyntii. Nie znają prawdziwej wartości ani pieczęci ani nowoczesnej broni, w Manitii ktoś może się na tym poznać. Musimy koniecznie odzyskać pistolety i przede wszystkim pieczęć.

- Jesteśmy w niewoli, na bagnach, w każdej chwili grozi nam śmierć a ty myślisz o tym kawałku żelastwa zamiast o wydostaniu się stąd? - Lena była wyraźne poirytowana.

- Zapewniam cię, jedno drugiemu nie przeszkadza. Odzyskanie pieczęci bez opuszczenia tego miejsca nie miałoby raczej sensu. Myślę – dodał po chwili - Iż grupa ratownicza dotarła już na miejsce naszej katastrofy.

- Powinni już dotrzeć – odezwał się milczący dotąd Amalen – Bastinowie zabierali wszystko co się dało wymontować, ale wrak był zbyt ciężki więc go zostawili. Zanim dostałem w głowę udało mi się napisać na piasku krótką informację o tym co się wydarzyło. Powinni ją znaleźć i zrozumieć chociaż nie miałem zbyt wiele czasu i pisałem skrótami.

- Dobrze, będą wiedzieli gdzie jesteśmy, chociaż dotarcie tu nie będzie łatwe. Załoga ratownicza to tylko cztery osoby, więc o odbiciu nas siłą nie ma mowy. Zresztą to nie w naszym stylu. Nigdy nie walczymy dopóki jest możliwość negocjacji. Na wyposażeniu statku jest terenowy pojazd kroczący wyposażony w echosondę umożliwiającą poruszanie się po nieznanym terenie jednak tu bagna są wyjątkowo zdradliwe i raczej nie zbliżą się nim na tyle do wioski by wysłać sygnał informujący o gotowości do rozmów. Będą musieli udać się pieszo, to może być trudne, w dodatku czasochłonne. Wydaje mi się... właściwie jestem tego pewien, spotkałem już władczynię, ona chyba też mnie poznała – rzekł po chwili zastanowienia zmieniając temat.

- Co to było za spotkanie? - spytała Hiada – chyba nie miałeś z nią zatargów?

- Pamiętasz, dwa lata temu byłem bez zezwolenia Zariata w Manitii z tajną misją przygotowawczą, ona wówczas też tam była, sama bez żołnierzy. Nie wiem co wtedy robiła, wyglądała trochę inaczej i wpadła w tarapaty. Pomogłem jej obronić się przed napastnikami i uciec. Powiedziała mi wtedy, że nazywa się Bastiria, tutaj mówią o niej Winoria. To musi być ta sama osoba.

- Ma u ciebie dług....

- Tutejsze ludy nie lubią mieć długów, spłacają je po swojemu, nie liczyłbym na jakieś względy.

- Widziałam jak ruchem ręki wznieca płomienie i więzi ludzi w pierścieniach ognia – wtrąciła Lana niepewnie – wyglądało to na czary, czy wtedy też używała swojej czarodziejskiej mocy?

- Czary nie istnieją – roześmiał się Egon – ona nie ma żadnej magicznej siły, więc nie mogła jej używać.

- Przecież widziałam co zrobiła. Zwykły człowiek nie umiałby tego dokonać.

- To nie czary, to iluzja. W odpowiednio przygotowanych warunkach można pokazywać ludziom bardziej niesamowite rzeczy. Musi mieć pomocnika, widziałem ją bez tej niby czarodziejskiej moc, ona o tym wie.

- Ci ludzie naprawdę boją się jej czarów.

- Właśnie, czary dotykają tych, którzy się ich boją, właśnie dlatego, że się boją. To nie czary, to strach trzyma ich w ryzach. Chyba za chwilę przekonamy się jakie zamiary ma wobec nas Winoria czy może Bastiria.

Rzeczywiście drzwi do celi otworzyły się i dwóch żołnierzy wyprowadziło ich na niewielki dziedziniec otoczony drewnianymi budynkami, znajdujący się na tyłach placu zgromadzeń. Stąd przez kolejne drzwi weszli do wyłożonej miękkimi tkaninami sali. Na drewnianym krześle, również przykrytym kolorową tkaniną siedziała władczyni, tym razem bez diademu w krótkiej tunice i wąskich spodniach. Po obu stronach tronu stały wielkie misy ze złota, w których płonął ogień. Podprowadzona ich blisko tronu więc mogli przyjrzeć się jej dokładniej. Była to około czterdziestoletnia kobieta o bladej trochę zmęczonej twarzy i ogromnych oczach. Włosy miała zebrane kilkoma metalowymi obręczami w swobodnie opadający na plecy ogon, podobne, ale znacznie większe obręcze zdobiły jej nadgarstki i kostki u nóg.

- Zostawcie nas samych – powiedziała do żołnierzy – nie uciekną stąd, w razie czego poradzę sobie z nimi.

Gdy żołnierze opuścili salę wstała i podeszła do Egona.

- Ty jesteś Egon – powiedziała patrząc mu prosto w oczy – poznaliśmy się w Manitii w niezbyt komfortowych dla mnie okolicznościach.

- Pamiętam, chociaż wówczas nie nosiłaś korony i chyba nazywałaś się inaczej. Wolisz imię Winoria czy Bastiria?

- Teraz jestem Winorią, władczynią ognia – mówiąc to kobieta uniosła obie ręce do góry a ogień w obu misach wystrzelił ku górze jasnym płomieniem. Gdy je opuściła, przygasł i zaczął płonąć spokojnym płomieniem.

- Wtedy w Manitii – ciągnęła - byłam wygnańcem. Mój kuzyn pozbawił mnie magicznej mocy i zdobył moje królestwo. Ukrywałam się jako Bastiria, teraz odzyskałam swoje dziedzictwo i panowanie nad ogniem.

Wyciągnęła jedną rękę do przodu a na dłoni pojawiła się kula ognia. Przez chwilę obracała ją w dłoni po czym przerzuciła do drugiej ręki. Przez kilka minut kula ognia wędrowała między dłońmi by na koniec rozbłysnąć jasnym płomieniem i zgasnąć. Lena patrzyła na ogniowy spektakl z podziwem i lękiem, na Egonie nie zrobiło to większego wrażenia.

- Chylę czoła przed twoją mocą – powiedział z udawanym uznaniem – ufam, że potraktujesz nas uczciwie i pozwolisz odejść za rozsądną cenę.

- Kim są twoi towarzysze?

- To przyjaciele, wracamy z Manitii z pogrzebu ojca Lany. W drodze powrotnej napadli nas rabusie i uszkodzili nasz dżejt, musieliśmy lądować awaryjnie.

- Na mojej ziemi.

Egon nie odpowiedział. Uzasadnianie, że ziemia ta jest właściwie niczyja a ich uprowadzenie było aktem bezprawia, niczego by nie zmieniło, mogłoby tylko zdenerwować władczynię. Kobieta tymczasem podeszła do Lany i zmierzyła ja od stóp do głów chłodnym spojrzeniem.

- Jesteś Manitką? Dlaczego wracasz do Alatydy?

- Mój ojciec był Alatydą, umarł w Manitii i tam został pochowany, teraz wracam do domu – odpowiedziała niepewnie zerkając na Egona. Nie wiedziała ile prawdy o sobie może powiedzieć.

- Ojcem Lany był Hiaron przyjaciel wodza Manitów, pamiętasz zapewne wielką wojnę w Alatydzie. Od jej zakończenia mieszkał w Manitii, córka wcześniej go nie znała on też nie wiedział o jej istnieniu. Wojna rozdzieliła rodziców Lany na zawsze, zanim się urodziła. Dopiero po śmierci matki mogła przyjechać do Manitii by poznać swojego ojca, niestety Hiaron umarł zaraz po jej przybyciu i zdążyła porozmawiać z nim tylko przez chwilę.

- Słyszeliśmy o bratobójczej wojnie sprzed lat. Cóż, życie jest brutalne nie tylko w Alatydzie czy w Manitii, jednym pozwala egzystować w spokoju przez wiele lat, innych rzuca na pastwę złowrogich zdarzeń i nie daje ani chwili wytchnienia.

- Oboje doskonale wiemy jak trudno zachować pokój, wiemy też, że wspólnie można wiele zmienić jeżeli tylko będziemy wobec siebie uczciwi i staniemy po tej samej stronie.

- Oboje o tym wiemy – powtórzyła jak echo - także to jak trudno znaleźć kogoś komu można zaufać. Władcy nie ufają nikomu, rozsądni ludzie też.

- Komuś trzeba w końcu zaufać...

- Ile jesteście warci? - spytała kierując rozmowę na inne tory – Wiem, że jestem ci winna przysługę, oczywiście tylko tobie. Poza tym mam zobowiązania wobec poddanych, więc nie mogę was puścić wolno bez zapłaty. Czy jest ktoś, kto zapłaci za was godziwą cenę?

- Nasi przyjaciele z FERY na pewno nas wykupią.

- Więc zaczniemy negocjacje. Chociaż nie mamy swojego przedstawicielstwa w waszym Centrum, mamy przyjaciół w Cyntii i Manitii, którzy pomogą nam przedstawić warunki. Zdajecie sobie sprawę, z powagi sytuacji. Negocjacje mogą trochę porwać i do czasu uzgodnienia transakcji pozostaniecie pod moją opieką. Liczę na to, że nie będziecie robić głupstw i próbować uciekać.

-Twoja propozycja jest satysfakcjonująca dla nas.

Władczyni bacznie przyglądała się jeńcom jakby chcąc odgadnąć ich zamiary. Lana kręciła się i rzucała niespokojne spojrzenia na Egona. Nietrudno było się zorientować kto w tym zespole podejmuje decyzje. On i pozostali stali spokojnie patrząc Winorii w oczy.

Wreszcie gdy cisza stała się zbyt męcząca Winoria odwróciła odwróciła wzrok i zawołała swoją straż. Dwóch żołnierzy zjawiło się natychmiast na wezwanie.

- Odprowadzić więźniów.

Zanim wyszli zwróciła się do Egona:

-Nie pozwoliłam was rozdzielić jak zauważyłeś, potraktuj to jako spłatę zobowiązania. Gdybym zgodziła się, jak ode mnie oczekiwano, by pertraktacje prowadziły poszczególne rodziny trwałoby to znacznie dłużej i traktowano by was gorzej, chyba o tym wiesz.

- Tak pani – Egon skłonił się nisko, za nim uczynili tak pozostali – jesteśmy wdzięczni za okazaną życzliwość.

Rozmowa była skończona. Po chwili znaleźli się w swojej celi mrocznej i wilgotnej. W rogu pomieszczenia w szklanym kloszu płonął ocień rozjaśniający ciemności, mogli więc zobaczyć cztery nędzne posłania, jakie przyniesiono tu w czasie ich nieobecności .

- Trochę lepiej niż w tamtym bunkrze – cicho odezwała się Lana – jak długo ta czarownica będzie nas tu trzymać?

- To nie czarownica tylko kobieta z trudem walcząca o swoją pozycję w plemieniu, widziałaś jak ciężko jej utrzymać porządek wśród ludzi i do jakich metod musi się uciekać – równie cicho odpowiedziała Hiada.

- Musicie przyznać, ten jej pokaz był niesamowity – wtrącił Amalen – jestem żołnierzem i nie znam się ani na czarach ani na iluzji, przyznaję, to było fascynujące.

- Raczej niepokojące – Lana nie była zbyt entuzjastycznie nastawiona do zabawy ogniem jaką zobaczyła – nie wiemy do czego ona jest zdolna. Sfrustrowany człowiek nie cofnie się przed niczym

- Tu muszę przyznać ci rację – odezwał się Egon – Jako królowa jest w stanie poświęcić wiele, trudno powiedzieć jak wiele, ale na pewno dużo by utrzymać się przy władzy. Słyszeliście, raz już ją przecież straciła. Słyszeliście też - nie możemy liczyć na żadne względy nie wypuści nas bez okupu.

- Jeżeli brygada ratunkowa nie znajdzie nas szybciej, czekanie zanim Bastinowie nawiążą kontakt z kimś w Centrum może potrwać kilka dni – dodała Hiada – może wymyślimy coś innego.

- Na razie musimy rozeznać się w sytuacji, mamy za mało wiedzy o tym miejscu. Przyjrzałem się trochę okolicy i zauważyłem wiele słabych punktów ich obrony. Chyba zbytnio liczą na niedostępność terenu jako główną strategię obronną. To może być dla nas szansa.

- Masz jakiś plan?

- Jeszcze nie, ale pracuję nad tym.

Ogień w szklanym kloszu przygasł i zrobiło się ciemniej. Przez otwory w ścianach sączyła się blada poświata księżyców dość wysoko stojących na niebie, większy dosięgał już zenitu, drugi mniejszy świecił słabiej i nieco bliżej horyzontu. Oba zbliżały się do pełni co sprawiało, że noce w tym okresie były pogodne i w miarę jasne.

Nad ranem Lanie zdawało się, że ktoś otwiera drzwi i wchodzi do ich celi. Dobiegające dźwięki były bardzo ciche a miejsce tajemnicze, nie była pewna czy nie są tylko złudzeniem i nie zamierzała tego sprawdzać. Nakryła głowę pledem i starała się zapomnieć o niebezpieczeństwie i niepewności jutra. Nie było to łatwe gdyż tak zwyczajnie, po prostu się bała. O siebie, o przyjaciół, z którymi dzieliła niebezpieczeństwo, o swoje i ich życie Odkąd znaleźli się w Manitii stale towarzyszyło im poczucie zagrożenia i śmierć zbierająca wokół nich krwawe żniwo. Na razie tylko wokół nich. Oni, jak dotąd, wychodzili cało z opresji i trudno było nie zauważyć, dlaczego tak się dzieje, To dzięki niebywałej odwadze i umiejętnościom Egona unikali śmierci. Jego obecność dodawała jej otuchy, mimo to czuła się bezradna i zagubiona w tym obcym, jak się okazało wrogim świecie, pełnym pułapek i niebezpieczeństw. Do tej pory wszyscy byli cali i mieli nadzieję na odzyskanie wolności... no właśnie – do tej pory.

 

Rozdział XV

 

Tutejsze słońce dopiero wyłaniało się znad horyzontu i dopiero zaczynało rozświetlać niebo gdy w wiosce rozległo się potężne bębnienie oraz ryk trąb.

- Co się dzieje? – spytał Amalen – przypomina to jakiś sygnał bojowy lub alarm na trwogę.

- Obyś się mylił – rzekła Hiada. – Cokolwiek by to nie było zapewne się wkrótce przekonamy.

Nie miała racji, na wyjaśnienie porannego alarmu przyszło im trochę poczekać. Czas dłużył się niemiłosiernie - jak zwykle w takich sytuacjach. Lana zdążyła zajrzeć we wszystkie katy, wyjrzeć przez okienną szparę i nieźle się zirytować tym, że nic przez nią nie widać. Dopiero po godzinie kilku uzbrojonych żołnierzy weszło z impetem do celi i stanęło po obu jej stronach.

- Wychodzić – zawołał jeden z żołnierzy wskazując włócznią wyjście – szybciej, szybciej.

Wstali zaniepokojeni ostrym tonem rozkazu. Od czasu umieszczenia ich w rewirze władczyni, żołnierze nie byli tacy obcesowi. Zmiana zachowania żołnierzy zapowiadała zapewne zmianę położenia jeńców i raczej nie na lepsze. Posłusznie ruszyli we wskazanym kierunku, żadne protesty nie miały przecież sensu. Na zewnątrz czekało jeszcze kilkunastu innych żołnierzy, którzy otoczyli ich szczelnym kordonem i w ten sposób prowadzili w kierunku znanego im placu centralnego.

- Coś musiało się wydarzyć – szepnęła Hiada – prowadzą nas jak na egzekucję.

- Tak – mruknął Amalen – nic dobrego to nie zwiastuje.

Przez cały czas Egon milczał jak zaklęty, Lana nie odzywała się również chociaż zachowanie Egona trochę ją dziwiło. Zazwyczaj w trudnych sytuacjach starał się dodać jej otuchy i uspokoić w jakiś sposób, teraz wydawał się nieobecny, jakby błądził myślami gdzieś po krańcach Wszechświata. Poznała go już na tyle dobrze by wiedzieć, że to co robi czy jak się zachowuje zawsze ma jakąś ważną przyczynę i jakiś cel więc wolała nie zadawać pytań. Okoliczności także nie sprzyjały rozmowie, oboje więc milczeli.

Niebawem znaleźli się na placu przed okazałym budynkiem, tak jak poprzednio wypełnionym tłumem ludzi. Tym razem władczyni siedziała już na tronie w swoim diademie i obszernej szacie a przed nią stała jedna ze starszych kobiet, ta która na wczorajszym zebraniu reprezentowała rodzinę budowniczych domostw. Towarzyszyła jej młoda dziewczyna niedbale ubrana, uczesana również niedbale w warkocz luźno spadający na plecy. Miała odsłonięte prawe ramię i pokazywała wszystkim czerwony znak na skórze w kształcie zygzaka, jakby po oparzeniu. Na ten widok Egon szepnął bardzo cicho do przyjaciół:

- Trzymajcie się blisko mnie, może być niebezpiecznie.

Były to jego pierwsze, wypowiedziane tego dnia, słowa i nie brzmiały zbyt optymistycznie. Tymczasem widząc wchodzących jeńców starsza kobieta zawołała donośnym głosem:

- To oni sprowadzili złe moce, które poraziły Tatiarę. Moja córka została przez nie zaatakowana i sparaliżowana. Zanim straciła przytomność wszystko widziała. Jedno z nich wędrowało tej nocy przez mój dom i rozsiewało moc zniszczenia.

- Przecież nic jej nie jest – odezwała się władczyni z niedowierzaniem – poza lekkim śladem, który mógł powstać przy oparzeniu nie widzę nic. Być może Tatiara przewróciła się po ciemku i coś jej się przywidziało. Nie wyczuwam w jeńcach żadnej nadzwyczajnej mocy, to zwykli ludzie, którzy przez straże nie mogli przejść niepostrzeżenie.

- Moja córka nie kłamie – krzyczała coraz głośniej kobieta rozjuszona słowami Winorii – była sparaliżowana przez kilka godzin i dopiero nad ranem znalazłam ją ledwie żywą. Gdy się ocknęła powiedziała mi co się stało. Żądam unicestwienia zła. Niech pochłonie ich wszystkich północne bagno tak by ślad po nim zaginął.

- Zapominasz Katario, że to ja tutaj podejmuję decyzję i nie pozwolę skazać kogokolwiek bez dowodów a tych mi nie przedstawiono. Tatiara nawet nie wie kogo z nich widziała, jaką więc mamy pewność, że w ogóle kogokolwiek widziała? Nie możemy też stosować odpowiedzialności zbiorowej

Starsza kobieta nazwana przez władczynię Katarią uniosła w górę obie ręce i poczęła wołać ze zgrozą tym razem zwracając się do ludu”

- Szlachetni Bastinowie oto dzieje mi się krzywda, oto zarzuca się mnie, reprezentantce wielkiego rodu, kłamstwo. Szlachetni Bastinowie, nie pozwólcie szargać mojego dobrego imienia.

Przez tłum przebiegł szmer a siedząca na tronie Winoria wstała.

- Nikt nie zarzuca ci kłamstwa – powiedziała spokojnie – chce tylko pewności, że twoja córka się nie myli. Niech Tatiara wskaże którego z jeńców widziała tej nocy.

Dziewczyna popchnięta przez matkę zbliżyła się do jeńców, nie rozpoznając nikogo. Jednakże karcący wzrok starszej kobiety nie pozwolił jej się do tego przyznać.

- To ona – rzekła po chwili namysłu wskazując ręka na Lanę - to ona poraziła mnie i zostawiła ten ślad.

Zdziwienie, strach, niedowierzanie odbiły się na twarzy Lany. Rzucała wokoło niespokojne spojrzenia mrugając powiekami jakby chciała się upewnić czy to wszystko dzieje się naprawdę. Spojrzała na przyjaciół, Hiada i Amalen byli równie zdziwieni jak ona, tylko Egon zachował niezmiennie spokojną twarz. Tłum stawał się coraz bardziej niespokojny, złowrogie pomruki raz po raz przebiegały z jednego końca na drugi. Coraz wyraźniej dało się słyszeć żądanie: „niech pochłonie ją północne bagno”.

- Ja nic nie zrobiłam – szepnęła patrząc z rozpaczą na Egona. Ten chwycił ją za rękę i wepchnął w dłoń jakiś przedmiot.

- Wiem – powiedział ledwie słyszalnym głosem - nie bój się i ukryj broń w rękawie.

Dziewczyna nie śmiała pytać skąd ma broń, po nim mogła się spodziewać wszystkiego, nawet czarów, zaraz też poczuła się trochę pewniej. Tłum napierał coraz bardziej co pozwoliło Egonowi włożyć niepostrzeżenie podobne niewielkie pistolety do rąk Hiady i Amalena.

- Czekajcie na mój znak – szepnął korzystając z zamieszania.

Na twarzy władczyni odbiło się zniecierpliwienie. Wyciągnęła obie ręce przed siebie jakby chcąc okazać swoją moc, ty razem ogień nie zapłonął.

- Cisza! - zawołała donośnym głosem. Coś było nie tak z jej mocą, więc nie powtórzyła próby wzniecenia ognia dała tylko znak żołnierzom by odsunęli ludzi od jeńców. Gdy rozkaz został wykonany dodała:

-To poważna sprawa, by wydać wyrok musimy usłyszeć co ma do powiedzenia oskarżona. Co masz na swoją obronę? - zwróciła się do Lany.

- Ja nic nie zrobiłam – odpowiedziała starając się mówić bardzo spokojnie i pewnie – spałam całą noc w celi i nie wiem co działo się poza nią.

- Kłamie – zawołała młoda Bastinka poszturchiwana przez matkę i w ten sposób mobilizowana do krzyku – to ją widziałam tej nocy.

Na te słowa z szeregu wysunął się nieco Egon i zwracając się bezpośrednio do stojącej przed tronem przywódczyni rodu rzekł donośnym głosem:

- Posłuchajcie mnie wszyscy i ty Winorio, doskonale wiesz, że dziewczyna nie ma żadnej mocy i nie mogła przedostać się przez straże a tym bardziej wędrować przez obóz siejąc zniszczenie. Było ciemno i być może Tatiara widziała w nocy kogoś innego, może nieprzyjaciel z zewnątrz wysłał kogoś na zwiady i szykuje się do ataku. Szlachetni Bastinowie zastanówcie się nad tym czy nie lekceważycie prawdziwego zagrożenia.

Na chwilę zapadła cisza. Trudno było odmówić logiki słowom Egona toteż wszyscy spojrzeli pytająco na władczynię. Ta doskonale zdawała sobie sprawę, że Tatiara nie wie kto ją zaatakował i oskarżyła właśnie Lanę z trudnych do określenia przyczyn. Być może naciskana przez matkę wskazała dziewczynę bo stała najbliżej, może poczuła do niej jakąś antypatię. Sytuacja była zbyt poważna by ją ignorować. Kobieta była przekonana, że jeńcy nie mogli opuścić celi bez wiedzy strażników. Znając tajemnicę swojej magicznej mocy, oni nią nie dysponowali. Słowa Egona były warte zastanowienia toteż po namyśle powiedziała:

- Słyszeliście Bastinowie wypowiedzi obu stron. Zastanów się Tatiaro, czy na pewno to tę dziewczynę widziałaś dzisiejszej nocy.

Wątpliwości wyrażone przez władczynię zdenerwowały jeszcze bardziej starszą kobietę. Oto bardziej niż jej uwierzyła tym obcym. W tym momencie już nie prawda stała się najważniejsza, należało bronić swojej racji, niezależnie od jej słuszności. Szturchnęła więc swoją córkę i powiedziała;

- Nie pozwól Tatiaro by podważano twoje słowa. Należysz do dumnej rodziny budowniczych domostw i jedno twoje słowo jest więcej warte niż tysiące słów jakichś tam przybłęd. Żądam by traktowano nas z szacunkiem, Tatiara już raz powiedziała, kto ją zaatakował i nie zgadzam się na kwestionowanie tej prawdy. Ty Winorio musisz opowiedzieć się po czyjej jesteś stronie. My Bastinowie oczekujemy sprawiedliwości i uznania dla naszych prawd.

Winoria zawahała się. Jako dumna władczyni nie chciała zbytnio ustępować swoim poddanym by nie okazywać słabości, zwłaszcza wówczas gdy nie zgadzała się z ich żądaniami. Z drugiej jednak strony czuła, że jeżeli w tym wypadku opowie się po stronie jeńców może dojść do wewnętrznego konfliktu a tego nie chciała. Ludzie zgromadzeni na placu szeptali między sobą i widać było wyraźny podział na zwolenników i przeciwników Katarii. Zwolenników było więcej. Tylko niektórzy pod wpływem Egona podważali jej słowa. Wojsko teoretycznie gotowe na rozkazy w sytuacji rozłamu mogło również podzielić się i wystąpić przeciwko władcy. Ponadto nie powiodła się próba rozniecenia ognia, co udało jej się ukryć, nie była pewna czy powiedzie się po raz drugi. Mógł to być przypadek, mogło to jednak zwiastować większe problemy. Wolała nie ryzykować, chcąc zyskać na czasie by lepiej rozeznać się w sytuacji, powoli usiadła na tronie i zachowując spokój rzekła:

- Sprawa jest poważna i nie możemy podejmować pochopnych decyzji. Nie podważam niczyich słów, szanuję wszystkie rody i ich prawa. Muszę dokładnie przemyśleć by postapic sprawiedliwie. Ostateczną decyzję podejmę jutro po dokładnym przeanalizowaniu sytuacji i zbadaniu śladów.

Wydawało się, że konflikt został zażegnany, ludzie poczęli kiwać głowami na znak przyzwolenia, szmery stawały się coraz spokojniejsze, nawet Kataria choć niezadowolona z odłożenia w czasie wyroku zamilkła i przystała na takie rozwiązanie. I już władczyni miała dać znak żołnierzom by odprowadzili jeńców do celi gdy nastąpiło coś co zmieniło bieg wydarzeń. Zanim zdążyła wydać rozkaz zgromadzeni na placu ludzie poczęli się rozstępować jakby jakaś niewidzialna siła rozsuwała ich na boki. Przez utworzony w ten sposób tunel na środek weszło kilku ludzi. Byli to młodzi mężczyźni ubrani w skóry i uzbrojeni w dzidy i maczety. Na przedzie szedł wysoki, może trzydziestoletni dryblas w opasce na głowie, takiej samej jaką nosiła Winoria, nieco z tyłu dwóch innych wlokło po ziemi czyjeś zwłoki. Nie zatrzymywani przez nikogo dotarli przed tron i rzucili u jego stóp owego nieszczęśnika, przebitego włócznią i pokrytego zakrzepłą krwią. Nie żył od dłuższego czasu.

Przygnębiający widok wywołał poruszenie wśród zebranych. „Makatan, Makatan” - dało się słyszeć przytłumione szepty. Lana zakryła twarz rękami, nie mogła znieść tego obrazu, który tak bardzo przypomniał jej śmiertelne łoże Hiarona i jego wykrzywioną bólem twarz.

- Znowu trup – jęknęła – i pewnie mnie oskarżą o morderstwo.

Hiada uścisnęła lekko jej dłoń.

- Nie bój się – powiedziała – jesteśmy przygotowani. Wydaje mi się, że także Winoria ma kłopoty.

Rzeczywiście po twarzy siedzącej na tronie kobiety przebiegł grymas bólu, niepokoju i gniewu jednocześnie. Zachowując z trudem spokój wstała i rozejrzała się po placu. Było tu około dwudziestu żołnierzy, którzy powinni wykonywać wszystkie jej rozkazy, tak przynajmniej jej się wydawało, pozostali znajdowali się na obrzeżach osady i mogli tu dotrzeć dopiero za jakiś czas.

- Cóż to kuzynie – rzekła głucho zwracając się do przybysza – w dalszym ciągu trudnisz się rozbojem i podstępnie mordujesz. Chyba nie liczysz na łaskawe przyjęcie Bastinów, którzy zbyt dobrze pamiętają twoje prymitywne rządy.

-Tak mnie witasz kuzynko po tylu latach? - odparł z przekąsem – niebawem przekonamy się czyje rządy wybiorą rozsądni Bastinowie. Nadszedł czas rozliczeń. Ten tutaj to oszust, martwy oszust. Zgładziłem oszusta, będącego na twoich usługach, razem mamiliście biedną ludność swoimi sztuczkami. Nie użyjesz teraz przeciwko mnie swojej mocy? Gdzie się podziało twoje panowanie nad ogniem?

-Z tobą poradzę sobie nie wykorzystując władzy nad ogniem – odpowiedziała z trudem zachowując spokój – jesteś zbyt nikczemny by odwoływać się do tak szlachetnych metod. Moje wojsko poradzi sobie z bandą buntowników.

- Jesteś pewna kuzynko? - spytał zagadkowo po czym zwrócił się do zgromadzonych ludzi:

-Szlachetni Bastinowie przed chwilą byliśmy świadkami niesprawiedliwości i nadużycia władzy przez tę kobietę, która uzurpuje sobie prawo bycia głową rodu. Oto poniżyła publicznie przedstawicielki zasłużonej rodziny nie dając wiary ich słowom i opowiadając się po stronie tych oto obcych.

Przez tłum przeszedł znowu szmer. „Mówi prawdę” - dało się słyszeć przytłumione głosy a Kataria która poczuła się dowartościowana słowami przybysza zaczęła krzyczeć”

- Poniżono nas, to ona nas poniżyła!

Winoria była coraz bardziej niespokojna, cały czas nerwowo rozglądała się po placu próbując rozeznać się w układzie sił. Dwóch żołnierzy stojących przy tronie i stanowiących jej ochronę zadeklarowało posłuszeństwo przynajmniej na razie, oprócz nich na placu znajdowało się kilku innych pilnujących bezpośrednio więźniów i dziesięciu utrzymujących porządek w tłumie. Chociaż początkowo uważała, że również może na nich liczyć słowa kuzyna trochę zachwiały jej zaufanie. Poza tym nie wiedziała co z resztą wojska stacjonującego poza osadą.

- Czemu nie używa swojej mocy? – spytała cicho Lana

- Bo jej nie ma – równie cicho i nie poruszając wargami odpowiedział Egon –nigdy jej nie miała! Ten zabity to prawdopodobnie jej asystent odpowiedzialny za owe fajerwerki. Bądźcie w pogotowiu i czekajcie na mój znak, niedługo rozpęta się piekło.

Tymczasem Makatan ciągnął dalej:

- Spytacie pewnie dlaczego nasza Winoria nie wydała sprawiedliwego wyroku i nie zgodziła się by tę, która sprowadziła złe moce na Tatiarę pochłonęło północne bagno, tak jak to przewiduje nasze prawo? Odpowiem wam, zapewne z tej samej przyczyny, dla której zatrzymała jeńców dla siebie. Winoria sama chce korzystać z okupu jaki można za nich uzyskać. Może jest jeszcze gorzej, może spiskuje z nimi przeciw swojemu ludowi? Nie pozwolę na to by ktokolwiek zagroził mojemu ludowi, przejmujmy jeńców.

- Dość tego - zawołała władczyni widząc, że sytuacja staje się coraz bardziej niekorzystna dla niej – straż, aresztować tego zdrajcę i jego ludzi.

- Spokojnie, na waszym miejscu nie śpieszyłbym się – zawołał Makatan zanim żołnierze zdążyli wykonać jakikolwiek ruch – niech zwycięży rozsądek. Jest tu ze mną dowódca straży, on zrozumiał po czyjej stronie jest prawda. To ciebie kuzynko aresztuję by uwolnić szlachetnych Bastinów od twojej niesprawiedliwości.

Zza pleców przybyłych wyszedł barczysty mężczyzna z włócznią, zapewne dowódca, za nim pojawiło się dwóch innych żołnierzy. Gdy zebrani na placu ludzie rozstąpili się znowu, nieco z tylu można było zauważyć oddział uzbrojonych ludzi. Mężczyzna nazwany dowódcą straży stanął przed Makatanem, skłonił się mu po czym zwrócił do żołnierzy:

- Jestem waszym dowódcą i pragnę dobra nas wszystkich. Oferta jaką przedstawił mi Makatan jest znacznie lepsza od dotychczasowej i przyjąłem ją. Zapewniam, że zachowacie wszystkie dotychczasowe przywileje i otrzymacie dodatkowe. Wszyscy żołnierze stacjonujący na obrzeżach podzielili mój pogląd. Dlatego oczekuję, że i wy tutaj zgromadzeni, powtórzycie za mną - chwała Makatanowi naszemu władcy!

Zapadło milczenie, sytuacja była trudna. Wszystko stało się jasne, dowódca wojsk wcześniej uzgodnił z Makatanem warunki przejęcia przez niego władzy otrzymując w zamian obietnicę jakichś profitów a stacjonujące na obrzeżach wsi wojsko podporządkowało się tej decyzji. Tylko żołnierze znajdujący się w bezpośrednim zarządzie Winorii nie byli wtajemniczeni w porozumienie i dopiero teraz musieli zdecydować po czyjej opowiedzieć się stronie. Logika i instynkt samozachowawczy wskazywały by podporządkować się silniejszemu. Tak też się stało, po dłuższej chwili jeden z pilnujących jeńców żołnierzy podniósł włócznię i również zawołał:

- Chwała Makatanowi!

Pozostali żołnierz znajdujący się na placu zaczęli powtarzać te słowa, początkowo niepewnie, potem coraz głośniej i wkrótce rozległ się jeden potężny okrzyk:

- Chwała Makatanowi!

Najdłużej zastanawiali się żołnierze stanowiący bezpośrednią ochronę Winorii, ostatecznie i oni powtórzyli okrzyk chociaż przysięgali na swój honor bronić władczyni do końca zapominając też o wcześniejszej deklaracji posłuszeństwa. Jeden z nich spuścił tylko głowę i cicho powiedział:

- Wybacz pani, musimy zadbać o swoje interesy, władcy się zmieniają a żołnierze wykonują rozkazy władcy.

- Brać ją i zamknąć w bunkrze – zawołał dowódca straży.

Wówczas stało się coś czego nikt nie przewidział, nie mógł przewidzieć. Oto Egon wydobył z ukrycia swój tamaran i tak szybko, że nikt nie zdążył się zorientować skąd nadszedł atak wykonał dwa potężne cięcia, które powaliły prawie jednocześnie czterech pilnujących ich strażników, dwóch za każdym cięciem. Niemal natychmiast przełączył urządzenie na funkcje szybkostrzelną i rozpoczął ostrzał zdezorientowanych żołnierzy. Amalen i Hiada tylko czekali na ten sygnał i również zrobili użytek z otrzymanych od Egona niewielkich pistoletów kierując grad elektronicznych pocisków w stronę próbującego zewrzeć szyki, bastińskiego wojska.

Zapanował niewyobrażalny chaos, ludzie w popłochu zaczęli uciekać krzycząc „ratunku”, żołnierze poczęli się wycofywać starając się ukryć przed strzałami co nie było łatwe gdyż znajdowali się na otwartym terenie. Winoria zareagowała błyskawicznie na zaistniałą sytuację. Zrozumiawszy, że niespodziewany atak daje jej szansę ucieczki zrzuciła wierzchnią szatę, pod którą, jak się okazało, miała schowany elektroniczną strzelbę i odpychając próbujących pochwycić ją ochroniarzy ukryła się za oparciem tronu. Korzystając z takiej osłony posłała w ich kierunku serię śmiercionośnych pocisków zmuszając ich do ucieczki.

- Do mnie – zawołała do Egona i jego przyjaciół – ukryjcie się tutaj, wyprowadzę was.

Nie trzeba było im tego dwa razy powtarzać, oparcie tronu było jedynym osłoniętym miejscem a Winoria jedyną osobą walczącą po tej samej stronie co oni. Ponieważ znajdowali się niedaleko wystarczyło kilka skoków i znaleźli się obok władczyni. Lana, jak zwykle spóźniona, dopiero po jakimś czasie przypomniała sobie, że również dostała od Egona elektroniczny pistolet i powinna z niego skorzystać. Teraz popychana przez Amalena dobiegła ze wszystkimi do tronu i z ukrycia strzelała na oślep przed siebie nie patrząc nawet gdzie trafiają pociski. Zresztą wcale jej nie zależało na tym żeby kogoś trafić, pragnęła tylko by jak najszybciej skończyło się to piekło. Drewniana konstrukcja tronu była solidna i dosyć duża toteż dawała kruchą przewagę nad znajdującym się na pozbawionym osłony placu wojskiem. Jednakże przewaga liczebna wroga była miażdżąca i należało się spodziewać, że żołnierze zechcą ich otoczyć i w ten sposób odciąć im drogę ucieczki i zniszczyć. Z tyłu osłaniała ich wprawdzie ściana siedziby władczyni, było to słabe i łatwe do pokonania zabezpieczenie. Należało więc jak  najszybciej poszukać drogi wyjścia.

- Znowu walczymy ramię w ramię – odezwał się Egon nie przestając strzelać – mam nadzieję, że wiesz jak się stąd wydostać.

- Znowu przychodzisz mi z niespodziewana pomocą - odpowiedziała – nie pytam w jaki sposób udało się wam przemycić broń ponieważ to dzięki niej mamy szansę przeżycia.

- Ilu ludzi mamy przeciwko sobie?

- Stu pięćdziesięciu żołnierzy, cała nasza armia, chociaż po waszym ataku jest ich trochę mniej. Cywile jak widzisz nie będą walczyć, wojsko nie odpuści. Do tego dodaj Makatana i jego czterech zauszników.

- Nieźle, nas jest pięcioro w tym jedna nie umiejąca strzelać stażystka.

- Przecież strzelam! - zawołała Lana próbując przekrzyczeć świst pocisków.

- Co jest za naszymi plecami? - ciągnął Egon nie zwracając uwagi na protesty dziewczyny.

- Moja siedziba. Ludzie Makatana już tam są, ale jeżeli uda nam się dostać do środka wydostaniemy się tajnym przejściem na bagna, tam szanse będą większe. Idźcie za mną.

- Prowadź!

Sytuacja na placu trochę się zmieniła, ludność zdążyła już opuścić miejsce bitwy i ukryć się w swoich domostwach. Zgodnie z przewidywaniami Winorii nie zamierzali uczestniczyć w walce i tylko pozostawione przez nich i porozrzucane przedmioty świadczyły o ich niedawnej obecności na polu bitwy.

W szeregach wojska także nastąpiło przetasowanie. Żołnierze wycofali się już z pola rażenia strzelb i pistoletów jakimi dysponowała Winoria i jej nowi sojusznicy, tym samym i ich pociski nie mogły dosięgnąć uciekających. Makatan nakazał więc zaprzestać ataku od strony placu i skupić się na sforsowaniu budynku i zajściu ich od tyłu. Na placu pozostawił tylko kilkunastu żołnierzy mających za zadanie odciąć tę drogę uciekinierom. Okazało się jednak, że zasięg egonowego tamaranu znacznie przewyższa wszystkie inne rodzaje broni, toteż żołnierze zostali zmuszeni do ukrycia się daleko poza placem w bagiennym lesie. Dało to walczącym pewną swobodę w przemieszczaniu się i umożliwiło im opuszczenie tronowej barykady oraz dotarcie do ukrytego w drewnianej ścianie budynku wejścia.

- Tędy – zawołała Winoria gdy znaleźli się w wąskim korytarzu po czym odsunęła kilka drewnianych belek. Oczom ich ukazało się ciasny tunel i prowadzące w dół schody. Weszli nie pytając o nic i poczęli schodzić możliwie najciszej i najśpieszniej. Winoria weszła jako ostatnia zasuwając za sobą belki tak by były niewidoczne z zewnętrznej strony. Dopiero gdy wszyscy dotarli do owalnego pomieszczania, do którego światło dostawało się przez znajdujące się w górze liczne choć bardzo wąskie kanaliki Amalen spytał:

- Gdzie jesteśmy?

- W kanałach pod placem, słyszycie tupot nóg?

Rzeczywiście to żołnierze zorientowawszy się, że uciekinierzy zniknęli w budynku opuścili swoje kryjówki i ruszyli za nimi w pościg.

- Jesteś pewna, że nas tu nie znajdą? - odezwała się Lana

- Nie zostaniemy tu. Wejście do budynku znajdą na pewno szybko, przecież widzieli gdzie wchodzimy. Trochę dłużej zajmie im odszukanie drogi do tuneli, wcześniej czy później tu dotrą. Wyjdziemy innym przejściem prowadzącym na mokradła, tam będziemy mieli szansę na przeżycie. Musimy odciąć im drogę.

Mówiąc to kobieta podniosła obie ręce do góry i wysunęła poziomą belkę zabezpieczającą strop nad schodami. Niemal natychmiast posypał się gruz i zwały ziemi zasypując częściowo wejście.

- Pomóżcie mi – powiedziała – trzeba wyciągnąć jeszcze jedną belkę.

Amalen usunął wskazany kawał drewna i spadająca ziemia całkowicie odcięła wejście do pomieszczenia.

- Nieźle pomyślane – odezwał się otrzepując z siebie pył po czym wskazując na korytarz odchodzący od owalnego pomieszczania dodał – tędy, jak przypuszczam, przedostaniemy się poza teren osady.

- Tak, znajdziemy się jakieś pięćset metrów od ostatniego domostwa. Musimy być bardzo ostrożni, nikt nie zna tego przejścia poza mną. domyślą się, że jesteśmy gdzieś w pobliżu i będą przeczesywać teren.

- Do czego służą te otwory w sklepieniu? – spytała Hiada – układają się w charakterystyczne okręgi jakby coś otaczały.

- Nie zdradza się wszystkich swoich tajemnic – odpowiedziała Winoria.

- Znam tę tajemnicę – wtrącił Egon – przed nami nie musisz udawać. To dzięki tym otworom twój asystent pomagał ci panować nad ogniem. Te zgrubienia w sklepieniu to zapewne przewody, którymi doprowadzał do nich metan. Pewnie jest tu więcej podobnych udogodnień pozwalających na zabawy płomieniami.

Winoria nie była zadowolona, ktoś tak łatwo domyślił się skąd bierze się jej pozorna władza nad ogniem, Ten Alatyda okazął się wyjątkowo inteligentny i przebiegły, przy tym bardzo uczciwy. Można mu było zaufać. Uśmiechnęła się i rzekła:

- Przejrzałeś mnie, od początku to wiedziałam. Nie wierzyłeś w moją moc. Tak, to prawda miałam pomocnika, to Toro, stary przyjaciel, Makatan go dopadł i zabił a ciało przywlókł na plac. Kiedyś go pomszczę, na razie mam co innego na głowie. Żywi są ważniejsi od umarłych, pośpieszmy się żołnierze już pewnie znaleźli wejście do podziemi. Dopiero gdy opuścimy główną komorę i zasypiemy ją będziemy w miarę bezpieczni.

Weszli do niskiego tunelu, był bardzo wąski, mroczny, w sklepieniu znajdowały się niewidoczne z zewnątrz wąskie otwory dzięki którym wpadało trochę światła i mogli rozróżnić swoje sylwetki. Poruszali się idąc jeden za drugim, tylko na taki sposób przemieszczania pozwalały rozmiary tunelu.. Gdy wszyscy znaleźli się już daleko od głównej izby, władczyni Bastinów powiedziała do idącego na końcu Egona:

- Usuń ostatnią belkę stropową. Teraz już się nie przedostaną za nami nawet jeśli pokonaliby pierwsze osuwisko – dodała gdy spadające olbrzymie kamienie odcięły m drogę powrotną.

Szli wolno zachowując niewielką odległość pozwalająca na prowadzenie rozmowy. Lana była ciekawa, kto zbudował te tajne przejście więc odezwała się:

- Wydrążenie tych kanałów wymagała chyba dużo wysiłku, jak przypuszczam robiono je w wielkiej tajemnicy. Czy to twoje dzieło Winorio?

- Nie, to zasługa mojego ojca i Tora, obaj skonstruowali to przed laty gdy byłam jeszcze dzieckiem i o niczym nie wiedziałam. Nie jest łatwo rządzić małym, biednym i przez to skłóconym plemieniem. Zanim władzę objął mój ojciec Bastinowie egzystowali tak jak pozostałe bagienne ludy, bez porządnych domostw i jakiejkolwiek techniki a trudnili się tylko napadami. Ojciec nawiązał kontakty z kilkoma Manitami i zaczął za ich pośrednictwem rozwijać naszą gospodarkę. Zaprzestał wypadów rabunkowych do Manitiii a zapoczątkował wymianę gospodarczą. Zbudował nawet małą elektrownię zasilaną gazem bagiennym i zapoczątkował budowę dużych, wygodnych domostw oświetlanych elektrycznością. Nie stać go było na utrzymanie przedstawicielstwa w Centrum, musiał radzić sobie inaczej. Bez tego współpracował z kilkoma państwami. Jak zwykle znalazł się ktoś, kto chciał odebrać mu władzę i przejąć cały dorobek. Był to jego młodszy brat Akan, który skłócił ludzi i zrobił wiele złego. W końcu został wygnany. Ojciec na wszelki wypadek zbudował to tajne przejście. Odkrył naturalne podziemne kanały wyżłobione przez wodę, dobudował pod siedzibą komorę przednią i zabezpieczył wejścia. Nigdy nie musiał z tego miejsca korzystać, zanim umarł przekazał wiedzę o tym tunelu mnie. Makatan to syn Akana, kontynuuje destrukcyjne dzieło swojego ojca.

Lana słuchała z zainteresowaniem słów Winorii, pozwalało jej to zapomnieć o beznadziejnym położeniu w jakim się znaleźli. Szła ciasnym i mrocznym tunelem, w którym czuła się jakby ktoś pogrzebał ją żywcem, Miała pretensję do Winorii i obarczała ją winą za to co ich spotkało, przecież to jej ludzie i za jej zgodą ich napadli i przywlekli do wioski. Nie omieszkała też powiedzieć tego głośno:

- Z napadów jednak nie zrezygnowaliście, nasza tu obecność jest tego najlepszym dowodem.

- To nie był napad – odpowiedziała kobieta spokojnie – naruszyliście naszą przestrzeń. Wiem, Alatydzi nie uznają naszego panowania na tym terenie, ale to nasz rewir i musieliśmy go bronić. Nie zastawiamy zasadzek i nie czekamy na transportowce jak to czynią inni. Mój oddział wracał z Cyntii skąd sprowadzaliśmy dwa gąsienicowe transportery. Gdy napotkał was na swojej ziemi zrobił to co nakazywało nasze prawo. Żołnierze bywają niestety nieokrzesani i źle traktują jeńców, już mój ojciec próbował to zmienić niestety nie udało się mu, mnie zresztą też. Musicie jednak zrozumieć, że nasze plemię jest niewielkie i jeszcze bardzo biedne, stale musi walczyć o utrzymanie przyzwoitego poziomu życia.

