Proza »
Inne » Po zachodniej stronie słońca (cz.1)
opowieść ezoteryczna
Tantinowi,
i paru innym osobom
Ozyrys już dawno stał się Wyrocznią. Po śmierci i powtórnym przebudzeniu nic poza Wstąpieniem nie mogło go spotkać. To było tak logiczne, doszedł do tego sam. Nikt nie myślał że zdecyduje się poświęcić swoje życie dla celu. Na dodatek wciągając w to ich wszystkich, choć po prawdzie, chcąc nie chcąc wciągnęli się sami. Bez nich chyba by tego nie zaryzykował. Może "nie dokonał". A teraz czekał na każde z osobna. Zwykle milczący, łagodnie uśmiechnięty, ze splecionymi dłońmi, tak beztroski, jakby uśmiech dziecka był naturalny u trzydziestokilkuletniego mężczyzny, i to po przejściach. Ciemnobrązowymi oczami o wschodnim wykroju, Ozyrys spoglądał co dzień na Seta - ducha pustyni, najlepszego morderczego brata Zachodu, na Anubisa - zazdrosnego o każde słowo, zawsze oddzielonego niewidoczną ramą, na Horusa - Śpiącego, który był jeszcze tak młody i wreszcie na Izydę - jedyną kobietę w tym towarzystwie, nie bez powodu nazywaną boginią czarów. W łagodnym świetle avatara wydawała mu się biała i niebieska, było to teraz oczywiste, choć długą chwilę zajęło mu kiedyś przyzwyczajenie się do tych dziwnych barw i aspektów świata widocznych przy zwyczajnie otwartych oczach. Kochał ją, swoją mistyczną małżonkę, i podziwiał jak łatwe było dla niej wyrzeczenie się macierzyństwa, jedyne możliwe rozwiązanie dla związku z Wyrocznią, a już na pewno z Ozyrysem.
Anubis wszedł do domu, strzepując śnieg z płaszcza.
Drobne kroki stóp bosych nawet w środku grudnia dały się słyszeć wyraźnie po parkiecie holu. Izyda jak zawsze wylewnie przywitała Szakala, wtulając się w mokry płaszcz gdzieś na wysokości jego piersi.
Pachniał szpitalem, krwią i śmiercią.
- Anni... - zamruczała w czarną wełnę, a mężczyzna skrzywił się pobłażliwie. Nie znosił tej wersji swojego imienia w częstotliwości z jaką robiła to Iz. To prawda, sam jej podsunął myśl o tak idiotycznym zdrobnieniu. Ale ono było dobre najwyżej dla dziecka.
Poczuł jak drobne dłonie wsuwają się w jego kieszenie z pozorami czułości z niepodważalnym zamiarem odnalezienia tabletek. Jako lekarz miał czasem w płaszczu przypadkowo zgarnięte specyfiki, a z racji specjalności mogły się one okazać nadzwyczaj interesujące. Zwłaszcza dla mistyczki.
- Cukierków brak. - roześmiał się, a zdemotywowana Izis przerwała przypływ uczuć i skierowała się do kuchni. Klapiące stopy na podłodze nieomylnie wskazywały dokąd idzie.
- Zdejmij płaszcz w holu - rzuciła przez ramię.
Nie usłyszał i tak nic poza nieokreślonym dźwiękiem jej głosu, ale praktyka czyniąca mistrza, pozwoliła mu bez przeszkód zorientować się, na które z parareligijnych pouczeń właśnie przyszła pora. Zalecenia Izydy. Koany Izydy. Hymn do Izydy, odmawiany przed śmiercią na wszelki wypadek przez połowę Eutanatosów, Ekstatyków i Eteryków oraz nie wiadomo ilu innych odszczepieńców. Na słowo wierzył Ozyrysowi w jej niebiańską hierarchię, w auralne mgławice i gwiazdy, którymi była usiana. Jemu po prostu się wierzyło, po tych nocnych medytacjach, po śmierci i przebudzeniu. Ozyrys z kieliszkiem czerwonego wina przy kolacji stawał się postacią do kontemplowania, jak sam koan, mantra czy hymn. Wodę przemieniał w wino, a wino w krew, tak naturalnie i w obie strony. A krew?
Set przeszedł przez hol do salonu rzucając tylko krótkie "Płaszcz." i obdarzając Anubisa półzłośliwym uśmiechem z nieodłączną nutką wyższości. Jako jedyny sang w tym domu, nie bez powodu nosił imię boga ciemności, pustyni i zniszczenia. Obecnie najstarszy, choć urodzony już po Ozyrysie, władał niepodzielnie całym domem. I z kilku prostych przyczyn mógł sobie na to pozwolić.
Woda zdążyła już roztopić się i pod butami zaczęła napływać kałuża w nieokreślonym kolorze. "Pewnie takiego mam avatara" - pomyślał nekromanta, jak zawsze zabijając w zarodku myśl o najprostszej opcji dowiedzenia się czyli spytaniu Ozyrysa.
- Płaszcz, Anni! - krzyknął Set z pokoju. - I buty! - dodał. A Anubisa szlag trafił za irytujące przypomnienia hermetyka, wypowiadane ułamek sekundy przed zadziałaniem wolnej woli Szakala. Teraz wyglądało to na posłuszeństwo i wbrew wszelkim konwenansom, w jakimś stopniu nim było, skoro Ozyrys najczęściej mówił do Seta, z Setem i przez niego, jeśli tylko nie zdecydował się milczeć. Zresztą tych dwóch było połączonych już na zawsze - jednym z tych durnych rytuałów, dziewięć lat po przebudzeniu Seta, a to znaczyło dawno dawno temu. Już zawsze podwójni, jak alter ego, nawet pomimo Wstąpienia Ozyrysa. Płaszcz. Co za czepialstwo. Przecież odwiesił już kapelusz.
- Anni, chodźże już, zalejesz mi podłogę!
Zagryzając zęby, zdjął buty i płaszcz, powtarzając uporczywie zdania o sześciolatkach i nadgorliwych kobietach. Wciąż jeszcze odrobinę wilgotny, wszedł do salonu, gdzie cała "rodzina" rozłożona po fotelach i poduszkach, czekała na niego by dopełnić jednego z tych wspólnych rytuałów. Tym razem nic specjalnego, czy związanego w jakimś stopniu z emanacjami, podcieniem czy energią psi - i bardzo dobrze. Set prawdopodobnie był zmęczony po całym dniu pracy, więc dla Anubisa skończyłoby się to źle. Empatka na jego piersi wyglądała jednak na zadowoloną - w takim razie jako hybryda nasycić się musiał swoimi studentkami, które reagowały na niego jak na czystą sieć feromonów. Przystosowanie gatunkowe, ale skąd one mogły o tym wiedzieć. Poza Setem, tak naturalnie władczym w swoim fotelu, byli tam wszyscy - Ozyrys siedział zamyślony w kącie, nienarzucający się, z Horusem na podłodze u swoich stóp, jakby bliskość Wyroczni mogła przebudzić go szybciej. Tak chyba było, ale to mogło trwać jeszcze latami.
Westchnął. Wystarczyło przyjść ostatnim, aby zostać nieparzystym. Postał chwilę w progu w nadziei, że Izzi ulituje się i wybierze jego, trwała jednak nieporuszona, dotykając lekko plecami swojego mentora. Znów musiało zajść coś złego, bo podświadomie nie miała odwagi oprzeć się na nim do końca, nawet eterycznie. Les dangereuses liasons działy się w najlepsze. Wszedł w końcu, ściągając z biblioteczki książkę, której nie skończyli ostatnio. Wspólny rodzinny rytuał czytania na głos łączył, podobnie jak wspólna kolacja czy, jak w przypadku Izydy, wspólny sen, choć i to coraz rzadziej.
Czuł na sobie wszystkie oczy.
- No co? - spytał, nie odwracając się.
- Nie potrzebujesz czasem oczyszczenia? - spytał Horus, a w jego głosie słychać było rozbawienie. Podszept Ozziego?
- Oczyszczenia krwi? - dorzucił Set, a Szakalem wzdrygnął dreszcz. Dopuścić do siebie sanga było nieodpowiedzialne, nierozsądne i nie wiadomo co jeszcze, lecz w tej profesji czasem nieuniknione. Mieszkać z sangiem, kiedyś by to wyśmiał...
- Oczyszczenia we krwi? - szepnął Ozyrys, nieodgadnionym tonem, nie wyrywając się z zamyślenia. Wanna z krwią była widywana w ich domu, ale tym razem Anubis nie miał ochoty na podobne przyjemności.
- Co wam... -zaczął, odwracając się, ale Izyda buchnęła mu śmiechem w twarz.
- Idź się umyj! Jedziesz krwią na kilometr, spałeś w prosektorium?!
Szampański humor i cudowny dowcip. Skrzywił się w półuśmiechu, rzucił w nią tomikiem, który niestety złapała i poszedł do łazienki kontemplować pod prysznicem złośliwość reszty otoczenia. Pasowali do siebie. Ale dziś byli bezczelni, cała czwórka.
Wyszedł dopiero na kolację, wilgotny i pachnący mydłem.
- Zabiję się przez was - mruknął, nakładając sobie jedzenie.Obecni przytaknęli mu z uśmiechem politowania. Ozyrys wiedział, że w pewnym stopniu to prawda, znał jego przyszłość. Izyda wiedziała tylko, że Anubis prędzej czy później się zabije. Powtarzał to odpowiednio często, by jego słowa mogły nabrać prawdopodobieństwa. Zresztą, spanie na sercu Wyroczni dawało jej przebłyski przyszłości, nadświadomość właściwą jej ukochanemu. W dużym natężeniu prowadziłoby to prostą drogą do szaleństwa na wzór antycznej Kassandry, ale na szczęście nie była aż tak wyczulona. Według obliczeń Seta zajęłoby to czterdzieści lat, a i tak mieli psychiatrę na podorędziu. Złośliwego, zazdrosnego i chwilowo zawilgoconego psychiatrę.
Anubis patrzył się w swój talerz, zastanawiając się kto gotował. Wyglądało to na dzieło Horusa, który jako adept zawsze łapał najgorsze zadania do zrobienia w domu. Set bez cienia krępacji karmił Izydę z ręki, Ozyrys uśmiechał się jak zwykle na widok tego bezczelnego zachowania. To była już norma. Zresztą ta relacja również była w domu potrzebna, sam o nią dbał. Sam ją stworzył.
Za to Szakala trafiał szlag na widok każdej z tych małych czułostek. Może Izyda nie była jego, ale Set na pewno nie miał do niej takich praw. Nie mógł mieć. Nie powinien mieć. To było absolutnie nie na miejscu.
Ozyrys wstał, patrząc na nekromantę i pokręcił głową.
- To nie Izyda - szepnął mu do ucha przechodząc - to dzisiejszy dzień cię tak drażni. Dzisiejsza data. Pachniesz strachem.
Anubis wzdrygnął się mimowolnie. Ozyrys zwykle się do niego nie odzywał, a już na pewno nie pierwszy. Głęboki, niski głos, zaskakująco podobny do uwodzicielskiego, mruczącego głosu Seta, miał w sobie zawsze tę pewność kreatora rzeczywistości. I jak zawsze miał rację. Dziś w zakonie wybierano doroczny przydział dla demonów. Jednostkowa ofiara. Powinni być obecni wszyscy, ale nikt specjalnie się tym nie przejmował. A na pewno nie Anni, zmęczony do reszty oraz - w opinii innych - zalany w trupa jak co roku o tej porze. Trzeźwość umysłu nie przynosiła nic dobrego. Strach paraliżował nawet jego. Wystarczyło nie wziąć tabletek, aby objawy pogorszyły się do wymiotów włącznie. Jak zwykle jeden z członków zakonu miał skończyć swoje doczesne życie, przechodząc możliwie szybko w miejsce gorsze od umbry. System rosyjskiej ruletki zakładał pełne bezpieczeństwo i gwarantował stały napływ nowych członków, skuszonych - jak Anubis - wiedzą z największej dostępnej biblioteki. Wcześniejsze spotkanie Wyroczni oszczędziłoby Szakalowi profesji, ale post factem nie mógł się już wycofać.
- Dlaczego... - chciał zacząć, ale Ozyrys odsunął się o krok, na tyle by spojrzeć mu w oczy. Milczenie.
Eutanatos poczuł się osaczony. "Skąd nagle ten przypływ atencji? Doznałem łaski uwagi? Czego chcesz ode mnie..."
Przypływ wrogości. Set mógł rządzić domem, ale ostatnie - o tak, ostatnie - słowo zawsze miał jego mistrz i brat.
Ciemnobrązowe tęczówki wpatrywały się z dziwną mieszanką litości i współczucia. Wywołało to mimowolny dreszcz. Jak Izyda mogła z miłością patrzeć w te nieludzkie źrenice? Anni opuścił wzrok, czekając na ruch drugiej strony.
- Dobranoc - usłyszał tylko.
Biała postać odwróciła oczy i wyminęła go. Całonocne medytacje, przerywane tylko z rzadka na przyjście Iz, jeśli akurat spała ze swoim małżonkiem, miały się zaraz zacząć. Kroki nie zostawiały szelestu.
"Dobranoc" tłukło się po głowie maga, gdy wrócił do salonu, w którym Horus nastawiał już muzykę, by odstresować się po całym dniu i zabawić nieco Izzi.
- Puść coś sensownego. Pracuję. Próbuję pracować. - rzucił zza ściany Set, który najwyraźniej miał ochotę siedzieć do późna nad którymś ze swoich wykładów.
Izyda uśmiechnęła się na dźwięk głosu obrażonego mentora. Gdyby hermetyk był bliżej, pewnie przesunęłaby dłonią po jego ramieniu, tym charakterystycznym gestem, nawet nie adeptki, ale zwykłej kobiety. Gest ten sam dla nich wszystkich. I wszystkim im mówił "kocham cię nawet takiego". Szakalem znów szarpnęła zazdrość, a Horus widząc co się święci, zmienił płytę na Toma Waitsa. Coś dla nekromanty, przy czym i sang pisałby bez docinków z drugiego pokoju. Powietrze wypełniło się waniliowym zapachem black devili odpalanych od świeczki, muzyka popłynęła gęstym dymnym strumieniem.
"I'm all alone, I smoke my friends down to the filter, but I feel much cleaner after it rains..." - chrypiał piosenkarz.
W półmrocznym pokoju państwo Izyda i Horus tańczyli, jak zawsze blisko, choć nie łączyło ich nic. Ani uczucie. Ani link. Jedynie wyładowanie emocji i uczuć, potrzebne obu stronom. Anni zaciągał się goździkami, nie mając nawet myśli odbić partnerki. Chęć może miał, ale dłonie drżały mu ze zdenerwowania. Stukał w blat etażerki, patrząc na kołyszące się cienie. Stracił chyba nawet poczucie rytmu.
"Someone said you'll never get a wish from a bone, another wrong goodbye..."
Dawno już nie dziwił się, że nie przeszkadza im jego obecność. Przynajmniej nie pachniał krwią. Niestety nie pachniał prochami.
Komórka zagrała mu na drugim końcu pokoju odpowiednim dla nekromanty dzwonkiem "Nokia tune".
- Odebrać? - spytała Izyda w trakcie obrotu.
W tym półmroku świec miała w sobie jakiś inny urok, przeklęta mistyczka. Zazdrościł Horusowi, że z nią tańczy bo nie trzęsą mu się ręce.
- To esemes - mruknął.
Horus wyciągnął ramię, by umożliwić partnerce sięgnięcie po telefon.
- Podać ci?
Znów była przytulona do Sokoła, jedna dłoń angażując w gmeranie w odebranych wiadomościach.
- Przeczytam na głos.
"She always had that little drop of poison" - zaśpiewał artysta i Anni uśmiechnął się nerwowo.
"Yes, she did." - pomyślał.
- Dzisiejsze wyniki twojego szczęśliwego numerka to... nie wiedziałam, że grasz, podzielisz się wygraną?
- Czytaj - zabrzmiało to głucho.
- ...to: pięć, osiemnaście, dwadzieścia dwa, dwadzieścia cztery.
- Dalej.
- Twój szczęśliwy numerek to trzydzieści sześć.
Anubis zbladł.
Po czym stracił przytomność.
(c.d.n.? - jeśli wyrazicie chęć)
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ozyrys
oraz piosenka przy której tańczą Izyda i Horus:
http://www.youtube.com/watch?v=zkj_ov_0LA4
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
mariamagdalena · dnia 30.01.2011 12:19 · Czytań: 775 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: