Drugie pytanie: czy zasady przeprowadzania egzaminu są zrozumiałe? Dla prawie wszystkich są. Zasady przeprowadzania egzaminu mają być zrozumiałe, a pytanie to tylko formalność. Ale od czasu do czasu nawet z oczywistością pojawiały się problemy.
- Rozumie pani zasady przeprowadzania egzaminu?
- Nie.
- Czego pani nie rozumie?
- Nie wiem. Chyba niczego. Proszę mi przypomnieć.
- Jest pani po kursie. Trzydzieści godzin teorii, trzydzieści praktyki. Mogę coś przypomnieć, ale nie da się odtworzyć trzydziestu godzin szkolenia. Co jest dla pani problemem i czego pani nie rozumie?
- Nie wiem, czy jak jadę po „łyżwie”, mogę się zatrzymać i dalej jechać.
- Może pani, ale to błąd. Jazda ma być płynna, czyli bez zatrzymania pojazdu. Zaczyna pani w polu – i pokazałem kopertę – i kończy w tamtym – znowu pokazałem. - Instruktor nie uczył.
- Uczył, ale zapomniałam.
- Coś jeszcze?
- Nie.
- Są zrozumiałe?
- Tak.
- Zasady są proste. Jak już wspomniałem jest pani po kursie. Wydaję polecenia, a pani je wykonuje. Jeżeli czegoś nie zrozumie, proszę pytać.
- O to fajnie. Nikt mi nie mówił, że mogę pytać. Bo czasami nie dosłyszę, albo nie rozumiem.
- Trzeba pytać, to nic złego. Jeżeli pani nie dosłyszy bądź nie zrozumie, to jak ma wykonać zadanie. Trzeba pytać.
Inny egzaminator miał ciekawszy przypadek.
- Czy zasady przeprowadzania egzaminu państwowego są zrozumiałe?
- Nie. Nawijaj pan.
- I co zrobiłeś – zapytałem.
- Nawinąłem mu – zaśmiał się.
Zadanie pierwsze: sprawdzenie podstawowych elementów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo jazdy i przygotowanie do jazdy w ruchu drogowym. Starałem się nie oblewać na obsłudze, bo to stres, zdenerwowanie i panika. Lecz z drugiej strony ciężko zrozumieć, że ktoś przychodził na egzamin i nie potrafił użyć sygnału dźwiękowego, albo włączyć prawidłowych świateł.
Tak jak już wspominałem w pierwszym zadaniu usiłowałem podpowiadać, naprowadzać, lecz czasami trafiały się wyjątkowo oporni. Nie wiedział, w którym miejscu znajduje się zbiornik z płynem do hamowania. Jest trochę ukryty. Pokazywał wszystko, ale nie zgadł. Dwie próby i wynik negatywny. Przepisy są tak skonstruowane, że dwa błędy w zadaniu pierwszym i wynik negatywny, ale można kontynuować egzamin. Większość nie chciało już jechać, ale ten chłopak akurat chciał. I wyobraźcie sobie, że dwa pozostałe zadania na placu manewrowym wykonał poprawnie, a i w mieście sobie poradził. Ale „oblał egzamin” z braku elementarnej wiedzy wymaganej na egzaminie.
Przy dwóch błędach i możliwości kontynuowania egzaminu wspomnę „mądre” myślenie niektórych ludzi. Kiedy jeszcze uczyłem jeździć, zawsze powtarzałem kandydatom: jak, dostaniesz dwa błędy, jedź dalej. Z wielu powodów. Zapłaciłeś za egzamin, poznasz egzaminatora, jego trasę no i najważniejsze – poćwiczysz do przyszłego egzaminu. Lecz było, jak było. Niektórzy doznawali tak strasznego szoku, że nie byli w stanie jechać. Ale kiedyś dojrzały facet po dwóch błędach w zadaniu pierwszym mruknął: nie pojadę, szkoda paliwa. Nic dodać nic ująć. Szkoda mu paliwa za które zapłacił krocie.
Przy dwóch błędach w zadaniach na placu manewrowym napomknę jeszcze, jak popieprzone są nasze przepisy. Dwa błędy w zadaniu pierwszym i można kontynuować egzamin. Natomiast dwa błędy w zadaniu drugim i trzecim egzamin był przerywany. Wyglądało, jakby każdy paragraf przepisów tworzył inny zespół i nie było między nimi współpracy.
Raz zdający po dwóch błędach w zadaniu drugim i przerwaniu egzaminu rzekł: a ostatnio miałem dwa błędy i mogłem dalej jechać.
- W którym zadaniu?
- W pierwszym.
- W pierwszym tak jest, ale w drugim już nie.
- Dlaczego.