- Największym zagrożeniem dla was nie są ani Alatydzi ani inne narody – odezwała się idąca z tyłu Hiada – to z wewnętrznymi podziałami najtrudniej sobie poradzić.

- Masz rację, Makatan już raz zdobył władzę i to na dość długo. To on doprowadził do wielu niesprawiedliwości i wyzwolił w ludziach taką agresję. Na szczęście po roku wygnania udało mi się odzyskać straconą pozycję w plemieniu, po części dzięki Egonowi, który uratował mnie w Manitii przed nasłanymi przez Makatana bandytami. Toro nauczył mnie sztuczek z ogniem i mogłam przekonać swój lud, kto jest prawowitym władcą i głową rodu. Teraz ten złoczyńca zdołał przekupić wojsko i znowu zniszczy wszystko.

Kobieta umilkła i przez dłuższy czas posuwali się bez słów. Każdy na swój sposób przeżywał zaistniałą sytuację. Chwilowo byli bezpieczni, tylko chwilowo, nie mogli tu zostać zbyt długo. Wkrótce będą musieli opuścić tę tymczasową kryjówkę, nikt nie zamierzał spędzić pod ziemią reszty życia. Znajdą się wówczas na otwartym terenie, kontrolowanym przez wojsko, co oznacza poważne niebezpieczeństwo. Należało więc opracować odpowiednią strategię. Lana wiedziała kto podejmuje za nią wszelkie decyzje i nawet nie próbowała zastanawiać się co należy teraz zrobić. Nie miała pojęcia ani dokąd można byłoby się udać ani w jaki sposób uciec zbirom Makatana. Zdała się całkowicie na zmysł obronny Egona i pozostałych. Sytuacja była skomplikowana, on miał za zadanie wyciągnąć ją z kłopotów.

Rzeczywiście Egon starał się przeanalizować wszystkie możliwe warianty wydostania się z pułapki, w której się znaleźli. Z tunelu było tylko jedno wyjście w bliskiej odległości od osady. Żołnierze na pewno się tego domyślili i obstawili teren wokół niej.  Musiał zaufać Bastince, ona  musiała zaufać jemu, oboje wiedzieli, że tylko współpracując ze sobą mają jakąś szansę przeżycia. Winoria znała okolicę i mogła wyprowadzić ich w bezpieczne miejsce, sama jednak nie poradziła by sobie w starciu z uzbrojonymi napastnikami, natomiast Egon okazał się niezwyciężonym wojownikiem gotowym stawić czoła całej armii. Już raz się spotkali w podobnych okolicznościach i udało im się wyjść cało z opresji. Działając razem mogli wyrwać się z tej matni. Hiada i Amalen, zgodnie z panującym w Alatydzie prawem, w czasie tej wyprawy mieli wykonywać polecenia Egona co nie przeszkadzało im analizować sytuację i wyrażać swoją opinię. Ostateczna decyzja należała jednak do niego.

Gdy doszli do końca tunelu okazało się, że tworzy on u ujścia obszerną komorę, pozwalającą na swobodne przemieszczanie się w różnych kierunkach a nawet na zajęcie pozycji siedzącej. Wyjście było doskonale ukryte wśród drzew, zanim jednak zdecydowali się wyjść Amalen powiedział:

- Proponuję poczekać tu do wieczora i pod osłoną ciemności przedrzeć się przez żołnierzy. Wioska jest dosyć duża, więc jeśli obstawili ją w odległości większej niż pięćset metrów, stu pięćdziesięciu ludzi nie utworzy ścisłego kordonu. Przypuszczam, że podzielili się na kilkuosobowe patrole penetrujące okolicę. Kilka z nich na pewno uda się nam bezszelestnie zdjąć i utorować sobie drogę.

- Zgadzam się z tobą – rzekł Egon – do rana nie zorientują się w sytuacji, do tego czasu będziemy już daleko. Co ty na to Winorio?

- Chyba nie mamy innego wyjścia – odpowiedziała kobieta siadając na ziemi i odkładając swoją strzelbę – noce są teraz dosyć jasne więc uda nam się ominąć trzęsawiska i osuwiska jakich tu pełno. Proponuję krótki odpoczynek, do wieczora zostało jeszcze kilka godzin.

Za jej przykładem każdy poszukał sobie miejsca do siedzenia i przyjął możliwie najwygodniejszą pozycję.

-Ciemno tu – jęknęła Lana gdy skończyli już omawianie planu ewakuacji i starali odprężyć przed dalszą wędrówką – mógłbyś wykorzystać swój tamaran do bardziej szlachetnych celów niż zabijanie.

Egon zrozumiał aluzję i po chwili blady blask rozświetlił mrok. Przyzwyczaił się już do marudzenia dziewczyny i nie odpowiedział na jej niezbyt miłą zaczepkę, natomiast Winoria zaczęła się przyglądać z zainteresowaniem niesamowitemu przedmiotowi trzymanemu przez niego w ręku.

- Widziałam jak używasz go w roli miecza i karabinu – powiedziała z uznaniem - teraz widzę jego kolejne zastosowanie. Domyślam się, że posiada jeszcze inne funkcje. Zastanawiam się tylko jak to możliwe, że żołnierze przeoczyli tak zadziwiające urządzenie. Zresztą nie tylko je. Każde z was ma przecież mały, bardzo nowoczesny pistolet.

- Nie przeoczyli – odpowiedział z uśmiechem – odebrali nam wszystko, pod tym względem byli bardzo dokładni. Gorzej z ich lojalnością i odpowiedzialnością. Nie lubią czuwać w nocy i łatwo ich zaskoczyć. Na tamaranie po prostu nikt się nie poznał i podniosłem go zwyczajnie z ziemi.

Winoria spojrzała badawczo na Egona. Wydawało się jej, że zrozumiała co wydarzyło się tej nocy.

- Więc Tatiara mówiła prawdę – rzekła powoli cedząc słowa – widziała kogoś w nocy. To wy chodziliście nocą po osadzie i zaatakowaliście dziewczynę. Ja myślałam, że Kataria wymyśliła wszystko by zemścić się na mnie za niesprawiedliwy jej zdaniem podział dóbr.

Egon uśmiechnął się znowu. Chwilę milczał jakby zastanawiając się czy zdradzić swój sekret, wreszcie rzekł:

- Powiedziała tylko część prawdy. Z celi wyszedłem tyko ja a ona nikogo nie widziała. Wyszła z domostwa by, jak przypuszczam, spotkać się z kimś potajemnie, wówczas usłyszała moje kroki. Przestraszyła się i chciała krzyczeć, musiałem użyć paralizatora by ją powstrzymać. Stąd ten ślad na jej ramieniu.

- Domyślam się, że to jedna z funkcji twojej niesamowitej broni...

- W istocie tak jest. Gdy rano znalazła ją matka zapewne bała się przyznać co robiła sama w nocy i wymyśliła historyjkę ze złymi mocami.

Hiada i Amalen nie byli zaskoczeni wyznaniem przyjaciela, w jakiś sposób musiał przecież zdobyć broń, natomiast Lana słuchała nie mniej zdziwiona od Winorii. Przypomniała sobie, c kroki, które słyszała w nocy, wtedy uznała za złudzenie, teraz zrozumiała, że były tak samo rzeczywiste jak jej obecność na Nakarunie.

- To przez ciebie chcieli mnie utopić w północnym bagnie – zawołała cicho – dlaczego właśnie mnie?

- Być może najbardziej przypominasz czarownicę – roześmiał się Amalen.

- Bardzo śmieszne – mruknęła nieco urażona po czym dodała zwracając się znów do Egona– chyba już nie będziesz się po nic wracał do wioski.

- Nie, nic stamtąd nie potrzebujemy. Wiesz zapewne, że nie pozwoliłbym ci zginąć – dodał w odpowiedzi na jej uwagę.

- Żadne z nas nie zostawiłoby cię samej – poparła go Hiada.

Pokiwała głową. Była pod dobrą opieką i mogła liczyć na każdego z przyjaciół w każdej sytuacji, złościło ją tylko, że o wszystkim dowiaduje się ostatnia albo nie dowiaduje się wcale. Stąd brały się jej uwagi i dogadywania, w ten sposób chciała zaznaczyć swoje niezadowolenia z braku informacji choć wcale nie zamierzała kwestionować niczyjej decyzji. Słowa Egona uspokoiły ją, w nocy odzyskał broń oraz przedmiot ich poszukiwań, bez którego na pewno nie wróciliby do domu. Egon prędzej dałby się pokroić niż zrezygnował z wypełnienia misji. Taki już był i choć stale narażał siebie i innych na niebezpieczeństwo, jego determinacja i odpowiedzialność sprawiała, że można było na nim zawsze polegać i za to go ceniła i szanowała.

Winoria przysłuchiwała się z zaciekawieniem ich wymianie słów, ona również podziwiała odwagę i odpowiedzialność nie tylko Egona

- Stanowicie zgrany zespół - odezwała się – wasza lojalność jest godna uznania. Jeżeli wszyscy w Alatydzi są tacy jak wy, rozumiem dlaczego to wasz kraj wiedzie prym w rozwoju cywilizacyjnym.

- Niestety nie wszyscy myślą podobnie – rzekła Hiada – nas też dotykają wojny i zawirowania i to one przywiodły nas tutaj.

- Wasze konflikty są pewnie niczym w porównaniu z tym co tutaj się dzieje.

- Wojna wszędzie zbiera krwawe żniwo, robimy wszystko by jej zapobiegać...

- … i aby żołnierze nie musieli opuszczać swoich kwater – wtrącił Amalen.

Do wieczora pozostało jeszcze trochę czasu, spędzili go w milczeniu starając się odprężyć i zebrać siły przed próbą wydostania się z oblężenia. Gdy opuszczą kryjówkę nie będzie miejsca na żadną słabość ani odpoczynek, będą musieli zmobilizować wszystkie swoje wewnętrzne predyspozycje, zarówno te fizyczne jak i psychiczne, by nie dać się złapać i przeżyć.

 

 

Rozdział XVI

 

Nastanie wieczoru bardziej wyczuli niż zobaczyli gdyż z zewnątrz nie wpadało żadne światło. Tunel i końcowa komora znajdowały się głębiej niż ta, którą zasypali więc odgłosy dochodzące z powierzchni były nikłe i niemożliwe do rozeznania. Musieli polegać na własnym instynkcie i oceniać sytuację trochę intuicyjnie.

Pierwsza wstała Winoria

- Na nas czas – powiedziała – wyjdę jako pierwsza ponieważ znam teren i rozejrzę się. Dam wam znać gdy będzie bezpiecznie.

- Wyjdę z tobą – odezwał się Egon – w razie czego przyda ci się pomoc. Na nasz znak najpierw wydostanie się Lana potem Hiada, Amalen będzie zamykał pochód. Dokąd planujesz się udać gdy miniemy już straże?

- Do Manitii, mieszkają tam przyjaciele mojego ojca i moi. To porządni ludzie, u których znalazłam już raz schronienie. Mam ukryte trochę złota i nie będę dla nich ciężarem. Wiem, że wy nie cenicie Manitów, uważacie ich za dziki i niezorganizowany naród, nie macie racji. Większość z nich pracuje ciężko i uczciwie buduje własną egzystencję. Znam ich gdyż spędziłam u nich dzieciństwo i wczesną młodość, tam też zdobyłam wykształcenie. Ojciec oddał mnie swoim przyjaciołom na wychowanie bym poznała ich życie i nauczyła się czegoś więcej niż tylko poruszania po bagnisku. Prawda, w Manitii jest trochę zorganizowanych grup przestępczych, które terroryzują mieszkańców, to nie oni są prawdziwymi Manitami.

- Masz rację, ja też mam przyjaciół w Głównym Mieście i w północnych regionach. Bardzo ich cenię, niemniej z pewnych względów Manitię wolelibyśmy ominąć. Zariat zapewnił tylko Lanie jako córce Hiarona nietykalność i specjalne traktowanie, mnie nie darzy zbytnią sympatią, ja też za nim nie przepadam.

- Zariat zaangażował się w Wielką wojnę Alatydów i od tej pory pała do was nienawiścią. Zresztą to przez niego w kraju jest tak wiele zła, finansowaniem działań wojennych zubożył kraj i w dalszym ciągu zbyt dużo wydaje na bezcelowe utrzymanie wojska, za mało na walkę z przestępczością. Dokąd wy zamierzacie się udać?

- Musimy jakoś dotrzeć do naszego statku ratowniczego, nie będzie to łatwe gdyż nie mamy żadnego nadajnika i nie możemy się z nimi skontaktować. Powinni dotrzeć na miejsce katastrofy najpóźniej dziś rano, nie znaleźli nas, nie wiem co zamierzają. Co o tym sądzisz Amalenie?

- Jeśli nawet dotarli wczoraj wieczorem i przeczytali moją wiadomość na pewno i tak poczekali do rana z podjęciem jakichkolwiek działań. Sądzę, że powiadomili bazę i wezwali pomoc, czteroosobowa załoga nie powinna ryzykować zapuszczanie się w tak niedostępne tereny bez odpowiedniego wsparcia. Do tej pory prawdopodobnie pomoc już nadeszła i być może dotarli już po śladach gąsienicowych transporterów w pobliże wioski a nawet wysłali zwiadowcę.

- Ślady transporterów nie doprowadzą ich do wioski – wtrąciła Winoria – kończą się wiele kilometrów przed osadą dzięki systemowi ich zacierania jaki zainstalowaliśmy.

- W takim razie – ciągnął Amalen – zatrzymają się gdzieś niedaleko i stamtąd wyślą zwiadowcę. Będą musieli użyć sondy wykrywającej niestabilne podłoże jeśli taką mają na wyposażeniu. Być może już do tej pory wiedzą co się stało i być może nas już szukają. Może już rozmawiają z Bastinami, to co zrobią będzie zależało od postawy jaką przyjmą tamci. Powinniśmy próbować dotrzeć najpierw tam gdzie kończą się ślady a jeśli nikogo nie zastaniemy kierować się w stronę miejsca katastrofy.

- Tak też zrobimy – zadecydował Egon i spojrzał pytająco na Winorię.

Kobieta pokiwała głową.

- Zaprowadzę was – powiedziała – oddala mnie to wprawdzie od Manitii, ale jestem wam to winna.

- W Alatydzie również znajdzie się dla ciebie miejsce.

- Pomyślę o tym, najpierw musimy zmylić patrole i wydostać się jak najdalej od nich. Gdy wyjdziemy na powierzchnię idźcie po moich śladach, musimy przejść przez trzęsawisko i tylko wąska ścieżka pozwala je ominąć.

Aby wydostać się z tunelu należało wspiąć się po kamiennych stopniach wkopanych w podłoże i odsunąć głaz maskujący wejście. Zanim jednak rozpoczęli wspinaczkę Winoria wyjęła inny kamień tkwiący nieco z boku w ścianie komory. Oczom ich ukazała się niewielka skrytka, z której kobieta wyjęła kilka noży i niewielki pakunek owinięty w tkaninę. Noże rozdała towarzyszom a pakunek schowała do kieszeni swojego ubrania.

- To moje zabezpieczenie na czas pobytu w Manitii, tutaj noże bardziej się nam przydadzą niż pistolety. Lepiej nie hałasować – powiedziała po czym zwinnie wspięła się po schodach i przesunęła płytę włazu. Robiła to bardzo wolno i ostrożnie, trudno bowiem było przewidzieć co zastaną na górze. Zanim wychyliła się z tunelu długo wsłuchiwała się w odgłosy dochodzące z zewnątrz a ponieważ nie usłyszała nic niepokojącego wydostała się na powierzchnię. Za nią szedł Egon potem Lana, Hiada a na końcu Amalen.

Znaleźli się na podmokłym terenie otoczonym trzęsawiskiem, nad którym kłębiły się gęste opary wieczornej mgły. Kępy drzewiastych paproci i innych dużych roślin wskazywały miejsca o względnie stabilnym podłożu. W górze granatowe niebo było zasnute delikatną mgiełką na tyle cienką, że światło księżyca bez większych przeszkód docierało do dna lasu i mogli widzieć siebie nawzajem. Drugi księżyc dopiero wstawał nad horyzontem.

Lana obserwowała z niepokojem okolicę, było jakoś tak strasznie i dziwnie, że ciarki przebiegały jej po plecach. Wydawało jej się za każdym krzakiem ktoś się czai i tylko czeka by zaatakować nieszczęsnych uciekinierów. Każdy szelest, każdy ruch traconej niechcący gałązki przyprawiał ją o dreszcze.

Winoria dała znak do wymarszu więc ruszyli w tym samym porządku co poprzednio starając się iść dokładnie po śladach poprzednika by nie utknąć w bagnie. Posuwali się bardzo wolno, przeszli nie więcej niż trzysta metrów a wydawało się im jakby minęły wieki. Wreszcie prowadząca kobieta zatrzymała się i dała znak, że można się rozproszyć co wskazywało na to, iż znaleźli się na stabilnym gruncie. Nie oznaczało to jednak końca kłopotów. Lana nie zdążyła jeszcze odetchnąć po pełnej napięcia przeprawie przez mokradło a już Amalen zauważył jakieś podejrzane sylwetki w ciemności. Wszyscy padli na ziemię i zamarli w bezruchu. Porozumiewając się bez słów Egon z Amalenem ruszyli zażegnać niebezpieczeństwu, kobiety zaś pozostały nieruchomo leżąc wśród mchów. Obaj mężczyźni musieli czołgać się wśród gęstniejących z każdą chwilą zarośli by niepostrzeżenie dotrzeć do przeciwnika i zaskoczyć go. Żołnierzy było trzech, jednak to oni mieli  przewagę wyszkolenia i taktyki, również niespodziewany atak działał na ich korzyść. Wywiązała się krótka szamotanina, odgłosy ciosów mieszały się z jękiem umierających, potem słychać było lekki szmer jakby ktoś ciągnął worki po ziemi i wszystko ucichło.

Lena nasłuchiwała nerwowo zaciskając dłoń na otrzymanym od Winorii nożu. Z tej potyczki nie wszyscy mogli wyjść żywi. Cisza jak zapadła była bardziej przerażająca niż odgłosy walki, odetchnęła dopiero gdy obaj przyjaciele stanęli przed nimi. Byli zakrwawieni. To nie była ich krew. Amalen skierował trzy palce prawej ręki w dół co zapewne miało oznaczać, że trzech wrogów zostało zlikwidowanych a ona pomyślała, że trzy istnienia ludzkie odeszły spośród żyjących bezpowrotnie.

Czasu na refleksję nie było, musieli jak najszybciej opuścić kontrolowany przez Bastinów teren a w pobliżu na pewno czaiło się więcej patroli. Przemieszczali się teraz dość szybko, zarośla były nieliczne i pozwalały przyśpieszyć, ograniczała ich tylko konieczność zachowania ciszy i ostrożności. Na spotkanie z kolejną grupą Bastinów nie musieli długo czekać, tym razem było to spotkanie bardziej niebezpieczne. Żołnierze pojawili się nagle, jakby wyrośli spod ziemi i było ich więcej. Lana zorientowała się w sytuacji dopiero gdy ujrzała przed sobą wykrzywioną twarz mężczyzny i poczuła jak czyjaś ręka chwyta ją za włosy. W takim położeniu nie myśli się o niczym, mechanizmy obronne włączają się same. Ręka uzbrojona w nóż sama, niejako bez udziału woli, zadała cios w klatkę piersiową i krótkie ostrze wbiło się w serce przecinając żebra. Dopiero gdy zwalista postać z wytrzeszczonymi z bólu i zdziwienia oczyma zaczęła osuwać się na ziemię dotarło do niej co się stało. Ani na sekundę nie przestała zaciskać dłoni na rękojeści więc gdy napastnik zwalił się u jej nóg, nóż pozostał w jej ręku.

Nie myślała wtedy o ginącym ludzkim istnieniu ani nie zastanawiała nad tym co zrobiła, szybko rozejrzała się czy nie zagraża jej ktoś inny i co robią przyjaciele. Egon w międzyczasie wyeliminował dwóch żołnierzy powalając ich dwoma ciosami tamaranu po czym rzucił się na pomoc Winorii szamocącej się z potężnym przeciwnikiem. Wbił mu móż między żebra i tak zakończył zmagania. Amalen właśnie skręcił komuś kark a Hiada wyciągała swój nóż z piersi leżącego człowieka. Taki obraz ujrzała gdy podniosła oczy znad ciała zabitego przez siebie Bastina, ale nie to było najgorsze. Zanim zdążyła ochłonąć usłyszała cichy głos Winorii:

- Dostałam.

Potem zobaczyła jak Egon podtrzymuje osuwającą się kobietę, z jej prawego boku sterczała krótka włócznia. Inni wyszli prawie bez szwanku z opresji więc rzucili się jej również na pomoc. Egon ułamał drzewce nie wyciągając grotu by nie spowodować krwotoku.

- Trzymaj się – powiedział – przeniesiemy cię gdzieś w bezpieczniejsze miejsce i tam spróbujemy coś z tym zrobić.

Kiwnęła głową.

- Musimy jak najszybciej dotrzeć do zapadliska – powiedziała – to jakieś dwa tysiąc metrów, tam będziemy mogli się ukryć i pomyśleć. To pewnie był ostatni patrol na tym odcinku więc możemy mieć szansę na ucieczkę.

Amalen wziął kobietę na ręce i poczęli szybko przedzierać się przez chaszcze. Szedł przodem we wskazywanym przez Winorię kierunku starając się nieść ją bardzo ostrożnie by nie potęgować bólu. Pozostali rozglądali się w około nerwowo gotowi do odparcia każdego ataku. Tylko oni mieli wolne ręce i teraz musieli bronić nie tylko siebie. Mijali kępy poskręcanej roślinności, mniejsze i większe drzewa i wreszcie stanęli nad urwiskiem. Mgła rozproszyła się gdzieś co oznaczało, że znaleźli się na suchszym terenie a oba księżyce świeciły już bardzo wyraźnie na nocnym niebie.

- Musimy zejść w dół urwiska – powiedziała słabym głosem Winoria – jest stromo więc trzymajcie się wystających gałęzi i traw. Postaw mnie na ziemi w przeciwnym razie oboje wylądujemy ze skręconymi karkami. To krótki odcinek i jakoś dam radę jeżeli będziesz mnie podtrzymywał z lewej strony.

Amalen wykonał jej polecenie i po chwili oboje zaczęli schodzić po stromym zboczu. Mężczyzna jedną ręką podtrzymywał ranną towarzyszkę, drugą starał się zachować równowagę. Nieco przed nimi szła Hiada gotowa w każdej chwili pospieszyć z pomocą. Gdy przyszła kolej na Lanę, dziewczyna zawahała się. W bladym świetle księżyców urwisko wydało jej się bezdenną przepaścią i poczuła przejmujący lęk.

- Nie bój się – powiedział stojący tuż za nią Egon – zejście nie jest niebezpieczne wystarczy skupić się na zachowaniu równowagi i stawianiu pewnych kroków. Podłoże jest stabilne i nie ma niebezpieczeństwa osunięcia się gruntu. Jeżeli zastanowisz się zrozumiesz, że strach tu jest zupełnie niepotrzebny.

Miał rację. Gdy zrobiła pierwszy krok trafiła na twardy grunt i od razu poczuła się pewniej. Następne kroki przyszły już spokojniej, Dopiero gdy była na dnie wąwozu postawiła źle stopę i lekko skręciła stopę w kostce. Zachwiała się z trudem utrzymując równowagę broniąc się przed upadkiem.

- Wszystko w porządku? - spytał Egon.

- Tak – odpowiedziała starając się ukryć ból. Nie chciała skupiać na sobie uwagi w sytuacji gdy największym problemem było teraz ukrycie się i pomoc rannej Winorii.

Na szczęście pieczara, w której mieli się schować była już niedaleko i wkrótce wszyscy znaleźli się w osłoniętej ze wszystkich stron jamie z niewielkim otworem wejściowym. Było to doskonałe miejsce na kryjówkę gdyż miało własne ujęcie wody w postaci niewielkiego cieku spływającego po skalistej ścianie i tworzącego niewielką strużkę niknącą gdzieś w podłożu.

Amalen położył słabnącą kobietę na ziemi.

- Musimy usunąć grot z rany – powiedział – miejmy nadzieje, że nie uszkodził większego naczynia krwionośnego i nie powstanie krwotok. Niestety nasz podróżny sprzęt został w osadzie i bez środków przeciwzapalnych nie będzie łatwo.

- Co ma się stać to się stanie – odpowiedziała Winoria – Bastinowie nauczyli się radzić sobie bez waszego sprzętu. Widzicie na ścianie pieczary te białe kule? To roślina makura, podajcie mi ja, znieczuli mnie i pozwoli zasnąć. U wejścia widzieliście darń kuriny, zatamuje krwawienie i zapobiegnie zakażeniu. Jeżeli uszkodzone naczynie jest duże, nic mi nie pomoże. Zabierajcie się do roboty.

Lana zebrała dużą naręcz kuriny a Hiada podała Winorii kilka okazów rosnącej obficie w jaskini makury.

-Zanim zasnę musimy ustalić co dalej – powiedziała Winoria żując makurę– przez kilka godzin będę nieprzytomna a przez jakiś czas w ogóle nie będę nadawała się do drogi. Będziecie musieli dalej iść sami.

- Nie zostawimy cię tu – zapewnił Egon.

-Zostawicie, gdyż to jedyna szansa nas wszystkich. Tutaj jestem bezpieczna, to tajna kryjówka mojego ojca. Wiedział o niej tylko on i Toro, obaj nie żyją. Zapewniam was, że nikt mnie tu nie znajdzie. Ponieważ nie chcecie iść do Manitii najlepiej zrobicie jeśli będziecie starali się dotrzeć do waszych przyjaciół ze statku ratowniczego. Jeżeli zatrzymali się tam gdzie przewidywaliście droga przez mokradła zajmie wam w jedną stronę niecałe pięć godzin. Rozpoznanie miejsc o twardym podłożu nie będzie trudne. Musicie trzymać się pasa ostrej kamiki rośnie tylko na stabilnym gruncie, to te zielone pędy, które mijaliśmy przez cały czas.

- Widziałem je, nie zostaniesz tu sama...

- Słuchaj mnie i nie spieraj się ze mną – przerwała mu niecierpliwie – wiem, że lubisz sam o wszystkim decydować, tym razem to ja mam rację. Jak już spotkacie się ze swoimi ludźmi wrócicie po mnie, jeśli przeżyję znajdziecie mnie tutaj. Będziecie szli łukiem omijając teren Bastinów, wytłumaczę wam jak orientować się w przestrzeni.

Egon wiedział, że plan Winorii jest najlepszym a właściwie jedynym rozsądnym rozwiązaniem musiał więc na niego przystać. Nie zgodził się tylko by została sama.

- Jedno z nas zostanie z tobą – powiedział – we troje damy sobie radę z ewentualnym atakiem.

- Ja zostanę – odezwała się Lena – skręciłam sobie trochę kostkę schodząc tutaj i będę opóźniać marsz.

- Jesteś pewna, że dasz sobie radę czekając na nas?

- W naszej sytuacji niczego nie można być pewnym, zgodnie z tym co mi stale powtarzasz, przemyślałam wszystko i jest to najlepsze wyjście. W drodze do niczego się wam nie przydam mogę tylko przeszkadzać. Jeżeli kryjówka jest bezpieczna, jak twierdzi Winoria, będę w lepszej sytuacji niż wy. Tylko nie zapomnijcie po nas wrócić.

- Nie zapomnimy, wiesz o tym.

- Wiem.

Tymczasem Winoria zaczynała zasypiać. Zdążyła jeszcze omówić szczegóły drogi po czym pogrążyła się w głębokim śnie. Hiada uklękła na ziemi obok niej i przytrzymała ją za ramiona a Amalen rozerwał jej ubranie na ramieniu i uchwycił obiema rękami pozostawiony fragment drzewca. Grot utkwił między górnymi żebrami z prawej strony, tuż pod obojczykiem, niebezpieczeństwo uszkodzenia żyły podobojczykowej było więc bardzo realne. Wszyscy w napięciu obserwowali jak wyciągane silną ręką ostrze powoli wysuwa się z ciała i gdy wreszcie całe znalazło się w dłoniach Amalena a z rany powoli zaczęła sączyć się krew, odetchnęli z ulgą. Żyła główna ani żadne inne duże naczynie krwionośne nie zostało przecięta, Lana szybko przyłożyła na ranę opatrunek zrobiony z darni kuriny i przywiązana opaska wykonaną z własnego rękawa. Teraz należało tylko czekać i mieć nadzieję, że nie powstanie stan zapalny. Nic więcej nie mogli zrobić.

Gdy ułożyli ją w miarę wygodnie w zacisznym miejscu jaskini Egon zwołał wszystkich na naradę.

- Musimy zrealizować plan Winorii – powiedział - to chyba najlepsze rozwiązanie, w każdym bądź razie nic innego nie przychodzi mi do głowy. Do rana zostało jakieś dziewięć godzin, więc gdyby wszystko szło zgodnie z naszymi przewidywaniami powinniśmy przed świtem sprowadzić pomoc.

- Może okazać się, że ekipa ratunkowa nie dotarła tam gdzie myślimy – rzekł Amalen – w takim wypadku nie powinniśmy na nich czekać ani szukać. To mogłoby oznaczać szukanie igły w stogu siana bez szans na powodzenie.

- Tak, to prawda dlatego wówczas wrócimy tutaj i udamy się z Winorią do Manitii. Stamtąd znajdziemy jakiś transport do Centrum. Nie mamy co prawda żadnych środków płatniczych, moje zezwolenie na pobyt w Manitii zostało u Bastinówj, czyli jak zwykle jakoś będziemy musieli sobie poradzić. Nie pierwszy raz jesteśmy w takiej sytuacji.

- Chyba nie mamy innego wyjścia, ja na szczęście zachowałam swoje zezwolenie na pobyt – wtrąciła Hiada – myślę jednak, że spotkamy grupę ratowniczą, przecież nie zostawiliby nas bez pomocy.

- Zbierajmy się więc żeby nie tracić czasu.

Po tych słowach Egon podszedł do Lany dał jej niewielki pakunek z czymś ciężkim i rzekł:

- Schowaj to w kieszeni ubrania tutaj będzie bezpieczniejsze. Po drodze możemy napotkać jakieś patrole a w czasie szamotaniny łatwo go zgubić. Weź również mój tamaran a daj mi pistolet, w pieczarze jest ciemno więc ci się przyda jako źródło światła.

Lana wykonała polecenie. Potem spojrzała na tamaran i zawahała się

- Jak poradzisz sobie bez tego urządzenia? - spytała

-To tylko narzędzie i nie ono decyduje o twojej sile. Ułatwia życie, pomaga w wielu sytuacjach, samo nie znaczy nic. To ty podejmujesz decyzje i działasz, to w twoim umyśle są mechanizmy pozwalające na właściwe wykorzystanie urządzeń, niezależnie jakie one są. Jeżeli odpowiednio ustawisz swój aparat myślowy zwykły kij może okazać się wystarczająca bronią. Jest nas troje i umiemy działać w grupie, damy sobie radę.

- Gdy Winoria odzyska przytomność – wtrąciła Hiada - będzie bardzo osłabiona, musisz dać jej wody. Miejmy nadzieję, że nie dostanie gorączki bo oznaczałoby to zakażenie a wtedy mogłoby się źle skończyć. Nie mamy żadnych leków ani opatrunków.

- Co mam robić gdy dostanie gorączki?

- Niewiele będziesz wówczas mogła pomóc. Możesz tylko zmienić jej opatrunek, położyć kompres na głowę z namoczonej kuriny i czekać. Nic więcej. Sama zjedz owoce rosnące tuż obok kryjówki, my też z nich skorzystamy.

Egon spojrzał na Lanę jakoś dziwnie i po chwili wahania powiedział cicho i jakby niepewnie:

- Gdybyśmy przypadkiem nie wrócili do południa poczekajcie kilka dni aż Winoria odzyska siły i gdy tylko będzie to możliwe udajcie się obie do Manitii. Ona zna drogę i zaprowadzi cię. Zgłosisz się do Zariata i powiesz, że zostałaś sama i musisz wrócić do Alatydy. Przez pamięć twojego ojca nie będzie mógł odmówić. Wcześniej wrzuć pieczęć do bagna, niech nikt nigdy jej nie dostanie.

Lena patrzyła na niego z wyrzutem.

- O czym ty mówisz? - powiedziała – przecież wrócicie.

- Tak, masz słuszność, wrócimy.

Odeszli zostawiając obie w ponurej pieczarze. Lena dziękowała w duchu Egonowi za to, że dał jej tamaran, jego blade światło, niewidoczne z zewnątrz ocieplało atmosferę. Mimo to gdy zostały same poczuła się nagle zupełnie opuszczona i taka nieszczęśliwa jak nigdy dotąd. Nawet w niewoli u Kalhana czuła się lepiej. Tam przynajmniej była wśród ludzi i miała jakąś perspektywę wydostania się no i nie dźwigała jeszcze takiego bagażu przeżyć. Skłębione myśli tłukły się po wszystkich zakamarkach jej umysłu wywołując huśtawkę nastrojów i uwalniając skrywane dotąd emocje.

Wiedziała, że i tutaj przyjaciele nie zostawią jej na pastwę losu, pod warunkiem, że nic im się nie stanie a ostatnie słowa Egona nie brzmiały zbyt optymistycznie. W każdej chwili mogli przecież zginąć albo dostać się do niewoli. Wszyscy troje byli doskonale wyszkoleni i pewnie mało kto mógł im dorównać w walce, co miała już sposobność zobaczyć. Tutaj jednak są na nieznanym terenie, bez przewodnika a wokoło same zagrożenia. Przed oczami stanął jej potworny obraz ostatniego spotkania z patrolem Bastinów i zrobiło jej się niedobrze. Przypomniała sobie wykrzywioną twarz napastnika oraz strugę krwi wypływającą z rany gdy wyjmowała mu nóż z piersi i dotarło wreszcie do niej, że go zabiła. Nie, nie miała wyrzutów sumienia, przecież gdyby tego nie zrobiła on zabiłby ją, mimo to czuła się z tym źle i wolałaby by to się nigdy nie wydarzyło. Ponadto wiedziała, że to nie koniec zmagań, że śmiertelna walka o życie jest nieuchronna i to napełniało ją goryczą i przerażeniem. Pragnęła by przyjaciele jak najszybciej dotarli do statku ratowniczego i sprowadzili pomoc a tymczasem noc wydawała się nie mieć końca.

Spojrzała na Winorię śpiącą w kącie pieczary. Jeszcze tego ranka ta kobieta była dumną głową rodu Bastinów rozdzielająca łupy i wydająca wyroki, teraz leżała zdana na łaskę niedawnych jeńców. Czasami tak niewiele potrzeba by z króla stać się wygnańcem.

Kobieta leżała spokojnie, oddychała ciężko a z piersi jej co jakiś czas wyrywało się chrapliwe rzężenie. Lena dotknęła jej czoła, było lekko spocone, ale chłodne. „ Nie ma gorączki” - pomyślała z ulgą i zrobiło jej się trochę przyjemniej, za kilka godzin gdy zdetronizowana już władczyni Bastinów odzyska przytomność będzie miała z kim porozmawiać. Teraz musiała zadowolić się własnym towarzystwem i było jej bardzo ciężko. Ani przeszłość ani przyszłość nie jawiły się zbyt różowo i gdyby nagle została tu zupełnie sama nie wiedziałaby co ma ze sobą zrobić. Poczuła taki bezsens swojego położenia jak i całej sytuacji, że chciało jej się wyć. W pewnej chwili zapragnęła nawet rozpłynąć się we mgle i przestać istnieć.

„ Niech to się już skończy” - pomyślała z rozpaczą. Zaczynała znowu być wściekła na Egona za to, że ugania się za czymś co nie wiadomo czy naprawdę istnieje narażając życie swoje i innych, poczuła złość na samą siebie za to, że przez głupią ciekawość dała się sprowadzić na tę dziwną i niebezpieczną – jak się przekonała – planetę, która może stać się jej grobem. Mogła przecież teraz bezpiecznie siedzieć w swoim domu gdzieś w środkowej Europie a w dłuższej perspektywie spokojnie skończyć uczelnię, podjąć jakąś pracę i prowadzić tak zwane normalne życie na Ziemi. Nie musiałaby też siedzieć w tej ponurej pieczarze, niedomyta, w porwanej odzieży, którą ostatni raz zmieniała na łodzi po ucieczce od Kalhana, niepewna czy uda im się wydostać z tego bagna. Nie poznałaby wtedy tylu interesujących ludzi i tego niezwykłego świata, tylko czy zdoła wiedzę o nich zabrać ze sobą na Ziemię?

Skuliła się w kącie i próbowała zasnąć odganiając od siebie dręczące myśli o bezsensie sytuacji i grożących niebezpieczeństwach, które jak uprzykrzone owady kąsały ją bezlitośnie nie pozwalając odpocząć.

 

Rozdział XVII

 

Pierwsza obudziła się Winoria, nie miała gorączki i czuła się całkiem dobrze. Uniosła się na łokciu i zobaczyła skuloną w kącie pieczary towarzyszkę, śpiącą przy bladym świetle tamaranu. Przez osłonięte gęstymi pnączami wejście wpadał szary blask mglistego poranka jednoznacznie świadcząc o tym, że słońce już wstało.

Lana ocknęła się słysząc szelest poruszającej się kobiety i zerwała na równe nogi. Przypomniała sobie natychmiast wydarzenia minionej nocy i podbiegła do leżącej Baskinki.

- Jak się czujesz – spytała z troską.

- Chyba nieźle – usłyszała w odpowiedzi – boli mnie ramię... trudno żeby nie bolało. Jest lepiej niż myślałam, będę mogła chodzić.

- Świetnie, najpierw zmienię ci opatrunek.

-Będę wdzięczna. Jest już dość widno a my ciągle jesteśmy same... Biorąc pod uwagę odległość jaką mieli do pokonania, twoi przyjaciele powinni już wrócić jeśli...

- Może nie mogli odnaleźć drogi na bagnach.

-Droga jest dobrze oznaczona, ja wytłumaczyłam im wszystko dokładnie, nie powinni zabłądzić, są na to zbyt operatywni. nie mogli zabłądzić. Musiało wydarzyć się coś innego.

- No tak, musiały zajść jakieś inne komplikacje... dobrze wiesz, że nigdy by nas tu nie zostawili bez pomocy. Do południa na pewno wrócą, na pewno.

Lana mówiła szybko, z trudem ukrywając niepewność, tak jakby sama sobie chciała coś wmówić. Egon nigdy się nie spóźniał, każde zadanie wykonywał w możliwie najkrótszym czasie, więc jeśli Winoria miała racje i drogę tam i z powrotem powinni już  przebyć to niewątpliwie oznaczało jakieś perturbacje. Egon wziął je pod uwagę i wyznaczył ostateczny czas powrotu na południe, gdyby wówczas nie wrócili, to już może oznaczać tylko jedno...

- Miejmy nadzieję, że spotkali wasz zespół ratowniczy i niedługo się zjawią.

Winoria spróbowała wstać. Okazało się, iż długi sen dobrze jej zrobił i mogła się poruszać. Była blada, nieco odrętwiała, czemu się nikt nie dziwił, za każdym krokiem odzyskując sprawność. Wyjrzała z pieczary i rozejrzała się po okolicy. Poranna mgła zaczynała opadać a na szarym niebie pojawiło się słońce. Ciemne chmury wisiały jeszcze nad doliną, były porozrywane, wędrowały szybko po niebie dzięki czemu dość często pojawiały się rozbłyski.

- Do południa zostało jeszcze trochę czasu – ciągnęła Winoria cofając się z powrotem do pieczary– może rzeczywiście wrócą. Przez ten czas będziemy mogły lepiej się poznać i pomyśleć co zrobimy jeśli...

- Jeśli nie wrócą... - dokończyła za nią Lena stanowczo – jeśli nie wrócą to będzie oznaczać, coś najgorszego, albo zginęli albo zostali wzięci do niewoli przez twoich żołnierzy a ja zrobię wszystko by ich uwolnić.

Sama zdziwiła się słysząc to co powiedziała, słowa ułożyły się w zdania, zanim zdążyła zastanowić się co oznaczają, wypływały bardziej z jakiegoś nieopartego impulsu niż z rozumu. I choć wszyscy powtarzali jej bez przerwy by najpierw dokładnie przemyślała każdą decyzję, nie zamierzała się z nich wycofywać. Pierwszy raz od czasu przybycia na obcą planetę postanowiła nie posłuchać Egona i zrobić coś co nakazywało jej poczucie odpowiedzialności.

- Jesteś odważna – usłyszała głos towarzyszki – sądzę jednak, że dużo lepiej, a zwłaszcza bezpieczniej byś zrobiła udając się ze mną do Manitii i prosić Zariata o jakiś transport do Alatydy. Jeżeli jesteś córką Hiarona na pewno ci nie odmówi.

„Jakbym słyszała Egona. Jego tu go ma, sama muszę decydować o sobie i zrobię to co ja uważam za konieczne” - pomyślała a głośno powiedziała:

- Nie jestem odważna, przeciwnie, boję się, potwornie się boję jak nigdy dotąd... Teraz to nie ma znaczenia, nie zostawia się przyjaciół w potrzebie. Oni mnie nigdy nie zostawili. Nie pójdę do Manitii bez nich.

Winoria przyglądała się dziewczynie z uwagą. Gdy zobaczyła ją po raz pierwszy stojącą na placu obok towarzyszy wydała jej się słabą i nieporadną, z trudem odnajdującą się w obcym świecie. Wrażenie to spotęgowało się gdy została oskarżona o czary i potem gdy strzelała na oślep nie trafiając nikogo, biegnąc bezwolnie tam gdzie nakazywał jej Egon. Teraz stała przed nią zdeterminowana osoba, której nie da się zawrócić z obranej drogi.

- Co zamierzasz? - spytała.

- Nie wiem, mam czas do południa na zastanawianie. Egon kazał mi czekać do południa.

- A potem co kazał ci zrobić?

- W tej chwili to nie ważne, jeśli nie wróci, sama będę musiała podjąć decyzję. Właściwie to już ją podjęłam, będę ich szukać. Opiszesz mi drogę tak dokładnie jak im i jakoś sobie poradzę. Czujesz się już lepiej, więc będziesz mogła na nas sama poczekać.

Zdecydowanie z jakim mówiła spodobało się byłej władczyni Bastinów. Oto ta „nie umiejąca strzelać stażystka” - jak ją nazwał Egon, chce, nie znając drogi i nie zważając na niebezpieczeństwo szukać przyjaciół, z którymi nie wiadomo co się dzieje. I choć pomysł ten był pozbawiony jakiegokolwiek sensu i z góry skazany na niepowodzenie zaimponował Winorii na tyle, że spojrzała nią z uznaniem.

- Chyba nie wiesz na co się porywasz – powiedziała – nawet ktoś bardziej obeznany w terenie miałby sam kłopoty, spokojnie, ja też nie zostawię ich bez pomocy. chociaż przypuszczam, że dostałaś inne wytyczne od Egona.

- Egona tu nie ma i obie wiemy, iż jeśli nie pojawią się niebawem wydarzyło się coś złego, coś bardzo złego! Nie mogę ich zostawić samych, oni nigdy nie opuszczają nikogo, nie tylko przyjaciół w potrzebie.

- Obie nie możemy, ja też jestem im to winna, twój przyjaciel wiele razy ratował mi życie, teraz moja kolej. Sama sobie nie dasz rady a ja do Manitii jeszcze zdążę dotrzeć. Teraz zaś oczkując na rozwój wypadków doprowadźmy się do porządku po ciężkiej nocy.

Rzeczywiście obie wymagały odświeżenia. Były brudne, głodne i obdarte. Woda spływająca po ścianie jaskini pozwoliła na umycie się a owoce zaspokoiły głód, nie miały tylko w co się przebrać, pozostały więc obdarte. Wszystko wskazywało na to, że rana Winorii, zapewne pod wpływem alkaloidów zawartych w darni kuriny, goiła się dobrze i jak się wydawało, widmo zakażenia zostało usunięte.

Bastinka okazała się gadatliwa i chętnie opowiadała o sobie i swoim ojcu. Mówiła ze szczegółami o swoim dzieciństwie i młodości, które spędziła u rodziny w Manitii. Jej matka była w połowie Manitką i choć umarła wcześnie, koneksja ta umożliwiła nawiązanie kontaktów handlowych i przyspieszyła rozwój Bastinów. Gdy Zariat wyruszał na wojnę do Alatydy, Winoria miała dwadzieścia lat i była jeszcze w Manitii. Wspominała te lata jako trudny okres dla państwa, wymuszający wiele ograniczeń.

Lana niezbyt uważnie słuchała jej słów raz po raz niespokojnie wyglądając przez otwór w pieczarze. Czas mijał nieubłaganie i z każdą chwilą stawało się jasne, jej przyjaciele nie wrócą. Winoria widząc jej rosnące zdenerwowanie rzekła:

-Nie bawi cię moja opowieść, chyba wiem dlaczego. Masz rację, choć do południa jeszcze zostało trochę czasu, trzeba przygotować się na najgorsze. Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem już by tu byli.

- Nie wiem czy warto czekać, coś mi mówi, że mają poważne kłopoty, jeśli jesteś w stanie iść, wyjdźmy im naprzeciw.

- Powoli, pośpiech zniszczył już wiele ludzkich egzystencji. Najpierw musimy zastanowić się co mogło się stać a dopiero potem podjąć odpowiednie kroki. Przeanalizujmy wszystkie możliwe zdarzenia jakie mogły im się przytrafić.

- Dobrze, byle szybko, coś mi mówi, że nie mamy wiele czasu.

- Nie wiem co ci tak podpowiada, ale odradzam nieprzemyślane działania. Jeśli troje dobrze wyszkolonych ludzi nie dało sobie rady, dwóm kobietom, w tym jednej stażystce a drugiej rannej, będzie jeszcze trudniej.

- Wiem, wiem, Mam ze sobą tamaran Egona ...

- ...którym pewnie nie umiesz się posługiwać.

Musiała przyznać jej rację. Rzeczywiście nie miała pojęcia jak użyć tej zabójczej w odpowiednich rękach broni, właściwie w ogóle nie wiedziała co należy zrobić. Cieszyła się, że nie będzie musiała iść sama, chociaż niepokoił ją trochę stan zdrowia towarzyszki. Nie bardzo też wiedziała co zrobić z ołowianą pieczęcią, czy wrzucić ją do bagna jak kazał Egon, czy może lepiej zachować. Ostatecznie doszła do wniosku, że na takie nieodwracalne rozwiązanie będzie miała jeszcze czas a teraz zabierze ją ze sobą. Była zdenerwowana i nie mogła usiedzieć na miejscu, chciała robić cokolwiek byle nie czekać bezczynnie. Na szczęście bardziej opanowana Bastinka nie pozwoliła jej na pochopne decyzje i sprowadziła jej myślenie na bardziej konstruktywne obszary.

- Zacznijmy więc – ciągnęła spokojnie Winoria - od ustalenia najbardziej prawdopodobnej kolejności wydarzeń. Odrzucam możliwość zabłądzenia. Wytłumaczyłam im wszystko dokładnie, są zbyt inteligentni i spostrzegawczy by nie zauważyć znaków rozpoznawczych, które opisałam. Na pewno też nie spotkali po drodze żołnierzy - niestety już nie moich.

- Dlaczego?

- Wskazałam im drogę przez dość tajemniczą okolicę, Wy nie wierzycie w czary, nie wszyscy tak myślą, Bastinowie są przesądni i boją się ich. Na tych bagnach żyją podobno ludzie – widma, bestie zmieniające ludzi w potwornice. Tak przynajmniej mówią starsi rodzin więc nawet żołnierze nie zapuszczają się w te strony.

- Ty chyba w to nie wierzysz?

- No nie wiem – Winoria odpowiedziała tajemniczo – mój ojciec nie wierzył, oczywiście nie mówił tego głośno by nie zrażać sobie starszych. Sam się nie bał i to on wyznaczył i pokazał mi drogę przez nawiedzony teren. Ostatnio dwóch Bastinów, podobno widziało bestię a udało im się ujść z życiem – jak twierdzili - ponieważ ich nie zauważyła, więc nie wiem.

- Przecież doskonale wiesz, czary nie istnieją. Sama okłamywałaś swoich ludzi twierdząc, że masz władzę nad ogniem.

- Nie okłamywałam ich, ogień był prawdziwy. Nie wyjaśniałam tylko w jaki sposób sprawuję tę władzę.

Lana roześmiała się. Właściwie kobieta miała rację, przecież nie musiała ujawniać wszystkich swoich tajemnic.

- Nie ostrzegłaś jednak Egona przed potworem.

- Nie i tak by nie uwierzył, ja nie chciałam się ośmieszać. Wyjaśniam tylko dlaczego Bastinowie unikają tego miejsca.

- Co w takim razie mogło się stać?

- Jeśli nie stali się łupem bestii...

- Daj spokój, przecież czary nie istnieją.

- Dobrze, już dobrze, jeśli nie zostali zamienieni przez człowieka – widmo w potwornice, powinni dotrzeć bez przeszkód do omszałej skały i jeśli coś się wydarzyło to właśnie tam. Widzę kilka możliwości. Pierwsza, wasza ekipa ratownicza nie dotarła jeszcze do granicy śladów, więc udali się na miejsce wypadku by się z nimi spotkać.

- Nie przypuszczam, nie zostawili by nas na tak długo.

- Dobrze, w takim razie ekipa ratownicza była pierwsza i nie zważając na nieznajomość terenu przekroczyła granice bagien, ciężki sprzęt utknął w grzęzawisku a nasi znajomi ruszyli im na pomoc.

- To już bardziej prawdopodobne. Tylko czemu miałby utknąć? Ciężki sprzęt jest w stanie dotrzeć do osady. Twoi ludzie przywieźli nas potężnymi wehikułami.

-Poruszali się po odpowiedniej i nam tylko znanej drodze. Bastinowie budowali ją długo zanim zdecydowali się zakupić w Cyntii te wozy. Naszym głównym towarem dostarczanym do Cyntii jest drewno a do jego przewożenia potrzebne są transportery. Do tej pory mieliśmy małe pojazdy o niewielkiej ładowności ponieważ zapotrzebowanie na drewno ciągle rosło zbudowaliśmy lepszą drogę i odpowiednio ją ukryliśmy, tak by nikt niepowołany nie mógł jej odnaleźć, potem kupiliśmy transportery.

- Teraz to wszystko przejął Makatan...

- I pewnie wszystko to zniszczy. On umie tylko zabijać i napadać. Później pomyślę jak mu przeszkodzić. Więc jeśli wasi ludzie wjechali na teren bagniska nie ujechali daleko, jestem tego pewna i to oni potrzebowali pomocy.

-Ratownicy powinni zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa i nie podejmować takich ryzykownych decyzji. Najpierw wysłaliby pieszy patrol zwiadowczy.

- Jest jeszcze inna możliwość. Ratownicy nie dotarli do omszałej skały a nasi przyjaciele wpadli w zasadzkę zastawioną tam przez żołnierzy...

-I znowu trafili do niewoli i potrzebują wsparcia. Nie przekonamy się póki tam nie dojdziemy. Skoro droga wiedzie przez nawiedzony teren i Bastinowie jej unikają, możemy iść w dzień. Będzie łatwiej i szybciej.

- Nie boisz się czarów człowieka – widmo?

- Nie, Egon mówił, że czary nie istnieją, istnieje tylko strach przed nimi i to on paraliżuje.

- Chyba ma rację, on zawsze ma rację... no cóż, na nas już czas, wcześniej wyjdziemy, wcześniej dowiemy się co się wydarzyło. Pójdę pierwsza, po drodze zastanowimy się co robić.

Winoria wstała i wyszła z pieczary. Starała się iść pewnie ale kilka razy zachwiała się lekko. Była jeszcze dosyć słaba a rana sprawia jej ból przy poruszaniu. Lana zaczęła mieć wątpliwości. Jeszcze przed chwilą była zupełnie przekonana o słuszności swojej decyzji, teraz przyszło jej do głowy, że to absurdalny i całkowicie odrealniony pomysł. Bastinka była ranna, ona ani nie znała drogi ani nie umiała posługiwać się bronią, którą posiadała. Żadna nie miała planu, zresztą trudno o jakikolwiek plan gdy się nie wie co się wydarzyło. Może lepiej zawrócić? Nie, nie może zawrócić, nie można zostawić przyjaciół bez pomocy. Tylko czy zdołają im w jakikolwiek sposób pomóc? Czy w ogóle dadzą radę dotrzeć do nich?

- Czy na pewno jesteś w stanie iść? - spytała niepewnie.

- Spokojnie – odpowiedziała Winoria nie dając po sobie poznać bólu – nic mi nie jest, zasiedziałam się trochę, zaraz się rozruszam. Idź po moich śladach i uważaj by nie zboczyć z drogi.

Ruszyły a z każdym krokiem Mirrę opanowywało coraz większe zwątpienie i strach. Nigdy przedtem podjęta decyzja tak bardzo jej nie ciążyła i tak bardzo nie przerażała więc gdyby teraz Winoria odwróciła się i powiedziała „zawracamy”, zrobiłaby to bez zastanowienia, nic takiego się nie stało. Jej towarzyszka szła wolno, ostrożnie krocząc między zaroślami kamiki i nic nie wskazywało na to by chciała wracać. Szła więc za nią bezwiednie stawiając stopy w pozostawione przez nią ślady. Właściwie widziała tylko te ślady a strach przed tym by nie zboczyć i nie utknąć w trzęsawisku paraliżował ją całkowicie, Nie zwracała uwagi n. to co dzieje się dookoła niej i myślała tylko o tym by trafić w ślad buta poprzedniczki.

Po godzinie Winoria zatrzymała się.

- Musimy odpocząć – rzekła oddychając ciężko – nie jestem jeszcze w pełni sprawna.

- Dobrze, ja też się zmęczyłam – odpowiedziała patrząc z niepokojem na kobietę. Jej blada do tej pory twarz stała się czerwona a na czoło wystąpiły krople potu.

Leaa coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że cała ta wyprawa nie ma sensu i nie może się powieść, ale jak się do tego przyznać? Czekała więc na jakiś znak ze strony Winorii a ta usiadła i powiedziała:

- Nic mi nie będzie... zmęczenie zaraz minie. Zastanówmy się co zrobimy... co zrobimy gdy dojdziemy na miejsce. Uszłyśmy dość daleko i nie spotkałyśmy ich wracających, coś rzeczywiście musiało się wydarzyć. Jeżeli zostali pojmani przez Bastinów... musimy dostać się nocą do osady i uwolnić ich. Zamknęli ich zapewne w bunkrze... tym, w którym już byliście zamknięci i jak zwykle słabo pilnują... więc mamy szansę. Podasz przez szczelinę tamaran Egonowi a ja spróbuję otworzyć drzwi.

Mówiła przerywanymi zdaniami t trochę drżącym głosem co zdradzało jej nie najlepszą kondycję, mimo to słowa brzmiały pewnie i stanowczo. Lana poczuła, że wraca jej nadzieja na pomyślne zakończenie.

„Żeby tylko Winoria nie opadła z sił a oni żyli to damy radę” - pomyślała, głośno zaś rzekła:

- Chyba ich nie zabiją?

- Nie zależy im na śmierci Alatydów tylko na mojej. Egon co prawda narobił bałaganu, ale Makatan jest chciwy i zastanowi się, czy nie lepiej wziąć okup niż zabijać. Myślę, że chciwość zwycięży.

- Ja też mam taką nadzieję.

Po krótkim odpoczynku kontynuowały wędrówkę przez mokradła. Uszły już dość daleko gdy Winoria zaczęła się trochę chwiać. Mniej pewnie stawiała kroki i trochę niespokojnie rozglądała się po okolicy.

- Co się dzieje? – spytała Lena niepewnie.

- Nie wiem, trochę kręci mi się w głowie,.. to zaraz minie...musi minąć...

- Może odpoczniemy?

- Za chwilę, dojdziemy tylko do tej kępy i usiądziemy.

Bastinka przyspieszyła kroku, Lana ze zdziwieniem zauważyła, że zeszła z linii kamiki.

- Chyba pomyliłaś drogę – zawołała przerażona

- Tak myślisz? Mam mętlik w głowie, wydaje mi się, że dobrze idę...

Nie dokończyła, następny krok okazał się bowiem tragiczny w skutkach. Obie jej stopy trafiły na grząski grunt i zaczęły pogrążać się w bagiennym podłożu.

- Jednak pomyliłam drogę... - mruknęła chwytając zdrową ręką gałąź. Okazało się jednak, że nie była ona związana z podłożem i nie stanowiła żadnego oparcia. Lana najszybciej jak umiała podbiegła do zanurzającej się coraz bardziej towarzyszki i chwyciła drugi koniec gałęzi.

-Ani kroku dalej – zawołała słabym głosem Winoria – bo obie skończymy na dnie. Nie możesz podejść zbyt blisko żeby nie stracić równowagi. Spróbuj mnie wyciągnąć.

Zrobiło się bardzo niebezpiecznie. Winoria miała sprawną tylko jedną rękę i nią trzymała gałąź, nie mogła szukać dodatkowego oparcia gdyż drugie, przebite ramie sprawiało ból nie do zniesienia. Lana również tylko jedną ręką mogła uchwycić konar, musiała bowiem zabezpieczyć się przed osunięciem obejmując cienki pień rosnącego tam, na szczęście, drzewa. I chociaż ciągnęła z całych sił Winoria bardzo powoli wydostawała się z grzęzawiska. W pewnym momencie ręka kobiety zsunęła się po gałęzi pogrążając ją jeszcze bardziej w błotnistej mazi i cały proces trzeba było zacząć od nowa.

Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Lana czuła, że drętwieją jej ręce a sił już nie na długo wystarczy i z oczu same zaczęły płynąć łzy. Łzy bólu, bezsilności i rozpaczy.

„Niech mi ktoś pomoże”- pomyślała a był to raczej jęk duszy niż myśl. Łzy zalały jej oczy i już nic nie widziała, czuła tylko jak słabnie z każdą chwilą i miała wrażenie, że za chwilę obie pogrążą się w otchłani. I wtedy czyjeś dłonie schwyciły je za ręce i jakaś potężna siła jakby zupełnie bez wysiłku, wydostała je z odmętu .

- Człowiek–widmo – usłyszała cichy szept towarzyszki. Otarła łzy z oczu i zobaczyła odzianego w skórzane ubranie, barczystego mężczyznę układającego ubłoconą Winorię na twardym gruncie. Był wielki i zarośnięty, miał długie włosy, tak, że trudno było rozpoznać rysy twarzy i rzeczywiście przypominał jakąś zjawę, zbawienną zjawę.

- Kim jesteś? – spytała niepewnie.

- Nazywam się Karet – rzekł w języku Bastinów – mieszkam z ojcem i grupą przyjaciół w osadzie na moczarach. Jesteście Bastinkami? Twoja przyjaciółka jest ranna, ma gorączkę i zawroty głowy, nic dziwnego, że zeszła ze szlaku, w dodatku rana zaczęła krwawić. Obserwuję was od pewnego czasu, co robicie same w tych dzikich okolicach?

Lana opowiedziała nieznajomemu kim są i co je spotkało. Ten spojrzał na nią z wyrzutem i rzekł:

- To było bardzo nierozsądne pozwolić jej iść w takim stanie.

- Nie jestem ubezwłasnowolniona – burknęła niezbyt uprzejmie Winoria – to była moja decyzja i ja za nią odpowiadam. A ty choć mówisz w naszym języku nie jesteś Bastinem, człowiekiem – widmo też raczej nie jesteś, więc kim?

- Ludzie – widma nie istnieją a my jesteśmy uchodźcami z Manitii. Jesteś chora i jeżeli szybko nie dostaniesz odpowiednich leków stan twój bardzo się pogorszy. Zabiorę was do naszej osady, mój ojciec jest lekarzem i na pewno coś poradzi. Po drodze opowiem wam o nas.

- A co z naszymi przyjaciółmi?

- Potem coś wymyślimy, w tym stanie nie pomożecie nikomu.

Właściwie nie było nad czym się zastanawiać. Podtrzymywana przez Kareta Winoria szła powoli a za nimi ciągnęła się Lana bezmyślnie rozglądając się po okolicy. Wielkie napięcie opadło i była dziwnie spokojna. Nie zastanawiała się nad tym dokąd idzie ani co zrobi za chwilę, właściwie było jej wszystko jedno. Ten potężny mężczyzna zjawił się nagle, dokładnie wtedy gdy najbardziej potrzebowała pomocy i wydał się jej antidotum na wszystkie problemy. Miała dziwne przeczucie, że tak jak prawie bez wysiłku wyciągnął je z matni, pomoże im odnaleźć przyjaciół.

 

Rozdział XVIII

 

Egon, podobnie zresztą jak Hiada i Amalen z ciężkim sercem zostawiali Lenę samą, chociaż w tej sytuacji było to jedyne rozsądne rozwiązanie. Ktoś musiał zostać z ranną Winorią a dziewczyna najmniej nadawała się do przedzierania przez moczary. Kryjówka wydawała się co prawda bezpieczna , trudno było tylko przewidzieć co wydarzy się przez noc. W dodatku nie wiadomo było czy ranna kobieta przeżyje i czy będzie nadawała się do drogi. Położenie, w jakim się znaleźli nie dawało wielu możliwości działania, gdyby jednak udało im się odnaleźć grupę ratunkową, byliby ocaleni. Szli więc tak szybko jak pozwalały na to warunki terenu. Winoria wytyczyła im trasę, która okrążała dużym lukiem osadę i prawdopodobieństwo spotkania patrolu było praktycznie żadne, wydłużało natomiast konieczną do pokonania drogę. Musieli iść bardzo szybko by wrócić przed świtem. Ostre liście kamiki tworzyły gęstą darń szczelnie pokrywająca podłoże i zgodnie z tym co mówiła Bastinka, bezbłędnie wskazywały stabilny grunt. Wszystkie inne znaki rozpoznawcze również znajdowały się dokładnie tam gdzie je wskazała.

Kilka godzin przedzierali się przez zarośla nie spotykając nikogo. Dwa razy na drodze stanęły im bagienne poczwarnice, duże stwory przypominające uzębione żaby. Musieli je pokonać nie używając broni palnej by nie zdradzić swojego położenia. Noże otrzymane od Winorii przydały się też w starciu z półtorametrowym wijem jaki wypełznął nagle spod ziemi i próbował schwycić swoimi żuwaczkami nogę Hiady. Idący za kobietą Amalen błyskawicznie wbił ostrze między głowę a pierwszy segment zwierzęcia i przygwoździł je do ziemi uniemożliwiając atak. Wij najpierw skręcił się w pierścień potem wyprostował i zesztywniał co dla niego oznaczało koniec życia a dla ludzi bezpieczną drogę.

Wreszcie dotarli do omszałej skały sterczącej pośród zarośli kamiki niczym kolumna podpierająca nieboskłon. Według słów Winorii była to brama do ich świata. Oznaczała miejsce gdzie zaczynała się jedyna droga prowadząca z rozleglej równiny do osady Bastinów. Od tego miejsca zaczynał działać wodny system zacierania śladów i tylko Bastinowie umieli omijać zapadliska i trzęsawiska. Niewtajemniczeni nie powinni raczej zapuszczać się w te rejony. Było to miejsce, do którego – zgodnie z ich przewidywaniami – powinni dotrzeć ratownicy Fery podążający za śladami pojazdów. Nikogo jednak nie było.

- Rozejrzyjmy się – zarządził Egon – i sprawdźmy ślady po tej stronie. Przekonamy się czy ktoś tu dotarł przed nami.

Odciski gąsienic były doskonale widoczne, wiły się w gąszczu drzew i rzeczywiście urywały się zaraz po ominięciu skalnej kolumny. Wyglądało jakby zapadały się pod ziemię.

- Nieźle pomyślane – rzekł Amalen z uznaniem – nie da się odtworzyć trasy przejazdu na postawie śladów, po prostu ich nie ma.

- Tak – mruknął Egon chodząc między drzewami i analizując sytuację – nic tu nie widać. Widzę tylko ślady gąsienic, żadnego śladu naszych pojazdów, pewnie jeszcze tu nie dotarli.

- Przejdźmy jeszcze kawałek, zarośla blokują widok i niewiele można zobaczyć między drzewami. Czekajcie – Amalen wytężył słuch – wydaje mi się, że słyszę jakieś dźwięki, jakby dudnienie.

- Tak, teraz też słyszę, to może być pojazd kroczący z naszego statku ratowniczego. Schowajmy się tu i zaczekajmy.

Dudnienie stawało się coraz wyraźniejsze i po jakimś czasie zza drzew wyłonił się długi pojazd złożony z dwóch części połączonych przegubem. Nie miał włączonych reflektorów, zapewne dla bezpieczeństwa, w świetle księżyca widać było, że każda z nich opierała się na czerech wygiętych w kabłąk nogach umożliwiającym poruszanie po nierównym podłożu. Dzięki przegubowi wehikuł mógł omijać przeszkody i swobodnie przemieszczać się między drzewami.

- To nasi – rzekł Egon na widok maszyny – mają znak FERY na kadłubie.

- Widzę Tokena i Afarę – zawołała Hiada – światło księżyca oświetla kabinę i widzę ich siedzących przy sterach.

Wyszli z ukrycia i zaczęli machać rękami na powitanie. Pojazd zatrzymał się tuż przed nimi i przez właz wydostało się czworo ludzi, mężczyzna nazwany przez Hiadę Tokenem, kobieta o imieniu Afara i jeszcze dwóch mężczyzn.

- Witajcie przyjaciele – zwołał Egon widząc znajome twarze – długo was nie było i zaczęliśmy się obawiać czy odnaleźliście ślad.

- Witajcie – rzekł Token ściskając wszystkim ręce – mieliśmy małe komplikacje, najważniejsze, że was odnaleźliśmy. Jak udało się wam uciec z niewoli?

- To długa historia, nie mamy wiele czasu, musimy ratować Lanę i ranną Winorię.

- Gdzie one są? Jesteście wyczerpani, musicie odpocząć i przebrać się, my pójdziemy po nie. Wskaż mi tylko drogę a poradzimy sobie.

- Pójdę z wami, to trudna trasa i łatwo skończyć w bagnie. Na razie są bezpieczne, długo nie mogą tam zostać. Są w... - Egon nagle zamilkł. Zza drzew zaczął wyłaniać się inny pojazd i na pewno nie należał on do FERy. Na kadłubie widniał podwójny kwadrat wpisany w okrąg, znak nie wróżący nic dobrego.

- Kalhan...

Tylko tyle zdążyła wykrzyknąć Hiada gdyż Token zorientowawszy się, iż sytuacja uległa zmianie dał znak ręką i w tym momencie Afara i obaj stojący przy niej mężczyźni wystrzelili w jej stronę i w stronę jej przyjaciół pociski z substancją usypiającą. Środek zadziałał błyskawicznie i już po chwili wszyscy troje osunęli się na ziemię tracąc na wiele godzin przytomność.

Gdy ją odzyskali było już dobrze po południu. Znajdowali się w ciasnym pomieszczeniu we wnętrzu pojazdu Kalhana, zamknięci, ze skutymi rękami i dodatkowo przykuci metalowymi obręczami do ściany. Przez niewielkie okno wpadało trochę słonecznego światła a przez okratowany właz ktoś od czasu do czasu zaglądał do wnętrza sprawdzając w jakim są stanie. Kiedy doszli już do siebie właz otworzył się ze szczękiem i do celi weszło trzech uzbrojonych mężczyzn. Odłączyli skuwające ich obręcze od ściany pozostawiając unieruchomione ręce i zaprowadzili do innego pomieszczenia wewnątrz pojazdu. Przebywał tam sam Kalhan a z nim Donara oraz Token z Afarą.

- Znowu się spotykamy – rzekł szyderczo Kalhan – cóż za niesamowity widok, oto niezłomny Egon i perfekcyjna Hiada pokonani. Wyglądacie żałośnie w tych podartych ubraniach, widać, że nie myliście się od kilku dni. Tak smakuje gorycz porażki. Ten tu to zapewne Amalen, oddany sługa królowej.

- Służę państwu i strzegę go przed takimi kanaliami jak wy - wycedził Amalen

- Swojego dzisiejszego położenia chyba nie zaliczysz do osiągnięć. Co do obelg jakimi nas obdarzasz, na twoim miejscu byłbym ostrożniejszy w ocenie postaw innych. Jesteś zbyt młody by pamiętać wojnę, nie wiesz co się wtedy działo więc powtarzasz tylko kłamstwa, którymi cię przez lata karmiono.

- Wystarczy mi to co wiem i to co robisz teraz.

Zanim Kalhan zdążył odpowiedzieć, Egon zmierzył go zimnym spojrzeniem i zupełnie spokojnie rzekł:

- Odłóż na bok swoje złośliwości, nie zrobią na nikim wrażenia. Poza tym nie zostaliśmy pokonani tylko zdradzeni.

Przerwał, po czym spojrzał na Tokena i rzekł z wyrzutem:

-Jesteś ostatnią osobą, którą podejrzewałbym o zdradę, zawsze byłeś odpowiedzialny i oddany sprawie, zarówno w czasie wojny jak i po jej zakończeniu, razem ratowaliśmy ludzi i siebie nawzajem, razem tworzyliśmy nową rzeczywistość. Nie mogę zrozumieć dlaczego...?

Kalhan nie pozwolił odpowiedzieć.

- Nie czas i miejsce na udowadnianie swoich racji – przerwał sucho – teraz są ważniejsze sprawy do omówienia. Udało wam się jakoś uciec Bastinom, córka Anny gdzieś została, ponieważ chciałeś ją ratować, domyślam się, że żyje, pozostaje pytanie gdzie jest. Nie sądzę, byście uciekli bez niej więc musieliście ją gdzieś ukryć, być może u tej Winorii, o której wspomniałeś Tokenowi. Przeszukaliśmy was, nie macie klucza i to mnie martwi. Albo ukryłeś go wraz z dziewczyną albo został u Bastinów co znacznie skomplikowałoby sytuację. To prymitywne plemię nie zna prawdziwej wartości owego kawałka metalu i gotowe go przetopić. Z drugiej strony trudno mi uwierzyć, by wielki Egon zostawił skarb narodu a sam uciekł nie wykonawszy zadania. Więc chyba trzeba przyjąć pierwszą ewentualność. I znów powraca pytanie gdzie jest córka Anny?

- Przyznaję nie straciłeś nic ze swej błyskotliwości i ona zapewne podpowie ci, że żadne z nas nie wyjawi tego miejsca. Zarówno członkowie FERY jak i żołnierze Alatydy są szkoleni jak przeciwstawić się działaniu mieszanki penetrującej. Podałeś ją Lanie chociaż mówiła, że nic nie wie. To było podle i małostkowe, niegodne strażnika FERY nawet byłego.

- Nie masz prawa oceniać moich czynów, ty, który wyrzucałeś mnie z FERY na podstawie fałszywych oskarżeń kilku zbuntowanych dowódców po to by zająć moje miejsce.

- To nie ja usuwałem cię z FERY a poza tym to nie były oskarżenia tylko fakty, przedstawiono nam dowody.

- Sfabrykowane, nie zamierzam teraz dowodzić swojej niewinności. Lata odosobnienia pozwoliły mi odnaleźć własną drogę i dokonać rozliczeń. Rzeczywiście mieszanka penetrująca w waszym przypadku nie zda egzaminu, środki bezpośredniego przymusu też. Zbyt długo byłem wśród was by tego nie wiedzieć. Obaj jednak wiemy ,bywają sytuacje gdy trzeba postawić dobro jednostki przed dobrem ogółu. Taka chwila właśnie nadeszła. Dziewczyna jest gdzieś ukryta z kimś o imieniu Winoria. Czekają na ratunek i jeśli nie przyjdziecie im na czas z pomocą obie zginą. Czy tak postępuje szlachetny Egon i równie szlachetna Hiada? Zawrzyjmy układ. Zaprowadzisz mnie do nich, ja wezmę to co moje w was wszystkich uwolnię.

Zapadła cisza. Obaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem jakby chcąc przeniknąć do wnętrz umysłu przeciwnika, Hiada z wyrzutem patrzyła na Afarę wpatrzoną bezmyślnie w jakiś punkt na podłodze a Donara rzucała ukradkiem spojrzenia na Amalena.

Milczenie przerwał spokojny głos Egona:

-Jeszcze piętnaście lat temu bez wahania przyjąłbym twoje warunki, wtedy byłeś wiarygodny. Dzisiaj nie ufam ci, nikt ci nie powinien ufać a ty nie możesz dać żadnej gwarancji.

-W istocie nie mogę. Daję jednak moje słowo i pomyśl czy nie lepiej zaryzykować i zaufać niż trwać w swojej zawziętości i stracić wszystko. Przecież nie może być zbyt daleko więc i tak ją znajdziemy. To tylko wydłuży bieg wydarzeń, ale ich nie zmieni. Może jednak zmieni, będzie wtedy już martwa,. Dla mnie to bez znaczenia. Pomyśl, gdybym odzyskał swoją własność wasza śmierć na nic by mi się nie przydała, nie musiałbym nikogo zabijać.

Znowu zapadło milczenie. Kalhan nie był w stanie sam, bez odpowiednich wskazówek przedrzeć się przez mokradła, chociaż jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy. Lana i Winoria pozostawione zbyt długo bez wsparcia mogły nie przeżyć drogi do Manitii. Propozycja Kalhana wydawała się rozsądna, gdyby była uczciwa. To właśnie był największy problem, obaj nie ufali sobie nawzajem i dojście do porozumienia było mało prawdopodobne.

- Musimy się zastanowić – rzekł wreszcie Egon – daj nam trochę czasu. A swoją drogą jak udało ci się tak szybko wydostać z wyspy?

-Nie doceniasz mnie. Narobiłeś bałaganu nie przeczę, tylko ty mogłeś tego dokonać. Poza mną oczywiście, ja dobrze wyszkoliłem swoich ludzi i szybko posprzątali po tobie. . Co do naszej umowy niech będzie, macie czas do wieczora, Zostaniecie zamknięci w oddzielnych celach, tak na wszelki wypadek.

- Rozkujesz nas?

-W przeciwieństwie do ciebie nie lekceważę przeciwnika i nie zamierzam ryzykować. Zabrać ich.

Kalhan nie był zbyt zadowolony z opóźniania decyzji, wolał jednak wykazać dobra wolę i poczekać niż przetrząsać bagna. Teren jest niebezpieczny dla kogoś kto go nie zna a ciężkie pojazdy kroczące będą całkowicie bezużyteczne i muszą pozostać tam gdzie są. Nie miał zbyt wielu ludzi, nie znał drogi, w dodatku gdzieś w pobliżu znajdowała się wioska Bastinów. Dla ciężkich i dobrze wyposażonych maszyn jakimi dotarli do granicy mokradeł Bastinowie nie stanowili zagrożenia, sytuacja wyglądałaby inaczej gdyby musieli iść pieszo, ośmiu, nawet uzbrojonych w najnowocześniejszą broń, nie znających terenu, ludzi bardzo łatwo mogło wpaść w ich zasadzkę. Ugoda z Egonem była najrozsądniejszym rozwiązaniem. Dla ratowania swojej przyjaciółki Egon z pewnością poświęci pieczęć, przynajmniej na razie będzie tak udawał, Potem oczywiście zechce ją odzyskać a czas na zastanowienie jakiego żądał potrzebny mu był zapewne na opracowanie planu. Kalhan obawiał się Egona i najchętniej pozbyłby się go od razu, ale ten był mu potrzebny. Musiał więc zachować zarówno pozory współpracy jak i wszelkie środki ostrożności.

Umieszczenie więźniów w różnych pomieszczeniach miało właśnie zapobiec jakimś nieprzewidzianym zdarzeniom.

Egon i Amalen zostali zaprowadzeni do luków w tym samym pojeździe, w którym przebywali do tej pory, natomiast Token i Afara odprowadzili Hiadę do swojego pojazdu, gdyż tutaj nie było już dla niej celi. Prowadzili ją skutą trzymając broń w pogotowiu. Hiada patrzyła na nich z wyrzutem wreszcie odezwała się:

-Co się z wami stało? Dlaczego to robicie? Afaro przecież przyjaźniłyśmy się, razem zdawałyśmy do FERY i chociaż po wojnie trafiłyśmy do różnych sektorów nic się nie zmieniło.

- No właśnie, trafiłyśmy – odpowiedziała Afara po raz pierwszy patrząc byłej przyjaciółce w oczy – dobrze to ujęłaś, bo ja nie miałam wpływu na to gdzie zostanę przydzielona. Ty dostałaś się do grupy badawczej z możliwością rozwoju a ja utknęłam w grupie ratowniczej.

- Przecież odpowiadała ci ta funkcja i nie chciałaś przechodzić ponownie kwalifikacji.

-Nikomu jeszcze nie udało się poprawić pierwszego wyniku, dobrze o tym wiesz, więc i ja bym tego nie dokonała. Jeżeli Rada Najwyższa kogoś skreśli na początku, nie ma możliwości zmiany decyzji.

- To nie tak, gdybyś się przyłożyła do ćwiczeń mogłabyś poprawić wynik, jestem tego pewna. Wiele osób dostawało się do grupy badawczej po drugim egzaminie. Jeśli nawet nie chciałaś tego robić to w waszym sektorze też są możliwości rozwoju. Doskonalicie techniki zabezpieczania, budujecie maszyny ratownicze, ćwiczycie sposoby samoobrony...

- Do Rady Najwyższej nikogo z nas nie wybrali...

-Więc to o to chodzi, o niezrealizowane ambicje. Czy Kalhan zapewni wam coś więcej?

- Kalhan uświadomił nam – wtrącił milczący dotąd Token – że Rada Najwyższa utrzymuje pozostałych członków FERY w niewiedzy, nie dopuszcza ich do wielu tajemnic by zapewnić sobie nad nimi kontrolę. Chcą decydować o wszystkim bez liczenia się z opinią innych. Przydzielają ludzi gdzie chcą i jak chcą, zgodnie z własnym planem podporządkowywania, gdy ktoś ośmieli się myśleć inaczej wyrzucają ich, tak jak zrobili to z nim.

Hiada spojrzała na niego ze zdziwieniem. On naprawdę wierzy w to co mówi, Kalhan tak wyprał im mózg, że stracili właściwy osąd sytuacji.

- To nieprawda – rzekła po chwili – on was zwodzi. W każdym zespole musi być jakaś zależność, nie aż tak głęboka jak to wam wmówił. Przyjrzyjcie się temu co teraz robicie. Wypełniacie jego rozkazy i tak będzie zawsze. Myślicie, że gdyby w jakiś sposób zdobył władzę podzieliłby się nią z wami? Na waszym miejscu nie liczyłabym na to. We wszystkich grupach przestępczych, jaką teraz tworzycie, podporządkowanie jest znacznie większe niż w legalnych strukturach. Z FERY mogliście odejść, znalazłoby się dla was miejsce w innych obszarach gospodarki, jeżeli jednak zechcecie opuścić Kalhana – zabije was, tak jak zabił już tylu ludzi.

Token był wyraźnie niezadowolony z przebiegu rozmowy.

-Dość tego – przerwał ostro – to nasza decyzja i to my za nią odpowiadamy, na razie to wy jesteście zagrożeni śmiercią.

- Zabijesz nas?

- Jeśli będzie taka konieczność.

Ponieważ doszli do pojazdu ratowniczego wepchnął Hiadę do luku i zatrzasnął właz. W ten sposób każde z nich zostało odizolowane od pozostałych bez możliwości porozumienia. Oczywiste było, że decyzję i tak podejmie Egon, nie będzie mógł tylko przedyskutować z nimi swojego planu, który zapewne opracuje. Rzeczywiście Egon zamknięty sam w celi analizował zaistniałą sytuację i szukał najkorzystniejszej drogi wyjścia. Przyjęcie propozycji Kalhana było jedyną szansą na wydostanie się z luku i podjęcie jakichkolwiek działań. Chciał jednak zyskać na czasie i dlatego nie przyjął jej od razu. Winoria była słaba i było mało prawdopodobne, że kobiety szybko wyruszą do Manitii a Lana pewnie nie pozbędzie się tak szybko pieczęci. Ponieważ nie wierzył Kalhanowi nie chciał go doprowadzić zbyt szybko do kryjówki zanim stan Winorii nie będzie pozwalał na opuszczenie pieczary. Gdyby tak się stało obie mogłyby znaleźć się w pułapce. W jakiś sposób musieli jednak dotrzeć do pozostawionych kobiet ponieważ gdyby Winoria dostała gorączki lub co gorsza umarła, wówczas Lana byłaby zupełnie bezradna i bez pomocy na pewno by zginęła. Rozważał więc możliwość ucieczki w czasie przeprawy przez bagna i doszedł do wniosku, że będzie to najdogodniejszy moment.

Kalhan dysponował ośmiorgiem ludźmi nie licząc jego oraz młodej, niezbyt rozgarniętej i nie nadającej się do działań w terenie Donary, którą zrobił swoją asystentką ze względu na przyjaźń z jej ojcem. Na jego usługach było czworo dobrze wyszkolonych ratowników FERY oraz czterech innych nieznanych Egonowi mężczyzn. Przynajmniej dwóch, może nawet więcej ze względu na bliskość osady Bastinów, będzie musiał zostawić do ochrony pojazdów, liczba eskortujących nie będzie duża, co zwiększało szansę na uwolnienie.

Gdy więc wieczorem Kalhan sam zjawił się przy jego celi przedstawił mu swoje oczekiwania. Rozmawiali w cztery oczy mierząc się wzajemnie lodowatym wzrokiem nie pozostawiającym złudzeń co do ich wzajemnych relacji.

Po twardej wymianie wzajemnych żądań i ustępstwach z obu stron uzgodnili warunki transakcji. Obaj nie ufali sobie nawzajem, obaj też nie zamierzali dotrzymać warunków umowy. Żaden nie zrezygnował ze zdobycia pieczęci, Egon zastanawiał się jak tego dokonać pozostając samemu przy życiu i ratując przyjaciół, Kalhan zamierzał zgładzić wszystkich, po osiągnięciu celu, obietnice nie miały dla niego żadnego znaczenia.

 

Rozdział XIX

 

W czasie gdy Egon prowadził negocjacje z Kalhanem Karet prowadził obie napotkane kobiety przez bagienna głuszę. Wędrówka trwała dosyć długo, poruszali się bowiem bardzo wolno, gdyż Winoria była słaba i chwiała się na nogach. Droga też nie była łatwa, zwłaszcza dla nieznającej terenu Lany i wymagała dużej koncentracji uwagi. Znaleźli się w miejscu dużo bardziej dzikim i niedostępnym niż do tej pory, poprzecinanym ciekami wodnymi, porośniętym zwartymi darniami kolczastych krzewów a przede wszystkim stanowiącym olbrzymie trzęsawisko i biada temu, kto zapuściłby się tutaj bez przewodnika. Kilka razy musieli je pokonać skacząc po ledwie widocznych w bladym świetle księżyców kępach i tylko bystrość umysłu i siła Kareta zapobiegała nieszczęściu.

- Nie dziwię się, że Bastinowie nie zapuszczają się tutaj – mruknęła Winoria gdy minęli kolejne mokradło.

- Dzięki temu jesteśmy tu bezpieczni. Z drugiej strony w kierunku Manitii miejsce jest bardziej przyjazne chociaż i tam nie brak pułapek wodnych mogących pozbawić życia niejednego śmiałka.

Po drodze Karet opowiedział im dlaczego wraz z ojcem i kilkoma innymi rodzinami zamieszkał w tak niedostępnym miejscu.

Pochodzili z dość bogatego rejonu Manitii obfitującego w tytan i miedź i do niedawna wiedli spokojne i dostatnie życie. Karen dowodził lokalnym oddziałem żołnierzy stanowiącym siły bezpieczeństwa a jego ojciec był uznanym lekarzem. Przed dwoma laty doszło do wybuchu w miejscowej kopalni miedzi, zginęło wówczas wielu ludzi a kopalnia poniosła duże straty. O spowodowanie katastrofy i sabotaż oskarżono kilku ich przyjaciół, pracowników tejże kopalni. Oskarżenia były bezpodstawne, przysłany przez Zariata przedstawiciel dowództwa, mimo braku jakichkolwiek dowodów, dał wiarę skarżącym i skazał podejrzanych i ich rodziny na wygnanie. Karet na znak protestu zrezygnował z wojska i wraz z ojcem postanowili dołączyć do przyjaciół i opuścić Manitię.

Osiedlili się w niedostępnym i okrytym złą sławą miejscu by mieć spokój i niezależność.

- Dzięki opowieściom o widmach zamieniających ludzi w poczwarnice nikt nie zapuszcza się w te strony, jesteście dopiero drugą grupą osób, które się tu znalazły. Dzisiejszej nocy troje ludzi szło tędy, to zapewne byli wasi przyjaciele – zakończył opowieść Karen.

Doszli wreszcie do rozległej i suchej polany otoczonej bujną roślinnością. Przez jej środek przepływała rzeka, w zakolu której stało kilkanaście drewnianych, wystarczająco dużych domostw. Z jednego z nich wyszedł wysoki człowiek w podeszłym wieku i ze zdziwieniem zaczął przyglądać się przybyszom. Ubrany był w szarą długą do kostek tunikę, na głowie nosił rodzaj skórzanej czapki z metalowa obręczą wokół czoła.

- Jesteśmy na miejscu – powiedział Karet po czym zwrócił się do mężczyzny- Witaj ojcze, bez obaw, to Winoria i Lana, są uciekinierkami jak my i potrzebują pomocy.

- Witajcie, jestem Hatat – rzekł starszy mężczyzna podchodząc bliżej – Jesteś ranna w dodatku mocno krwawisz. Przejdźmy natychmiast do sali lekarskiej, zobaczę co da się zrobić.

Nie zastanawiając się długo weszli do jednego z większych budynków i wkrótce znaleźli się w obszernym pomieszczeniu wymalowanym lśniącą białą farbą. Był to miejscowy punkt sanitarny pełniący również funkcje szpitala i pogotowia ratunkowego. Hatan ułożył Winorię na metalowym stole, zdjął zakrwawiony opatrunek z kuriny i zaczął oczyszczać ranę.

- Radziłyście sobie nie najgorzej w tych prymitywnych warunkach, niestety to tymczasowe zabezpieczenie. Kurina jest skuteczna tylko wtedy gdy osoba może leżeć bez ruchu przez dłuższy czas. Rana jest głęboka i przez kilka dni nie powinnaś w ogóle wstawać. W dodatku w ranie zostało kilka odłamków więc gdy zaczęłaś chodzić podrażniły tkankę, dostałaś gorączki a na dodatek zaczął się proces zapalny.

- Wiem, wiem –- mruknęła Winoria – są sprawy ważniejsze niż zapalenie.

Lana ponownie opowiedziała kim są i w jaki sposób się tu znalazły a Hatat w tym czasie oczyścił ranę, zatamował krwotok i założył profesjonalny opatrunek.

- Nie wiedziałem, że Hiaron miał córkę... – powiedział jakby mimochodem.

- On nie wiedział, ja nie wiedziałam, gdy już się dowiedziałam rozmawiałam z nim tylko przez chwilę. Potem zginął.

Mężczyzna nie odpowiedział. Wyjął z jakiegoś pojemnika przedmiot przypominający strzykawkę z krótkim szpikulcem i wkuwając się w ramię podał rannej tą drogą środki przeciwzapalne i przeciwbólowe.

- Co mi dajesz? - spytała Winoria podejrzliwie.

- Dużą dawkę ikary, powinna zwalczyć zapalenie i pozwoli ci zasnąć.

- Skąd macie taki drogi lek? Bastinowie kupują go czasem w Manitii, kosztuje krocie i używają go tylko w krytycznych stanach.

- Karet powiedział wam kim jesteśmy i dlaczego tu mieszkamy. W Manitii mamy wielu przyjaciół, którzy nie wierzą w winę tych ludzi i pomagają nam dostarczając wszystko czego potrzebujemy. Zostawiliśmy tam też pewne dobra, którymi zarządzają a dochody przeznaczają na zakup tych towarów. Ja i Karen jesteśmy z własnej woli i naszych majątków nikt nie miał prawa skonfiskować. Możemy też swobodnie poruszać się po naszym kraju i dokonywać zakupów.

Lana rozejrzała się po pomieszczeniu. Rzeczywiście było dobrze wyposażone. Oprócz stołu, na którym leżała Winoria było tu kilka łóżek, takich jakie widziała w Manitii, oraz liczne regały zastawione pojemnikami z lekami. Oświetlały je elektryczne lampy co bardzo ją zdziwiło.

- Widzę, że macie elektryczność – zauważyła.

- Tak, chociaż to nasz największy problem i z czasem będziemy musieli go inaczej rozwiązać. Na razie nie udało się nam zbudować elektrowni więc nasi przyjaciele muszą nam dostarczać akumulatory. Te mają bardzo dużą pojemność i starczają na długo.

-Mówili mi, że na Nakarunie opanowaliście sztukę gromadzenia i przechowywania dużej ilości energii.

Hatat spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Mówisz jakbyś przybyła z innego świata, przecież to w Alatydzie powstały te technologie. Chyba, że w istocie prawdą jest to co mówili w Manitii, że żona Hiarona a twoja matka pochodziła z innej planety i tam też uciekła.

Lana roześmiała się chcąc ukryć zakłopotanie. Niewiele brakowało a wyjawiłaby swoje pochodzenie, nie powinna tego robić, chociaż jak wynikało ze słów Hatata Manici coś słyszeli o dziwnym pochodzeniu Anny. Pewnie traktowali to jako niesprawdzone insynuacje, nie była więc pewno czy by jej uwierzył gdyby wyjawiła prawdę, poza tym tłumaczenia trwały by zbyt długo. Nie bardzo wiedziała co powiedzieć, na szczęście Winorii znudziło się leżeć więc uniosła się na łokciach i spytała:

- Kiedy będę mogła wstać?

-Nieprędko. Teraz musisz położyć się do łózka, za chwilę środek zacznie działać i będziesz mogła usnąć.

- Chyba żartujesz – zawołała zrywając się z miejsca – musimy jak najszybciej odszukać przyjaciół...

W tym momencie zakręciło jej się w głowie i z pewnością upadłaby gdyby Karet nie podtrzymał jej i nie ułożył na łóżku.

- Nikomu nie jesteś w stanie pomóc – powiedział Hatat spokojnie.

- Lano wybacz mi – jęknęła kładąc się w pościeli – chyba naprawdę nie dam rady...

- W porządku, jakoś sobie poradzę, nie zostawię ich bez pomocy.

- Pójdę z tobą – odezwał się milczący dotąd Karet – z pewnością coś wymyślimy, najpierw musisz odpocząć, potem opowiesz mi dokładnie co mogło się stać.

- Jak traficie do naszej osady jeżeli nie pójdę z wami – Winoria była wyraźnie zaniepokojona.

-Nie ma obawy, znam drogę. Jestem byłym żołnierzem i moim zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa grupy. Odkąd tu zamieszkaliśmy robię rozpoznanie terenu, pod waszą wioskę też podchodziłem.

- Udajesz człowieka – widmo.

- Nie udaję, to strach i wyobraźnia Bastinów robi ze mnie bestię.

-Na jedno wychodzi, chociaż masz rację, niech się boją i nie zapuszczają tam gdzie nie mają potrzeby. Jakiś skrawek terenu każdemu się należy.

- Przyprowadziłem was tutaj bo wymagałaś natychmiastowej pomocy, mam nadzieję, że nie zdradzisz naszego położenia.

Kobieta popatrzyła na niego z wyrzutem, trochę dotknięta brakiem zaufania. Była już bardzo senna więc cicho ale stanowczo powiedziała:

- Jestem wygnańcem, jak wy. Mój kuzyn odebrał mi wszystko i nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się odzyskać dawną pozycję. Zresztą nie wiem czy tego chcę. Nawet gdyby tak było wiedz, że nigdy nie zdradzam tajemnic.

Karet pokiwał głową na znak zrozumienia po czym rzekł do Leny:

- Chodźmy stąd, niech odpoczywa.

Gdy znaleźli się w drugim budynku Hatat przyniósł naczynie z jedzeniem i pojemnik z wodą oraz czystą odzież.

- Teraz musisz coś zjeść – rzekł stawiając wszystko na stole przed dziewczyną – z tego co mówiłaś przez ostatnie dni żywiłyście się tylko owocami. W trakcie posiłku będziecie mogli zastanowić się jak odnaleźć twoich przyjaciół. Winoria będzie musiała tu zostać kilka dni a potem sama zdecyduje co zrobi. Zna teren więc da sobie radę. Ja tymczasem udam się do moich pacjentów, dwoje dzieci skarżyło się na bóle brzucha.

Spojrzała na niego z wdzięcznością. Rzeczywiście była bardzo głodna i choć potrawa przypominała papkę i nie miała smaku zjadła ją szybko nie zastanawiając się nawet co to jest. W międzyczasie Karet mówił:

-Chyba jedynym sposobem sprawdzenia co przytrafiło się twoim przyjaciołom jest dotarcie do granicy bagien. Widziałem ich w nocy idących w tym kierunku, ponieważ nie interesowali się okolicą i nie stanowili zagrożenia nie szedłem za nimi. Niedługo będzie ciemno więc gdy odpoczniesz pójdziemy tam i przekonamy co się wydarzyły. Być może Winoria ma rację i dostali się znowu do niewoli Bastinów, wówczas udamy się tam i zobaczymy co da się zrobić.

Zamilkł na chwilę po czym spojrzał uważnie na Lanę i spytał:

- Czy masz do niej zaufanie? Przecież niedawno byliście jej więźniami.

Zdziwienie odbiło się na jej twarzy. Nie, nie zastanawiała się nad tym. Wszystko potoczyło się tak szybko, ścieżki ich życia tak się splątały, iż nieoczekiwanie znalazły się na tej samej drodze i dopiero pytanie Kareta uświadomiło jej, że szła przez bagienną głuszę z zupełnie nieznaną jej kobietą.

- Nie wiem – odpowiedziała – chyba tak. Wydaje się uczciwa, traktowała nas dobrze a gdy oskarżono mnie o czary stanęła po mojej stronie. Egon jej zaufał i rozumiał ją. Nie jest łatwo rządzić takim dzikim ludem nie zrażając sobie podwładnych i jednocześnie dążyć do rozwoju cywilizacji.

- Tak, to prawda, Manici nie lubią ludzi żyjących na bagnach bo mają z nimi kłopoty, ale Bastinowie rzeczywiście od dawna zaniechali wypadów do naszego kraju i zaczęli prowadzić wymianę towarową. Dysponują pięknymi skałkami, które łatwo szlifować a nasi kamieniarze używają ich do zdobienia ścian. Zresztą wyższa cywilizacja nie oznacza wcale większej uczciwości, czego dowodem jest nasza sytuacja. Odpocznij teraz i przebierz się, niedługo przyjdę po ciebie. Poszedłbym sam, ale nie rozpoznam twoich przyjaciół a oni nie znają mnie, więc musisz iść ze mną.

Lana miała teraz czas na umycie i doprowadzenie się do porządku. Ubranie, które dostała było grubsze i mocniejsze niż jej dotychczasowe, było też całe i czyste a ponadto miało więcej kieszeni co bardzo się jej przydało. W najgłębszej schowała pieczęć a w drugiej podobnej umieściła tamaran i otrzymany od Winorii nóż. Odświeżona i pełna zapału czekała na Kareta, który przyszedł dopiero gdy się ściemniło.

- Jeśli jesteś gotowa możemy ruszać - rzekł - idź za mną w niewielkiej odległości by nie zejść z drogi. Widziałaś czym to może się skończyć.

Skinęła głową na znak, że rozumie, ale zanim wyszli zawahała się.

- Dlaczego mi pomagasz? - spytała.

- Ponieważ potrzebujesz pomocy a ja mogę to zrobić – odpowiedział nieco zdziwiony – sama nie dasz sobie rady, widzę, że jesteś zdeterminowana i zależy ci na życiu przyjaciół. Cenimy takich ludzi, którzy pokonują własne słabości by ratować innych.

- Dziękuję – odpowiedziała cicho.

Po chwili znaleźli się w leśnej głuszy. Znowu przedzierali się przez kolczaste krzewy i pokonywali bagna. Kilka razy nawet spotkali poczwarnice i olbrzymie wije, z którymi Karet musiał stoczyć krótką walkę. Wokoło panował mrok, woń bagien nie należała do przyjemnych, mino to czuła się znacznie lepiej. Była najedzona, miała świeże ubranie a ponadto olbrzymi Manita wydawał się bardzo silny i pewny siebie, znał teren i wiedział jak poradzić sobie w trudnej sytuacji o czym kilka razy się przekonała. Martwiła się o Egona i pozostałych, nie wiedziała co się z nimi stało, Rozglądała się po okolicy próbując w bladym świetle zobaczyć cokolwiek i czasami zdawało jej się, że widzi jakieś ludzkie postacie, zawsze okazywały się to złudzeniem. Było pusto, przygnębiająco , tylko zwierzęta stanowiły czasami zagrożenie.

Gdy zbliżali się do wskazanego przez Winorię miejsca Karet zatrzymał się i powiedział:

-Musimy zachować nadzwyczajną ostrożność, nie wiemy co się wydarzyło i kogo tam spotkamy.

Znowu skinęła głową. Uszli spory kawałek drogi gdy ku swojemu zdumieniu ujrzeli w oddali blade światło reflektorów.

- Co to może być?- spytała zdziwiona – czyżby ekipa ratownicza jednak dotarła na miejsce?

- Przekonajmy się. Na razie pozostańmy w ukryciu dopóki nie nabierzemy pewności kim są. Znasz tych ratowników?

- Nie, nie wiem nawet jak wyglądają pojazdy ratownicze.

Karet zmienił nieco kierunek przemieszczania się tak by zbliżyć się od nieoświetlonej strony. Po kilkunastu minutach byli już na tyle blisko by dostrzec dwa pojazdy wznoszące się nad podłożem na metalowych nogach, gdy zbliżyli się jeszcze bardziej zobaczyli dwóch uzbrojonych ludzi spacerujących między nimi. Wyglądało tak jakby trzymali wartę lub czegoś pilnowali.

- Niezłe maszyny – mruknął Karet – i dobrze uzbrojone. Nie przydadzą się na grząskim podłożu.

-To nie oni – szepnęła Lana – nie znam nikogo z tych ludzi.

W tej chwili do jednego ze spacerujących podszedł inny mężczyzna i rozpoczął rozmowę. Słabe światło reflektorów padło na jego twarz i pozbawiło dziewczynę złudzeń.

- Kalhan – jęknęła trzęsąc się cała – jest gorzej niż mogłam sobie wyobrazić.

- Znasz go?

- Na nieszczęście nas wszystkich - tak.

-Wycofajmy się stąd na bezpieczna odległość. Musimy spokojnie porozmawiać.

- Dobrze.

Po paru minutach znaleźli się na tyle daleko by widzieć blask reflektorów, ale by nie być słyszanym. Lana była zdenerwowana, blada a ręce trzęsły jej się jakby miała gorączkę. Znowu poczuła ogromną niemoc i długo nie mogła zebrać myśli.

- Kto to jest?

- To zdrajca i przestępca, wygnali go z Alatydy i teraz się mści. Nie mam pojęcia jak się tu znalazł.

- Jesteś pewna, że jest zdrajcą? Naszych przyjaciół też niesłusznie oskarżono.

Właściwie to niczego nie była pewna. Wiedziała tylko to co powiedział jej Egon i Hiada, jak dotąd nie miała podstaw by im nie wierzyć. Nie chciała jednak wtajemniczać Kareta we wszystko by przypadkiem nie zdradzić tajemnicy pieczęci, której zobowiązała się strzec. Szybko więc powiedziała:

- Wiem, że mnie porwał i chciał zabić. Tylko dzięki Egonowi żyję. Słyszałam jak zapowiadał zemstę i przejęcie panowania nad światem. To straszny człowiek i jeżeli są w jego rękach nie będzie łatwo ich uwolnić. Na pewno jest uzbrojony i ma wielu podporządkowanych sobie ludzi. Jest jak nocny koszmar, to najgorsze co mogło się zdarzyć, tylko skąd wiedział gdzie jesteśmy?

- Uspokój się, nerwy zaciemniają ogląd sytuacji i blokują myślenie.

- Nie mogę się uspokoić. Jeżeli oni tam są, jeżeli w ogóle jeszcze żyją...

- Uspokój się, gdyby ich zabili co by tu jeszcze robili? Za co Kalhan ściga twoich przyjaciół?

- Z zemsty, uważa, że to Egon wyrzucił go ze stanowiska i nie pozwolił się rozwijać a teraz przeszkadza mu w zdobyciu władzy. Zresztą wszystkiego nie wiem, nie należę do FERY, wiem tylko, że to bardzo niebezpieczny człowiek. Skąd mógł dowiedzieć się o nas?

- Kogo zawiadomiliście o wypadku?

- Radę Najwyższą i ratowników FERY... to znaczy, że...

- ...ktoś z nich poinformował Kalhana. Zrobimy tak. Ty tu poczekasz a ja podejdę tam niepostrzeżenie i spróbuję zorientować się w sytuacji.

- Znasz język Alatydów?

-Byłem żołnierzem, musiałem znać. Widzę, że ty posługujesz się elektronicznym tłumaczem, w Manitii są prawie nieużywane ze względu na cenę. Uczymy się języków naszych sąsiadów.

- I wrogów.

-Od czasu wojny w Alatydzie i przegranej Zariata nasze państwa pozostają w chłodnych stosunkach. Zresztą niektórzy Alatydzi zawsze uważali nas za nieokrzesanych i zarzucali nam chaos co nie sprzyjało zawiązywaniu się jakichś przyjaźni. Prawda, nasza gospodarka jest słabiej rozwinięta przez co jesteśmy uboższym krajem i borykamy się ze znaczną przestępczością a nasz wódz niewiele robi by to zmienić, niemniej jednak taka ocena jest dla nas krzywdząca.

Zamilkł na chwilę, jakby w duchu analizował relacje między obydwoma narodami.

-Siedź tu – dodał zmieniając temat - i nie oddalaj się ani na krok, zaraz do ciebie wrócę.

- Nie ma obawy, nie ruszę się stąd.

Znowu została sama, otoczona bezgraniczną pustką. Wszystko było takie obce i złowrogie, nawet majaczące w oddali światło reflektorów nie zapowiadało nic dobrego. Kalhan pojawił się jak zmora z przeszłości i jeśli udało mu się dopaść Egona i Hiadę to żyją tylko dlatego, że nie znalazł przy nich pieczęci. Ten straszny człowiek nie cofnie się przed niczym by ją odzyskać. Przypomniała sobie swój pobyt na wyspie, jeżeli zastosował na nich mieszankę penetrującą mózg, być może już się dowiedział wszystkiego czego chciał się a wtedy nie będą mu już potrzebni.

Fala gorąca uderzyła jej do głowy.

„Nie, tylko nie to – pomyślała ze zgrozą, myśli tłukły się jej w głowie jak stado kraczących wron – może nie miał mieszanki, może jeszcze nie zdążył jej użyć, zresztą przecież nie zna bagien, droga do pieczary jest niebezpieczna więc ktoś będzie musiał go zaprowadzić. Więc może jeszcze żyją, na pewno żyją. Gdzie jest Karet, dlaczego jeszcze nie wraca?”

- Już jestem – usłyszała nagle przytłumiony głos i aż podskoczyła zaskoczona - nie jesteś zbyt uważna i łatwo cię podejść. Myślę, że twoi przyjaciele są bardziej operatywni.

Zignorowała uwagę.

- Czego się dowiedziałeś? – spytała.

- Niewiele, mam natomiast pewność, że kogoś pojmali i trzymają w lukach.

- To znaczy, że żyją – Lana odetchnęła, widmo najgorszego zostało odsunięte.

-Ten, którego nazwałaś Kalhanem przechadzał się między maszynami i nakazywał wzmożoną czujność. Twoi towarzysze muszą być niebezpieczni.

- Dla niego na pewno tak.

- Udało mi się podejść do jednego z luków. Trzymają tam młodego mężczyznę przykutego obręczą do ściany. Początkowo był sam, potem weszła do niego jakaś młoda dziewczyna i o czymś jakiś czas rozmawiali. Chyba nie doszli do porozumienia bo dziewczyna wyszła obrażona.

- To Amalen, nasz pilot, dziewczyna, nie wiem kim może być. Chyba, że jest to asystentka Kalhana. Pewnie próbowała go zwerbować.

- Kalhan jest przebiegły, trzyma ich osobno. Naliczyłem ośmiu ludzi bez niego i tej dziewczyny. Są doskonale uzbrojeni i zaatakowanie ich jest niewykonalne. Trudno też byłoby próbować uwolnić twoich przyjaciół bez zwrócenia uwagi. Luki i obręcze unieruchamiające są zabezpieczone elektronicznymi zamkami, nie można ich otworzyć bez specjalnego klucza. Musimy znaleźć inny sposób.

Lena wyjęła tamaran i powiedziała:

- To multinarzędzie, które może być lampą, paralizatorem, bronią, otwiera też wszystkie elektroniczne zamki, tylko Egon wie jak go używać. Zostawił mi go byśmy miały światło w pieczarze i w ten sposób pozbawił się obrony, dlatego pewnie zostali pokonani.

- Nie sądzę. Na miejscu nie widziałem żadnych śladów walki. Przypuszczam, że zostali zaskoczeni i schwytani bez możliwości obrony.

- Gdybym umiała go uruchomić.

Karet obejrzał dokładnie tamaran i oddał go dziewczynie.

-To bardzo zaawansowana technologia zabezpieczona szyframi, nieznana mi zupełnie, nie jestem w stanie obejść tych zabezpieczeń, nikt nie jest w stanie.

- Może jest jakiś sposób by podać go Egonowi?

- To nierealne. Ne wiem, w jakim luku go umieszczono, poza tym na pewno wszystkie są zamknięte. Uspokój się – dodał widząc spływające po twarzy Lany łzy – coś wymyślimy. Skoro do tej pory ich nie zabili, to znaczy czegoś od nich chcą. Domyślasz się o co im chodzi?

Pokiwała głową. Nie musiała się domyślać, wiedziała. W tym momencie nie miała innego wyjścia, musiała zdecydować się na ten ostateczny krok. Pieczęć ciążyła jej jak klątwa i nie zamierzała jej chronić kosztem życia przyjaciół.

- Chodzi im o mnie – powiedziała ocierając łzy z oczu – a właściwie o coś co mam przy sobie a czego nie znaleźli przy nich.

Wyjęła królewską pieczęć Alatydów i pokazała Karetowi.

- To ten kawałek ołowiu sprowadził na nas Kalhana i wszystkie nieszczęścia z nim związane. Za wszelką cenę chce mieć ten przedmiot i nie cofnie się przed niczym.

- Co to jest? - spytał przyglądając się nieznanemu przedmiotowi z uwagą i zdziwieniem.

-Starożytna pieczęć Alatydów, to dla niej Kalhan opuścił swoją kryjówkę i zrobi wszystko by ją zdobyć. Oddam mu ją w zamian za uwolnienie Egona i reszty.

Zapadło milczenie. Lana czuła się tak jakby zrzuciła z siebie ogromny ciężar, gdyż, jak się jej wydawało, znalazła doskonały sposób na uwolnienie przyjaciół. Karet nie był tak zachwycony.

-Ta pieczęć musi mieć rzeczywiście wielką wartość – rzekł. – Niemniej jednak operacja taka jest bardzo ryzykowna i niepewna, by ją przeprowadzić musimy ujawnić swoją obecność co pogorszy naszą pozycję. Czy można uwierzyć Kalhanowi? Jesteś pewna, że dotrzyma warunków umowy? Jeżeli, tak jak mówisz, jest zdrajcą swojego narodu i nienawidzi twoich przyjaciół na pewno zechce cię oszukać i gdy tylko osiągnie cel zabije was wszystkich.

Miał rację, zdrajcy nigdy nie są wiarygodni. Co z tego gdy nic innego nie przychodziło jej do głowy.

-Gdybyśmy to dobrze przemyśleli i rozegrali mogłoby się udać. Coś przecież muszę zrobić. Jeżeli chcesz się wycofać nie będę miała żalu, zrobię to sama. I tak dużo mi pomogłeś przeprowadzając mnie przez bagna.

- Nie o to chodzi, sama możesz tylko zginąć i pogrążyć pozostałych. Nie jestem przekonany do twojego pomysłu. chyba rzeczywiście to jedyny sposób na wyprowadzenie jeńców z luków. Zróbmy to tak...

Karet przedstawił jej swój konstruowany na bieżąco plan działania. Mówił długo, dokładnie analizując wszystkie możliwe warianty i z każdą chwilą dziewczynie wracała nadzieja na pomyślne zakończenie a łzy ustąpiły miejsca uśmiechowi.

 

Rozdział XX

 

Był środek mrocznej nocy spowitej całunem ciszy gdy nagle tę przygnębiającą głuszę rozerwało kobiece wołanie, na tyle silne by być słyszane ze znacznej odległości,

- To ja Lana, tu jestem i mam to czego szukasz!

Krzyk postawił na nogi wszystkich w obozie Kalhana. Szok i niedowierzanie – tak najkrócej można opisać to co się tam działo. Natychmiast skierowano reflektor w stronę skąd dobiegał głos, Lana przeszkolona przez Kareta zdążyła się ukryć i przemieścić gdzie indziej a snop światła rozmył się w ciemnościach. Wszyscy członkowie ekipy zebrali się wokół wodza usilnie wpatrując się w mrok.

- Skąd ona się tu wzięła? – spytała swojego mistrza Donara – przecież miała być ukryta gdzieś w lesie.

- Nie wiem – ten odburknął niezbyt uprzejmie zaskoczony sytuacją nie mniej niż inni.

Zamieszanie w obozie wroga działało na korzyść Lany, musiała teraz szybko podejmować decyzje by zwiększyć swoje szanse.

- Nie próbujcie mnie złapać – zawołała gdy tylko znalazła się w innym miejscu – dookoła jest trzęsawisko, ja mam broń. Jeśli zbytnio się zbliżycie, wystrzelam was wszystkich a pieczęć wrzucę do bagna. Chcę rozmawiać z Kalhanem.

Reflektor bezskutecznie szukał miejsca gdzie się ukryła, gdy nie znalazł Kalhanowi nie pozostało nic innego jak podjąć negocjacje. Wysunął się nieco zza jednego z pojazdów uważając by zbytnio się nie odkryć i nie wystawić na cel a po chwili zawołał:

- Miło, że wpadłaś. Mówiliśmy o tobie z naszym wspólnym przyjacielem, chcieliśmy nawet wyruszyć ci na pomoc. Nie jest już potrzebna dajesz sobie sama doskonale radę. Z twoich słów wnoszę, że posiadasz coś co do mnie należy, jako uczciwa osoba zechcesz mi to oddać. Egon zapewne powiedziałby ci to samo.

- Oszczędź nam tych bzdur, nie mamy wspólnych przyjaciół. Ten kawałek metalu nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia, nie ma znaczenia do kogo należy, chcę odzyskać przyjaciół, oddam ci go bez żalu, gdy uwolnisz wszystkich.

-Tak przypuszczałem, tego właśnie będziesz żądać. Nie jestem łatwowierny, nie będę pertraktował z kimś kogo nie widzę. Muszę zobaczyć czy mówisz prawdę. Pokaż mi ją!

- Pokażę ci się gdy będę pewna, że wszyscy moi przyjaciele żyją. Wyprowadź ich przed pojazd a potem skieruj reflektor na wprost.

Kalhan nie odpowiedział. Wyprowadzenie więźniów wiązało się z ryzykiem, będzie musiał zdjąć z nich obręcze przykuwające do ścian luków, w sytuacji gdy nie miał pojęcia co czai się w ciemnościach. Przybycie Lany bardzo go zaskoczyło i nie wiedział co o tym myśleć. Miała być gdzieś ukryta z inną kobietą o imieniu Winoria, zapewne mieszkanką mokradeł i czekać na pomoc, nagle zjawia się nie wiadomo skąd i stawia warunki. Poza tym prawdopodobnie nie jest sama, ktoś musiał pokazać jej drogę. Być może była to owa Winoria, nie tak mocno ranna jak by się wydawało. Dwie kobiety nie stanowiły by co prawda wielkiego zagrożenia gdyby nie miały przewagi wynikającej ze znajomości terenu, której on nie posiadał. Postanowił zaryzykować.

- Najpierw muszę cię zobaczyć – zawołał.

- Dobrze, skieruj reflektor tam gdzie mówiłam a zobaczysz mnie na chwilę. Potem zniknę i pojawię się znowu dopiero gdy ich wyprowadzisz.

Wąska smuga światła padła na drzewiastą paproć a po chwili zza jej pnia wyłoniła się smukła kobieca postać. Była na tyle daleko by nie dosięgnęły jej strzały, na tyle blisko by bez trudu rozpoznać kim jest. Dziewczyna stała trzymając rękę wzniesioną do góry a w niej metalowy przedmiot, świecący blaskiem odbitych promieni, które niczym sztylety przebijały mrok. Stała przez moment nieruchomo po czym nagle zniknęła jakby zapadła się pod ziemię. Po kilku minutach rozległ się jej nieco drżący głos, już z innej strony.

- Widziałeś mnie i ten ołowiany balast, dla którego przemierzasz świat i ścigasz nas bez opamiętania. Teraz ja chcę zobaczyć ich wszystkich.

Kalhan przez chwilę wpatrywał się w mrok. Rozważał czy nie lepiej spróbować schwytać dziewczynę i pozbyć się problemu raz na zawsze, szybko jednak zrezygnował z tego pomysłu. Miał za mało ludzi i nie znał miejsca toteż powodzenie takiej akcji było mało prawdopodobne. Postanowił negocjować. Oczywiście nie zamierzał  realizować żądań Lany, deliberował jak ją przechytrzyć i pozornie przystając na jej warunki zdobyć pieczęć nie uwalniając więźniów..

- Zgoda – rzekł wreszcie – za chwilę opuszczą swoje cele. Jeżeli zamierzasz mnie oszukać, ostrzegam, nie uda ci się to!. Będą skuci i gdy zauważę cokolwiek podejrzanego moi ludzie natychmiast ich zabiją. Pewnie masz jakąś pomoc, sam byś tu się dostała. Odradzam wykorzystanie jej niezgodnie z umową. Gdy nasi przyjaciele pojawią się chce cię widzieć.

- Dobrze, gdy ich zobaczę będę w tym samym miejscu co poprzednio.

Kalhan dał znak i jego ludzie wyprowadzili najpierw Hiadę potem Egona a na koniec Amalena. Wszyscy mieli metalowe obręcze na rękach a dowiedziawszy się co się stało byli nie mniej zdziwieni niż Kalhan. Zostawiając  Lanę w tymczasowej kryjówce z ranną Bastinką, byli przekonani, że niebawem przybędą im na pomoc, tymczasem sami znaleźli się w pułapce a one jakimś cudem dotarły tu pierwsze i starają się ich uratować. Lana nie byłaby w stanie sama odnaleźć drogi wśród leśnych odmętów, musiały przybyć obie. Było to bardzo nierozsądne, wręcz głupie, gdyż rana Winorii była poważna i mogło się to skończyć ogólnym zakażeniem organizmu.

Egon był zły i upokorzony, od tej chwili to nie on miał prowadzić negocjacje. Nie wiedział co wymyśli ta nieprzewidywalna ziemianka, jeżeli da się się wykorzystać przebiegłemu Kalhanowi, wszelkie szanse na ratunek przepadną. Więc gdy tylko wszyscy troje znaleźli się na placyku między maszynami a w bladym świetle reflektora ukazała się postać Lany, zawołał z wyrzutem:

- Dlaczego mnie nie posłuchałaś? Co z Winorią?

-Winoria jest cała, dostała lek przeciwzapalny i wyzdrowieje. Nie mogłyśmy was zostawić bez pomocy, żadne z was by tego nie zrobiło.

Znowu zaskoczenie. Lana przekazała im nieprawdopodobną wiadomość -  w jakiś sposób wśród bagien znalazły pomoc. Była to wiadomość ak najbardziej pomyślna i w żaden sposób nie należało jej ujawniać. Egon zbył ją milczeniem i łagodniejszym tonem odpowiedział:

- Nie ufaj mu i nie zbliżaj na odległość strzału.

- Spokojnie – przerwał mu Kalhan na tyle cicho by nie być słyszanym przez dziewczynę – nie zamierzam jej zabijać. Co by mi z tego przyszło? Upadając wyrzuciłaby zapewne moją własność i straciłbym ją na zawsze. Nie po to przemierzyłem tyle kilometrów by wrócić z pustymi rękami a wasza śmierć jest dla mnie bezużyteczna. Poza tym umówiliśmy się przecież, wasza wolność za pieczęć i informacje o laboratorium, Informacje już mi przekazałeś i wiem, że są prawdziwe, dlaczego mielibyśmy zmieniać ustalenia?

- No właśnie – wtrąciła Donara nie pytana przez nikogo – skoro coś zostało ustalone to przecież nie można tego zmieniać, tak zawsze powtarzał mój ojciec.

-Sytuacja się zmieniła - ciągnął Egon nie zwracając uwagi na słowa Donary - dziewczyna nigdy nie negocjowała a ty zrobisz wszystko by to wykorzystać.

-Chyba jej nie doceniasz, skoro udało jej się dotrzeć aż tutaj jest sprytniejsza niż myślisz. To ja powinienem mieć się na baczności by nie zostać przez nią oszukany. Pewnie gdzieś w okolicy czai się owa tajemnicza Winoria a może jeszcze ktoś o kim nie wiem więc to ja mam gorszą pozycję negocjacyjną.

Tymczasem aena zniecierpliwiona tym, że nie słyszy ich rozmowy zawołała:

- Szkoda czasu na niepotrzebne dywagacje, ustalmy warunki wymiany i zakończmy to a potem niech każdy idzie w swoją stronę.

- Muszę być pewien, że przedmiot, który mi pokazywałaś jest pieczęcią. Najpierw chcę zobaczyć ją z bliska.

- Więc będziesz musiał przyjść tu do mnie, oczywiście sam i bez broni. Chyba nie myślisz, że ja przyjdę do ciebie.

Propozycja była niewykonalna a sytuacja wydawała się patowa. Nie wiedział kto jest z dziewczyną i nie zamierzał zbytnio ryzykować zwłaszcza swoim życiem, toteż po chwili milczenia stwierdził:

- To raczej nierealne i dobrze o tym wiesz, nie pozostaje mi nic innego jak zaufać tobie i podjąć wyzwanie, mimo wszystko podejmę odpowiednie środki ostrożności by nie narazić się na jakieś nieprzewidziane posunięcia z waszej strony. Wymiany musimy dokonać w świetle reflektorów w połowie drogi między tobą naszym obozem.

- Nie zgódź się na to – zawołał Egon – to mniejszy dystans niż zasięg broni będącej na wyposażeniu pojazdów ratowniczych, jeśli cię nie zastrzeli zanim zdążysz dojść, zrobi to gdy tylko przekażesz mu pieczęć.

- Wszyscy coś ryzykujemy – przerwał mu oschle Kalhan – przecież podejmowanie ryzyka jest wpisane w naszą egzystencję. Spodziewałem się więcej zaufania z twojej strony.

- Dlaczego mu nie wierzysz? – znowu odezwała się Donara - przecież to wielki i uczciwy człowiek jeżeli coś mówi to tak jest.

Egon spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Chcesz przekonać mnie czy siebie? Jeszcze nie zdążyłaś poznać jego prawdziwej twarzy - powiedział.

Kalhan niezadowolony z wtrącania się asystentki do rozmowy nakazał jej milczenie po czym odwrócił się i głośno krzyknął do Leny:

- Radzę się zgodzić jeśli chcesz zobaczyć ich żywych.

-Zgadzam się – odpowiedziała – żeby zminimalizować ryzyko stawiam dwa warunki. Najpierw doprowadzisz wszystkich na miejsce wymiany a potem rozkujesz ich.

- O rozkuciu Egona nie ma mowy, jest zbyt niebezpieczny. Zresztą wszyscy są niebezpieczni więc pozostaną w obręczach i takich ich przejmiesz, na pierwszy warunek przystaję, zaprowadzimy ich na miejsce wymiany.

Nie było wyjścia, musiała się zgodzić. Zresztą Karet poinstruował ją jak poruszać się wśród zarośli by nie być widocznym, spodziewała się więc, że dotrze na miejsce wymiany bezpiecznie a potem niepostrzeżenie odda Egonowi jego tamaran a on już będzie wiedział jak go wykorzystać.

Tymczasem trzech ludzi wyprowadziło Egona i jego towarzyszy z obozu i ruszyło ku wyznaczonemu miejscu. Reflektor padający do tej pory na Lanę musiał zostać skierowany tak by oświetlić drogę idącym. W blasku światła szli tylko jeńcy, pilnujący ich ludzie oraz Kalhan szli w poza smugą światła i nie byli widocznymi dla ewentualnych strzelców. Lana korzystając również z panującego mroku obeszła miejsce spotkania i przyczaiła się nieco z boku w pobliżu Kareta. Ten bacznie obserwował wszystko co dzieje się w obozie gotowy w każdej chwili pospieszyć z pomocą. Oboje czekali aż jej przyjaciele zatrzymają się w świetlistym kręgu by lepiej ocenić sytuację. Tamci byli dość daleko i nie można było rozróżnić twarzy, wystarczająco blisko by zobaczyć, że każdy z jeńców ma na nadgarstkach metalową obręcz blokująca ręce z przodu ciała. Strażników było czterech, nie widzieli ich dokładnie tylko zarysy sylwetek, znajdowali się bowiem w cieniu . W ciemnościach nie można było dojrzeć czy jest wśród nich Kalhan, należało się spodziewać jednak jego obecności., nie pozwoliłby przecież przejąć pieczęci komukolwiek innemu. Wkrótce też wątpliwości rozwiał on sam.

- Jesteśmy na miejscu – zawołał gdy jeńcy dotarli na miejsce przeznaczenia – teraz twoja kolej, idź wolno z rękami przed sobą. Pieczęć trzymaj tak bym ją widział. Domyślam się, że nie jesteś sama więc jeśli zobaczymy cokolwiek podejrzanego wszyscy zginą. Gdy odzyskam pieczęć wszyscy odejdziecie wolno, z obręczami będziecie musieli poradzić sobie sami, to moje zabezpieczenie na wypadek gdyby Egon zmienił zdanie i próbował odzyskać co nie jego.

Brzmiało to dosyć rozsądnie toteż Lana nabierała przekonania, że Kalhan uczciwie chce dotrzymać ustaleń i wszystko pójdzie zgodnie z planem. Miała tamaran, przy jego pomocy Egon na pewno poradzi sobie z kajdankami. Obawiała się trochę czy po dokonaniu wymiany i uwolnieniu jeńców, Egon nie zawróci i nie będzie próbował odebrać pieczęci i czy znowu nie wywiąże się walka, której miała już dosyć. Z drugiej jednak strony miała nadzieję na to, że ów Alatyda mimo całej swojej zapalczywości, nie zechce narażać życia ich wszystkich i odłoży swoje zamiary na bardziej odpowiedni czas. Na to, że całkiem z nich zrezygnuje nie liczyła.

- Wychodzę – zawołała starając się zachować spokój chociaż ręce jej drżały a kolana uginały się pod nią przy każdym kroku – masz rację, nie jestem sama dlatego nie próbuj żadnych sztuczek.

Po chwili znalazła się w świetlnym kręgu tuż obok skutych przyjaciół. Spojrzała w oczy Egonowi szukając w nich uznania dla swoich działań, znalazła tylko chłód dezaprobaty. Odwróciła szybko wzrok i utkwiła go w twarzy Kalhana, który także wszedł w obręb światła.

- To twoja pieczęć – unosząc rękę powiedziała do góry - niech twoi ludzie odłożą broń w przeciwnym razie wyrzucę ją i nigdy jej nie znajdziesz. Z tyłu za mną jest bagno, pochłonie wszystko co się w nim znajdzie.

- W porządku – odpowiedział dając znak towarzyszącym mu ludziom by zrobili to co mówi – oddaj pieczęć.

- Jeszcze jedno, niech Egon i pozostali staną za moimi plecami.

- Nie żądaj zbyt wiele, to już ostatnie moje ustępstwo.

Na jego znak jeńcy przesunęli się we wskazanym kierunku. Lana wyciągnęła dłoń do przodu i podała metalowy przedmiot Kalhanowi. W momencie gdy ich dłonie spotkały się rozległy się strzały poprzedzone przeraźliwym krzykiem Donary:

- Uważajcie, oni chcą was zabić!

 

Rozdział XXI

 

Egon zdawał się czekać na jakieś nieprzewidziane wypadki więc gdy tylko rozległy się strzały zawołał:

- Uciekajcie!

Sam zaś rzucił się w kierunku Lany, uderzył Kalhana skutymi rękami a dziewczynę odciągnął w mrok.

- Gdzie mój tamaran?

- Mam tutaj – odpowiedziała wydobywając z kieszeni urządzenie i po chwili ręce Egona były wolne. Szybko przemieścili się ku Hiadzie i Amalenowi i również uwolnili ich z obręczy.

Kalhana zdziwiły nie tyle strzały – nastąpiły przecież z jego polecenia – co ich niecelność i krzyk Donary. Nie spodziewał się takiej reakcji z jej strony. Wszystko nastąpiło zbyt szybko, niezgodnie z jego rozkazem – strzelać dopiero gdy pieczęć będzie w jego ręku i tak by zabić. Dał się więc zaskoczyć i powalić Egonowi bez najmniejszego oporu. Trzej towarzyszący mu ludzie, także nieco zdezorientowani rzucili się w jego kierunku, zanim podnieśli odłożoną broń uciekinierzy skryli się w mroku. Strzelali więc na oślep bez możliwości trafienia.

Ktoś z boku strzelił w reflektor oświetlający miejsce zdarzenia i zrobiło się ciemno co dla Leny i przyjaciół było okolicznością pomyślną. Strzały padały już zewsząd, w ciemnościach były to raczej strzały bezsilnej wściekłości.

- Masz nowe ubranie, kto ci pomaga? - spytał Egon gdy znaleźli się poza strefą ognia.

- Karet, przyjaciel.

- To pewnie on rozbił reflektor. Wycofujemy się w stronę bagien.

- Muszę wrócić do obozu – zawołał Amalen – tam jest Donara, ostrzegła nas i na pewno zechcą ja zabić.

- Pójdziemy obaj – zadecydował Egon – a wy wycofujcie się jak najdalej stąd.

Zanim jednak zdążyli wyruszyć do ich kryjówki przyczołgał się Karet ciągnąc kogoś na plecach. Manita obserwował cały czas obozowisko i gdy dostrzegł uciekającą Donarę ruszył jej na pomoc. Niestety zanim dobiegł do niej dosięgnął ją strzał i przebił prawy bok.

- To Karet – zawołała Lana widząc mężczyznę – co się stało?

- Uciekała z obozu i niestety trafili ją. Jest bardzo słaba ponieważ straciła sporo krwi zanim zrobiłem jej opatrunek ze środkiem przeciwbólowym, bez specjalistycznej pomocy umrze, musimy jak najszybciej dostać się do naszej osady. Jeśli wytrzyma drogę ojciec ją uratuje. To ona ostrzegła was i pchnęła strzelających tak by nie trafili nikogo.

Egon o nic nie pytał, nie było czasu. Zbyt był zaprawiony w bojach by zastanawiać się tam gdzie nie należało działać natychmiast.

- Idźcie, będę was osłaniał. Donarę będziemy nieść na zmianę. – rzekł kiwając głową.

Strzały padały w ciemność nie dosięgając nikogo. Egon strzelał również z podobnym skutkiem. Zresztą nie chodziło mu o trafienie kogokolwiek tylko o utrzymanie napastników z daleka. Pościg w nocy był mało prawdopodobny, nikt z ludzi Kalhan nie znał terenu więc gdyby zdecydowali się zapuścić na mokradła zostaliby wystrzelani co do jednego, powoli więc strzały ucichły a grupa uciekinierów prowadzona przez Kareta znalazła się poza ich zasięgiem. Gdy uszli już na tyle daleko by być w miarę bezpiecznymi Egon odezwał się pierwszy zwracając do Manity:

- Nie wiem kim jesteś, zanim się dowiem, przyjmij moje podziękowanie za uratowanie nas wszystkich. Wasz obóz znajduje się zapewne gdzieś na moczarach i jest w nim ranna Winoria.

-Nie mylisz się. Droga zajmie nam kilka godzin zdążymy się przedstawić a i potem będziemy mieć dość czas by się poznać. Wiem od Lany kim jesteście teraz moja kolej. Nazywam Karet pochodzę z Manitii gdzie przez wiele lat byłem żołnierzem Zariata. Zapewne jest to dla was zaskoczeniem i nic dziwnego, jeszcze kilka lat temu też nie uwierzyłbym gdyby mi ktoś powiedział, że zamieszkam na takim odludziu. Czasem trudno przewidzieć jak potoczą się losy.

-To prawda, na szczęście dość często spotykamy na swojej drodze uczciwych ludzi ratujących nas z opresji. Jesteś jednym z nich, dziękuję. Jak poznałeś Lanę?

- Spotkałem ją gdy szła z Winorią wam na pomoc, miały drobny wypadek i Winoria musiała zmienić swoje plany więc ją zastąpiłem.

- Pozwoliłaś iść rannej osobie bez specjalistycznego zabezpieczenia? - Egon zwrócił się do Lany wyraźnie poirytowany – to było skrajnie nieodpowiedzialne.

- To samo jej powiedziałem.

-Przecież ona mogła po drodze umrzeć. Dałem ci inne wytyczne, doprawdy jesteś nieprzewidywalna i nierozsądna, zresztą obie nie wykazałyście się zbytnim rozsądkiem, myślałem, że przynajmniej ona realnie ocenia sytuację.

- Tak mi dziękujesz za uratowanie życia? – żachnęła się dziewczyna – Gdy wychodziłyśmy Winoria czuła się dobrze, dopiero potem jej się pogorszyło.

- Spodziewałaś się, że nagle ozdrowieje? Dobrze, że wszystko tak się skończyło, chociaż jak znam Kalhana nie odpuści i rano pewnie za nami wyruszy. Ze strony Bastinów nic nam nie grozi, obserwowali zapewne z ukrycia całe zajście i zorientowali się, że nie dadzą rady zdobyć dobrze uzbrojonych wozów, myślę, iż się wycofali i zechcą przeczekać cale zamieszanie, Kalhan to co innego. Mam wątpliwości czy powinniśmy narażać waszą społeczność na niebezpieczeństwo z jego strony. Wskaż nam drogę – tu zwrócił się do Kareta – i sami udamy się do Manitii.

-Donara nie dotrze tam żywa – wtrącił Amalen niosący dziewczynę – przynajmniej ją zabierz do waszej osady i uratuj.

-Pójdziemy wszyscy. Jesteście zmęczeni i nie dacie rady dojść do Manitii w takim stanie. Nasza osada jest dobrze ukryta i nie radzę nikomu kto nie zna tego miejsca iść za nami, zresztą za chwilę sami się przekonacie.

Rzeczywiście szło się coraz trudniej i chwilę potem już nikt nie miał wątpliwości – nawet w dzień drogę tę może przebyć tylko ten kto ją dobrze zna. Karet szedł pierwszy i to on niósł teraz Donarę tak by nie obciążać tych, którzy musieli bardziej uważać gdzie stawiają stopy, pochód zamykał Egon rozglądający się uważnie wokół, gotowy w każdej chwili do obrony siebie i przyjaciół.

Lana szła gdzieś w środku zastanawiając się co stało się z pieczęcią. W czasie szamotaniny upuściła ją i nie dostrzegła jakie były jej dalsze losy. Nie pytała, przypuszczała tylko, że albo została w ręku Kalhana albo upadła i Egon zdołał ją odnaleźć. W tym drugim wypadku należało się spodziewać, że Kalhan będzie ich ścigał choćby na koniec świata. Jeśli nie teraz gdy wędrują przez pustkowie gdyż, tak jak mówił Karet droga jest nie do przebycia dla nieznającej miejsca osoby, to dopadnie ich choćby w Alatydzie. Pierwsza ewentualność oznaczałaby natomiast, że to Egon rozpocznie swoją misję na nowo. Obie możliwości budziły w niej lęk i pomyślała, że najlepiej byłoby gdyby pieczęć zatonęłaby w trzęsawisku i wszyscy mieliby wreszcie spokój. Szybko zmieniła zdanie. Jeżeli żaden z nich nie ma pieczęci to każdy myśli, że ma ją ten drugi i koszmar i tak się nie skończy.

„Trzeba było wyrzucić ją po drodze – powiedziała sobie w duchu – no tak, wtedy nie miałabym jak ich uwolnić”.

Była to jedna z tych sytuacji, które nie mogły mieć dobrego zakończenia. Wtedy gdy zostały same w pieczarze jedyną jej myślą było odnaleźć przyjaciół, nie zastanawiała się co będzie potem. Teraz gdy byli razem zaczęły ją dręczyć widma przyszłych starć i ucieczek. Kilka razy pochłonięta takimi myślami zboczyła ze szlaku i tylko dzięki przytomności idącego za nią Amalena znalazła się na właściwej drodze.

Było już środek dnia gdy dotarli do osady. Promienie słońca odsłoniły całą nędzę ich wyglądu, byli brudni i obdarci mimo to myśleli przede wszystkim o tym by jak najszybciej oddać nieprzytomną już Donarę w ręce lekarza. Dopiero gdy znalazła się na łóżku w izbie szpitalnej obok dochodzącej już do siebie Winorii mogli zająć się sobą. Karet zaprowadził ich do budynku gościnnego gdzie korzystając z uprzejmości miejscowych mogli się umyć, przebrać i odpocząć.

Gdy już siedzieli za stołem, w czystych ubraniach nad miskami z jedzeniem Karet opowiedział im historię osady. Lana już ją znała, ale pozostali słuchali z nieukrywanym zainteresowanie. Egon pytał o szczegóły związane z technologią budowy domostw a Hiadę interesowały udogodnienia socjalne. W trakcie rozmowy dołączyła do nich Winoria, której znudziło się leżenie.

- Nie tylko nikt nie został na polu bitwy – rzekła z uśmiechem – ale zdobyliście jeszcze dziewczynę i nie jest to Bastinka.

- Jak ona się czuje?

- Odzyskała przytomność i teraz śpi. Hatat mówi, że wyjdzie z tego. Co się u was wydarzyło?

- To długa historia – rzekł Egon – należą się wam wyjaśnienia. Co do Donary sam nie wiem dlaczego stanęła po naszej stronie.

- Chyba zrozumiała – odezwał się Amalen – kim naprawdę jest Kalhan. Rozmawialiśmy kilka razy w czasie naszego uwięzienia. Była zachwycona Kalhanem, ja próbowałem uświadomić jej kim on naprawę jest. Nie wierzyła mi, próbując mnie przekonać do swoich racji. Dopiero gdy wbrew temu co obiecał, próbował nas zabić, prawdopodobnie zrozumiała  komu można ufać.

- Nie wiedziałem – roześmiał się Egon – że za moimi plecami pertraktowałeś z wrogiem.

- Rozdzielili nas, nie miałem jak zapytać o pozwolenie.

- Coś mi się zdaje – wtrąciła Winoria – że zamiast zespołu ratunkowego spotkaliście dawnych wrogów i zamiast przyjść nam z pomocą, sami jej potrzebowaliście.

- Panowałem nad sytuacją - mruknął Egon – miałem plan awaryjny, nie wprowadziłem go w życie ze względu na okoliczności, które znacie. Gdybyście mnie posłuchały i nie chciały udawać bohaterek nie naraziłybyście tych ludzi na zemstę Kalhana.

- Winoria nie znała twoich zaleceń, a ja skąd miałam wiedzieć, że zamiast pomocy sprowadzisz tego potwora – zawołała Lana ze złością.

Egon nie tylko nie doceniał jej poświęcenia, jeszcze miał do niej pretensję. Bardzo ją to zabolało a do oczu napłynęły jej łzy wściekłości.

- Ona ma rację – rzekła Hiada widząc wzburzenie dziewczyny – nie możesz od nich wymagać takiego zaangażowania jak od nas. Jej myślenie opiera się na innych zasadach niż nasze, robiła to co wydawało jej się najlepsze w takiej sytuacji.

- Wybaczcie – odezwał się Egon próbując złagodzić swoją wcześniejszą wypowiedź – jestem przyzwyczajony do bezwzględnego wypełniania moich poleceń przez współpracowników, wy podlegacie innym prawom, powinienem był to przewidzieć. Nie zmieniam zdania, nie wykazałyście się zbytnim rozsądkiem, za to wielkim zdeterminowaniem i odwagą, za to należy się wam uznanie.

Przez chwilę posilali się w milczeniu. Każdy z nich na swój sposób przeżywał wydarzenia ostatnich dni a rozmowa zmuszała do przeanalizowania własnych decyzji i dokonania ich oceny.

Pierwsza odezwała się Winoria:

-Z perspektywy czasu nasze działanie rzeczywiście wygląda nieracjonalnie, ale nawet gdybym znała twoje zalecenia w tamtej sytuacji postąpiłabym tak samo. Wtedy wydawało mi się to doskonałym pomysłem.

- Jako były żołnierz i dowódca – powiedział Karet – muszę przyznać Egonowi rację, należy respektować i wykonywać polecenia głównodowodzącego, jako człowiek i przyjaciel w ich położeniu pewnie zachowałbym się tak samo. Zemsty Kalhana nie obawiamy się. Przede wszystkim nie wie o istnieniu tego miejsca a jeżeli nawet ruszył naszymi śladami to zaprowadza go donikąd. W pierwszym cieku wodnym zniknęły bezpowrotnie. Przeczesywanie całego terenu zajęłoby mu kilka miesięcy i to pod warunkiem, że ma dużą ilość ludzi znających te miejsca. Poza tym nie jesteśmy bezbronni. Możecie bez obaw zostać tu jak długo zechcecie.

- Jesteśmy wdzięczni i jeśli pozwolicie zostaniemy tu kilka dni, do czasu gdy Donara będzie na tyle silna by mogła z nami wyruszyć. Chyba masz rację, to nas będzie ścigał Kalhan i jest zbyt mądry by zapuszczać się w niedostępny teren. Wie, że jak najszybciej zechcemy wrócić do Alatydy i pewnie zechce nas dopaść gdzieś po drodze. Nie mamy wyjścia, musimy dotrzeć do Centrum Wymiany i tam się pewnie nas spodziewa. Albo też poczeka na jakąś inną okazję.

- Ta pieczęć musi być wiele warta...

Egon rozumiał, że musi tym ludziom wyjawić prawdę o pieczęci, wymagała tego zwykła lojalność wobec współtowarzyszy, z którymi dzieliło się niebezpieczeństwo. Zresztą okazało się, że tajemnica wyciekła z samej FERY i znało już ją wielu ludzi Kalhana, toteż skrywanie jej straciło sens.

- Powiedziałbym raczej, że jest to antywartość – rzekł po chwili zastanowienia – i jak na razie jest bardziej w sferze badań niż realiów, jednak ze względu na potencjalne zagrożenie jakie ze sobą niesie lepiej żeby nie dostała się ręce Kalhana. Jest on jedną z nielicznych osób, które mogłyby odszyfrować znajdujące się na niej znaki, dotrzeć do zaginionego laboratorium i przejąć kontrolę nad antymaterią a to stanowiłoby zagrożenie dla całego naszego świata.

- Nie wiem czym jest antymateria – wtrącił Karet – pewnie czymś w rodzaju materiału wybuchowego o wielkiej mocy.

- Tak, o niewyobrażalnej sile niszczenia, nad która trudno zapanować, dlatego jest tak niebezpieczna. Dzisiaj nikt nie umie jej wytworzyć, podejrzewaliśmy tylko jej istnienie. Niedawno odnaleźliśmy stare zapisy sprzed tysiąca lat mówiące o tym, że nasi przodkowie wyprodukowali coś co mogło być antymaterią i zniszczyli ówczesną cywilizację. Zgodnie z tymi zapisami laboratorium przetrwało i zostało gdzieś ukryte wraz z pewną ilością antymaterii.

- I pewnie ta pieczęć może wskazać drogę do tego miejsca.

- Nie tylko, jest ona także kluczem wyłączającym zainstalowany tam system samozniszczenia. Tylko ten kto ma pieczęć może wejść do laboratorium i przejąć kontrolę nad bombą. Oczywiście pod warunkiem, że będzie umiał się z nią obchodzić, w przeciwnym razie spowoduje wybuch na niewyobrażalną skalę.

- Czy udało wam się zlokalizować to miejsce?

- Nie i bez pieczęci jest to niemożliwe. Przez tysiąc lat służyła ona naszym władcom do pieczętowania dokumentów i nikt nie podejrzewał nawet czym jest naprawdę. Gdy odnaleźliśmy stare zapisy i odczytaliśmy je, była wtedy w rękach Hiarona i z trudem udało nam się namówić go na jej zwrot. Chcieliśmy odnaleźć laboratorium, opracować metodę unicestwienia antymaterii tak by nie zagroziła nigdy więcej żadnej cywilizacji. I wówczas pojawił się Kalhan, który ma wobec niej inne plany.

Winoria słuchała słów Egona z nieukrywanym zdziwieniem. To co mówił wydało jej się absurdalne i bezsensowne.

- Więc chcesz powiedzieć – odezwała się z wyraźnym niedowierzaniem – że tej, jak jej tam, antymaterii a nawet miejsca gdzie podobno się znajduje nikt na oczy nie widział a o całej sprawie przeczytaliście w jakichś starych szpargałach?

- To właśnie powiedziałem –- odpowiedział niezrażony Egon.

- I żeby rozwiązać zagadkę potrzebny jest jakiś kawałek metalu, którego używaliście nieświadomie jako pieczęci królewskiej?

- Tak, do czego zmierzasz?

-Wy uważacie, że to coś istnieje naprawdę? Przecież to niedorzeczne, już moje czary są bardziej prawdopodobne.

- To samo im mówiłam – mruknęła Lana

- Szkoda tylko, że Kalhan nie podziela waszego zdania. Jego działania są jak najbardziej realne – zauważył Egon. – Dopóki się nie wmieszał nasze poszukiwania miały charakter czysto naukowy, chcieliśmy tylko zweryfikować hipotezy badawcze, teraz ma to już wymiar strategiczny.

-Obaj jesteście tacy sami, uganiacie się jak dzieci za czymś o czym gdzieś tam wyczytaliście i każdy chce to dopaść pierwszy nie zważając na koszty ani nie godząc się na przegraną. Przecież taka tysiącletnia antymateria nie może istnieć.

-Może masz rację a może jej nie masz. Nasze badania wskazują jednak na pewne prawdopodobieństwo jej istnienia i dlatego musimy zapobiec jej użyciu nawet jeśli zagrożenie jest tylko hipotetyczne..

Sprawa była bardzo skomplikowana i każdy próbował na swój sposób przeanalizować to co usłyszał i wyrobić sobie własne zdanie. Trudno było odmówić racji Egonowi i jego obawom, bez względu na to czy tajne laboratorium istniało czy nie, byli tacy, którzy uważali, że warto spróbować je odnaleźć i nie cofali się przed niczym by to osiągnąć.

Po dłuższej chwili milczenia przerywanego jedynie skrzypieniem drewnianych siedzisk, głos zabrał Hatat. Dołączył on do zgromadzonych trochę później, dosyć wcześnie by usłyszeć co mówili o antymaterii.

- Przysłuchiwałem się temu co mówiliście – rzekł z namysłem – i muszę zgodzić się z Egonem. Nie należy lekceważyć zagrożenia, nawet wtedy gdy jest ono tylko prawdopodobne. Żyję dłużej niż wy i znam Kalhana. Wiem, że jest on nieprzeciętnie inteligentny i jeżeli coś podejrzewa to zazwyczaj ma rację.

- Znasz Kalhana? - spytał Karet z nieukrywanym zdziwieniem.

Pozostali też byli nie mniej zaskoczeni od niego.

- To stare dzieje, żadne z was prawdopodobnie się jeszcze nie narodziło. Zanim nasz nieodpowiedzialny wódz Zariat, nie wmieszał się w konflikt w Alatydzie i nie poparł rebelii nasze narody żyły w dużo lepszych stosunkach. Dokonywaliśmy wymiany handlowej i intelektualnej. To były dobre czasy, nie tylko dlatego, ze byłem wówczas młody. Wiele lat przed wojną, gdy naszym krajem dowodził ojciec Zariata wielu młodych ludzi z obu narodów utrzymywało przyjacielskie stosunki. Kształcili się wspólnie, wspólnie pracowali. Alatydzi prowadzili u nas szeroko rozwiniętą działalność przemysłową my wyjeżdżaliśmy do Alatydy w podobnym celu.

Jeszcze jako nastolatek kształciłem się w Alatydzie w tamtejszych zespołach szkoleniowych i tam poznałem Kalhana. Byliśmy w jednej grupie i można powiedzieć, że przyjaźniliśmy się. Był niesamowity, wprost doskakiwał do rozwiązania każdego problemu, nikt z nas nie mógł się z nim równać. Pamiętam jego niebywałą umiejętność wyjaśniania z pozoru nierozwiązywalnych spraw. Był przy tym opiekuńczy i cieszył sympatią wszystkich.

Po zakończeniu nauki nasze drogi się rozeszły, on startował do FERY i z tego co wiem został przyjęty, a ja wróciłem do Manitii by zostać lekarzem. Nie widzieliśmy się więcej. Wymiana intelektualna między naszymi krajami rozwijała się dalej z korzyścią dla obu stron. Ojciec Zariata wysłał go również na naukę do Alatydy gdzie poznał Hiarona ze wszystkimi tego konsekwencjami. Potem przyszła wojna, która zrujnowała oba państwa a po niej nastąpił okres izolacji, który na jakiś czas zahamował rozwój Manitii. Gdy zaczyna brakować wszystkiego zaczyna kwitnąć przestępczość i tak się u nas stało. Do dziś Zariat nie poradził sobie z tym problemem mimo że dawno wyszliśmy z gospodarczej stagnacji i odnowiliśmy kontakty handlowe.

Hatat zamilkł na chwilę jakby szukał w pamięci obrazów z przeszłości, po czym dodał:

- Z tego co pamiętam Kalhan w czasie konfliktu w Alatydzie był po stronie prawowitego władcy.

- Tak – wtrąciła Hiada - dopiero potem coś się w nim zmieniło i próbował wzniecić nową rebelię. Zjednoczyliśmy siły i ostatecznie udało nam się jej zapobiec i odizolować go na wiele lat. Niestety na wygnaniu zdołał rozwinąć własną przestępczą działalność zwerbował wielu ludzi w Alatydzie, którzy stanęli po jego stronie.

- Tak, pamiętam, umiał zjednywać ludzi i przekonywać ich do swoich pomysłów. Zresztą zawsze były to doskonałe pomysły i trudno było ich nie popierać. Szkoda, że stanął po stronie zła. Czy to on odkrył czym jest ta pieczęć?

- Nie, zrobiła to specjalna grupa badawcza całkiem niedawno, wiele lat po usunięciu Kalhana.. Ktoś mu doniósł o naszych ustaleniach i śledził nasze poczytania. Dzisiaj nie jestem w stanie przewidzieć jak daleko sięgają jego macki, okazało się, że ma więcej zwolenników niż myśleliśmy .

- Gdzie teraz jest ta pieczęć?

Na to pytanie czekał każdy, więc gdy wreszcie padło wszyscy zamilkli i wymownie spojrzeli na Egona. Ten jakby się wahał ale po chwili wyjął z kieszeni podłużny kawałek metali i położył na stole. Nie odznaczał się niczym szczególnym poza tym, że jego poszarzała powierzchnia pokryta była licznymi znakami.

- Oto ona.

Zebrani przyglądali się z uwagą przedmiotowi jakby starając się odgadnąć co owe znaki oznaczają, były dość bezładne i nie układały się w żaden wyraźny rysunek. Tylko jeden z węższych brzegów miał dość głębokie żłobienia w kształcie trzech nachodzących na siebie kwadratów otoczonych aureolą i nosił wyraźne ślady zużycia jakie powstają przy pieczętowaniu dokumentów.

- A ja łudziłam się, że przepadła w bagiennych odmętach... - jęknęła Lana.

- No cóż, można ją przecież przetopić na sztylety i po kłopocie – wtrąciła zawsze praktyczna Winoria.

- Zniszczenie pieczęci nie rozwiąże problemu ponieważ to nie ona stanowi zagrożenie. Póki laboratorium istnieje...

- Jeżeli w ogóle istnieje... - Winoria wyraźnie nie wierzyła w istnienie tego miejsca.

- Póki ono istnieje – ciągnął niezrażony Egon – jest zagrożeniem dla wszystkich. Nie mamy pewności czy to co jest w naszym posiadaniu jest jedynym kluczem wyłączającym mechanizm samozniszczenia. Być może jest ich więcej dlatego naszym zadaniem jest odnaleźć miejsce ukrycia antymaterii i zniszczyć je zanim zrobi to ktoś inny. Na szczęście nie jest to łatwe zadanie i bez dostępu do naszych danych trudne do realizacji, niestety nie niemożliwe, zwłaszcza dla kogoś tak przebiegłego jak Kalhan. Musimy jak najszybciej dostać się do FERYi rozpocząć prace.

- Lądem bez odpowiedniego sprzętu nie dotrzecie do Alatydy – stwierdził Hatat – z tyłu osady mamy łodzie i szlak wodny wiodący do Głównego Miasta w Manitii. Stamtąd latają sterowce do Centrum Wymiany o ile platforma startowa nie jest podmyta.

- Właśnie, dlatego wolałbym wynająć większy dżejt, który pomieści pięć a nawet sześć osób gdyby Winoria zdecydowała się udać z nami do Alatydy. Nie posiadamy żadnych środków płatniczych ani nic cennego będę musiał zwrócić się do przyjaciół w Głównym Mieście, na których mogę liczyć.

Winoria poczuła się wywołana do tablicy, spojrzała na Egona potem na pozostałych wreszcie odezwała się:

- Nie potrzebujecie szukać pomocy u przyjaciół. Ponieważ Hatat omówił przyjęcia zapłaty za leki mam środki na opłacenie niejednego dżejtu. Nie zamierzam z wami lecieć do Alatydy, przynajmniej nie teraz, ale to moi ludzie pozbawili was wszystkiego więc jestem wam coś winna.

- W sytuacji, w której się znaleźliśmy zobowiązania mają inne znaczenie. Twoi ludzie potraktowali cię tak samo jak nas, ty nam pomogłaś my, pomogliśmy tobie i niech tak zostanie. Dziękujemy za oferowaną pomoc myślę, że nie będziemy jej potrzebować, nasi przyjaciele udostępnią nam swoje środki co nam umożliwi powrót. Jeżeli nie pojedziesz z nami do Alatydy na pewno ci się przydadzą na zorganizowanie nowego życia.

-Proponuję udać się teraz na odpoczynek – przerwała Lana niecierpliwie - Najpierw musimy jakoś dotrzeć do domu a w takim stanie będzie to trudne. Ja idę spać.

Była zmęczona i poirytowana tymi uprzejmościami i zapewnieniami. Chciała by to wszystko już wreszcie się skończyło. Marzyła by znaleźć się na białym materacu pod przejrzystą kopułą lub przynajmniej na twardym manickim łóżku i poczuć się bezpiecznie .Na Ziemię tak szybko nie wróci, będzie musiała poczekać prawie rok aż obie planety znowu znajdą się odpowiednim miejscu po obu stronach tunelu umożliwiając przejście, do tego czasu musi zadowolić się tutejszymi wygodami

- Lana ma rację – rzekł Hatat wstając - powinniście teraz odpocząć po męczącej nocy. Donara ma uszkodzone płuco i jest w gorszym stanie niż była Winoria, będzie musiała leżeć kilka dni i do czasu nie będziecie mogli wyruszyć w drogę. Teraz jesteście naszymi gośćmi.

Pokoje gościnne były nieduże, podobnie urządzone jak te w domu Zariata, były twarde łóżka i wanny z samowymieniającą się wodą. Małe okienka wpuszczały nieco dziennego światła i ogólnie było nieco przytulniej niż tam ze względu na materiał z jakiego było wszystko wykonane. W Manitii dominował szary i zimny kamień ozdabiany kolorowymi, również kamiennymi mozaikami, tutaj zarówno ściany jaki podłogi były drewniane. Kamienne pozostawały tylko wanny i posadzki wokół nich.

Zmęczenie dało się we znaki nawet najwytrwalszym. Każdy przyjął zaproszenie Hatata z wdzięcznością udając się na spoczynek W perspektywie mieli kilka spokojnych dni bez pościgów i ucieczek, w niewielkiej, dobrze zorganizowanej osadzie i chociaż wszyscy chcieli jak najszybciej dostać się do Alatydy poczuli się tu odprężeni i bezpieczni.

Wszystko wskazywało na to, że ich misja wkrótce się zakończy.

 

Rozdział XXII

 

W oczekiwaniu na możliwość wyruszenia do Manitii każdy w różny sposób organizował swoje zajęcia.

Amalen spędzał dużo czasu w sali szpitalnej z powoli wracającą do zdrowia Donarą, co nie uszło uwagi Egona.

- Coś mi się zdaje, że to nasz pilot jest główną przyczyną zmiany poglądów asystentki Kalhana – rzekł mimochodem do Hiady.

Oboje z Hiadą, podobnie jak wszyscy Strażnicy FERY, mieli dużą wiedzę z różnych dziedzin. Tym razem wykorzystali ją do pomocy gościnnym mieszkańcom. Wspólnie z Hatatem i kilkoma innymi członkami społeczności zajęli się wyznaczeniem terenu i opracowaniem projektu elektrowni zasilanej gazem bagiennym. Inwestycja taka uniezależniłaby ludzi od sprowadzanych z Manitii akumulatorów i zapobiegła przerwom w dostawie energii.

Karet korzystał z doświadczenia Winorii, która czuła się coraz lepiej i mogła razem z nim wyznaczać nowe szlaki i analizowali strategie obronne.

Tylko Lana nie mogła znaleźć sobie zajęcia.

Do niczego nie była przydatna i nikt nie zwracał na nią uwagi. Sama snuła się z kąta w kąt, czuła się przy tym wyobcowana i niepotrzebna. Im dłużej ciągnęła się ta bezczynność tym bardziej zaczynało jej brakować jakiegoś działania. Jeszcze kilka dni temu marzyła o takim spokoju a gdy nastąpił okazał się wielką pustką.

„Niech się wreszcie coś zacznie dziać – pomyślała - bo umrę z nudów, chyba uzależniłam się od działania.”

Niedługo potem pożałowała tych słów.

Kilka dni od czasu przybycia do osady wszyscy z wyjątkiem Kareta i jego ojca siedzieli w budynku gościnnym i omawiali plan zbliżającego się wyjazdu do Manitii. Donara przebywała razem z nimi i opowiadała co działo się u Kalhana po uwolnieniu Lany. Szkody jakie na wyspie wyrządził Egon były duże i musieli je naprawiać przez kilka dni co uniemożliwiało jakikolwiek pościg. Kalhan był wściekły, poganiał wszystkich, sam też naprawiał bardziej skomplikowane urządzenia. Gdy dostali wiadomość od ratowników wszystko z wyjątkiem łodzi było już gotowe, Kalhan natychmiast dał rozkaz wyjazdu. Wyruszyli dzejtem zaopatrzonym w pojazd kroczący, pozostawiając na wyspie dziesięć osób. Lana nie ukrywała zdziwienia. Szybko policzyła, że razem z tymi, którzy polecieli z Kalhanem było czternaście osób i nie mogła uwierzyć, iż tylko tylu ludzi było w stanie zbudować tak wielką i skomplikowaną budowlę. Donara wyjaśniła, że Kalhan ma jeszcze jeden obiekt i inną grupę ludzi gdzieś w górach na zboczu nieczynnego wulkanu. Poza tym korzystał z pomocy najemników, którym płacił tytanem i zlotem. Nie umiała powiedzieć dokąd udali się najemnicy po zakończeniu pracy. Z trudem uwierzyła Egonowi, który zasugerował, że prawdopodobnie ich zabił.

- Przecież ciebie traktował dobrze – zwróciła się do Lany.

Lana zastanowiła się. Trudno było jej całkiem zaprzeczyć, potwierdzić też do końca nie mogła. Rzeczywiście traktował ją w miarę dobrze, ale nie zawahał się też wypróbować na nie tej paskudnej mieszanki mimo iż zapewniała go, że nic nie wie. Poza tym samo uprowadzenie było już naruszeniem jej wolności i trudno je było nazwać dobrym traktowaniem.

- Ten Kalhan to niezły bandyta – mruknęła Winoria.

- Ufałam mu, mówił, że został niesłusznie oskarżony i wygnany. Ojciec też mu ufał, nigdy nie uwierzył, że złamał przysięgę wierności jaką składają wszyscy członkowie FERY. Nieraz opowiadał mi jakim jest odpowiedzialnym człowiekiem, że dotrzymuje obietnic nawet za cenę życia. Przecież mieliście odejść wolno a on kazał strzelać.

- Twój ojciec przyjaźnił się z Kalhanem, nie dziwię się, że nie mógł uwierzyć w jego zdradę. My też długo nie mogliśmy w to uwierzyć, jednak dowody były niepodważalne, podsłuchane rozmowy, zaszyfrowane informacje, świadkowie. Okazuje się, że w FERZE są jeszcze ludzie, którzy z nim spiskowali i nie zostali wykryci. Pewnie to oni donosili Kalhanowi.

- Z tego co wiem to ma przyjaciela w Radzie Najwyższej, nie znam imienia.

- MOżliwe. Musi mieć kogoś albo w Radzie albo w którymś z zespołów badawczych, ratownicy nie mają dostępu do tajnych informacji.

- Do Rady Najwyższej należy tylko siedem osób – wtrąciła Hiada.

Zanim skończyła mówić uwagę ich zwróciło jakieś poruszenie przed budynkiem. Kilka osób dyskutowało o czymś na tyle cicho by nie było ich słychać z budynku. To Karet, który właśnie wrócił z nocnej wyprawy tłumaczył coś swojemu ojcu i dwom innym mężczyznom zgromadzonym wokół niego. Zaciekawieni wyszli na zewnątrz i dołączyli do zebranych, tylko Donara, która poczuła się gorzej wróciła do budynku medycznego.

Lana ożywiła się licząc na jaką pozytywną odmianę. Coś wreszcie zaczynało się dziać i może w końcu nie będzie musiała się snuć z kata w kąt. Słowa Kareta nie pozostawiały złudzeń. Coś rzeczywiście zaczynało się dziać, trudno to jednak byłoby nazwać „pozytywną odmianą”.

- Dobrze, że jesteście – mężczyzna zwrócił się do nich – dostrzegłem potencjalne zagrożenie dla naszej osady, musimy omówić szczegóły.

„ Nie, tylko nie to – jęknęła bezgłośnie – nie o to mi chodziło”.

Tylko na taki jęk rozpaczy starczyło czasu, razem ze wszystkimi musiała natychmiast udać się do głównego budynku będącego miejscem narad gdzie Karet przedstawił sytuację.

Około pół dnia drogi od osady obozowała duża grupa uzbrojonych ludzi niewiadomego pochodzenia o trudnych do określenia zamiarach. Konstrukcja ich obozu wskazywała, na jego tymczasowość. Nie zamierzali pozostać w nim długo. Dokąd się udadzą pozostawało tajemnicą.

- Nie wiem kim mogą być – mówił Karet – gdy zakładaliśmy tę siedzibę nasza ówczesna wiedza wskazywała, na brak ludzkich osad w tej części mokradeł. Wszystkie znane nam ludy zamieszkiwały północne, bardziej przyjazne tereny a najbliższą osadą była wioska Bastinów. Obserwowana przeze mnie grupa nadciąga z południowej, bardziej podmokłej strony. Początkowo uznałem ich za zwiadowców szukających miejsca na założenie nowej siedziby dla swojego ludu. Jest ich dużo za dużo jak na zwiadowców. To może być banda trudniąca się rozbojem. Nie znają drogi, dotarcie tu zajmie im więcej czasu niż mnie, nie wiadomo też czy obiorą ten kierunek. Może udadzą się bezpośrednio do Manitii. Jest to o tyle prawdopodobne, że po tamtej stronie teren jest bardziej dostępny. Jak by nie było musimy być przygotowani na ich wizytę. Zgodnie z moją oceną mogą tu być wieczorem a najpóźniej jutro rano.

Hatat, który przysłuchiwał się synowi z uwagą spojrzał na Egona i rzekł:

- Donara jest prawie zdrowa, dam jej leki i da radę podróżować. To nie wasza sprawa, weźcie łódź i płyńcie do Manitii. Jeśli wyruszycie zaraz, do wieczora będziecie już daleko poza zasięgiem obcych. Łódź zostawcie u mojego przyjaciela w Głównym Mieście, odbierzemy ją gdy wszystko się skończy.

- Wy nie myślicie o ewakuacji? - spytała Hiada.

Hatat spojrzał na nią zdziwiony.

-Dwa lata budowaliśmy tu swój świat i tak po prostu go nie zostawimy. Poza tym nie mamy dokąd uciekać, większość mieszkańców ma dożywotni zakaz wjazdu do Manitii. Wy dopłyniecie tam bez przeszkód, łódź nie będzie na razie nam potrzebna.

Cisza jaka zapadła wydała się Lanie wiecznością. Czuła, że ucieczka byłaby zbyt prostym rozwiązaniem i raczej nie ma co na nią liczyć. Spojrzała na Egona, inni zrobili to samo a on spokojnie zapytał:

- Ilu ludzi liczy tamta grupa?

- Co najmniej trzydziestu, sami mężczyźni.

- A wy ilu macie ludzi?

- Oprócz mnie i ojca jest jeszcze ośmiu mężczyzn w różnym wieku, tyleż kobiet i kilkoro dzieci.

-Niewielu, z nami będzie jeszcze troje. Lany nie liczę bo ona musi się dużo nauczyć i na niewiele się przyda, dobrze się stanie jeżeli nie będzie przeszkadzać. Zostaniemy tu do czasu gdy sytuacja się wyjaśni a osada będzie zupełnie bezpieczna.

Winoria spojrzała na niego ze złością.

-Zapomniałeś policzyć mnie – rzekła z wyrzutem – chyba nie przypuszczasz, że ucieknę jak tchórz i zostawię przyjaciół w realnym niebezpieczeństwie.

Po chwili wszystko było już jasne, nikt nie zamierzał opuszczać zagrożonej osady i nie pozostało nic innego jak opracować strategię obronną. Lana była zła na Egona za to, że potraktował ją tak lekceważąco. Może wolałaby wypłynąć stąd, tak jak to proponował Hatat, ale byłoby to bardzo nieetyczne i tchórzliwe, niemożliwe do realizacji dla tych odpowiedzialnych i honorowych ludzi. Sama też czułaby się źle gdyby przyszło jej uciekać pozostawiając bez pomocy tych, którzy jej tej pomocy udzielili, Myśl o kolejnej zwadzie napełniała ją przerażeniem. Zagrożenie było bardzo realne, poza tym miała już za sobą wiele nie najlepszych doświadczeń. Wiedziała już jak bardzo może być niebezpiecznie, ilu ludzi może zginąć w bezpośrednim starciu. Słuchała więc uważnie bardziej biegłych w wojennym rzemiośle i pocieszała się, że być może nieznajomi obiorą inny kierunek i nie trafią do ich osady albo, że nie są to bandyci tylko zwykli podróżni, którzy spokojnie odejdą nie krzywdząc nikogo..

Niedługo po naradzie ruszyły przygotowania do ewentualnego spotkania z obcymi. Okazało się, że Manici są wyposażeni w broń, mają też wybudowany w głębi zarośli schron mogący pomieścić kilkanaście osób. Tam też zaplanowano umieszczenie dzieci pod opieką dwóch najstarszych kobiet. Również, ciągle osłabiona, Donara miała tam znaleźć schronienie. Egon zaproponował Lanie by skorzystała z możliwości i też tam się ukryła, ale stanowczo zaoponowała. Nie miała zamiaru zajmować się dziećmi, zawsze ją irytowały, uważała, że są nieznośne i nieprzewidywalne, w dodatku można się po nich spodziewać tylko kłopotów. Nie, nie, pilnowanie dzieci to nie było dla niej zajęcie.

- Uważasz mnie za niezdarę, którą nie jestem – powiedziała ze złością – może nie dorównuję tobie wyszkoleniem, ale umiem radzić sobie w trudnych sytuacjach. Nie ma tu zbyt wielu ludzi, każda broń się przyda.

Egon nie był przekonany co do przydatności bojowej dziewczyny, widząc jej upór musiał się zgodzić. Ostatecznie stanęło na tym, że będzie pilnować się Amalena i bezpośrednio wykonywać jego polecenia. Została wyposażona w broń i poinstruowana jak ją używać by być skuteczną. Z niechęcią słuchała tych wywodów przytakując cały czas na znak, że rozumie. Nie chciała by traktowano ją jak niedojdę.

Każdy mieszkaniec otrzymał odpowiednie dyspozycje i zajął wyznaczone miejsce. W powietrzu czuć było napięcie chociaż z pozoru panował idealny porządek i spokój. Karet z Winorią oddalili się na znaczna odległość od zabudowań by w odpowiednim czasie poinformować przez nadajniki o tym co zamierzają robić obcy.

Zagrożenie wisiało w powietrzu.

Zbliżał się wieczór gdy Hatat otrzymał pierwszą wiadomość o sytuacji. Obserwowana grupa niebezpiecznie zbliżyła się do osady i rozpoczęła rozbijanie obozu w zakolu niewielkiego potoku. Chwilę potem Karet poinformował o wysłaniu przez przybyszów trzech patroli, jeden zmierzał w ich kierunku.

Niedługo po powrocie Kareta i Winorii trzech zarośniętych, ubranych w długie przykrywające całe ciało peleryny podeszło na niewielką odległość. Zanim zdecydowali się wejść na teren posesji zatrzymali się na chwilę i po krótkiej wymianie słów ruszyli w kierunku oczekujących na nich mieszkańców.

W grupie powitalnej stali Hatat, Egon, Hiada i Winoria. Karet z Amalenem trzymali się nieco z boku, pozostali mieszkańcy pozostali w swoich domostwach. Lana dostała polecenie ukrycia się w budynku gościnnym. Nie była z tego zadowolona gdyż nic nie widział, niechętnie, burcząc coś pod nosem dostosowała się do wymogów sytuacji.

Przybysze zatrzymali się w pewnej odległości po czym jeden z nich podniósł rękę i odezwał się w języku Manitów:

- Przybywamy w pokoju, jesteśmy Manitami i zmierzamy do naszego kraju. Nie mamy czym zapłacić, prosimy o trochę jedzenia dla siebie i naszych towarzyszy, którzy zatrzymali się niedaleko.

Mówił wolno rozglądając się niespokojne się po okolicy jakby chciał ocenić ewentualne zagrożenie albo raczej zapoznać się z warunkami i możliwościami zdobycia tego miejsca. Pozostali dwaj mężczyźni również rzucali niespokojne spojrzenia to na witających ich towarzyszy Hatata to na kryjących się wśród drzew Kareta i Amalena.

Egon także uważnie obserwował przybyłych natomiast Hatat podniósłszy rękę w geście powitania powiedział:

- Droga do Manitii nie wiedzie przez naszą wioskę, musicie cofnąć się w głąb mokradeł i skierować na wschód. Co do waszej prośby, nie mamy zbyt dużo żywności, damy wam tyle ile możemy.

Mężczyzna zmierzył go lodowatym wzrokiem.

- Przyjmiemy tyle ile będziecie mogli nam dać – powiedział - potem odejdziemy tak jak powiedziałeś na wschód.

Na znak Hatata Karet przyniósł duży pojemnik z żywnością i postawił przed obcymi.

- Tyle możemy wam dać bez uszczerbku dla nas – rzekł – odejdźcie bezpiecznie.

Mężczyźni spojrzeli z respektem na olbrzymią postać Kareta i żaden z nich nie odważył się więcej odezwać. Długo wycofywali się tyłem nie odwracając wzroku od potężnego Manity po czym zniknęli w zaroślach.

Jeszcze przez jakiś czas wszyscy pozostali na zajmowanych przez siebie pozycjach obserwując uważnie oddalających się mężczyzn. Dopiero gdy ci odeszli wystarczająco daleko, udali się do głównego budynku by ponownie omówić sytuację. Niebawem dołączyła do nich Lana i kilku innych mieszańców osady.

- Nie ma wątpliwości – rzekł Hatat gdy wszyscy siedzieli już w sali zebrań – musimy liczyć się z atakiem. To ludzie Obiata, widziałem znak jego bandy na piersi tego pierwszego. Próbował go ukryć, gdy podniósł rękę przez chwilę mogłem go dostrzec. Nie sposób nie zapamiętać tego znaku, dwa zachodzące na siebie słońca i trójkąt. Myślałem, że ta banda już nie istnieje.

- Też widziałem ten znak – wtrącił Egom – taki sam miał jeden z tych, którzy zaatakowali nas na platformie startowej. Co to za ludzie?

Hatat był wyraźnie zaniepokojony. Chwilę siedział zamyślony po czym rzekł:

-To okrutni i bezwzględni przestępcy. Jeszcze kilka lat temu terroryzowali Główne Miasto, ich działania dotykały również nasz kopalniany region. Walka z nimi była trudna i pochłonęła wiele ofiar, ale na długo przed naszym odejściem zostali zlikwidowani i w większości zginęli. Ci co przeżyli uciekli z kraju i więcej o nich nie słyszano. Do teraz.

- W nocy nie zauważyłem tych znaków, ale od razu wydali mi się podejrzani – rzekł Karet a po chwili namysłu dodał – jeżeli to oni zaatakowali was w Głównym Mieście to znaczy, że odtwarzają swoje struktury. Werbują ludzi gdzie się da ci pewnie idą by do nich dołączyć.

- W takim razie może zostawią nas w spokoju – odezwała się Lana niepewnie. Po cichu liczyła, że obejdzie się bez awantury i za kilka dni będą już w drodze – dostali jedzenie, po co mieliby tracić na nas czas?

Karet był innego zdania. Znał zwyczaje tych ludzi, jako dowódca wojsk rozprawiał się niejednokrotnie z członkami tej grupy przestępczej i w niemałym stopniu przyczynił się do jej likwidacji, Trudnili się rozbojami, w ten sposób zdobywając broń i sprzęty - tym razem też nie zrezygnują z możliwości zdobycia łupów.

- Widzieli nasze łodzie – rzekł - i na pewno zechcą je przejąć. Lądem do Manitii kawał bardzo niebezpiecznej drogi a posiadając taki środek transporu mogliby się tam bez wysiłku dostać znacznie szybciej. Nie cofną się przed niczym.

- Przecież mogą zginąć!

- To ich ryzyko zawodowe, wpisane z przestępczy proceder.

Nie pozostawało nic innego jak przygotować się do obrony.

Osada była usytuowana w bardzo dogodnym miejscu. Z tyłu rozciągał się podmokły teren, przez który można było przedostać się pojedynczo, wąską i w dodatku dobrze ukrytą ścieżką. Z jednej strony płynęła głęboka rzeka i tylko od strony Manitii teren był bardziej dostępny, porośnięty dającymi ochronę drzewami i właśnie stąd można było się spodziewać ataku. Tam też zostały skierowane wszystkie reflektory tak, że cała wioska została niejako ukryta za zasłoną światła. Dzięki takiemu manewrowi atak nocny był mało prawdopodobny.

Ponadto cały teren był w razie potrzeby zabezpieczany ruchomymi płytami stanowiącymi dodatkową osłonę. Na co dzień były wsunięte w ściany budynków a wysuwane tylko w sytuacji zagrożenia.

Egon był pełen uznania dla tych fortyfikacji, również Winoria patrzyła na nie z podziwem.

- Jesteście lepiej zabezpieczeni niż Bastinowie – powiedziała do Hatata

-Jest nas mniej i nie mamy wyboru. Dla waszego ludu trzydziestoosobowa banda nie byłaby zagrożeniem, dla nas to już problem.

Lana przyglądała się wszystkiemu z niepokojem. Fortyfikacje wydawały się solidne, gorzej z obrońcami. Było tylko dwudziestu ludzi w tym kilka osób w dość zaawansowanym wieku, którzy na co dzień nie trudnili się wojowaniem. Poza tym większość elementów była drewniana. Wyobraźnia stawiała jej przed oczyma obraz płomieni ogarniających wszystko bez wyjątku. Hatat zauważył jak przygląda się niepewnie budynkom i jakby czytając w jej myślach powiedział uspokajająco:

- Nie boimy się pożaru, wszystkie drewniane części są nasycone niepalną substancją, która pod wpływem ciepła uwalnia się i odcina dopływ tlenu likwidując zarzewie ognia. To nasza nowa technologia nieznana gdzie indziej. Nasze domy nie spłoną tak łatwo.

Dziewczyna pokiwała głową na znak, że rozumie. Ponieważ zrobiło się ciemno a wszystko wskazywało na to, że do rana będą mieli spokój mogła iść do swojej kwatery i odpocząć. Usnęła od razu, ale nie był to spokojny sen. co chwila budziła się i zrywała sprawdzając czy nic  nie dzieje, wreszcie miała już tego dość i na długo przed świtem ubrała się i wyszła na dziedziniec.

Noc, tak jak i poprzednie, była dość jasna i bez trudu dostrzegła kilka postaci znajdujących się na skraju zabudowań. Jedną z nich był Egon. Stał wpatrzony w oświetloną blaskiem reflektorów bagienną głuszę.

Podeszła do niego i stanęła obok zwracając wzrok w tym samym kierunku.

- Czy myślisz, że on tam są? - spytała cicho.

- Ja wiem, że oni tam są i to niedaleko. Kryją się cieniu tuż za granicą świateł. Jeśli przyjrzysz się uważnie dostrzeżesz ich.

Wytężyła wzrok, nie zobaczyła nic.

- Widzę tylko mroczną czeluść pochłaniającą wszystko co znajdzie się w jej zasięgu – powiedziała ponuro.

Egon spojrzał na nią z troską i niepokojem.. Skomplikowany charakter dziewczyny utrudniał kierowanie nią. Była niesubordynowana i skłonna do podejmowania nieprzemyślanych decyzji, które sprowadzały na nią kłopoty. Widział, że się boi.

- Nie bój się – powiedział uspokajająco – nie zdobędą tego miejsca i nikomu nic się nie stanie.

- Nie wiem czy to strach, to raczej wściekłość i poczucie bezsilności. Takiej ogromnej i przytłaczającej bezsilności a także wzbierająca złość, że na nic nie masz wpływu, że wszystko jest nie takie jak powinno być. Czy nigdy nie miałeś poczucia, że wszystko co cię spotyka, nawet jeśli wcześniej tego chciałeś, okazuje się czymś innym niż myślałeś?

Zdziwiło go tak postawione pytanie.

-Ja wykonuję zadania – odpowiedział po chwili – i zawsze doprowadzam je do końca.

-Zapomniałam, dla ciebie najważniejsze jest zadanie. Powiedz mi, czy gdy już je zrealizujesz, czy nie zdarzyło ci się myśleć, że nie miało ono sensu i lepiej byłoby go w ogóle nie zaczynać?

Egon był jeszcze bardziej zdziwiony.

- Nie podejmuję bezsensownych zadań.

- No tak, twój uporządkowany świat zewnętrzny porządkuje również twoje myślenie. Może jest na odwrót, mniejsza o to.. Ze mną jest inaczej, zanim tu dotarłam nie mogłam doczekać się kiedy wreszcie dowiem się czegoś o swoim pochodzeniu, zrozumiem kim naprawdę jestem i dlatego tak łatwo dałam ci się namówić na wyprawę w nieznane. Gdy się tu znalazłam okazało się, że nigdy nie poznam całej prawdy i może lepiej byłoby gdybym w ogóle nic nie wiedziała. Gdy wyruszałam z wami na poszukiwanie Giareta nie przypuszczałam, że znajdę się w centrum bezwzględnej walki na śmierć i życie gdybym zaś zdecydowała się wrócić do Alatydy pewnie byłoby jeszcze gorzej.

Dziewczyna z trudem odnajdywała się w nowej rzeczywistości  i miał z tego powodu lekkie poczucie winy. Może gdyby poświęcał jej więcej czasu nie czułaby się taka zagubiona. To on miał obowiązek jej strzec a tymczasem wywiązywał się z niego tylko połowicznie. Dbając by nic się jej nie stało nie wziął pod uwagę jej sposobu myślenia tak różnego od swojego. Miał nieraz do niej pretensję o coś co nie wynikało z jej zlej woli tylko z innej oceny rzeczywistości i tym samym mógł przyczynić się do jej złego samopoczucia.

Położenie w jakim się znajdowali było poważne poczuł się więc w obowiązku by ją uspokoić.

- Dokonałaś takiego wyboru – powiedział miękko – i nie żałuj tego, żal niczego nie zmienia. Jak sama zauważyłaś, nigdy nie jesteś pewna czy druga opcja, ta, z której zrezygnowałaś, by cię satysfakcjonowała. Nie ma położenia bez wyjścia tylko czasem nasz umysł zawodzi. Przestań myśleć o tym co było czy mogło by być, nie myśl o tym co zdarzy się jutro, pojutrze czy za rok. Jesteś tu i teraz, naucz się realnie oceniać sytuację. Przeciwników jest więcej, to prawda, my będziemy się bronić więc nasza determinacja będzie większa. Poza tym to my mamy gdzie się ukryć, oni by się tu dostać będą musieli pokonać odkryty plac, to nie będzie łatwo. Przynajmniej pięciu ludzi jest doskonale wyszkolonych, tamci nie mają szans.

- Pięciu przeciw trzydziestu, dość kiepska proporcja.

- W starciu z Bastinami było nas mniej i walczyliśmy ze stu pięćdziesięcioma żołnierzami.

- Wtedy uciekaliśmy...

- Teraz oni będą uciekać albo zginą.

Lana zamyśliła się. Dla niego wszystko było takie proste,  dla niej nie, ona widziała świat zupełnie inaczej. Nie umiała czekać spokojnie na rozwój wypadków gdy za zasłoną nocy czaiło się niebezpieczeństwo. Wydawało jej się jakby ktoś skradał się tuż za nimi toteż rozglądała się dookoła niespokojnie wypatrując skąd nadejdzie zagrożenie.

Zanim nastąpił świt zjawił się Amalen i zabrał ją na przydzieloną im pozycję z boku zabudowań w pobliżu rzeki. Zgodnie z ustaleniami mieli zabezpieczać łodzie i pilnować by od strony wody nikt nie zaatakował osady niepostrzeżenie.

Było jeszcze szaro gdy ciszę przerwał huk wystrzałów. Wyglądało tak jakby ściana ognia oderwała się od linii zarośli i uderzyła w mury osady.

Pierwsza salwa pozostała bez odpowiedzi. Za nią poszły druga i trzecia i również nie wywołały reakcji. Zdawać by się mogło, że za drewnianymi fortyfikacjami nie ma nikogo, gdy więc rozległa się kolejna kanonada od ziemi oderwało się kilka postaci, które szybko ruszyły w kierunku murów obronnych. Tym razem na interwencję nie trzeba było długo czekać. Zza drewnianej kurtyny w kierunku biegnących poleciały elektroniczne pociski. Dwóch z nich śmiertelnie trafionych upadło bez czucia, pozostali przywarli do ziemi i poczęli się cofać zabierając ze sobą zabitych.

Na chwilę wszystko ucichło, ale był to pozorny spokój. W obozie wroga szykowano się na decydujące starcie.

Wkrótce dało się słyszeć przenikliwy świst, potem drugi i dwie dymiące kule uderzyły w mur. Każda z nich rozpadła się na kilkanaście płonących kawałków, które przylgnęły do ściany. Przez jakiś czas tliły się nikłym płomieniem, ale niepalna substancja, jaką wysycono drewno spełniła swoje zadanie i niebawem, gdy skończył się dopływ tlenu wygasły nie czyniąc szkód.

- Mają rozpryskowe pociski zapalające – zawołał Egon przytłumionym głosem - przynieście wodę i plandeki do gaszenia.

Było to zadanie kilku kobiet, które wykonały błyskawicznie polecenia. Amalen również kazał Lenie przygotować środki gaśnicze, w odróżnieniu od pozostałych zapomniała przynieść je wcześniej i musiała iść po nie do budynku. Niezadowolona i zła na siebie, ruszyła burcząc coś niezrozumiale, we wskazanym kierunku.

- Pośpiesz się – zawołał Amalen – oni nie będą na ciebie czekać!

Rzeczywiście kolejne kule poleciały w kierunku broniących się. Tym razem było ich znacznie więcej i kilka minęło zapory i upadło na dziedzińcu rozrzucając wokoło języki ognia i zmuszając mieszkańców do zajęcia się likwidacją ognistych kręgów. Jedna z kul upadła w pobliżu rzeki zanim Lana zdążyła przynieść cokolwiek. Od płonących odłamków zajęła się darń a rozprzestrzeniający się szybko ogień niebezpiecznie zbliżył się do jej stóp. Krzyknęła przerażona, Amalen odwrócił się błyskawicznie i zobaczywszy co się dzieje zdjął wierzchnią kurtkę i począł nią gasić płomienie. Ochłonąwszy nieco Lana zaczęła robić to samo.

Korzystając z zamieszania jakie wywołały ogniste kule ludzie Obiata przypuścili kolejny szturm. Tym razem do ataku ruszyli wszyscy. Ponieważ część obrońców zajęta była gaszeniem, obrona z murów była nieco słabsza, niemniej Egon i Karet strzelali bardzo celnie trafiając każdego, który znalazł się w ich polu rażenia, szybko więc zmusili napastników do ucieczki. Winoria, Hiada i inni obrońcy zabezpieczali skrzydła. strzelali też celnie mimo to wielu napastnikom udało się przedrzeć przez ogień i dotrzeć pod fortyfikacje. Nie stanowiły one jednolitego muru. Wysuwane elementy nie dochodziły do siebie a pomiędzy nimi były dość duże odstępy co dawało możliwość przedarcia się na dziedziniec. Tak też się stało.

Wywiązała się walka wręcz. Jeden z mieszkańców został ugodzony nożem, zanim bandyta zdołał mu zadać drugi cios Hiada powaliła go błyskawicznym strzałem w głowę. Szybko odciągnięto rannego do budynku medycznego gdzie zajął się nim Hatat, pozostali odpierali następnych atakujących. W tym czasie, wspierana przez trzech Manitów Winoria zmagała się w drugim brzegu z innymi napastnikami. Egon ruszył im na pomoc a Karet kontynuował ostrzał by uniemożliwić dalsze wdzieranie się wroga za ogrodzenie.

Dwóch bandytów niepostrzeżenie przedostało się w kierunku rzeki i w momencie gdy Amalen i Lana zajęci byli gaszeniem ognia wślizgnęło się na dziedziniec. Jeden z nich bezszelestnie próbował dobiec do odwróconego tyłem Amalena i ugodzić go nożem. Na szczęście Lana w tym czasie akurat podniosła głowę znad dogasających płomieni i jak umiała najszybciej posłała w kierunku biegnących serię pocisków. Nie trafiła nikogo, zmusiła ich tylko do zatrzymania, obaj upadli i przywarli na chwilę do ziemi. Amelen zdążył się odwrócić się i dokończyć dzieło zabijając obydwóch na miejscu.

- Niewiele brakował - mruknął – teraz biegiem po wodę.

„Mógłby przynajmniej podziękować”- pomyślała niezadowolona wykonując polecenie.

Zanim wróciła było już po wszystkim. Atak został odparty, ci którym nie udało dostać się do środka wycofali się i ukryli za zasłoną drzew. Na placu za murami pozostały ciała zabitych, na szczęście były to tylko ciała napastników.

Gdy znowu zapadła cisza Karet zawołał kilku towarzyszy by uprzątnęli zwłoki. Ułożono je z tyłu osady na drewnianych balach zapobiegających zbyt szybkiemu zapadaniu się w grząski grunt, przykryto płachta nasyconego łatwopalną substancją materiału i podpalono. W tym czasie Karet z Egonem dokonywali bilansu strat.

- Wynieśliśmy stąd pięć ciał – mówił Karet – trudno powiedzieć ilu zostało po tamtej stronie zabrali ich ze sobą, dwóch padło w pierwszym ataku, Pozostało jeszcze wystarczająco dużo by przypuścić kolejny szturm.

- Ilu naszych straciliśmy? - spytał Egon.

- Jeden głęboko ugodzony jest w ciężkim stanie. Przeżyje, ale musi leżeć. Trzech lżej rannych ojciec właśnie opatruje, nie wiem czy będą mogli dołączyć do reszty.

Egon przez chwilę analizował sytuację, po czym rzekł:

- Zorientowali się w naszej obronie i albo w ogóle się wycofają albo zaatakują już niedługo zanim zdążymy ochłonąć. Przypuszczam, że liczyli na to, iż uda im się spalić zabezpieczenia i teraz zastanawiają się nad dalszą strategią. Stracili sporo ludzi, wiedzą, że nie będzie łatwo, na ich miejscu bym zrezygnował i poszukał innego łupu.

Karet pokręcił znacząco głową, zbyt dobrze znał tych ludzi by spodziewać się odstąpienia od ataku.

- Nie odejdą daleko, będą krążyć wokoło by odciąć nam drogę do Manitii albo zaatakują i zechcą nam odebrać łodzie. Jeżeli rzeczywiście banda Obiata odnawia swoje struktury a oni idą zasilić ich szeregi wybiorą to drugie.

- Trzeba wzmocnić siły przy rzece.

Rany dwóch mężczyzn okazały się niegroźne i mogli wrócić do zabezpieczania terenu, pozostali musieli pozostać w punkcie medycznym.

Do Amalena i Lany dołączyli Otin i Warener, dwaj mężczyźni, którzy wcześniej pomagali Hiadzie oraz młodziutka, może szesnastoletnia dziewczyna o imieniu Soli. Lana byłą zadowolona z takiego obrotu sprawy, pomyślała, że będzie miała wreszcie z kim porozmawiać. Do tej pory wszyscy zajmowali się swoimi zajęciami i nikt nie miał dla niej czasu. Teraz, chociaż moment nie był najodpowiedniejszy na zawieranie znajomości, zrobiło się cicho i można było oczekując na rozwój wypadków wymienić się poglądami. Obie zostały ustawione nieco z tyłu, Lana zauważyła, że dziewczyna jest bardzo podenerwowana i cały czas niespokojnie spogląda na ukryty w głębi schron, w którym umieszczono dzieci. więc korzystając z pozornego spokoju odezwała się pierwsza:

- W schronie dzieciaki są bezpieczne, tutaj też mamy nie najgorsze pozycje. Sama widziałaś, bandyci są bez szans.

- Tak, tak, też tak myślę – odpowiedziała niepewnie – mój pięcioletni brat Otaro bardzo się boi wystrzałów. Byłam przed chwilą u niego, cały czas płacze i mnie woła.

- Może lepiej z nim zostań, dam sobie tu radę.

- Tutaj jestem bardziej potrzebna, już raz straciliśmy wszystko i nie możemy dopuścić by to się powtórzyło.

Soli opowiedziała historię swojej rodziny. Jej ojciec był głównym zarządzającym kopalni więc żyli spokojnie i dostatnio do czasu gdy zdarzył się wypadek. Wtedy to oskarżono jej ojca i kilku innych zarządzających o sabotaż i obarczono winą za śmierć ludzi. Zanim doszło do procesu rodziny ofiar zorganizowały napad na ich dom. Zastrzelili oboje ich rodziców a wszystko to działo się na oczach Otaro.

- Nas uratował Karet – mówiła Soli – przybył za późno i rodzice już nie żyli. Wszędzie było pełno krwi, brat strasznie płakał i długo nie mógł dojść do siebie. Gdy zamieszkaliśmy tutaj jeszcze długo budził się w nocy z krzykiem i chciał uciekać do domu do mamy. Od jakiegoś czasu było już lepiej i wydawało mi się, że wszystko jest na dobrej drodze, dzisiejsza strzelanina przypomniała mu wszystko.

- To straszne co wam się przytrafiło. Co stało się z tymi, którzy zabili wam rodziców?

- Z nimi? Nic, zupełnie nic. Rozstrzygający stwierdził, że przeżyli szok i działali nieświadomie więc puścił ich wolno. Za to mojego ojca skazał pośmiertnie oraz pozostałych oskarżonych na banicję i ogromne odszkodowania, tak że straciliśmy prawie wszystko, gdyby nie pomoc przyjaciół nie wiem co by się z nami stało.

- Karet mówił, że nie było żadnych dowodów winy...

-Nikt się z tym nie liczył. Były natomiast dowody ich niewinności. Karet znalazł kulę projekcyjną z zapisem rozmowy dwóch fałszywych świadków, którzy ukartowali swoje zeznania,, ktoś ją ukradł i zniknęła bez śladu. Nikt nie wziął pod uwagę słów Kareta i skazano nas na dożywotnie wygnanie.

Lana pokiwała głową, rozumiała ich żal. Szczerze też współczuła dziewczynie, zwłaszcza jej bratu, którego dzieciństwo nie przedstawiało się różowo. Przypomniała sobie własne dzieciństwo, było zupełnie zwyczajne i poza niedopowiedzeniami i tajemnicami nie wyróżniało się niczym szczególnym. Pewnie inne dzieci w schronie też wiele przeżyły, na szczęście nie zgodziła się na ich pilnowanie, nie wiedziałaby jak postępować z nimi w takiej sytuacji.

Atak nie następował. Lana zaczynała mieć nadzieję, że napastnicy zrezygnowali ze zdobywania obozu i cieszyła się już na rychły powrót do Alatydy. Tymczasem Karet wymknął się niepostrzeżenie z osady by zorientować się w pozycjach wroga a Egon obchodził wszystkie stanowiska. Jego wprawne oko dostrzegało wszystkie mankamenty obrony nie omieszkał więc zwrócić uwagi dziewczynom by nie rozmawiały tylko dokładniej obserwowały rzekę.

Soli posłusznie zamilkła natychmiast, natomiast Lana skrzywiła się i odpowiedziała zaczepnie:

- Przecież tu nikogo nie ma.

- Jak się pojawi może być za późno na reakcję.

Egon rozejrzał się raz jeszcze i wrócił na centralne stanowisko. Był już daleko gdy Amalen coś zauważył w rzece i zaczął uważniej wpatrywać się w mętną toń wody. Rzeka płynęła wolno i tylko bliżej środka koryta nurt był bardziej porywisty Nasycone pokruszonymi minerałami wody były nieprzejrzyste i dawały doskonałą zasłonę temu co znajdowało się pod powierzchnią. I tylko przemieszczające się w przeciwnym niż nurt kierunku zmarszczki wskazywały, że coś lub ktoś płynie w kierunku osady. Niedługo oczom wszystkich ukazała się czworokątna głowa a zaraz potem długie na dwa metry ciało jakiegoś zwierzęcia.

- Mała zarakuna – szepnęła Soli.

Lana zauważyła, ze zwierzę do złudzenia przypomina ziemskie węże i zdziwiła się bardzo gdy zobaczyła po obu stronach jego ciała dwie pary krótkich, sterczących na boki kończyn, które na pewno nie nadawały się do poruszania na lądzie. Pomyślała przy tym, że jeśli to jest mała zarakuna to jak musi wyglądać duża.

Zwierzę wypłynęło na powierzchnię zaczerpnąć powietrza po czym znowu schowało się w mętnej wodzie.

Spokój nie trwał długo, krótka seria strzałów przeszła powietrze i zmąciła ciszę. To Amalen, który posiadał doskonały wzrok dostrzegł niebezpieczeństwo w postaci kilku ludzi płynących w mętnych wodach ku łodziom. Puszczone przodem zwierzę miało odwrócić uwagę od prawdziwego zagrożenia. Strzały dosięgły jednego napastnika pozostali zorientowawszy się, że zostali zdemaskowani zaczęli się wycofywać a ich towarzysze wznowili szturm na całą linię obrony i walka rozpoczęła się od nowa.

Dwóch bandytów wydostało się z wody i zaatakowało Amalena, inni kryjąc się w przybrzeżnych zaroślach ostrzeliwali Otina i Warenera. Obie dziewczyny przywarły do ziemi i strzelały na oślep starając się uniemożliwić napastnikom wyjście na ląd. W pewnej chwili Soli przestała strzelać, zerwała się z miejsca i poczęła biec w kierunku linii bagien krzycząc głośno:

- Otaro wracaj, Otaro,,,

Lana z przerażeniem zobaczyła kilkuletniego chłopca biegnącego z płaczem ku rzece. Potem usłyszała strzał i dostrzegła Soli padającą na ziemię.

„Nie tylko nie to – pomyślała i rzuciła się co sił w nogach ku leżącej dziewczynie.

- Nic mi nie będzie, ratuj mojego brata – szepnęła z rozpaczą słabnącym głosem Soli – dostałam w biodro, nie pobiegnę.

Lana rozejrzała się szukając jak zwykle pomocy u Egona, nie było go Amalen walczył z kilkoma napastnikami, Otin został ranny i musiał się wycofać, Warener prowadził ostrzał odpierając atak, wszyscy pozostali gdzieś walczyli broniąc barykad, w wirze walki nikt nie słyszał wołania o pomoc. Nie miała wyjścia, pobiegła możliwie szybko w kierunku dzieciaka mamrocąc cicho do siebie:

- Wracaj ty mały potworze, wracaj, wiedziałam, że z dziećmi będą tylko kłopoty.

Zanim do niego dotarła chłopiec był już na brzegu. Wyciągnęła rękę i chwyciła go za ramię, ten zsunął się po śliskim gruncie i wpadł do wody pociągając ją za sobą.

- Pomocy – zawołała czując jak traci równowagę i pogrąża się w mętnej wodzie, ale nie wypuściła ręki dzieciaka. Przeciwnie, przyciągnęła go do siebie tak by utrzymać jego głowę nad wodą i oboje zaczęli płynąć wraz z prądem w dół rzeki. Nie wołała więcej, nie było sensu i tak nikt nie słyszał. Cała swoją uwagę skierowała na to by utrzymać się na powierzchni i dotrzeć jak najbliżej brzegu by móc schwycić jakieś rośliny i wydostać się z wody. O płynięciu pod prąd nawet nie marzyła, przyciskając kurczowo jedną ręką do siebie chłopca, przy pomocy drugiej ledwie mogła zapanować nad siłą ciążenia i zapobiec pogrążeniu się w odmętach. Bezskutecznie próbowała wydostać się z głównego nurtu, prąd rzeki był silniejszy od niej, znosił ich oboje coraz dalej od osady. Strzały, które słyszała w oddali stawały się coraz rzadsze wreszcie umilkły a ona niesiona przez mętną wodę nawet nie wiedziała jaki był rezultat walk, czy ktoś będzie jej szukał czy może została sam z wrzeszczącym bachorem zdana na łaskę żywiołu i bandytów.

 

Rozdział XXIII

 

Zmagania w obozie trwały na tyle długo by niezauważona przez nikogo Lana zniknęła z pola widzenia. Wołania Soli były zbyt słabe, by miały szansę przebicia się przez odgłosy walki. W pewnej chwili z zamaskowanego schronu wybiegła starsza kobieta i zaczęła wołać rozpaczliwie:

- Otaro, Otaro!

Zabłąkany pocisk ugodził ją w klatkę piersiowa i upadła na ziemię.

Amalen uporał się w końcu z dwoma napastnikami. Jednego powalił ciosem krótkiego noża, drugiemu skręcił kark. Walczyli wręcz więc trwało to dosyć długo a gdy już obaj przeciwnicy leżeli martwi na ziemi mógł wreszcie rozejrzeć się co dzieje się dookoła. Zobaczył leżącą nieruchomo Soli, ale nigdzie nie dostrzegł Lany. Dobiegł błyskawicznie do rannej dziewczyny, która płakała cicho i cały czas powtarzała szeptem:

- Nic mi nie jest, ratujcie Otaro i Lanę..

- Gdzie oni są?

- Wpadli do rzeki...

Amalen dostrzegł Egona, który oczyściwszy główną linie obrony zmierzł w ich kierunku. Hiada z Winorią kończyły już walkę na lewym skrzydle. Nie widział Kareta gdyż ten w chwili ataku znajdował się na zewnątrz fortyfikacji i prowadził skuteczne działania na tyłach wroga zabijając kilku a pozostałych zmuszając do ucieczki.

- Do mnie – zawołał donośnym głosem Amalen.

Kilka kobiet dobiegło i zajęło się rannymi a Egon, który jako pierwszy znalazł się przy nich spytał natychmiast:

- Gdzie Lana?

- Wpadła do rzeki ratując jakiegoś dzieciaka.

- Natychmiast do łodzi, kilku bandytów uciekło, musimy znaleźć ją i dziecko przed nimi.

Obaj co sił w nogach wskoczyli do najbliższej łodzi i uruchomili silnik.

Łódź było szeroka i mało zwinna, przystosowana do transportu towarów, płynęła też dosyć wolno co nie podobało się Egonowi.

- Wpław byłoby szybciej – mruknął.

Oczywiście żaden z nich nie zamierzał porzucić łodzi, Lana i chłopiec mogli być ranni lub nieprzytomni i trzeba ich będzie w jakiś sposób dostarczyć do osady.

Jak na ironię uwaga Egona wkrótce okazała się dość niefortunna. Zdążyli upłynąć spory odcinek rzeki nie odnalazłszy nikogo, gdy z brzegu poleciał na nich deszcz elektronicznych pocisków. To pozostali przy życiu członkowie bandy Obiata zobaczywszy łódź postanowili ją zdobyć. Na szczęście strzały okazały się niecelne, łódź kołysała się na wodzie co utrudniało trafienie. Obaj Alatydzie upadli na dno by uniknąć następnej serii próbując jednocześnie dostrzec napastników wśród porastającej brzeg roślinności. Wyłączyli silnik i ustawili łódź przodem do atakujących by osłonięci przeźroczystą taflą zabezpieczającą mogli szybciej uporać się z napastnikami.

- Ilu ich może być? - spytał Amalen.

- Czterech, naliczyłem cztery strumienie ognia... teraz już tylko dwóch – odpowiedział Egon oddając dwa celne strzały.

Wymiana ognia trwała jeszcze dość długo i chociaż wyszli z niej zwycięsko sami nieoczekiwanie znaleźli się w rzece. Łódź nie wytrzymała, podziurawiona szybko zaczęła nabierać wody i osiadła na dnie.

- Będziemy musieli iść lądem – odezwał się Amalen płynąc w kierunku brzegu.

- Może nie...

Rzeczywiście w oddali pojawiła się druga łódź. To Karet upewniwszy się, że osadzie nic nie grozi ruszył na pomoc w poszukiwaniach.

- Jak dotąd nigdzie ich nie widać – rzekł Egon gdy znaleźli się na pokładzie – musimy się śpieszyć, dziewczyna jest za słaba by przeciwstawić się prądowi i pewnie ciągle ich znosi. Jak sytuacja w osadzie?

- Dwoje zabitych i ośmiu ciężko rannych, ale przeżyją. Reszta drobne obrażenia nie zagrażające zdrowiu. Soli powiedziała mi co się wydarzyło, więc ruszyłem z pomocą gdyż znam rzekę i łatwiej będzie mi ich odnaleźć. Tutaj prąd jest coraz słabszy, dobra okazja do wydostania się na brzeg, miejmy nadzieję, że im się udało. Widzę, że ostatni napastnicy zginęli.

- Trudno powiedzieć, może tak. Tak będzie lepiej, o tyle mniej zła wyrządzą porządnym ludziom a poza tym nie zdradzą waszego położenia reszcie bandy.

Płynęli bacznie obserwując rzekę i brzeg przez dłuższy czas nie dostrzegając nikogo. Wreszcie w oddali ujrzeli coś bardzo niepojącego. Na sterczącej nad wodą kłodzie wisiała jakaś postać. Nie ulegało wątpliwości, to była Lana

Dziewczyna zdołała wreszcie schwycić wolną ręką wystający drąg i ostatkiem sił podciągnąć siebie i chłopca tak by wydostać się ponad rzekę. Gdy już oboje znaleźli się na tyle wysoko by nie dosięgać nogami do tafli wody odetchnęła i zawisła bez ruchu cały czas kurczowo przyciskając dzieciaka do siebie. W głowie miała pustkę, gdy zamknęła oczy cały czas widziała mętną wodę i spieniony nurt. Otaro też był zmęczony więc się nie wyrywał tylko cicho płakał co było dla niej okolicznością pomyślną, wiedziała, że chłopak żyje. Mogła wreszcie odpocząć, czekając na ratunek jak się wkrótce okazało nie na długo.

Gdy w pewnej chwili otworzyła oczy zobaczyła jak ponad wodę zaczyna wznosić się ogromna czworokątna głowa. Zaraz potem zwierzę otworzyło paszczę starając się schwycić jej zwisające nogi. W ostatniej chwili zdążyła krzyknąć i podciągnąć je do góry dzięki czemu szczęki potwora schwyciły powietrze a on sam pogrążył się w odmętach. Była to zarakuna, podobna do tej jaka przepływała przez osadę tylko kilkakrotnie większa. Zwierzę zatoczyło koło i wynurzyło się z wody by zaatakować po raz drugi.

Wtedy rozległ się strzał.

Zarakuna skurczyła się, potem zesztywniała i martwa spłynęła wraz z prądem w dół rzeki. Dopiero teraz dziewczyna dostrzegła w oddali łódź i wyprostowaną postać z bronią gotową do strzału. To mógł być tylko Egon, tylko on umiał jednym perfekcyjnym strzałem powalić zwierzę z takiej odległości.

„ Nareszcie” - pomyślała i zwisła bez ruchu. Łódź zbliżała się powoli by wreszcie zrównać się z kłodą, której trzymała się kurczowo.

- Nie śpieszyliście się zbytnio – powiedziała gdy już oboje znaleźli się bezpieczni w łodzi.

- Coś nas zatrzymało – odpowiedział Karet biorąc z jej ramion chłopca. Dziecko płakało i tuliło się do niego – jesteś cała?

- Chyba tak, nie licząc zadrapań siniaków i skrzywionej psychiki nic mi nie jest. Co z Soli i resztą.

- Soli ma przestrzelone biodro, ale będzie chodzić. Niestety straciliśmy dwoje ludzi. Opiekująca się dziećmi Jatori nie zauważyła jak chłopak wymknął się ze schronu, gdy już zorientowała się w sytuacji wybiegła by go szukać. Wtedy dopadł ja śmiertelny strzał. Zginął też jeden ze starszych, bliski towarzysz ojca.

- Winoria i Hiada są całe?

- Tak, zostały w obozie by pomóc w porządkach.

Lana spojrzała na Egona oczekując jakiegoś słowa uznania z jego strony. Nigdy jej nie doceniał, uważał, że jest niezdarna i nieporadna, więc może teraz zmieni zdanie? Przecież uratowała tego małego krzykacza, więc chyba należy jej się jakaś pochwała.

Nic z tych rzeczy. Egon milczał i zdawał się nie zwracać na nią uwagi.

„Pewnie brak nagany to u niego pochwała” - pomyślała wzruszając ramionami.

Tymczasem łódź powoli dobiła do pomostu w osadzie. Na brzegu oczekiwali na nich ci mieszkańcy, którzy nie zajmowali się opatrywaniem rannych, niecierpliwie wypatrując kto wraca. Na widok przemoczonej dziewczyny i chłopca śpiącego ze zmęczenia na ramieniu Kareta poczęli krzyczeć i machać rękami z radości.

Wkrótce dziecko zostało zabrane przez jedną z kobiet, Lana zaś udała się do budynku medycznego by obejrzał ją Hatat. Wśród rannych na jednym z łóżek leżała Soli. Gdy dowiedziała się, że jej brat żyje zaczęła płakać z radości. Po chwili obie płakały nie wiedząc dlaczego.

Do wieczora mieszkańcy uporali się porządkowaniem terenu. Zwłoki napastników zostały zebrane i tak jak poprzednio bez żadnej ceremonii spalone na bagnistych tyłach osady. Na noc przygotowano natomiast uroczystości pogrzebowe dwóch ofiar napadu. Zbudowano na rzece dwa rusztowania przykryte czerwonym materiałem, na których umieszczono oba ciała spowite taką samą tkaniną.

Gdy nastała noc na brzegu rzeki zgromadzili się wszyscy, którzy mogli poruszać się o własnych siłach. W pomieszczeniu szpitalnym zostali tylko ciężej ranni i osoba opiekująca się. Mroczną ciszę zmąciły płonące stosy. Pierwszy zapalił Hatat rzucając w milczeniu zapaloną włócznię, drugi w taki sam sposób zapalił inny starszy mężczyzna, prawdopodobnie małżonek ofiary.

Leaa wykąpana i opatrzona, w czystym ubraniu stała obok przyjaciół a to co działo się wokół niej bardzo ją poruszyło. Przed oczami stanęła jej podobna ceremonia jaką niedawno przeżywała w pałacu Zariata. Patrząc na snopy iskier strzelające tak samo jak wówczas ku niebu przypomniała sobie ojca, jego wykrzywioną bólem twarz, zaschniętą krew i włócznię sterczącą z jego piersi, wreszcie czarną pustkę jeziora, która pochłonęła wszystko co zostało po spaleniu i znowu z oczu popłynęły jej łzy.

Wtedy stało się coś dziwnego. Poczuła nagle jak czyjaś mała rączka ściska jej dłoń. Spojrzawszy w dół zobaczyła okrągłą buzię Otaro, jego ogromne wpatrzone w nią oczy i zrobiło jej się jakoś tak przyjemniej. Trzymając się za ręce dotrwali do końca ceremonii.

Zanim wszyscy rozeszli się do swoich domostw kilka osób podeszło do Lany i dziękowało jej za uratowanie chłopca. Ta spojrzała pytająco na Egona licząc na jakiś gest z jego strony. To co usłyszało wbiło ją w ziemię.

- Powinnaś była dobiec do niego zanim wpadnie do rzeki. Mówiłem żebyś bardziej się skupiła na zadaniu a ty wolałaś się gapić. Gdybyś bardziej uważała dostrzegłabyś co się dzieje wystarczająco wcześnie.

Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem w nadziei, że żartuje, ale nie, mówił zupełnie poważnie i z pełnym przekonaniem.

- Muszę jednak przyznać – dodał po chwili – że w tej konkretnej sytuacji, w jakiej się ostatecznie znalazłaś poradziłaś sobie dosyć dobrze.

Uśmiechnęła się krzywo. Zrozumiała, że na większe uznanie nie ma co liczyć, pochwał też nie powinna się spodziewać. On nie chwalił, on oceniał a oceniając stosował do wszystkich jedną miarę – swoją miarę. Ocena, którą jej wystawił była dosyć mizerna. Wzruszyła ramionami, właściwie nie ma to dla niej najmniejszego znaczenia, przecież nie zamierza ubiegać się o przyjęcie do FERY by móc wykonywać bez słowa sprzeciwu bezsensowne zadania. No, nawet jeśli nie są bezsensowne to na pewno nie przystające do jej osobowości. Poza tym w ogóle nie zamierzała zostać na tej planecie. Gdy w pośpiechu opuszczała Ziemię zdążyła tylko zablokować konto w banku i prosić sąsiadów o piekę nad domem przez rok. Gdy minie rok musi wrócić i zrobi to zaraz kiedy tylko otworzy się tunel.

Teraz wraz z innymi udała się do budynku gościnnego by odpocząć i zebrać siły przed następnym etapem wyprawy.

 

 

Rozdział XXIV

 

Budynek główny był miejscem gdzie spotykali się mieszkańcy i gdzie podejmowano wszystkie ważniejsze decyzje. Następnego dnia po posiłku tak jak zwykle wszyscy zebrali się tam by podsumować ostatnie wydarzenia. Hatat podziękował Egonowi i jego towarzyszom za pomoc. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że bez ich udziału zmagania trwałyby znacznie dłużej, byłyby bardziej krwawe a rezultat ich niepewny.

- Nie spodziewaliśmy się tak silnego ataku – mówił – wydawało się nam, ze jesteśmy tu zupełnie bezpieczni i do tej pory istotnie tak było. Teraz musimy zrewidować nasze pozycje i pomyśleć o lepszym zabezpieczeniu. Będziemy też potrzebować nowej łodzi a nawet dwóch, udam się więc z wami do Manitii by poczynić odpowiednie starania. Donara jest już wystarczająco silna, będziecie mogli ruszyć kiedy tylko zechcecie.

- Wyruszymy jutro – zadecydował Egon – Dzisiaj musimy dokończyć plany elektrowni, to powinno być dla was priorytetem. Gdy już ją zbudujecie będziecie mogli produkować wystarczającą ilość energii by zasilić generator pola nad którym aktualnie pracujemy w FERZE. Dostarczymy wam jeden z prototypów. Wytwarza on silne pole odchylające trajektorię elektronów, tym samym zmniejszając szanse na trafienie. Wasza osada jest niewielka więc powinien ochronić ją całą. Oczywiście to nie załatwi wszystkiego, ludzie przechodzą przez nie bez przeszkód, trzeba też pomyśleć o innych zabezpieczeniach i lepiej przeszkolić ludzi.

- Wiele wam zawdzięczamy – powiedział Karet – tutaj tylko ja znam się na prowadzeniu wojny i rzeczywiście musimy wzmocnić siły. W Manitii mam przyjaciela, który myśli o porzuceniu wojska i zamieszkaniu z rodziną tutaj, czeka tylko aż wygaśnie kontrakt z Zariatem. Wówczas będzie nas dwóch znających wojenne rzemiosło.

-Ja będę trzecia – odezwała się niespodziewanie Winoria – rozmawiałam już ze starszymi i pozwolą mi zostać. Mokradła są mi bliskie, na pewno się przydam nie tylko do obrony choć musicie przyznać, w walce jestem niezastąpiona.

Słowa Winorii nie zdziwiły nikogo. Od początku było widać, że czuje się tu dobrze a jej relacja z Karetem jest rozwojowa. Lana polubiła ją i nie chciała się z nią rozstawać. Cóż gdy obie należały do różnych światów? Każdy musiał układać własne życie zgodnie ze swoimi priorytetami, to miejsce zdawało się być wymarzone dla opuszczonej przez własny lud królowej mokradeł.

- Szkoda, że nie chcesz z nami lecieć do Alatydy – odezwała się Hiada – choć rozumiem, że p tutaj będziesz się czuła lepiej.

- Odwiedzę was kiedyś, jeśli oczywiście dostanę zgodę na wjazd.

- Zawsze będziesz tam mile widziana i nie tylko ty. W Centrum będzie na was czekało specjalne zezwolenie.

Wszyscy uświadomili sobie ze smutkiem, że już niedługo trzeba będzie się pożegnać bo choć znajomość nie była długa okazała się bardzo bliska. Nic tak nie łączy ludzi jak wspólne zmaganie się z przeciwnościami losu.

-Będzie nam was brakowało – mówiła Hiada – w krótkim czasie przeżyliśmy razem tyle, że starczyłoby zajęć na kilka lat.

- Jutro będzie czas na pożegnania – wtrącił Hatat – jeszcze cały dzień przed nami, spędźmy go pożytecznie.

Lana jak zwykle nie miała konkretnego zajęcia dlatego by nie snuć się znowu bez celu poszła do budynku medycznego odwiedzić Soli. Dziewczyna leżała z usztywnioną nogą na jednym z łóżek a obok niej siedział mały Otaro. Usiadła obok nich i i dołączyła do rozmowy.

Soli mówiła bratu, że niedługo będzie zupełnie zdrowa i będzie mogła się nim zajmować, ale na razie musi trochę czasu spędzić leżąc na łóżku.

-Teraz nikt nie będzie do nas strzelał - mówiła łagodnie gładząc go po głowie - nie zawsze tak może być. Musisz być bardzo odważny, jest mężczyzną, jak dorośniesz będziesz musiał bronić mnie i tej osady.

Gdy pojawiła się Lana dziewczyna powiedziała:

-Dziękujemy ci za to co dla nas zrobiłaś, gdyby nie ty mój brat by zginął. Czemu tak szybko musicie nas opuści?.

-Takie życie, jutro o świcie wyjeżdżamy. Nikt z nas nie odniósł większych obrażeń, wszyscy nadają się do drogi, nie możemy dłużej zwlekać. Musimy jak najszybciej wrócić do siebie.

- Zostań ze mną - odezwał się chłopiec biorąc Lanę za rękę – pokażę ci gdzie mieszkam. Możesz zamieszkać razem z nami.

- Nie mogę - odpowiedziała – przede mną długa droga do domu. Bądź dzielny i niczego się nie bój. Póki jesteś mały musisz słuchać dorosłych, oni lepiej wiedzą co robić by uniknąć wypadków i katastrof. To nie znaczy, że są mądrzejsi, są tylko starsi, więcej widzieli, więcej umieją i oczywiście mają więcej siły. Obiecaj mi, że już nigdy nie będziesz uciekał.

Otaro pokiwał głową.

- A ty będziesz mnie odwiedzać?

-Ja będę bardzo daleko. Jeśli popatrzysz w nocne niebo zobaczysz mnóstwo gwiazd. Mój dom jest gdzieś, tam w przestworzach, już niedługo do niego wrócę. Spójrz kiedyś w rozgwieżdżone niebo, pomyśl o mnie i pomachaj do mnie ręką. Ja gdzieś tam będę.

- Naprawdę będziesz gdzieś na niebie?

- Naprawdę.

- I też będziesz machać do mnie?

- Oczywiście.

- Polecisz tam sterowcem?

- Nie, nie, to za daleko, nie starczyłoby mi życia. Dostanę się tam tajemniczym przejściem, które gdy tylko je przekroczę zamknie się na długi czas i nie będę mogła wrócić, ale zawsze będę o tobie myśleć i machać do ciebie ręką w pogodną noc.

Otaro popatrzył na siostrę, która uśmiechała się przez cały czas. Była przekonana, że Lana wymyśliła na poczekaniu te historyjkę by zabawić chłopca i wytłumaczyć mu dlaczego nie będzie mogła do niego przyjechać, toteż o nic nie pytała tylko kiwała głową jakby potwierdzając prawdziwość opowieści. Dzieciak był jednak bardzo dociekliwy, zadawał mnóstwo pytań o dom i innych ludzi więc opowiadała o tym jak się tam mieszka, jak po ulicach jeżdżą samochody na czterech kołach, mówiła o latających ptakach i żyrafach sięgających głową wysoko nad ziemię. Chłopiec słuchał z otwartymi ustami, nawet Soli zaczęła przysłuchiwać się ze zdziwieniem zastanawiając się czy to może być jednak prawda.

- Czy ty naprawdę pochodzisz z innego świata? - spytała nagle.

Zanim Lana zdążyła odpowiedzieć do pomieszczenia wszedł Hatat, który chciał sprawdzić jak czują się znajdujący się pod jego opieką ranni. Otaro natychmiast podbiegł do niego i zdrabniając jego imię zawołał:

- Hati ,Hati wiesz, że Lana mieszka w gwiazdach?

Mężczyzna uśmiechnął się i rzekł:

- Tak ci powiedziała? Mnie też się wydawało, że tak właśnie jest.

Popatrzył na dziewczynę i dodał:

- Więc jednak plotki były prawdziwe. Od początku wiedziałem, że jesteś inna. Korzystasz z elektronicznego tłumacza, chociaż tłumi twój głos czasami udaje się usłyszeć twoją pierwotną mowę i nie jest to mowa Alatydów. Mówisz w języku nie należącym do żadnego ze znanych mi narodów a umiem rozróżnić praktycznie wszystkie. Gdziekolwiek się znajdziesz rozglądasz się ze zdziwieniem jakbyś pierwszy raz widziała urządzenia, którymi się posługujemy, nie znasz zwyczajów Alatydów, więc nie wychowałaś się w Alatydzie. nie zaprzeczyłaś gdy zasugerowałem, że twoja matka pochodzi z innej planety to wszystko zdradza twoje osobliwe pochodzenie. Jak nazywa się planeta, z której pochodzisz?

- Ziemia.

- Słyszałem, że to bardzo daleko....

- Tak, w innej galaktyce, my nazywamy ją Droga Mleczną i do dziś trudno mi uwierzyć, że jestem tak daleko od niej.

- Manici są bardziej praktyczni niż Alatydzi, nie patrzą tak daleko w gwiazdy, nie szukają obcych światów i nic dziwnego, że to nie oni znaleźli drogę. Nie oznacza to oczywiście, że niczego nie wiedzą o istnieniu innych układów planetarnych czy galaktyk.

- Na Ziemi też nikt nie wie o tym przejściu i niech tak zostanie. Tamtejsi ludzie są chciwi, rządni władzy i jest im ciasno. Wielkie armie przetaczają się przez kontynenty niszcząc wszystko co spotkają na swojej drodze. Jak walec miażdżą narody i cywilizacje, podpalają światy by na ich zgliszczach budować od nowa. Właściwie nie ma chwili by w jakimś miejscu na Ziemi nie toczyła się wojna.

- Tutejsze narody też nie stronią od wojen i dewastacji. Ostatnie wydarzenia dowodzą tego niezbicie.

- Na Ziemi ludzi jest więcej, dużo więcej. Pomiędzy krajami nie ma stref nie należących do nikogo, na których można osiedlić się bez zezwolenia. Gdy zaczyna brakować surowców rusza machina zniszczenia. Wasza planeta jest bogata w metale, paliwa kopalne, minerały, to dla ludzi na Ziemi byłaby pokusa nie do odparcia. Gdyby tylko znaleźli tu drogę nie zawahaliby się użyć swoich niszczycielskich arsenałów. Na szczęście przejście między galaktykami otwiera się na krótko i dość rzadko, tak że nie udałoby się przerzucić przez nie armii i zapewnić jej bezpiecznego powrotu. Ze względów bezpieczeństwa zostało utajnione

- To chyba dobrze, jeśli jest tak jak mówisz, taka konfrontacja rzeczywiście mogłoby by być dla nas niebezpieczna. Tutaj też spotkało cię wiele złego, śmierć ojca, porwanie przez Kalhan, potem niewola u Bastinów wreszcie nasza bitwa o przetrwanie. Nie wiem czy wracając zabierzesz dobre wspomnienia z naszej planety.

Lana zamyśliła się. W istocie odkąd postawiła nogę na obcej planecie jej życie bardzo się skomplikowało. Najpierw poukładany i spokojny, jak się jej na początku wydawało, a przez to nudny świat Alatydów potem burzliwa i nieprzewidywalna ziemia Manitów i ludzi z bagien, na której tyle razy otarła się o śmierć. Czasami nawet zastanawiała się w jaki sposób udało się jej to wszystko przeżyć. Spotkała tylu ludzi, przyjaznych i wrogich, jedni ratowali ją z opresji, inni próbowali ją zgładzić. Tyle razy, będąc w stanie krańcowego wyczerpania, wyrzucała sobie, że dała się namówić na podróż w nieznane, teraz gdy zapanował spokój a łagodny głos Hatata brzmiał tak życzliwie, pomyślała, że była to najlepsza decyzja jaką kiedykolwiek podjęła. Znalazła się w kręgu zdarzeń nie mających miejsca w jej dotychczasowym świecie, przynajmniej ona ich nie doświadczyła. I choć często buntowała się i narzekała, ostatecznie musiała przyznać, że tego jej właśnie było trzeba by odnaleźć siebie. Dlatego też po chwili namysłu odpowiedziała:

- Pobyt tutaj wiele dla mnie znaczy. Wydoroślałam, nauczyłam się czym jest odpowiedzialność i bezinteresowna pomoc. Nie raz znalazłam się w bezpośrednim zagrożeniu życia, co jak dotąd mi się nie zdarzało i już wiem, co jest najważniejsze w takiej sytuacji. Najważniejsze jest nie poddać się zwątpieniu i walczyć do końca. Zrozumiałam też ile znaczy zgodne współdziałanie oparte o zaufanie i wzajemne wspieranie się. Do tej pory byłam raczej samotną wyspą nieszukającą archipelagu. Tam gdzie mieszkam na stałe było raczej spokojnie, przynajmniej za mojego życia. Wojny i kataklizmy przetaczające się stale przez Ziemię na szczęście teraz omijają to miejsce, ale i bez nich jest tam wiele zła i trudno było mi tam znaleźć ludzi, na których mogłabym bezwarunkowo polegać. Tutaj ich spotkałam. Przeżyliśmy razem tyle burzliwych chwil, wyszliśmy cało, z sytuacji pozornie bez wyjścia, wokół nas życie kotłowało się i wybuchało jak wulkan, my żyjemy i teraz otacza nas spokój, zupełnie jakby nic się wcześniej nie działo.

Hatat uśmiechnął się.

- Ty też okazałaś się godna zaufania – powiedział – umiesz bronić nie tylko siebie. Nasze istnienie jest pełne ograniczeń, ciągle musimy zmagać się z jakimiś przeciwnościami i różnie nam to wychodzi. Człowiek to dość delikatna istota, bardzo skomplikowana a tym samym bardzo wymagająca. Czasami tak łatwo ją unicestwić, wystarczy brak tlenu, wody czy jakaś trucizna. Z drugiej jednak strony, gdy zmobilizuje wszystkie swoje siły fizyczne i psychiczne jest w stanie wiele znieść i przeżyć nawet w bardzo niekorzystnych warunkach. Po wielkim wysiłku musi nastąpić czas wyciszenia by odzyskać zużyte moce i przywrócić organizmowi równowagę. Jesteś jeszcze bardzo młoda i dlatego wystarczy kilka chwil by zmęczenie ustąpiło i by zapomnieć o przykrych przeżyciach. Gdy spokój trwa zbyt długo zaczynasz się nudzić. Młodzi ludzie potrzebują wrażeń, w ten sposób zdobywają doświadczenia, ludzie tutaj nie różnią się zbytnio od tych żyjących na Ziemi ani pod względem warunków życia ani pod względem zachowania.

- To prawda, choć dzieli nas tak wiele, jeszcze więcej łączy. Jutro wyjeżdżamy, czy zobaczymy się kiedyś?

- Trudno powiedzieć, nie da się dokładnie przewidzieć przyszłości, zależy od zbyt wielu czynników. Można ją kształtować, dążyć do czegoś i tak pozostaje pewien margines niepewności związany z działaniem innych. Nawet najlepszy plan może zawieść.

 

Rozdział XXV

 

Plan Egona powiódł się. Bez przeszkód dotarli łodzią do Głównego Miasta gdzie wynajęli duży dżejt, którym mieli dostać się do Centrum Wymiany. Duża platforma startowa była już czynna i sterowce pasażerskie kursowały regularnie, Egon jednak wolał niezależny środek transportu tym bardziej, że nie musiał liczyć się z kosztami, miał bowiem zezwolenie na pokrycie wszelkich wydatków a przyjaciele w Głównym Mieście umożliwili mu kredytowanie.

Lot przebiegał spokojnie, Lana ze zdziwieniem stwierdziła, że powrót nie cieszy ją tak bardzo jak jej się wcześniej wydawało. Czuła jakby w tamtej krainie zostawiła kawałek siebie. Nie chodziło wcale o ojca, po nim zostały tylko prochy zatopione w wodzie i wspomnienie przeszytego dzidą ciała, które starała się jak najszybciej wymazać z pamięci. Bardziej smuciło ją rozstanie z Winoria i mieszkańcami osady. Zżyła się z nimi i trochę jej ich brakowało. Winoria nie zdecydowała się lecieć z nimi do Alatydy, rozumiała jej decyzję choć było jej smutno. Cóż tam miałby robić mieszkanka dzikiej krainy rządzącej się zupełnie innymi prawami? Gdy żegnały się rano obie nie mogły powstrzymać łez, Otaro i Soli też ocierali je ukradkiem, zresztą wszyscy byli wzruszeni.

Teraz kiedy dżejt wylądował na platformie w Centrum poczuła, że zapewne ich nigdy nie zobaczy i zrobiło jej się przykro. Przed nią rok w uporządkowanym i bezpiecznym świecie, gdzie będzie mogła spokojnie czekać na powrót na Ziemię. Swoje zadanie już wykonała, tylko czy da radę czekać bezczynnie?

Nie od razu wyruszyli do Alatydy. Najpierw udali się do przedstawicielstwa Manitów gdzie dopełnili formalności związane ze zwróceniem wynajętego dżejtu, następnie zatrzymali się w strefie ogólnodostępnej by zorganizować transport powrotny. Mogli wprawdzie zawiadomić FERĘ o swoim przybyciu i sprowadzić rządowy sterowiec, nie zrobili tego. Egon pamiętał co powiedziała Donara, o Kalhanie, który prawdopodobnie miał swoich ludzi nawet w Radzie Najwyższej. Nie wiedział co prawda na ile dziewczyna orientuje się w jego powiązaniach wolał jednak nie ryzykować. Mając to na uwadze i nie chcąc by powtórzyła się sytuacja ze statkiem ratowniczym zadecydował skorzystać z publicznych środków transportu nie zawiadamiając nikogo. Zamierzał najpierw dowiedzieć się jakie informacje przekazali do FERY ratownicy i czy przypadkiem nie zastawiono na nich kolejnej pułapki.

Wybrał sterowiec należący do Cyntów, dużego i bogatego narodu , unikającego konfliktów i nie mieszającego się w sprawy innych krajów, zajmującego się głównie handlem. Cyntowie prowadzili wymianę nawet z ludami nie mającymi swojego przedstawicielstwa w Centrum i w ten sposób stawali się pośrednikami między tymi społecznościami a bardziej cywilizowanymi krajami nieźle na tym zarabiając. To od Cyntów Alatydzi kupowali drogie drewno pochodzące właściwie z kraju Bastinów. Egon zdecydował się na ich usługi właśnie ze względu na ich neutralność oraz wysokie standardy bezpieczeństwa, nie ustępujące tym obowiązującym w Alatydzie. Ponadto to właśnie ich sterowiec odlatywał najwcześniej co oszczędzało im długiego czekania.

Sterowiec był ogromny, dużo większy od tego, którym przylecieli tutaj. Lana przyglądała się z uwagą wsiadającym do niego ludziom. Należeli do różnych narodów o czym świadczyły wyraźne różnice w ubiorze. Ona i jej przyjaciele mieli na sobie stroje otrzymane od mieszkańców manickiej osady, typowe dla tamtego kraju. Była to okoliczność pomyślna, pomagała zachować anonimowość, na której im zależało.

- Nie widzę nikogo podejrzanego – rzekł Egon zanim weszli do środka – wszyscy podróżują w interesach albo po to by odwiedzić znajomych więc spokojnie dolecimy do Erydonu bez zwracania czyjejkolwiek uwagi. Tam udamy się najpierw do twojego ojca Donaro, musisz mu opowiedzieć o tym kim naprawdę stał się Kalhan.

- Nie wiem czy mi uwierzy, bardzo chciał żebym została jego asystentką. Mówił, o tym jak wiele u niego się nauczę.

- Na pewno ci uwierzy, jeśli opowiesz mu wszystko co nas, łącznie z tobą, spotkało. Jest prawym człowiekiem i nie zechce uczestniczyć w niecnych poczynaniach Kalhana.

Sterowiec wylądował na wielkiej platformie w centrum Erydomu skąd elektromagnetycznym pojazdem dotarli do rodzinnego domu Donary. Dom ten wyglądał niemal identycznie jak dom Hiady, był tylko znacznie większy przystosowany do zamieszkania przez większą ilość osób. Donara posiadała elektroniczny klucz więc bez problemu wjechali do środka zatrzymując się w głównym pomieszczeniu. Było dziwnie cicho a w powietrzu unosił się ostry, nieprzyjemny zapach.

- Mamo, tato, to ja – zawołała nieco zaniepokojona Donara wysiadając pośpiesznie z pojazdu. Nikt nie odpowiedział więc rozsunęła jedne, potem kolejne drzwi. To co zobaczyli w ostatnim pomieszczeniu sprawiło, że zamarli z przerażenia.

Wśród porozrzucanych przedmiotów leżały zakrwawione i już rozkładające się zwłoki dwojga ludzi.

Przeraźliwy krzyk Donary rozerwał ciszę – to byli jej rodzice. Amalen z Laną z trudem oderwali ją od leżących ciał i siłą wyprowadzili do innego pomieszczenia, Egon i Hiada rozpoczęli oględziny. Obie ofiary miały zadane ostrym narzędziem rany klatki piersiowej, stan zwłok wskazywał na to, że śmierć nastąpiła około dwa dni temu. Nie było śladów walki ani włamania więc musieli znać napastników i wpuścić ich do środka. Porozrzucane dookoła przedmioty wyraźnie świadczyły, że ktoś czegoś szukał.

- Co o tym myślisz? – spytała cicho, jakby nie chcąc budzić zmarłych, Hiada.

- Przypuszczam, że to robota tutejszych stronników Kalhana i na jego zlecenie – odpowiedział również szeptem. – On sam nie wiedział zapewne czy Donara przeżyła, na wszelki wypadek wolał się zabezpieczyć. Ojciec uwierzyłby córce i mógł zdemaskować całą sieć powiązań. Tylko martwi nic nie powiedzą.

- Co robimy?

- Trzeba porozmawiać z dziewczyną i przeszukać dom. Może przeoczyli coś co pozwoli nam zorientować się kto tu był. Może ona coś pamięta, jakichś znajomych czy przyjaciół ojca.

- Ja z nią porozmawiam.

- Dobrze, ja przykryję ciała.

Donara trzęsła się i płakał i trzeba było długo czekać zanim dało się do niej dotrzeć,

- Zrobił to ktoś, kogo twój ojciec znał – odezwała się Hiada gdy wreszcie przestała szlochać – musisz nam pomóc go odnaleźć. Przypomnij sobie z kim przyjaźnił się ojciec, z kim spotykał, może miał w domu coś na czym komuś z jego znajomych zależało. Rozejrzyj się i sprawdź czy coś nie zginęło.

W głównym pomieszczeniu wszystko było poprzestawiane, również w garderoby zostały przeszukane, nic wskazywało na to, by coś zostało stamtąd wyniesione. Dopiero w tam gdzie leżały ciała dostrzegła pewne braki.

- Nie widzę komunikatorów – powiedziała po namyśle – nie ma też notatnika gdzie ojciec wszystko notował, zginęły też projektory z mapami. Nie wiem kto chciał ich zabić, oni nikomu nic złego nie zrobili.

Znowu zaczęła płakać.

- Ciebie też ktoś zechce zabić, – wtrącił Egon – ktoś z kim twoi rodzice utrzymywali kontakty. Nie domyślasz się kto to mógł być.

- Ojciec znał wielu ludzi a ich identyfikatory miał zgromadzone w notesie tym, którego nie mogę znaleźć. Czemu ktoś chce mnie zabić?

- Tego musimy się dowiedzieć, najprawdopodobniej z tego samego powodu co twoich rodziców. Na razie nic nie możemy więcej zrobić, ukryjemy cię i utrzymamy twój powrót w tajemnicy.

- A rodzice...?

- Zajmiemy się tym.

- Nie będę na pogrzebie?

- Niestety nie, tego wymaga twoje bezpieczeństwo.

- Co ja mam robić?

- Nic, umieścimy cię w bezpiecznym miejscu a sami zajmiemy się resztą, gdy znajdziemy sprawców będziesz mogła wrócić do domu. Teraz powiedz nam wszystko co wiesz o Kalhanie i jego ludziach.

Donara umiała powiedzieć niewiele więcej niż w osadzie Manitów. była asystentką tylko z nazwy i nie wtajemniczano jej w istotne sprawy. Do Kalhana dołączyła w rok po jego zniknięciu gdy miał już zbudowane laboratorium na wyspie. Tam pracowała nad kominami miotającymi – nową bronią obronną, mającą zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom wyspy. Jej szef stale współpracował z jakimiś ludźmi nie pochodzącymi ani z Alatydy ani z Manitii, nie miała pojęcia kim są. Płacił im złotem i miedzią pochodzącą z odkrytej przez siebie kopalni u stóp wygasłego wulkanu. Tam też miał drugie laboratorium, o którym wiedziała tylko tyle, że istnieje.

Nie znała też zwolenników Kalhana w Alatydzie. Kontaktował się z nimi za pomocą komunikatorów, nigdy nie używał imion tylko kryptonimy. Jej ojciec miał kryptonim ANG 5 a osoba, z która kontaktował się najczęściej – kryptonim CHN 1.

Nic więcej nie wiedziała.

- To musi nam wystarczyć – powiedział Egon gdy już zostawili Donarę w tajnym mieszkaniu na tyłach Głównej Siedziby FERY. Amalen został przydzielony do jej ochrony i otrzymał polecenie zabić każdego, kto próbowałby się tam dostać nie znając szyfru kodującego.

Lana obserwowała wszystko z niedowierzaniem. Widok podziurawionych ludzkich zwłok już nie był jej obcy, w krótkim czasie widziała ich dużo, zbyt dużo, przyzwyczaiła się do tego na tyle na ile w ogóle można się do tego przyzwyczaić i nie ów widok ją zaskoczył. Zdziwiło ją raczej to, że morderstwa dokonano w tej uporządkowanej Alatydzie gdzie wszystko odbywa się według określonych procedur, każdy wie co robić, ma sobie przypisane miejsce w społeczności. Widocznie porządek nie jest aż taki „porządny' jak by się wydawało. Sytuacja bardzo się skomplikowała i nawet tu nie można czuć się zupełnie bezpiecznym. Szczerze współczuła Donarze, sama też niedawno, w krótkich odstępach czasu straciła oboje rodziców i również w przykrych okolicznościach więc wiedziała jak trudno się z tym pogodzić. Czas leczy tylko ból, poczucie krzywdy i pytanie, dlaczego to spotkało właśnie mnie, pozostaje na zawsze. Nie zamierzała jednak spędzić reszty życia na Nakarunie w izolacji więc gdy zostali we troje, w obawie by Egon nie wpadł na pomysł zamknięcia również jej, zawołała:

- Mnie się tak łatwo nie pozbędziesz, nie będę się ukrywać czy ci się to podoba czy nie.

-Ty będziesz mi potrzebna – odpowiedział spokojnie. – Teraz udamy się do Rady Najwyższej, niech zawiadomią królewskie służby by zajęły się kremacją ciał i porządkowaniem domu. Przedstawię też relację z przebiegu misji, wersję skróconą a wy macie ją potwierdzić i nie powiedzieć nic więcej niż ja powiem. Musimy tylko przebrać się w oficjalne stroje w domu Hiady.

Nikt nie spodziewał się ich powrotu toteż gdy zjawili się w Siedzibie Głównej nastąpiło wielkie poruszenie. Natychmiast zwołano Radę Najwyższą by wysłuchać relacji.

Lana czuła się trochę nieswojo gdyż musiała siedzieć z Hiadą i Egonem za okrągłym stołem, naprzeciw pięciu pozostałych członków Rady. Na szczęście nikt jej o nic nie pytał.

To co mówił Egon nie odbiegało zasadniczo od rzeczywistego biegu wydarzeń. Bardzo dokładnie zrelacjonował wszystko co działo się do momentu ich uwięzienia przez Bastinów, nie pominął jej porwania przez Kalhana, wiernie opisał całą wyspę oraz urządzenia jakie tam się znajdowały, mówił o spotkaniu z zespołem ratowniczym. i ich zdradzie. Wspomniał o ucieczce z obozu Bastinów przy pomocy Winorii i pomocy jaką otrzymali od grupy uchodźców, którzy opatrzyli im rany i pomogli dotrzeć do Głównego Miasta. Nie wspomniał tylko o tym jaką rolę odgrywała Donara, ani że ktoś z Rady Najwyższej współpracuje z Kalhanem mimo to wiadomość o jego zaangażowaniu w sprawę zelektryzowała wszystkich. Musiał mieć informatorów w FERZE i to co najmniej w zespole badawczym, który odkrył prawdopodobne zastosowanie pieczęci i w dalszym ciągu prowadził badania nad ustaleniem przypuszczalnej lokalizacji obiektu zawierającego antymaterię – to było oczywiste. By przeciwdziałać zaistniałemu zagrożeniu zarządzono wstrzymanie dalszych badań  do czasu wykrycia sprawców przecieku pieczę nad pieczęcią oraz ochronę Donary jako córki zamordowanych współpracowników Kalhana, powierzono Egonowi dając mu dowolność w dobieraniu współpracowników.

Egon przez cały czas bardzo uważnie obserwował reakcję członków Rady na każde swoje słowo. Chociaż po nim nie było widać żadnych emocji w jego głosie dało się wyczuć pewne napięcie. Lana zaczęła przyglądać się  siedzącym na przeciw niej ludziom, niczego szczególnego nie dostrzegając.

- Wysłaliśmy statek ratowniczy natychmiast po otrzymaniu zgłoszenia – odezwał się Kiron, przewodniczący Rady. – Przekazali nam wiadomość, że nikogo nie zastali przy wraku i rozpoczynają poszukiwania w terenie. Potem przyszła jeszcze jedna o konieczności rozszerzenia poszukiwań i kontakt się urwał. Teraz wiemy dlaczego.

- Dlaczego wysłaliście akurat zespół Tokena?

- Początkowo miał lecieć Kortin ze swoją grupą, ale uległ zatruciu i zastąpił go Token... no tak to zatrucie pewnie nie było przypadkowe.

- Przekazaliśmy już wiadomość o śmierci Donatara i jego żony Służbom Królewskim – odezwał się jeden z członków Rady – trzeba będzie poinformować królową o waszym powrocie i prosić o zezwolenie na oddelegowanie Amalena. Zastanawiam się czy wobec zaistniałej sytuacji utrzymywanie znaczenia pieczęci w tajemnicy ma jeszcze znaczenie.

- Ono już przestało być tajemnicą – odpowiedział Egon – ja nie widzę przeszkód by poinformować wszystkie zespoły FERY o tym co się wydarzyło a także królową i jej Zespół Doradców. Wnoszę tylko by zabezpieczyć wyniki. dotychczasowych badań tak by nikt nie miał na razie do nich dostępu. Kalhan będzie chciał wykorzystać swoich informatorów do ich zdobycia więc póki nie rozwiążemy problemu Kalhana niech nikt z nich nie korzysta.

Wszyscy zgodzili się z jego zdaniem. Kiron osobiście miał nadzorować przebieg dochodzenia, Hiadę i dwóch najmłodszych członków Rady skierowano do zbadania powiązań członków FERY z ojcem Donary, dwóch pozostałych miało przeszukać domy Tokena i ratowników należących do jego zespołu, Egon jako stały członek zespołu Doradców miał poinformować królową o zagrożeniu.

- A co ja mam robić? - spytała Lana gdy zostali sami.

-Ty będziesz mi towarzyszyć. Ponieważ jesteś najsłabszym ogniwem Kalhan zechce cię znowu uprowadzić i uczynić z ciebie kartę przetargową. Tym razem nie chcę zrobić z ciebie przynęty.

Skrzywiła się. Poczuła się dotknięta gdyż znowu potraktował ją jak nie nadającą się do niczego ofermę.

- Dlaczego ciągle mi dogadujesz? - spytała ze złością – jeśli myślisz, że w ten sposób zmusisz mnie tak jak Donarę do zamknięcia się w jakiejś norze to się mylisz.

- Donara nie została umieszczona w norze. Mieszkanie jest przestronne i ma wszystkie udogodnienia.

- Nie dam się zamknąć nawet w tak przestronnej i dogodnej norze.

- O co ci chodzi? Przecież powiedziałem, że masz się trzymać blisko mnie. Na czas wyjaśniania sprawy zamieszkamy w Siedzibie Głównej żeby mieć wszystko pod kontrolą. Nie mamy czasu do stracenia, muszę nawiązać jak najszybciej łączność z sekretarzem dworu. Bądź przygotowana gdyż jeszcze dziś będziemy musieli spotkać się z królowa.

- Znowu to przedstawienie...

- Teraz to będzie wizyta poufna bez udziału dworu. Oficjalne stroje obowiązują, musisz włożyć odpowiednie nakrycie głowy i płaszcz.

Istotnie tym razem rozmowa odbyła się w bardziej kameralnych warunkach. Królowa przyjęła ich w swoim gabinecie i towarzyszył jej tylko sekretarz dworu. Poza tym spotkanie przebiegało „na siedząco” co było okolicznością pomyślną gdyż trwało znacznie dłużej. Gdy weszli królowa siedziała już na szczycie długiego stołu, miała na sobie czerwoną szatę, równie bogato zdobioną jak poprzednio i ten sam przepiękny diadem. Sekretarz dworu zajął miejsce obok niej po prawej stronie, Lanie i Egonowi przypadło miejsce naprzeciw niego.

Egon przedstawił władczyni sytuację zagrożenia ze strony Kalhana w jakiej znalazła się Alatyda, ale wnosił by na razie nie zwoływać Zespołu Doradców.

- Pieczęć i wyniki badań są zabezpieczone – mówił – zresztą są one mało zaawansowane i wymagają jeszcze wielu analiz zanim będzie można mówić o rezultatach. Ujawniły się natomiast zamiary Kalhana. Prowadzi intensywne prace nad różnego rodzaju bronią i zbiera ludzi. Może okazać się niebezpieczny nawet bez antymaterii. Zorganizował w Alatydzie sieć powiązań i jej zlikwidowanie jest priorytetem FERY. Przypuszczamy, że nie sięga ona poza Erydon i FERĘ i nie dotyczy armii więc angażowanie innych prowincji na razie wydaje się niewskazane. Należy działać bardzo dyskretnie by nie doprowadzić do eskalacji przemocy. Donatar i jego żona to pierwsze ofiary i pewnie nie jedyne.

Królowa słuchała z uwagą, kilka razy spytała o szczegóły, Egon wyjaśniał wszystko bardzo dokładnie a gdy skończył zapewniła, że jej służby zajmą się wyjaśnieniem zabójstwa Donatara.

- Jeżeli znajdziemy zabójców dotrzemy najprawdopodobniej do ludzi Kalhana – powiedziała bardzo spokojnie – podobnie jeśli zidentyfikujecie informatorów w FERZE będą z pewnością powiązani z tym mordem.

- Będziemy współpracować z królewskimi służbami.

W pewnej chwili królowa spojrzała pytająco Lanę. Dziewczyna siedziała bezwiednie wpatrując się w królewski diadem i wyobrażając sobie, że być może podobny, przeznaczony dla niej, ukradł Giaret i ślad po nim zaginął. Bezwartościowa pieczęć została odnaleziono a jedyna pamiątka jaka miała otrzymać od ojca zapadła się pod ziemię i w dodatku nikt jej nie szuka.

- Ona jest bezpośrednio pod moją ochroną – stanowczy głos Egona wyrwał ją z odrętwienia – dopóki pozostaje na Nakarunie ja za nią odpowiadam.

Audiencja wreszcie dobiegła końca. Lana była zmęczona i niespokojna. Oto znalazła się we wnętrzu jakiegoś spisku, którego nie rozumiała i nie chciała rozumieć. Jej wyobrażenie Alatydy jako kraju spokojnego i nudnego zostało mocno nadwątlone. Nie lubiła nudy, ale na pewno była lepsza od ciągłego zagrożenia i ścielących się dookoła trupów. Gdy więc zaraz po wizycie w pałacu spotkali się Hiadą jęknęła:

- A miało być tak spokojnie...

- Przecież brakowało ci szaleństwa – głos Egona daleki był od współczucia.

- O spokój trzeba walczyć - Hiada była bardziej przyjazna – robimy wszystko by mieszkańcy Alatydy nie odczuli niebezpieczeństwa a zagrożenie ze strony Kalhana nie rozlało się na cały kraj.

- To nasze zadanie i wykonamy je bez względu na koszty. Ty  musisz w nim uczestniczyć tylko jako element zagrożony, który trzeba chronić.

Lana zamilkła natychmiast. Zrozumiawszy aluzję i przestraszyła się, że każą jej się ukryć razem z Donarą a tego nie chciała, wolała już więc siedzieć cicho i posłusznie wypełniać rozkazy.

- Co ustaliliście? - dodała po chwili Egon .

- Sprawdziłam wszystkie komunikatory na terenie Siedziby Głównej i Laboratorium. Tylko połączenia wewnętrzne z nikim spoza FERY. Domy Tokena i jego ludzi zostały przez kogoś przetrząśnięte przed nami, więc też nic.

- Można się było tego spodziewać. Trochę nam zeszło zanim  dotarliśmy i Kalhan miał dość czasu by wydać odpowiednie dyspozycje. Musimy przeanalizować wszystkich pod kątem możliwości współpracy i wyeliminować tych, którzy są ponad wszelkim podejrzeniem. Uważam, że można wykluczyć Kortina i jego zespół ratowniczy. Token go zatruł by przejąć jego zadanie.

- Na pewno też trzeba wyeliminować Kirona, został Przewodniczącym Rady wówczas gdy Kalhan ubiegał się o to stanowisko. Są raczej konkurentami niż współpracownikami.

Pozostałych czterech członków Rady musimy obserwować. Wszyscy pracują w Radzie od dawna... wszyscy z wyjątkiem Marfaka, on dołączył do nas dopiero po zniknięciu Kalhana. Jutro sprawdź jego powiązania, znajomych, przyjaciół. Zresztą sprawdź wszystkich, jeśli Donara miała rację to musi być któryś z nich.

Hiada pokiwała głową.

- Dobrze – odpowiedziała – Zastanawiam się kto mógł mieć motyw do zdrady.

Przysłuchując  się rozmowie Lana doszła do wniosku, że ludzie w Alatydzie rzeczywiście muszą pochodzić z Ziemi. Mają te same problemy, ten sam sposób myślenia a różnice nie przekraczają granic człowieczeństwa zarówno z jego jasnej jak i ciemnej strony. A może ona nigdy nie opuściła Ziemi?

Spojrzenie w górę gdzie przez przejrzystą kopułę widać było dwa księżyce lśniły srebrzystym blaskiem na rozgwieżdżonym niebie rozwiało wszelkie wątpliwości.

- Na Ziemi ludzie zdradzają głównie dla pieniędzy lub władzy – odezwała się – czasami z zemsty albo z nudów.

- Z nudów? - Egon był wyraźnie zaskoczony słowami dziewczyny – trzy pierwsze powody są oczywiste, nudy nie brałem pod uwagę? Możesz to wyjaśnić?

- No tak, jeżeli nie masz zajęcia albo zajęcia, które musisz wykonywać nużą cię to szukasz czegoś innego, jakichś wrażeń, które zapełnią pustkę. Wówczas gdy na drodze staje ktoś kto może zaoferować coś innego idziesz za nim a gdy chcesz się wycofać często jest już za późno. Tak gangi werbują młodzież.

- Ona ma rację – powiedziała Hiada – Token i Afara mówili o braku satysfakcji ze służby.

-No właśnie – ciągnęła Lana – gdy byłeś na Ziemi bardziej interesowały cię warunki życia, osiągnięcia techniki czy historia niż życie zwyczajnych ludzi. Wykonując zadania nie zastanawiasz się nad tym co myślą inni, uważasz, że wszyscy powinni patrzeć na świat twoimi oczami, przynajmniej wszyscy w Alatydzie.

Egon pomyślał przez chwilę po czym z zupełnym spokojem zmieszanym z nutą sarkazmu rzekł:

-Więc szukamy kogoś znudzonego życiem. Jutro Hiada przeanalizuje wszystkich w Radzie pod tym katem, my zajmiemy się zespołami zadaniowymi. Sprawdzimy kto znudził się tak bardzo by posunąć się do zdrady.

    •  

Rozdział XXVI

 

Pokój jaki dostała Lana był pomniejszona wersją tego jaki zajmowała w domu Hiady. Bez trudu znalazła panel sterowania, były też wszystkie udogodnienia z tym tylko, że dużo mniejsze. Nawet materac pod przejrzystą kopułą był mniejszy, kopuła zresztą też. Poza tym nie można było do niego wjechać, był zbyt mały by pomieścić tor.

Rano zbudziła się wypoczęta i spokojna. Pierwszy raz od śmierci ojca niczego się nie obawiała. Pomyślała, że właściwie to nie ma czym przejmować, jest już przecież w spokojnej Alatydzie i kilku zdrajców nie będzie w stanie zagrozić stabilizacji.

Zgodnie z zarządzeniem Egona miała mu towarzyszyć przy sprawdzaniu zespołów zadaniowych, mieli udać się do laboratorium gdzie będzie mogła wszystko obejrzeć jeszcze raz. Egon przyszedł po nią dość późno co trochę ją zirytowało gdyż nie bardzo wiedziała co ma ze sobą zrobić, gdy się już zjawił zabrał ją do nieznanego jej pomieszczenia, które znajdowało się w obrębie budynku. Tutaj zasiedli przy wielkim stole projekcyjnym podobnym do tego jaki widziała w laboratorium.

- To nasza baza danych osobowych – powiedział – są tu zgromadzone wszystkie informacje na temat naszych członków .

- Takie wewnętrzne centrum inwigilacji...

- FERA to elitarne Stowarzyszenie, nie dla wszystkich. Jeśli ktoś chce tu należeć musi zgodzić się na określone warunki. Dzięki tej bazie sprawdzimy powiązania naszych członków bez opuszczania siedziby.

- Czego szukamy?

- Nikt nie zdradza od tak sobie. Musi mieć powód i możliwości. Kalhan został usunięty piętnaście lat temu, przypuszczam, że jego kontakt pochodzi z sprzed tego okresu. Token i Afara wstąpili do FERY razem z Hiadą więc już przed wojną, szukamy ich przyjaciół lub przyjaciół Donatara.

Lana obserwowała jak na blacie projekcyjnym kolejno pojawiają się przestrzenne skany różnych postaci otoczone licznymi znakami będącymi, jak się domyślała, graficznym zapisem mowy czyli pismem. Dla niej były one zupełnie niezrozumiałe, Egon przyglądał się im bardzo uważnie. Trwało to bardzo długo, tak, że w końcu ją to znużyło i trochę zmęczyło. Czekanie nigdy nie było jej mocną stroną i gdy jakaś czynność przedłużała się nadmiernie, traciła cierpliwość. Gdy miała już dość przyglądania się migocącym postaciom wstała i zaczęła chodzić z kąta dając w ten sposób wyraz swojemu niezadowoleniu.

- Znalazłeś coś ciekawego? – spytała wreszcie nie zwracającego na nią w ogóle uwagi, Egona.

- Kilka ciekawych informacji, jeszcze nie wiem czy wnoszących coś do sprawy. Będziemy musieli sprawdzić gdzie indziej.

- Co robimy?

- Jeszcze wyjaśnię parę wątków i udamy się do laboratorium by spotkać się z Kironem i Hiadą.

Na szczęście dla Lany Egon szybko uporał się z analizowaniem danych i już wkrótce oboje znaleźli się w bezkołowym pojeździe, który zawiózł ich do laboratorium. Dziewczyna liczyła na ponowne zwiedzenie tego niesamowitego miejsca, wydarzenia potoczyły się inaczej. Najpierw znaleźli się w wielkim holu, tym samym, w którym pierwszy raz spotkała się z członkami Rady Najwyższej FERY, tym razem byli tutaj tylko Kiron i Hiada.

- Witajcie – odezwał się jako pierwszy Egon – wydaje mi się, że wiem już kim jest główny inicjator tego bałaganu. Muszę jeszcze sprawdzić kilka wątków i rozwiążemy sprawę. A wy ustaliliście coś ciekawego?

- Niewiele – odpowiedział Kiron – nic nie wskazuje jednak na to, by był to ktoś z Rady...

Zanim zdążył dokończyć rozległ się cichy dźwięk przypominający brzęczenia owada. Na moment wszyscy zastygli w bezruchu.

- Włączył się tylko niespecyficzny sygnał alarmowy. To może oznaczać wszystko i trudno będzie określić gdzie powstało zagrożenie – pierwszy odezwał się Kiron.

- Trzeba sprawdzić czy ktoś nie próbuje złamać zabezpieczeń i dostać się do komory z pieczęcią i wszystkimi wynikami badań – rzekł Egon – jeśli się nie mylę a moje przypuszczenia się potwierdzą, za tym wszystkim stoi niezły gracz i mogą być kłopoty. Trzeba być przygotowany na najgorsze i na wszelki wypadek wezwać ekipę blokującą. Ja z Hiadą sprawdzimy co się stało i w razie czego odetniemy szyb ewakuacyjny. Niech ekipa blokująca unieruchomi wszystkie dźejty.

- Ja się tym zajmę – zawołał Kiron

- Dobrze! Lana ty zostajesz tutaj.

Została sama w holu. Wszystko potoczyło się bardzo szybko, nawet nie zdążyła odpowiedzieć gdy drzwi zamknęły się za odchodzącymi i zrobiło się pusto.

„Przynajmniej wszystko dokładnie sobie obejrzę” - pomyślała. Znów potraktowano ja jak balast, tak też zamierzała się zachowywać. Rozejrzała się dookoła, ponieważ nic ciekawego nie zauważyła podeszła do stołu projekcyjnego. Był wyłączony, postanowiła go włączyć a do tego potrzebny jakiś włącznik. Natknęła się na panel podobny do tego jaki był zainstalowany w pokojach do zmieniania ustawień elementów wyposażenia. Przycisnęła największy przycisk, nie zadziałał, potem następny, też nic, dopiero czwarty włączony przez nią przycisk dał pożądany efekt. Na pulpicie pojawiły się jakieś szybko zmieniające się znaki co trochę ją zdeprymowało gdyż nie wiedziała jak je ustabilizować. Kolejno przesuwała znajdujące się tam dźwignie, rezultat okazał się niezadowalający. Trochę poirytowana wcisnęła jeszcze raz duży przycisk, ten sam, który próbowała włączyć jako pierwszy, znowu nic, ze złością wcisnęła wszystkie naraz.

To co się zupełnie wytrąciło ją zupełnie z równowagi. Pulpit zaświecił na czerwono a w pomieszczeniu rozległo się przeraźliwe wycie. Nerwowo przyciskała wszystko co dało się przycisnąć na panelu sterowania, to tylko pogorszyło sprawę. Tracąc panowanie na d nerwami, zwiniętą pięścią uderzyła w obudowę monitora, chyba za mocno. Obraz na pulpicie zaczął pulsować, wycie stawało się coraz bardziej nieznośne, wreszcie nastąpiło spięcie, kilka niewielkich wybuchów i snop iskier wystrzelił w górę z pękniętego ekranu. Wówczas wszystko zgasło, zgasły też wszystkie światła w pomieszczeniu a jedne z drzwi same się rozsunęły ukazując ciemną czeluść korytarza.

- Co ja narobiłam – jęknęła zdruzgotana.

Przez przejrzystą kopułę nad holem wpadało intensywne światło słoneczne więc było jasno, tylko nie posiadający żadnych okien korytarz zionął mrokiem.

Wystraszyła się nie na żarty tym bardziej, że wkrótce w głębi korytarza dał się słyszeć tupot nóg i kilka strzałów. Ledwie zdarzyła ukryć się pod projektorem gdy do pomieszczenia wbiegło dwóch mężczyzn strzelając na oślep w głąb korytarza. Na szczęście jej nie zauważyli, dopadli do kolejnych drzwi, które sforsowali kilkoma strzałami w urządzenie sterujące znikając za nimi natychmiast gdy tylko się otworzyły. Czterech innych mężczyzn pojawiło się w kilka sekund za nimi i widząc roztrzaskany zamek rzuciło się natychmiast za nimi w pościg.

Odczekała aż wszystko ucichnie i ostrożnie wypełzła spod blatu.

„Nie tylko ja narobiłam tu bałaganu” – pocieszyła się w duchu widząc roztrzaskane sterowniki i dziury w ścianach po pociskach. Było to jednak kiepskie pocieszenie. Robiło się niebezpiecznie a ona jak zwykle nie miała pojęcia co ma ze sobą począć. Coraz bardziej też wzbierała w niej złość na Egona za to, że ją tutaj zostawił samą i nie powiedział nawet co robić na wypadek zagrożenia. Należało mu się rozwalenie tego stołu, żałowała nawet iż nie ma tu niczego więcej do rozwalenia, gdyż z pewnością by to teraz zrobiła.

Nie miała zbyt dużo czasu na zastanawianie się  gdyż niebawem dały się znowu słyszeć jakieś strzały. Tym razem dobiegały z daleka jednak słychać je było coraz wyraźniej. Po namyśle kryjówkę pod projektorem uznała za mało bezpieczną, postanowiła poszukać czegoś bardziej ustronnego. Ponieważ strzały dochodziły z korytarza, którym pobiegli uciekający mężczyźni miejsca swojego schronienia zamierzała szukać w drugim korytarzu. Gdy się w nim znalazła zrozumiała, że nie wie czego ma szukać Korytarz rozgałęział się i trudno było jej się zdecydować którą odnogę ma wybrać.

„Może lepiej wrócić do holu – przemknęło jej przez myśl – tam przynajmniej wiem gdzie się schować”.

Strzały jakie rozległy się z w tamtym kierunku zadecydowały za nią. Nie miała już czasu by ukryć się pod projektorem, co sił w nogach biegła przed siebie byle jak najdalej od strzelających. Nie miała ochoty umierać, jeszcze nie teraz. Przeżyła uwięzienie przez Bastinów i piekło ucieczki przez bagna, gdyby przyszło jej zginąć tu, w niby bezpiecznej Alatydzie byłby to w istocie chichot losu.

Wbiegła w jeden z bocznych korytarzy gdyż na jego końcu zauważyła nikłą smugę światła. Wpadało, jak się domyślała, z jakiegoś pomieszczenia, miała więc nadzieję, że będzie to jakieś dogodne miejsce do ukrycia. Rzeczywiście znajdujące się tam drzwi były rozsunięte i po chwili znalazła się w niewielkim pokoju zastawionym metalowymi skrzyniami i jakimiś dziwnymi sprzętami. Sztucznego światła nie było i tutaj co wskazywało na jakąś szerszą awarię zasilania a kopuła na szczycie była znacznie mniejsza niż te, które widziała do tej pory toteż panował tu półmrok.

Strzał dochodziły teraz z holu, pomyślała więc, że dobrze zrobiła uciekając stamtąd i najlepiej będzie jeśli ukryje się za tymi skrzyniami. Najpierw jednak spróbowała zasunąć drzwi, były sterowane elektronicznie i nie reagowały na jej wysiłki, zniechęcona przyklękła za największym stosem skrzyń i odetchnęła z ulga, jak się okazało - przedwcześnie.

Strzelanina wkrótce ustała, gdy chciała wstać nagle poczuła, jak ktoś przykłada jej do pleców jakiś twardy przedmiot.

- Nie ruszaj się jeśli chcesz przeżyć – usłyszała chrapliwy męski głos.

Zamarła w bezruchu, jak mogła nie zauważyć, że za stertą pudeł jest ktoś jeszcze.

W korytarzu dały się słyszeć kroki, ktoś zawołał:

- Przeszukaj teren, ziemianka zniknęła!

Jakiś mężczyzna zajrzał przez uchylone drzwi, oświetlił nawet skrzynie, jak na złość kryjówka okazała się tak dobra, że nikogo nie zauważył. Miała ochotę krzyczeć, zimny przedmiot wciskający się coraz bardziej między żebra skutecznie odwiódł ją od tego zamiaru.

- W magazynie pusto – usłyszała nieznany głos i oddalające się kroki.

- Szukajcie dalej, nie mogła daleko odejść, ja odłączę projektor i usunę spięcie. - tym razem głos był znajomy, to był Kiron, cóż z tego gdy nie mogła krzyczeć?

Gdy zasilanie zostało przywrócone drzwi zamknęły się same a skład wypełnił się bladym blaskiem włączających się automatycznie świateł. Cały czas bała się nawet drgnąć, gdyż każdy nawet najmniejszy ruch sprawiał, że metal bardziej wciskał się w ciało.

- Teraz powoli wstań – usłyszała tuż za plecami ten sam głos – nie chcę cię zabić, ale zrobię to bez wahania jeśli będę musiał więc rób co mówię a nic ci się nie stanie.

- Dobrze – odpowiedziała podnosząc się z kolan.

- Odejdź sześć kroków i odwróć się.

Wykonała polecenia i zobaczyła mężczyznę w wieku Egona półleżącego z wielkim pistoletem wycelowanym w jej głowę. Drugą ręką przyciskał zakrwawione udo.

- Jesteś ranny, potrzebujesz lekarza – powiedziała z troską zapominając na chwilę o sytuacji w jakiej się znajdowała.

- Jak zapewne się domyślasz wizyta u lekarza jest niemożliwa dlatego ty zrobisz mi opatrunek, potem pomożesz się stąd wydostać. Tylko nie próbuj sztuczek, z tobą poradzę sobie i na jednej nodze – dodał siadając na jednej ze skrzyń.

- Nie wątpię – odpowiedziała już bez współczucia – nie zamierzam zgrywać bohatera, to nie moja wojna.

- Mądra decyzja, teraz otwórz te pudło po prawej.

W środku znajdowało się kilka zestawów medycznych, każdy zawierał tampon oczyszczający, bandaż i fiolkę samoaplikującą ze środkiem przeciwzapalnym. Wyjęła jeden z nich i podeszła do leżącego. Przyzwyczaiła się już do widoku poszarpanej skóry więc rana chociaż rozległa nie zrobiła na niej większego wrażenia. Pewnym ruchem umyła ją przy pomocy tamponu i zabandażowała.

- Znałem twoja matkę – odezwał się gdy zaczęła owijać nogę – wszyscy ją znaliśmy, to była wspaniała kobieta.

- Nie wiem czy pochwaliłaby to co robisz.

-Każdy czasami podejmuje ryzykowne decyzje, potem trudno się z nich wycofać. Nazywam się Fatrion, jestem a raczej byłem, do dzisiaj, szefem grupy badawczej zajmującej się poznawaniem Wszechświata. Teraz, jak widzisz, walczę o przetrwanie.

- Nie chcesz się poddać?

- To byłoby jak przyznanie się do porażki, nie, nie skorzystam z propozycji, Strażnicy FREY się nie poddają. Teraz podaj mi fiolkę, sam ją zaaplikuję.

- Jak chcesz. Co teraz zrobisz?

- My zrobimy. O zdobyciu dżejtu nie ma mowy, jedyna realna droga wydostania się stąd to dotarcie do jakiegoś wehikułu szynowego. Wstań wychodzimy.

- Co się stało z resztą twoich ludzi?

- Egon pewnie ich wystrzelał, w tym jest naprawdę dobry.

Nie mogła zaprzeczyć.

- Tobie zapewne też nic nie brakuje – mruknęła podchodząc do drzwi – on nie zabija jeśli to nie jest konieczne.

- Ja też nie. Teraz otworzę drzwi i idź tam gdzie ci wskażę, posłużysz mi za podparcie.

Fatrion wstał i kulejąc dotarł do miejsca gdzie stała Lana. Jedną ręka oparł się na jej ramionach, drugą przycisnął jej broń do boku. Przez chwilę wyobraziła sobie jak odpycha go i wyszarpuje pistolet z jego ręki... no właśnie, przez chwilę, szybko wróciła do rzeczywistości. Na szczęście umiała myśleć realnie i wiedziała że nie ma ani dość siły ani sprytu by wyobrażenie wprowadzić w życie, skrzywiła się więc tylko i syknęła:

- Jesteś strasznie ciężki.

- Wybacz niedogodności, jak zauważyłaś, jestem ranny w nogę – rzekł z przesadną grzecznością - jak dojdziemy do środka transportu będzie ci lżej.

Fatrion znał wszystkie przejścia, miał elektroniczne klucze do wszystkich zamków, umiejętnie też omijał wszystkie patrole ekip blokujących, tak że wkrótce znaleźli się w czymś w rodzaju garażu z licznymi pojazdami. Wepchnął lekko dziewczynę do najbliższego z nich, sam usiadł obok i włączył zasilanie. Drzwi garażu otworzyły się automatycznie i maszyna ruszyła z ogromna prędkością pokonując błyskawicznie przestrzeń dzielącą ich od wyjazdu.

Gdy byli już na zewnętrznym torze a drzwi zaczynały się już zamykać, do garażu wpadła grupa uzbrojonych ludzi, którzy otworzyli ocień w kierunku uciekających. Ktoś krzyknął:

- Nie strzelać tam jest Lana!

To był Egon.

Tymczasem zanim Lana zdążyła się zorientować, Fatrion odwrócił się i posłał serię pocisków trafiając bezbłędnie w panel sterujący automatyką. Spowodowało to krótkie spięcie i wybuch a drzwi natychmiast zamknęły się z trzaskiem.

- Mamy ich z głowy – mruknął – zanim zlikwidują blokadę będziemy już w Erydonie a tam nie namierzą mnie tak łatwo.

- Ty masz ich z głowy, ja wolałabym tam zostać. Jeżeli wyłączą zasilanie toru nie uciekniesz. Przecież to elektromagnes, bez prądu nie działa!

- Nie wyłączą, to tor zewnętrzny zasilany z głównej rozdzielni. Chcąc go unieruchomić trzeba by odciąć prąd w całym Erydonie. Gdy będę już bezpieczny wypuszczę cię.

Przez chwilę mknęli w milczeniu. Wreszcie Lana nie wytrzymała i chcąc zaspokoić swoją ciekawość spytała:

- Dlaczego to robisz? Dlaczego przeszedłeś na stronę Kalhana?

Spojrzał na nią zdziwiony.

- Nie przechodziłem, nie musiałem. Zawsze byłem po jego stronie, nie przewidziałem tylko, że posuniemy się tak daleko, do miejsca, z którego nie będzie drogi powrotnej.

- Nie rozumiem...

- To proste. Z Kalhanem przyjaźniliśmy się jeszcze przed wojną, Jest ode mnie dużo starszy, ale zawsze mnie wspierał. Chciał żebym to ja przeszedł przed tunel do innego świata, Rada zdecydowała inaczej. Mimo, że to on odkrył tunel i kierował misją nie mógł wybrać współpracownika. Nie przeczę, Egon spisał się doskonale, ja nie byłbym gorszy. Gdy po wojnie oskarżono Kalhana o zdradę i wydalono miałem cały czas z nim kontakt, zresztą nie tylko ja, to nie było zakazane, Wielu strażników FERY odwiedzało go na wygnaniu. Jestem jednak przekonany, że nie przyjęto mnie dwa razy do Rady Najwyższej głównie ze względu na moje z nim powiązania, chociaż nigdy otwarcie tego nie powiedziano. Pierwszy raz, gdy zaraz po usunięciu Kalhana ubiegałem się o jego miejsce, wybrano wówczas Egon i za to nie mam pretensji gdyż to mu się należało, potem gdy zamiast mnie wzięto Hiadę, miało to już wyraźny charakter restrykcyjny.

Zamilkł na chwilę po czym widząc pytającą minę dziewczyny dodał:

- Nie, nie to nie ja pomogłem Kalhanowi w zniknięciu, przez dłuższy czas nawet nie wiedziałem co się z nim dzieje. Odezwał się do mnie dopiero przed rokiem gdy miał już wybudowane oba laboratoria. Wówczas zaczęliśmy w tajemnicy współpracować.

-On zabija, likwiduje wszystko i wszystkich, którzy mu się nie podporządkują.

- Wtedy taki nie był, nie było mowy o zabijaniu. Nie wierzyłem w jego zdradę, wiele osób nie wierzyło. Wymienialiśmy się wynikami badań, dostarczyłem mu paru urządzeń on przekazał mi w zamian kilka doskonałych technologii swojego autorstwa, dopiero gdy dowiedział się o badaniach nad pieczęcią i zapałał rządzą jej zdobycia wszystko się zmieniło, wtedy zaczęły się kłopoty

- Nie mogłeś się wcześniej wycofać? Może to zapobiegłoby wielu z nich.

- Może, tak, może nie. Gdy raz podejmiesz złą decyzję czasami nie ma już powrotu. Tak właśnie było ze mną i z kilkoma innymi moimi przyjaciółmi. Zaufaliśmy mu, uwierzyliśmy, że chce się zrehabilitować i odzyskać zaufanie przekazując swoje zdobycze FERZE. Posunęliśmy się za daleko przekazując mu informację o odkryciu klucza do ukrytego laboratorium, wówczas byliśmy skończeni, od tego zaczęła się ta batalia. Sama widzisz, nie ma dla mnie drogi powrotnej.

- Czemu zabiliście rodziców Donary? Przecież nie zrobili nic złego.

- To nie nasza sprawa, nikt z FERY ich nie zabił, nie było takiej potrzeby gdyż nie znali nikogo. Poza tym to niczego nie zmieniło, dobrze wiedzieliśmy, że jeśli Egon wróci i tak odnajdzie przeciek. Zrobili to zapewne ludzie Kalhana spoza naszego stowarzyszenia, utrzymujący stały kontakt z Donatarem. Kalhan przekazał wszystkim informacje o ucieczce Donary więc się wystraszyli. Durnie, jeśli myślą, że to uchroni ich przed wykryciem to się mylą, co najwyżej opóźni sprawę.

Lana zamyśliła się. Poczuła przypływ sympatii do Fatriona, wydał jej się bardzo porządnym człowiekiem zaplątanym w sieć mrocznych występków Kalhana i nie mogła zrozumieć jak tylu mądrych skądinąd ludzi dało się zwieść takiemu zwyrodnialcowi.

- Co teraz zrobisz.? - spytała.

-Tego nie mogę ci powiedzieć na nawet gdybyś obiecywała milczenie. Egon wyciągnąłby informacje z ciebie przy pierwszej okazji nawet byś tego nie zauważyła. Wówczas moje szanse na ucieczkę znacznie by się zmniejszyły. Przecież nie chcesz zginąć. mnie też nie zależy na twojej śmierci. Zostawię cię w takim miejscu, w którym nie zorientujesz się co się ze mną stało.

Dotarli do Erydonu dużo szybciej niż się spodziewała. Podróżując z Egonem czy Hiadą poruszali się wolno, teraz przekonała się, że elektromagnetyczne pojazdy mogą osiągać niesamowitą prędkość. Zaskoczeniem dla niej było też to gdzie się znaleźli. W pewnym miejscu pojazd nagle skręcił i wjechał do długiego tunelu, potem do następnego, po drodze minęli jeden zadaszony plac pełen ludzi, potem drugi, wreszcie po wykonaniu mnóstwa manewrów zatrzymali się w na kolejnym, równie ogromnym i zadaszonym i również pełnym ludzi, placu. Różnokolorowy tłum przemieszczał się we wszystkich kierunkach, nikt na nikogo nie zwracał uwagi, w istocie było to idealne miejsce do zniknięcia.

- Wysiadaj! - rzekł Fatrion wychodząc z wehikułu przez cały czas trzymając broń przy jej boku.

Posłusznie zrobiła co kazał. Nie przeciwstawiała się, mówił przecież  prawdę, nie zamierza jej zastrzelić. Myślała tylko by wreszcie ją zostawił i uciekł już bez niej. Nie zależało jej na tym by go złapali, wręcz przeciwnie podświadomie chciała by mu się udało.

Przez dłuższy czas przedzierali się przez ludzki gąszcz przechodząc z palcu na plac wreszcie zatrzymali się przy jakimś ekranie.

- Teraz nie odwracaj się przez kilka minut – powiedział – potem radzę ci gdzieś tutaj usiąść i poczekać aż cię znajdą. Obserwowali nas z dżejtu, więc myślę, że Egon trafi tu najwyżej za dwie godziny. Gdy będziesz wędrować sama nie znajdziesz drogi do domu, nie masz licencji na wynajęcie pojazdu więc nigdzie nie dojedziesz, możesz tylko minąć się z nimi i w ogóle się nie spotkać. Ja znikam.

Stała przez jakiś czas zgodnie z zaleceniem patrząc przed siebie a gdy się odwróciła Fatriona już nie było. Rzeczywiście zniknął jakby zapadł się pod ziemię. Rozejrzała się niepewnie, znajdowała się na dużym placu, jednym z tych jakie mijali, najpierw poruszając się w pojeździe, potem pieszo. Był zadaszony tak jak pozostałe i tak jak one pełen nieznanych jej ludzi w kolorowych płaszczach. Zauważyła, że jest to miejsce, w którym załatwia się sprawy urzędowe i handlowe. Z placu można było dostać się do licznych galerii gdzie prowadzono rozmowy oraz wymieniano jakieś niewielkie przedmioty. Była w samej tunice bez płaszcza, gdy się dobrze przyjrzała zobaczyła innych ludzi również bez wierzchniego okrycia, mogła więc wmieszać się w tłum nie zwracając niczyjej uwagi i zwiedzić gospodarcze wnętrze miasta, na co miała niemałą ochotę, przypomniała sobie jednak co mówił Fatrion, może miał rację chyba lepiej będzie poczekać gdzieś w ustronnym miejscu na Egona. Znalazła obszerną galerię z licznymi siedziskami, która wydała się jej poczekalnią i zajęła jedno z wolnych miejsc.

Czas mijał, ludzie wokół niej zmieniali się a ona tkwiła tam, jak przyrośnięta do siedzenia, w końcu zaczęła mieć tego dość. Była zła na Fatriona, że ją tu zostawił i na Egona, że nie może jej znaleźć, przyszło jej nawet do głowy, że on jej wcale nie szuka tylko ugania się za Fatrionem. Potem pomyślała, że właściwie to nie wie dlaczego uwierzyła Fatrionowi, przecież jemu wcale nie zależało na tym by ktoś ją odnalazł, przeciwnie, im dłużej tu będzie siedzieć nie spotykając nikogo tym łatwiej będzie mu uciec. Pewnie wywiózł ją w takie miejsce gdzie nikt nie domyśli się jej obecności. Wściekła zerwała się i wybiegła z galerii na plac. Nie miała pojęcia gdzie się obrócić, siedzieć bezczynnie dłużej już nie zamierzała. Zaczęła wzrokiem szukać czegoś co dałoby jej jakąś wskazówkę, miała ochotę kogoś zaczepić i spytać, nie wiedziała o co. W końcu postanowiła jakoś dostać się do miejsca gdzie zostawili pojazd. Bark licencji nie powinien być przeszkodą, przecież prowadzenie takiej maszyny to żadna sztuka. Tyle razy widziała jak robią to inni, wystarczyło przesunąć jedną dźwignię i nacisnąć wybrany przycisk a urządzenie samo jechało w wybranym kierunku. Musiała tylko dowiedzieć się jak się tam dostać.

Niedaleko zobaczyła wysoką kobietę stojącą przed jedną z galerii. Podeszła do niej i grzecznie spytała:

- Przepraszam, mogłabyś mi powiedzieć jak dojdę do miejsca gdzie zatrzymują się wehikuły?

Kobieta nie była zbyt rozmowna, spojrzała na nią wyniośle jak na kogoś niedorozwiniętego – takie przynajmniej odniosła wrażenie. Nie wykazała przy tym jakiegokolwiek zainteresowania ani chęci pomocy.

- Trzeba sprawdzić na mapie - odpowiedziała sucho – niedaleko jest schemat całej publicznej przestrzeni.

Zanim Lana zdążyła jeszcze cokolwiek powiedzieć nieznajoma odwróciła się i weszła do galerii przed którą stała.

W oddali na ścianie jednej z galerii rzeczywiście widać było coś co przypominało plan. Podeszła do niego, niestety okazał się dla niej zupełnie nieczytelny. Podświetlana tablica przedstawiała bardzo skomplikowany schemat czegoś, co zapewne było ową przestrzenią publiczną, o której mówiła nieznajoma kobieta, znajdujące się na nim oznaczenia były nie do rozszyfrowania. Poniżej ekranu była kilka pokręteł pozwalających przybliżać i oddalać obraz, to też na niewiele się zdało.

Gdy tak stała bezradna i zła podszedł do niej młody mężczyzna, uśmiechnął się do niej przyjaźnie i powiedział:

- Widzę, że nie wiesz jak obsługiwać to urządzenie, zrobię to za ciebie tylko mi powiedz dokąd chcesz się udać.

Lana poczuła się lepiej, wreszcie ktoś się nią zainteresował.

- Szukam miejsca gdzie mogłabym wynająć jakiś wehikuł i wydostać się z tego labiryntu – powiedziała.

- Zobaczymy co da się zrobić.

Mężczyzna stanął obok niej i wcisnął niewielki klawisz, którego do tej pory nie zauważyła. Na ekranie pojawiły się migocące obrazy nieznanych jej obiektów. Przyglądała się im z zaciekawieniem nic nie rozumiejąc gdy w pewnej chwili wydało jej się, że ktoś staje za nią i próbuje włożyć rękę do kieszeni jej tuniki. Odwróciła się natychmiast, była to młoda dziewczyna, która zorientowawszy się w sytuacji szybko wmieszała się w tłum i zniknęła bez śladu. Lana spojrzała w kierunku obsługującego makietę mężczyzny i ze zdziwieniem stwierdziła, że też się gdzieś ulotnił. Nietrudno było się domyśleć, kim byli i jakie mieli zamiary. On odwracał jej uwagę a ona próbowała ją okraść. Nie udało im się ponieważ była bardzo wrażliwa na dotyk, w dodatku nic nie mała przy sobie.

Niby „uczciwa” Alatyda okazała się nie być wolna od złodziei.

Stała zrozpaczona pomstując na wszystko i wszystkich, ludzkie „trzęsawisko”, w jakim się znalazła okazało się nie mniej wrogie niż to, przez które niedawno wędrowała uciekając od Bastinów.

Z daleka zobaczyła przemykający między ludźmi wehikuł, potem drugi i trzeci.

„Tam musi być tor – pomyślała – jeśli pójdę wzdłuż niego dojdę na pewno do jakiegoś przystanku gdzie stoją inne pojazdy”

Ruszyła w tamtym kierunku. Tory znajdowały się dalej niż jej się wydawało, w końcu do nich dotarła. Oddzielał je od reszty placu niewysoki próg i tego progu zamierzała się trzymać szukając drogi wyjścia na zewnątrz gdzie, jak przypuszczała, łatwiej zostanie zauważona przez szukających ją ludzi. Problem pojawił się znowu gdy miała zdecydować, w którą stronę iść, w jedną i drugą tory zdawał się ciągnąć w nieskończoność i nie była w stanie ocenić, która będzie odpowiedniejsza. Poprzednie wydarzenia skutecznie zniechęciły ją do pytania o drogę więc zdała się na przypadek i wybrała pierwszy kierunek jaki przyszedł jej do głowy.

Długo nie musiała iść by znaleźć się wreszcie w miejscu gdzie tory miały boczne odnogi, na których stało kilka zaparkowanych pojazdów. Ich liczba stale się zmieniała. Cały czas ktoś wsiadał w jeden z nich i odjeżdżał, ktoś inny zatrzymywał się i zostawiając pojazd ruszał pieszo w sobie tylko znanym celu.

Obejrzała dokładnie pozostawione pojazdy, żaden z nich nie miał oznaczeń charakterystycznych dla FERY, takich jak ten, którym tu się dostała. Nie mając innego pomysłu zaczęła obserwować w jaki sposób ludzie posługują się tymi środkami transportu. Zauważyła, że nie pytają nikogo o pozwolenie, wsiadają do dowolnego pojazdu i odjeżdżają, podobnie ci, którzy przyjeżdżają, zostawiają wehikuły bez opieki by potem zostały użyte przez innych ludzi. Obserwowała sytuację dosyć długo więc gdy nie zauważyła żadnych odstępstw od powyższego schematu doszła do wniosku, że są środki publiczne i może skorzystać z nich każdy.

Po namyśle weszła do najbliższego pojazdu i przyjrzała się mechanizmom sterującym. Były takie same we wszystkich którymi do tej pory podróżowała. dokładnie pamiętała w jaki sposób inni uruchomiali urządzenie, zrobiła dokładnie to samo co oni, jakież było więc jej zdziwienie gdy po przesunięciu dźwigni i naciśnięciu przycisku pojazd zamiast ruszyć z miejsca zaczął obracać się dookoła własnej osi i dziwnie podskakiwać. Próbowała ratować sytuację cofając dźwignię i ponownie wciskając przycisk,  ale efekt był przeciwny od zamierzonego. Pojazd nie przestał podskakiwać ponadto zaczął wydawać dziwne dźwięki. Najpierw rozległo się rzężenie potem nieprzyjemny pisk a na koniec przeraźliwe wycie mogące obudzić umarłego. Jak spod ziemi wyrosło przed nią dwóch mężczyzn, którzy niemalże siłą wyciągnęli ją z pojazdu i odłączyli jego zasilanie.

- Co robisz? Gdzie masz licencję? - zawołał jeden z nich.

- Nie mam, nie wiedziałam, że jest potrzebna – odpowiedziała – muszę dostać się do siedziby FERY i nie wiem jak to zrobić.

- Nie wiesz gdzie jest siedziba FERY? Skąd się tu wzięłaś skoro tego nie wiesz?

- Ktoś mnie uprowadził i wywiózł w niewiadomym kierunku, muszę natychmiast tam wrócić.

Mężczyźni spojrzeli po sobie ze zdziwieniem

- To niedorzeczne - powiedział jeden z nich – W Erydonie nikt nikogo nie uprowadza. Trzeba zamknąć ją w kapsule i sprawdzić kim jest.

- Idziesz z nami – dodał drugi.

Lana odskoczyła od nich jak oparzona. Chcieli ją uwięzić jak złoczyńcę, tego było już za wiele.

-Nigdzie się stąd nie ruszę – zawołała – Egon na pewno będzie mnie szukał.

-Radzę iść, w przeciwnym razie będziemy musieli zastosować rozwiązanie siłowe.

-Tylko spróbuj mnie dotknąć a narobię takiego hałasu jakiego jeszcze nie słyszeliście.

Porządkowi zdawali się nie zwracać uwagi na jej protesty. Jeden z nich chwycił potężną dłonią jej ramię ściskając je aż do bólu. Syknęła, ale nie dała za wygraną, zaczęła się szarpać krzycząc przy tym jak mogła najgłośniej:

- Puść mnie, nigdzie z wami nie pójdę, pomocy!

Dookoła zbierał się już tłum gapiów z niedowierzaniem obserwujący zajście. Takie sceny raczej się tu nie zdarzały. Dziewczyna szarpała się jeszcze przez chwilę a gdy zorientowała się, że nie da rady uwolnić się z żelaznego uścisku Alatydy kopnęła go z całej siły w najbardziej wrażliwe miejsce. Gdy ten zwinął się z bólu wyrwała się i odpychając drugiego zaczęła uciekać. Zebrani wokoło ludzie byli zupełnie zdezorientowani, nikt nawet nie próbował jej zatrzymać. Zresztą sami porządkowi, nie mniej zaskoczeni od pozostałych dopiero po chwili ruszyli za nią w pościg. Byli jednak szybsi.

Biegła na oślep nie zastanawiając się dokąd, byle dalej od goniących. I choć kluczyła między ludźmi co chwila zmieniając kierunek w końcu ja dopadli i wykręcili jej ręce do tyłu.

- Puśćcie mnie natychmiast paskudne dranie – wołała z rozpaczą wyobrażając sobie siebie zamkniętą samą w jakiejś klatce bez okien – Ratunku, ja nie mogę iść do więzienia! Egon gdzie jesteś?

-Tu jestem – usłyszała nagle dobrze znany głos – ona jest ze mną.

To był Egon. Nareszcie!

 

Rozdział XXVII

 

Teraz sprawy potoczyły się już w dobrym kierunku. Dochodząca powoli do siebie Lana obserwowała jak Egon prowadzi negocjacje z porządkowymi. Najpierw pokazał im jakiś metalowy identyfikator potem długo tłumaczył kim jest zatrzymana i dlaczego powinni mu ja wydać od razu bez odwoływania się do Służb Królewskich. Nie było to łatwe gdyż mężczyźni cały czas powtarzali, że naruszyła w znacznym stopniu porządek publiczny, zniszczyła mienie społeczne i stawiała opór, przy tym kłamała jakoby została uprowadzona. Egon spokojnie zapewniał o braku zagrożenia z jej strony, zobowiązał się też pokryć wszystkie koszty.

Ten ostatni argument okazał się najbardziej przekonujący. Mężczyźni wzięli zapłatę za zniszczony pojazd i uwolnili dziewczynę. Taki rodzaj argumentacji trafia do ludzi pod każdym słońcem.

- Narobiłaś niezłego zamieszania – odezwał się Egon gdy siedzieli już w pojeździe – co ci przyszło do głowy by kraść maszynę?

- Niczego nie kradłam, chciałam tylko pożyczyć. Ty jakoś nie śpieszyłeś się z pomocą więc musiałam radzić sobie sama.

- Kiepsko ci poszło...

- Nie najgorzej, przecież mnie znalazłeś.

- Gdzie zostawił cię Fatrion?

- Nie wiem, tu wszędzie wygląda tak samo.

Egon nie był zadowolony z odpowiedzi. Gdyby wiedział, w którym miejscu zniknął, łatwiej byłoby mu zorientować się w jego zamierzeniach.

- No właśnie, nie mogłaś usiąść gdzieś i spokojnie na mnie poczekać?

Wzruszyła ramionami.

- Tak mi kazał zrobić Fatrion – powiedziała – i nawet go posłuchałam, ale trwało to za długo więc wzięłam sprawy w swoje ręce.

- No tak po tobie można się spodziewać każdego dziwactwa. Właściwie powinienem się cieszyć, że nie podpaliłaś wszystkiego. Teraz opowiedz mi w jaki sposób dostałaś się w ręce Fatriona?

Lana dokładnie zdała relację z tego co wydarzyło się od czasu gdy ją zostawili samą w holu, przemilczała tylko dyskretnie swój udział w zniszczeniu stołu projekcyjnego. Miała już dość słuchania złośliwych komentarzy na swój temat i postanowiła pominąć niektóre obciążające ją szczegóły. Na koniec spytała:

-Co się tam właściwie wydarzyło?

-Niebawem dowiesz się wszystkiego.

Właśnie dotarli do Głównej Siedziby gdzie byli już Hiada i Kiron. Tutaj jeszcze raz musiała zdać relację ze swojej przygody i ponownie nie wspomniała nic o zniszczeniu projektora a gdy na koniec powtórzyła swoje pytanie Egon rzekł:

- Wszystko już się wyjaśniło. Należący do FERY współpracownicy Kalhana postanowili wykraść pieczęć i wyniki dotychczasowych badań zanim zdążymy ich zdemaskować. Po naszym powrocie była to tylko kwestia czasu więc postanowili nas uprzedzić i wynieść się stąd. Nie chcieli uciekać z pustymi rękami. Udało im się pokonać dwa pierwsze zabezpieczenia, przy ostatnim nastąpiła awaria zasilania i nastąpiła blokada systemu. Gdyby nie to mogłoby im się udać. Fatrion znał większość kodów, resztę obszedł, jego plan był naprawdę dobry, nie przewidział tylko, że będziesz się bawić projektorem rozbijesz go i spowodujesz przeciążenie sieci.

Spojrzała na niego niezbyt życzliwie. Na nic zdało się ukrywanie rzeczywistych przyczyn awarii, Egon od początku wszystko wiedział a fakt, że do tej pory pozwalał jej omijać prawdę bardzo ją rozzłościł. Nie znosiła tego, on zawsze coś przed nią ukrywał a potem wyskakiwał z tym by jej dokuczyć. ona nawet nie miała jak się bronić.

- Przyznaję – ciągnął Egon – tym razem twoje nieodpowiedzialne zachowanie uchroniło nas od utraty ważnych dokumentów, wolałbym jednak byś na przyszłość nie robiła nic o czym nie masz pojęcia. Szczęśliwy traf zdarza się tylko raz.

On zawsze znalazł sposób by ją strofować. Chcąc więc odwrócić od siebie uwagę spytała:

- Fatrion uciekł, co stało się z pozostałymi?

- Nie mieli tyle szczęścia, zginęli w walce broniąc własnego wyboru. Gdy włączyła się blokada zorientowali się w sytuacji, porzucili myśl o zdobyciu pieczęci i próbowali różnych dróg ucieczki. Jeden dostał się do dżejtu, zestrzelono, go dwóch utknęło w szybie ewakuacyjnym gdzie starli się ze mną i Hiadą. Nie dali się wziąć żywi. Trzech wybrało drogę przez hol też się nie poddali, Fatrion spotkał ciebie.

- Więc mówił prawdę, że wszystkich wystrzelaliście. Nie mogliście im pozwolić uciec? Przecież niczego nie ukradli.

Egon spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- To nie takie proste – powiedział – nie można wrogów puścić wolno od tak sobie, chcieliśmy ich schwytać żywych, ponieważ nie zamierzali się poddać musieliśmy się bronić. Byli uzbrojeni i zagrażali naszemu życiu. To była obrona własna. Nie my rozpoczęliśmy tę wojnę i nie ponosimy odpowiedzialności za jej skutki. Jeżeli ktoś decyduje się na konfrontacje musi liczyć się z tym, że przeciwnik okaże się silniejszy. Oni wiedzieli o tym doskonale, dokonali wyboru, podjęli ryzyko i sami wybrali swój koniec.

Tak, tak, tam gdzie toczą się walki tam jest krew i śmierć, przekonała się o tym na własnej skórze. Kto decyduje się na  starcie zbrojne zawsze  ryzykuje. Sama bała się wszelkich siłowych rozwiązań i nigdy z własnej woli nie wdałaby się w żadną zwadę. Los jednak stale wikłał ją w konflikty innych.

-Nie wiem, nie umiem wniknąć w wasze umysły– powiedziała. – Ja tylko wolałabym by nikt nie musiał ginąć.

- My też nie chcemy zabijać i nie dążymy do konfrontacji – wtrącił Kiron próbując tłumaczyć jej nieuchronność zaistniałej sytuacji – gdybyśmy pozwolili im uciec okazalibyśmy swoją nieudolność a oni zasililiby szeregi Kalhan. On może być niebezpieczny i bez antymaterii. Nie mieliśmy pojęcia co robi od czasu swojej ucieczki tymczasem on zbudował takie struktury i zorganizował sieć powiązań. .Fatrionowi udało się wydostać z oblężenia, jest równie przebiegły i odważny jak Egon, jestem pewny, iż nie da się złapać i dotrze do Kalhana a wtedy bardzo wzmocni jego siły. Jesteśmy przekonani, że to jego miała na myśli Donara mówiąc o kimś z Rady Najwyższej powiązanym z Kalhanem.

- Przecież nie był jej członkiem!

-Nie, ale kilkakrotnie był brany pod uwagę przy nowym naborze. Donara musiała źle zrozumieć albo Kalhan celowo wprowadził ją w błąd, nikt z obecnych członków Rady nie miał możliwości do nawiązania takich kontaktów.

- Sprawdziliśmy wszystkich dokładnie, to wykluczone – dodała Hiada – zlikwidowaliśmy niepożądane kontakty w FERZE, nie wiemy natomiast kim są ludzie Kalhana poza nią ani ilu ich jest. Ciągle nie znaleziono zabójców rodziców Donary.

- Fatrion twierdził – wtrąciła Lana po chwili –że nie zrobił tego nikt z FERY.

- Zapewne mówił prawdę – ciągnęła Hiada – on zawsze mówił prawdę, nie miał zresztą powodu by kłamać, wszyscy jego współpracownicy zginęli, nie miał kogo kryć. Żałuję jego zdrady, to bardzo twórczy i odpowiedzialny człowiek, szkoda tych zdolności, które skierował w niewłaściwa stronę.

- Nie tylko on...- dodał Kiron.

Rozmowę przerwało wejście jednego z członków Rady, który poinformował o przybyciu szefa Służb Królewskich właśnie w sprawie śmierci rodziców Donary. Ponieważ oczekiwano ich przybycia wszyscy niezwłocznie udali się do dużego pomieszczenia gościnnego gdzie czekał już na nich przygarbiony mężczyzna w towarzystwie młodej kobiety. Oboje siedzieli na niskich siedziskach w kształcie walców obitych jakimś miękkim materiałem.

Lana po raz pierwszy była w sali spotkań i musiała przyznać, że różni się znacznie od tych, które do tej pory widziała. Przede wszystkim sala miała, inny kształt niż pozostałe. Była na planie koła, boczne ściany tworzyły krużganek otaczający całą przestrzeń i podtrzymujący przejrzystą kopułę. Na środku znajdowało się dwanaście walcowatych siedzisk ustawionych w okrąg, tak by wszystkie osoby siedzące były zwrócone do siebie twarzą. Balustrady krużganków ozdobiono dodatkowo eleganckimi kratownicami wykonanymi z tego samego tworzywa, z którego budowano wszystkie elementy architektoniczne. Były to bardzo ozdobne kratownice, co w zestawieniu z prostotą innych wnętrz było zaskakujące. Wzdłuż jednej ze ścian stał zaparkowany elektromagnetyczny pojazd z królewskimi symbolami, którym zapewne przybyli nadzwyczajni goście.

Kiron przywitał się z nimi a ponieważ nie on zajmował się sprawą Donary, po krótkiej wymianie grzeczności ukłonił się i wyszedł zostawiając Egona, Hiadę i Lanę w towarzystwie przedstawicieli królowej. Wszyscy siedli naprzeciw siebie zachowując przez cały czas kontakt wzrokowy, Lana czuła pewne napięcie jakie wytworzyło się między nimi, widocznie nie żyli ze sobą w wielkiej przyjaźni.

Pierwszy odezwał się szef Służb.

- Przybyliśmy z polecenia królowej, która życzy sobie by informować was na bieżąco o postępach śledztwa w sprawie śmierci Donatara Alepa i jego żony – powiedział – mam nadzieję, że współpraca będzie obustronna.

- Ja też mam taką nadzieję – odpowiedział Egon bardzo poważnie – my przekazaliśmy wam wszystko co wiemy na ten temat, będziemy zobowiązani gdy usłyszymy co wam udało się ustalić.

- Przebadaliśmy miejsce zdarzenia, nie było śladu włamania, musiał to zrobić ktoś z ich otoczenia.

- Na to wygląda. Czy macie już jakieś podejrzenia?

- Wiemy kto odwiedzał ich w dniu zabójstwa. Zbadaliśmy elektroniczne ślady na wewnętrznym torze i choć próbowano je usunąć udało się nam ustalić jaki rodzaj pojazdu poruszał się po nim w tamtym czasie. Był to środek publiczny, wynajęty i zwrócony w tym samym dniu przez niejakiego Patara Emo. Nie wiadomo dokładnie kiedy był on w domu Donatara Alepa, godziny użytkowania pojazdu obejmują czas zgonu. Czy osoba ta jest znana komukolwiek z was?

- Nie, nic mi nie mówi to nazwisko – odpowiedział Egon szybko, tak by Hiada nie zdążyła się odezwać – Donatar od kilku lat nie utrzymywał bliższych kontaktów z FERĄ i nie znamy jego przyjaciół. Sam obecność nie przesądza jeszcze o winie, wszyscy o tym wiemy i nie możemy skupiać się tylko na tym tropie. Czy znaleźliście już tę osobę?

Szef Służb popatrzył badawczo na Egona. Jego szybka odpowiedź wydała mu się podejrzana, ale skupiona twarz mężczyzny nawet nie drgnęła.

- Ustaliliśmy na podstawie licencji gdzie mieszka i czym się zajmuje, okazało się, że od kilku dni jest nieuchwytny, jakby rozpłynął się w powietrzu.

- A jego znajomi?

- Nie widzieli go od kilku dni. Czy ty Hiado nie wiesz nic na temat tego człowieka?

- Przykro mi, nic nie wniosę do sprawy, podobnie jak Egon nie utrzymywałam z rodziną Donatara ani z jego znajomymi bliższych kontaktów. Powinniście skupić się na ludziach z jego otoczenia.

Szef Służb wyraźnie nie był zadowolony z przebiegu rozmowy, nie lubił gdy ktoś mówi mu co ma robić.

- Nie omieszkamy się tego zrobić – rzekł opryskliwie – znamy swoje obowiązki. Jeszcze jedno pytanie. Powiedziano mi, że to wy znaleźliście zwłoki. Skoro nie utrzymywaliście bliższych kontaktów i odwiedzaliście się zbyt często, dlaczego znaleźliście się tam akurat kilka dni po morderstwie, zanim ktokolwiek inny zdążył tam dotrzeć? To dosyć dziwna sytuacja.

Egon spojrzał na niego lodowato.

- Podziwiam twoją przenikliwość– odpowiedział patrząc mu prosto w oczy – nie ma w tym nic dziwnego. Przez długi czas byliśmy z misją handlową w Manitii gdzie spotkaliśmy Donarę, córkę zamordowanych. Wszyscy mieliśmy trochę kłopotów w drodze powrotnej i tak się złożyło, że wracaliśmy tym samym sterowcem. Donara zaprosiła nas w odwiedziny do swojego domu gdzie mieszkała wraz z rodzicami. Wówczas odkryliśmy tę zbrodnie.

- Gdzie teraz przebywa Donara?

- Jest w szoku, przebywa u swojego przyjaciela, trudno będzie jej przez jakiś czas wrócić do domu.

- Chciałbym z nią porozmawiać.

- To na razie nie będzie niemożliwe. Tak jak powiedziałem jest w szoku, zresztą przez ostatnie kilka lat przebywała poza Alatydą i nie widziała się z ojcem więc raczej nie wniesie niczego nowego do sprawy.

- Wolałbym sam to ocenić, dobrze, skoro jest w szoku damy jej dojść do siebie. Czy chcecie coś jeszcze powiedzieć na temat tego morderstwa co pomogłoby w rozwiązaniu sprawy?

Wszyscy pokręcili głowami na nic więcej nie mieli do dodania lub nie chcieli nic dodawać. Współpraca między FERĄ a Służbami Królewskimi nie była doskonała i strony nie mówiły sobie wszystkiego. Egon sprawiał wrażenie jakby wiedział kim jest ów Patar Emo, Hiada również coś musiała o nim wiedzieć. Dlaczego ukrywali prawdę? Lana postanowiła więc spytać ich o to wprost, gdy tylko Służby Królewskie się wyniosą.

Ponieważ nikt nie chciał nic więcej dodawać rozmowę należało uznać za zakończoną. Po krótkiej wymianie pożegnalnych grzeczności szef Służb i jego asystentka wstali i wyjechali swoim wehikułem, zanim azdążyła o cokolwiek spytać Egon odezwał się:

- Nie wiem co Patar robił w domu Donatara, nie sądzę, by to on zabił, nie jest mordercą.

- Znajdźmy go więc przed nimi i przekonajmy się – dodała Hiada – po tych wszystkich złych doświadczeniach z ludźmi, którym się ufało wolę jednak nie bronić nikogo bez dowodów.

- Więc jednak miałam rację, znacie tego Patara – wtrąciła Lana zadowolona z siebie gdyż udało jej się dobrze ocenić sytuację – od razu wiedziałam, że coś ukrywacie.

Egon spojrzał na nią badawczo. W Służbach Królewskich nie uwierzono mu, nie miał co do tego wątpliwości, o jej przenikliwości nie miał wysokiego mniemania, tymczasem też nie dała się zwieść.

- A tak się starałem by być przekonujący – rzekł po chwili.

-Nie udało ci się – odpowiedziała – zbyt szybko zaprzeczyłeś. Zazwyczaj w takiej sytuacji każdy chwilę próbuje sobie przypomnieć swoich znajomych, ty miałeś gotową odpowiedź.

Egon roześmiał się.

- Tak, to było podejrzane, nie będę zaprzeczał. Wcześniej nie uzgodniliśmy z Hiadą stanowisk i musiałem ją uprzedzić. Znam Patara, był jednym z bliższych przyjaciół rodziców Donary i nawet jeśli razem utrzymywali kontakt z Kalhanem nie przypuszczam by on dokonał mordu. Być może pojechał ich ostrzec, może przyjechał zbyt późno, nie wiem, muszę to wyjaśnić bez udziału Służb, oni są trochę zbyt ograniczeni. Patar tego nie zrobił.

- Ludzie się zmieniają, zazwyczaj na gorsze – zauważyła Lana – wielu z tych, których uważaliście za przyjaciół stanęło po stronie Kalhana.

- Tak, większość z nich zrobiła to nie zdając sobie sprawy z jego zamiarów. Kalhan jest przebiegły, umiał ich przekonać do swojej niewinności. Przedstawiał siebie jako ofiarę spisku, oni mu uwierzyli. Przez wiele lat budował swoje imperium ukrywając prawdziwe intencje, gdy już pokazał na co go stać, na wycofanie się było już za późno.

- To samo mówił Fatrion.

- Takie są realia, chociaż wielu z jego sojuszników zostało po prostu przekupionych. Patar nie był przekupny, jeśli został współpracownikiem Kalhana to robił to w imię przyjaźni, podobnie zresztą jak Donatar, który za to zginął.

-Musimy jak najprędzej znaleźć go zanim zrobią to inni – powiedziała Hiada – on może być w niebezpieczeństwie.

- Dziś już jest zbyt późno by osiągnąć cokolwiek. Jutro porozmawiaj z Donarą, może coś wie na temat kontaktów ojca, ja jeszcze dziś spróbuję odwiedzić naszego wspólnego znajomego może czegoś się dowiem.

- A ja? - spytała Lana czując się znowu odstawiana na boczny tor.

- Ty teraz masz wolne i wracaj z Hiadą do pokoju. Jutro zapewne będziemy mieć dużo spraw do załatwienia więc pójdziesz ze mną, dam ci znać kiedy. Ile razy zostawiłem cię samą zawsze wpakowałaś się w jakieś tarapaty.

Wzruszyła ramionami. Tutaj trudno było nie wpaść w jakieś tarapaty, właściwie tarapaty same wpadały na nią.

 

Rozdział XXVIII

Dopiero późno w nocy Egon przekazał jej wiadomość o jutrzejszym zadaniu. Kazał jej wstać przed świtem więc gdy pierwsze promienie słońca wyszły ponad horyzont oboje jechali już w nieznanym jej kierunku. Z tego co mówił wynikało, że udadzą się na jakiegoś tajne spotkanie z dawnym znajomym toteż spodziewała się wizyty w tutejszym domu. Tymczasem pojazd wjechał do ciemnego tunelu a po jakimś czasie znaleźli się w czymś co przypominało podziemny labirynt. Ogromna przestrzeń podzielona była pionowymi, nie dosięgającymi do sufitu, ścianami, które tworzyły niekończące się korytarze i wielkie hale zastawione jakimiś bezużytecznymi skrzyniami. Było dosyć widno, gdyż przez liczne kopuły w suficie wpadało dużo dziennego światła. Egon poinformował ją, że nastąpiła nagła zmiana planów i ze względów bezpieczeństwa spotkanie musi odbyć się w tym nieuczęszczanym miejscu.

- Tu tor się kończy – rzekł w pewnej chwili Egon - dalej pójdziemy pieszo.

Wysiadła bez słowa sprzeciwu chociaż to ponure miejsce przyprawiało ją o dreszcze. Nie mogła przecież stale narzekać, starała się też nie okazywać niepokoju co akurat przychodziło jej z trudem, im bardziej oddalali się od toru tym bardziej rosło w niej napięcie.

Egon był też wyraźnie spięty, z uwagą obserwował wszystkie zakamarki. W pewnej chwili dał znak by się zatrzymała i zaczął wsłuchiwać się w ciszę. Lana nie słyszała nic. Nieoczekiwanie Egon chwycił ją za rękę i począł biec wzdłuż korytarza ciągnąc ją za sobą. Dopiero po przebyciu kilkunastu metrów wydało jej się że słyszy jakiś szmer. Przyśpieszyli kroku i niebawem w jednej z sal zobaczyli leżącego na posadzce w kałuży krwi, mężczyznę. Miał przebite płuca i nie oddychał. Egon sprawdził tętno – już nie żył.

- Zostań tu, zaraz wrócę. – zawołał przytłumionym głosem i ruszył w kierunku skąd dochodziły kroki kogoś uciekającego. Została sam nad poszarpanym ciałem. Co miała robić? I tak by za nim nie zdążyła, stała więc bojąc się poruszyć. Kolejna ofiara zmagań z nieuchwytnym złem leżała u jej stóp i nic nie wskazywało na to, że to była ostatnia.

Egon długo nie wracał a gdy wreszcie wyłonił się z korytarza był cały we krwi.

- Jesteś ranny? - spytała.

- Nie.

Więc to krew tego drugiego, i zapewne niewiele z niego zostało.

- Kim oni są? - spytała znowu.

- Ten zabity to Patar, gdy dowiedział się, że wróciliśmy szukał z nami kontaktu. Wczoraj wieczorem przesłał mi wiadomość, przez naszego wspólnego znajomego, w której prosił o spotkanie w tym starym magazynie. Miał mi przekazać pakiet informacyjny z danymi ludzi, którzy zamordowali Donatara, potem chciał wyjechać z kraju – nie zdążył. Musieli go śledzić i dotarli tu pierwsi, dopadli go zanim przyjechaliśmy. Gdybym wyjechał trochę wcześniej może by żył.

- Dogoniłeś ich?

- Tak, odebrałem im pakie,t ale jeden mi uciekł. Tak jak myślałem, Patar chciał ostrzec Donatara, ale gdy tam dotarł było już za późno więc się ukrył i czekał na możliwość ujawnienia sprawców. Powinienem był zdążyć.

- Co teraz zrobimy?

- Wrócimy do FERY i odczytamy pakiet a potem przekażemy informacje Służbom Królewskim by dokończyły śledztwo.

- A on?

- Przyślemy kogoś po ciało.

Wracali pośpiesznie tą samą drogą, gdy znaleźli się w końcowym korytarzu w oddali ujrzeli jakąś postać. Egon zwolnił kroku zatrzymując się dopiero w odległości pozwalającą ją rozpoznać. Była to asystentka szefa Służb Królewskich. Wyglądało jakby na nich czekała, stała niemal w połowie drogi pomiędzy nimi a pojazdem, którym przyjechali. Cały czas uważnie patrzyła w ich stronę. Początkowo była sama, gdy się zatrzymali z pomieszczenia obok wyłoniło się kilku uzbrojonych mężczyzn.

W pierwszej chwili Lana ucieszyła się na widok znajomej twarzy, miejsce to bowiem napełniało ją przerażeniem, gdy pojawiła się zbrojna obstawa kobiety, zmieniła zdanie. Wydało jej się to dosyć dziwne, że znaleźli się akurat w tym miejscu i właśnie wtedy gdy Egon miał spotkać się z Patarem.

Egon też rozpoznał zagrożenie i jak zwykle w takich sytuacjach stanął tak by zasłonić sobą dziewczynę. Przez chwilę wszyscy przyglądali się sobie w milczeniu, pierwsza odezwała się asystentka.

- Znowu się spotykamy – powiedziała zimno – wydaje mi się, że masz coś co należy do mnie.

- Nie wiem o czym mówisz – odpowiedział Egon powoli, ledwie zauważalnym ruchem przesuwając się w prawo.

Miejsce, w którym się zatrzymali nie było przypadkowe. Lana zauważyła, że korytarz łączy się w tutaj z duża halą zastawioną pudłami i różnorakimi sprzętami, za którymi można było się ukryć.

- Nie rób głupstw – głos asystentki brzmiał groźnie – dobrze wiesz, nie wyjdziecie stąd żywi. Stąd nie ma ucieczki. Dogadajmy się, jeśli mi oddasz pakiet dobrowolnie, puszczę twoją towarzyszkę wolno. Nie będę udawać, ciebie to oczywiście nie dotyczy, jesteś zbyt niebezpieczny. To rozsądna propozycja, nie chcesz chyba by jej się coś stało. Szlachetny Egon nie robi takich rzeczy.

-Nie układam się ze zdrajcami, nie są wiarygodni. Zdradziłaś własne państwo, stanęłaś po stronie buntownika i chcesz bym uwierzył, że puścisz ją wolno?

- Chyba nie masz innego wyjścia...

- Chyba mam...

Zanim skończył pchnął Lanę za stertę skrzyń posyłając jednocześnie w stronę napastników serię strzałów ze swojego tamaranu. Trafił jednego z nich zmuszając pozostałych do ukrycia się, co pozwoliło mu na dotarcie do miejsca  gdzie ukrył dziewczynę.

Do pomieszczenia, w którym się znaleźli można się było dostać tylko od strony korytarza a to wejście było odcięte przez ludzi asystentki. Wydawało się, że znaleźli się w potrzasku. Tamaran Egona skutecznie powstrzymywał napastników od wdarcia się do ich kryjówki, ale jak długo dadzą radę tu tkwić czekając na pomoc? I skąd ewentualna pomoc miałaby nadejść? Lana bała się o to zapytać. Zresztą nie musiała, Egon dostrzegł w jej oczach przerażenie i szybko rzekł:

- Nie bój się, nie ma miejsc bez wyjścia, przynajmniej nie w tym magazynie. Te pomieszczenie ma drugie wyjście i zaraz się stąd wydostaniemy. Przesuwaj się powoli wzdłuż tej skrzyni aż dojdziesz do niewielkiego włazu. Odsuń zabezpieczenia i uciekaj kanałem jak najdalej stąd.

-A co z tobą?

-Dogonię cię.

Natychmiast wykonała polecenie i po chwili znalazła się w niskim i wąskim tunelu, którym mogła przecisnąć się tylko jedna osoba. Wchodząc do środka obejrzała się. Egon strzelał przez cały czas i jednocześnie robił barykadę ze znajdujących się tam skrzyń, przesuwając się przy tym w kierunku włazu.

- Szybciej – zawołał widząc ociągającą się dziewczynę.

Posłuchała go i zaczęła przeciskać się przez szczelinę, Egon zaryglował właz i dołączył do niej. Biegli na tyle szybko na ile pozwalały na to warunki, z tyłu dochodził dźwięk rozrzucanych skrzyń i zgrzyt forsowanych metalowych drzwi zabezpieczających wejście do tunelu.

- Szybciej – ponaglał Egon – zanim pokonają zabezpieczenia musimy wydostać się z tunelu.

Udało się, gdy metalowe drzwi uległy napierającej sile byli już w kolejnej hali zastawionej dziwacznym sprzętem a raczej fragmentami jakiejś większej całości. Wykorzystali je do zrobienia kolejnej barykady po czym ruszyli przez następne pomieszczenia rozrzucając za sobą wszystko co dało się poruszyć a co mogło spowolnić pościg.

- Dokąd uciekamy? – spytała odzyskując nadzieję na wydostanie się z opresji.

- Te magazyny łączą się z jedną ze stref publicznych, gdy się tam dostaniemy nie będą mogli nas już ścigać.

- Daleko jeszcze?

- Jeszcze kawałek...

- Nie tylko ja wpakowuję się w tarapaty...

Goniący ich ludzie także nie tracili czasu, szybko uporali się z robioną bezładnie barykadą i dogonili uciekinierów w ostatnim pomieszczeniu. Znowu rozpoczęła się strzelanina. Lana nie miała żadnej broni, mogła tylko ukryć się za jakimiś pudłami. Egonowi także udało się ukryć obok niej i siłą ognia zatrzymać napastników, ale od wejścia do korytarza dzieliła ich spora odległość. Aby się tam dostać musieli pokonać dystans kilkunastu metrów odsłoniętej przestrzeni.

- Na mój sygnał biegnij co sił w nogach do korytarza, będę cię osłaniał.

W czasie gdy Egon usiłował zatrzymać pościg, ona biegła, zgodnie z jego poleceniem, w kierunku wejścia do korytarza osłaniana kurtyną ognia. Dotarła już prawie na miejsce gdy usłyszała kilka innych strzałów i poczuła silny ból pod łopatką, potworny, paraliżujący ból., Zdążyła tylko wbiec do korytarza gdy nogi ugięły się pod nią, w głowie zaczęło huczeć jakby ktoś nałożył jej żelazny hełm, zrobiła jeszcze kilka kroków i osunęła się na posadzkę.

Kurtyna ognia nie okazała się szczelna, komuś udało się ją pokonać

Jak przez mgłę poczuła, że ktoś podnosi ją z ziemi po czym niesie w nieznanym kierunku. Odgłos wystrzałów ucichł, zamiast tego dał się słyszeć jakby gwar ludzkiej mowy, który szybko zamienił się w brzęczenie os. Potem ktoś uniósł ją w powietrze i przez moment żeglowali w chmurach jak po wodzie, w końcu wszystko przestało istnieć, nie czuła już nic, po prostu jej nie było.

 

Rozdział XXIX

 

Gdy umysł znowu zaczął funkcjonować a świadomość wróciła, zauważyła, że leży w niewielkim, nieskazitelnie białym pomieszczeniu a wokoło unosił się dziwny, znany jej skądś zapach. W głowie miała pustkę i z trudnością mogła zebrać myśli. W końcu przypomniała sobie, taki sam zapach miał środek przeciwzapalny jakim Hatat zabezpieczał rany Winorii i innych mieszkańców obozowiska.

Była więc w pomieszczeniu szpitalnym.

Stopniowo zaczynała przypominać sobie co wydarzyło się zanim tu trafiła, a ostatnią rzeczą jaką pamiętała był przeszywający ból pod łopatką. Nie wiedziała co się potem działo ani jak długo była nieprzytomna, żyje, ma opatrzoną ranę, w takim razie udało im się uciec i jest bezpieczna.

Spróbowała usiąść na łóżku, ale ostry ból w piersi skutecznie odwiódł ją od tego zamiaru. Bolało ją właściwie wszystko, porzuciła więc myśl o jakiejkolwiek aktywności fizycznej i opadła na materac. Zauważyła, na nadgarstku naklejony jakiś płaski element w kształcie prostokąta. Był to czujnik ruchu, który natychmiast przekazał informację próbie podniesienia się z pościeli. W rezultacie wkrótce w pokoju zjawił się personel medyczny a za nim wszedł Egon i Hiada. Oboje ucieszyli się widząc ją przytomną, ona też nie ukrywała radości z ich przybycia. Wszyscy żyli i wyglądało na to, że nieprzewidziane wypadki mają już za sobą, przynajmniej na razie.

- Nie mogę się ruszyć, cała jestem obolała jakby ktoś mnie obił - powiedziała, widząc, że Egon ma zawiniętą lewą dłoń dodała - ciebie też postrzeli.

- To tylko draśnięcie – odpowiedział – miło widzieć cię przytomną. Nieźle dostałaś i obawialiśmy się o twoje życie. Nasi lekarze napracowali się by przywrócić cię do świata żyjących.

- Długo byłam w takim stanie?

- Dostałaś silne środki narkotyczne i ponad dwie doby pozostawałaś w uśpieniu - odezwała się Hiada – wyglądało to nie najlepiej, gdybyś tylko kilka godzin później dotarła do jednostki medycznej mogłoby się źle skończyć.

- Jak udało ci się uciec? - Lana zwróciła się znowu do Egona. Odkąd się obudziła zastanawiała się nad sposobem w jaki uniknęli śmierci. Napastników było wielu a miejsce odludne i niebezpieczne.

- Trafili cię - odparł - gdy znajdowaliśmy się już w pobliżu strefy ogólnodostępnej, gdzie nikt nie ośmieliłby się nas ścigać. Gdy przekroczyliśmy korytarz łączący magazyny z tą strefą musieli się wycofać, żaden pościg nie miałby sensu. Gdyby tam doszło do strzelaniny natychmiast włączyłyby się systemy alarmowe i mechanizmy zabezpieczające i byłby to ich koniec, z goniących sami staliby się ściganymi.

- Co się z nimi stało?

- Byłaś ranna, musiałem cię dostarczyć do punktu ratowniczego więc zdążyli zbiec. Pakiet informacyjny jaki przekazał mi Patar zawierał dane dotyczące stronników Kalhana nie należących do FERY, pozwoliło to nam na dotarcie do wszystkich członków tworzących sieć powiązań. Część z nich zdążyła wydostać się z zasadzki i zniknąć, będą ścigani dożywotnio na terenie wszystkich prowincji. Kilku ludzi udało nam się przejąć, nie byli tak zdeterminowani jak nasi strażnicy, poddali się i zaczęli współpracować. Dzięki temu mamy dość dobry obraz poczynań Kalhana.

- Ta kobieta to była ta sama osoba, którą widziałam razem z szefem Służb Królewskich. Czy on też był w to wplątany?

- Nie, niewiele brakowało by za lojalność zapłacił najwyższą cenę. Na szczęście zdążyliśmy w ostatniej chwili zanim go odnaleźli i zabili, Nie żyliśmy w, ale to uczciwy człowiek i dobrze, że udało się go uratować. Jego asystentka kierowała całą grupą przestępczą i niestety zdołała uciec. Była bardzo przebiegła, udawało jej się długo oszukiwać swojego szefa i wyciągać od niego informacje.

- Teraz to wy zdobyliście informacje.

Egon uśmiechnął się wyraźnie zadowolony z obrotu sprawy. Lana przeżyła i jej życiu już nic nie zagrażało a ponadto niebezpieczeństwo zostało zminimalizowane, struktury szpiegowskie przestały istnieć, udało się nawet uzyskać pewne dane dotyczące zamierzeń przeciwnika. Była to sytuacja nader pomyślna dla stabilności państwa a to dla niego liczyło się najbardziej.

- Tak – powiedział wesoło – wiemy nawet co Kalhan zrobił po tym jak Donara ułatwiła nam ucieczkę. Prawdopodobnie bardzo się zdenerwował, tak przynajmniej przekazał swoim sojusznikom Token. Tak bardzo nie mógł pogodzić się z jej odejściem, że nie zważając na niebezpieczeństwo ruszył o świcie swoim pojazdem kroczącym za nami. W efekcie pojazd ugrzązł w rozlewisku już po kilkuset metrach t ledwie udało się jemu i załodze ujść z życiem. Musiał być bardzo wściekły skoro zdecydował się na tak rozpaczliwy krok, zazwyczaj nie działa tak pochopnie. Porażka przywróciła mu realny ogląd sytuacji i ostatecznie wrócił do jednej ze swoich dwóch baz, do której nie udało się nam ustalić. To on wydał najprawdopodobniej polecenie asystentce Szefa Służb Królewskich by pozbyli się Donatara i jego żony chociaż to akurat nie jest do końca potwierdzone. Pewne jest za to, że to on nalegał na Fatriona żeby za wszelką cenę zdobył pieczęć. Resztę już wiesz.

- Przerażające jak wielu ludzi ogarnął ten pożar nienawiści wzniecony przez Kalhana – wtrąciła Hiada – tyle czasu umieli się tak maskować. Na szczęście udało się nam opanować sytuację. Donarze już nic nie zagraża więc wróciła do domu, źle się tam czuje i trudno jej się dziwić. Dostała propozycję prowadzenia negocjacji handlowych w Centrum Wymiany, będzie to dla niej nowe doświadczenie i pozwoli zapomnieć o tym co przeszła. Zgodziła się i za kilka dni wyjedzie tam na stałe. Amalen odszedł z wojska i został mianowany szefem tamtejszych Służb Królewskich. Za jakiś czas wyjedzie razem z nią.

- Będą tam bezpieczni – dodał Egon – jak się okazało, Kalhan nie ma swoich ludzi w Centrum i to właśnie dzięki temu udało nam się spokojnie wrócić do Erydonu. Teraz, gdy jego macki znacznie się skurczyły na pewno nie zdoła dokonać na nich zemsty, zbytnio mu na niej nie zależy, przynajmniej na razie. Donara nie stanowi dla niego zagrożenia, zadbał o to by niewiele wiedziała, znacznie mniej niż my teraz.

- Dużo się wydarzyło w czasie gdy spałam.

- No cóż – roześmiał się Egon – żeby jedni mogli spać inni muszą pracować. Wydarzyło się znacznie więcej. Odbyło się już nadzwyczajne posiedzenie Zgromadzenia Doradców, na którym zostały podjęte odpowiednie decyzje. FERĘ zobowiązano do jak najszybszego odnalezienia i unicestwienia antymaterii. Będziemy tym zajmować się przez najbliższy czas

- Czyli jeszcze nie koniec zadania?

- To nowe zadanie. Zadania nigdy się nie kończą, gdy rozwiązuje się jeden problem, zawsze pojawia się następny, to tak jak z odpowiedziami na trudne pytania. Gdy wydaje się, że już wszystko wiemy wkrótce okazuje się, że coś zostało przeoczone i należy zacząć od początku. Gdy już odnajdziemy miejsce ukrycia antymaterii będziemy musieli użyć wojska do zabezpieczenia terenu.

-Kalhan na pewno nie zrezygnuje – dodała Hiada - i będzie starał się dotrzeć w jakiś sposób przed nami. Gdyby mu się to nie udało będzie próbował rozwiązań siłowych. Nie znamy jego możliwości. Chce zbudować swoje państwo i podporządkować sobie inne kraje. To co widziałaś to jak przypuszczam tylko próbka tego co potrafi.

- Donara coś mówiła o jakimś wygasłym wulkanie...- wtrąciła Lena.

- Tutaj jest kilkaset wulkanów a wiele z nich nieczynnych. Są rozrzucone po całym lądzie, na wyspach Wszechoceanu też. Trudno byłoby go znaleźć, zresztą nie mamy podstaw do atakowania go na neutralnym terenie, my przestrzegamy prawa. Dlatego skupimy się raczej na wewnętrznych zabezpieczeniach. Nie wiemy czy zlikwidowaliśmy całą siatkę przestępczą może pozostały jeszcze jakieś jej elementy, Poza tym, jak wiesz, kilku jej członkom udało się zbiec i na razie nie wiemy gdzie przebywają.

Słuchała ich słów z uwagą. Wszystko mieli przemyślane i dokładnie zaplanowane. Jak zwykle każdy wiedział co ma robić i jaki szczytny cel mu przyświeca. I tylko nikt nie wspomniał o niej. Zanim otworzy się międzygalaktyczny tunel minie jeszcze dużo czasu i nie zamierzała go spędzić chodząc z kąta w kąt w domu Hiady.

- Co ze mną? - spytała zaczepnie – przewidzieliście dla mnie jakieś interesujące zadanie do realizacji?

- O tak, o tobie też pomyśleliśmy – odpowiedział Egon – przygotowaliśmy ci nawet kilka propozycji zajęć do wyboru...

- Ja już wybrałam – przerwała mu niecierpliwie – będę się zajmowała tym czym ty i Hiada. Będziecie szukać bomby i ja będę robić to samo. Nie po to przebyłam taki szmat drogi by zostać odsunięta od rozwiązania zagadki.

Egon i Hiada spojrzeli po sobie. Chyba spodziewali się takiej propozycji z jej strony. Dziewczyna niemal prosiła się o kłopoty. Nigdy nie słuchała głosu rozsądku i najpierw domagała się udziału w wyprawie a potem narzekała gdy coś szło nie tak.

-Nie nauczyłaś się niczego – mruknął Egon – tego się obawiałem.

- To może być niebezpieczne – odezwała się Hiada – pamiętasz ile problemów spotkało nas w czasie tamtej misji.

- Ranna zostałam nie tam tylko tu, w waszej wspaniałej Alatydzie. Poza tym przecież już prawie pozbyliście się w FERZE sieci powiązań z Kalhanem i to tam powinno być najbezpieczniej.

Nie zamierzali zaprzeczać ani odwodzić ją od postanowień, to nie miało sensu. Była uparta i niełatwo dawała się zawrócić z drogi. Lubiła gdy coś działo a stagnacja wywoływała u niej frustrację nie mniejszą niż niebezpieczeństwo. Dzięki tym cechom udało się Egonowi namówić ją do przybycia na Nakarun czym wyświadczyła jej mieszkańcom trudną do przecenienia przysługę. Miała więc prawo oczekiwać od nich respektowania swojej woli.

Zadanie, które teraz mieli do wykonania nie zapowiadało się jak na razie niebezpiecznie. Po odzyskaniu ostatniego elementu układanki jakim była owa pieczęć ustalenie przypuszczalnej lokalizacji poszukiwanego obiektu nie powinno nastręczać wiele trudności. Same analizy badawcze będą odbywać się w FERZE, gdzie rzeczywiście powinno być najspokojniej. Dopiero dotarcie na miejsce i dokończenie dzieła mogło okazać się trudne. Teraz nie zamierzali się tym przejmować, było to kwestią przyszłości i mieli dużo czasuna przygotowania.

- Zgoda – powiedział Egon - będziesz zajmowała się tym co my, pod jednym warunkiem, nie będziesz kwestionować moich decyzji i będziesz je wypełniać.

- Dobrze, dobrze, wiem kto tu rządzi, proszę tylko byś uprzedzał mnie o swoich zamiarach.

-Jeśli nie będzie ci to odpowiadać pamiętaj, że był to twój wybór.

-Będę pamiętać.

Jeszcze wiele dni spędziła w białej sali szpitalnej obserwując pracę personelu, zdążyła nawet bliżej zapoznać się z niektórymi pracownikami. Nie było ich wielu i nie byli rozmowni, pacjentów przebywających dłużej też nie było, więc się nudziła. Gdy już mogła wstać chodziła bezmyślnie po korytarzach powtarzając: jak zdarta płyta: „ Niech się wreszcie zacznie coś dziać.”

Wkrótce się zaczęło.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Teresa Hanna · dnia 12.03.2024 19:09 · Czytań: 1785 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty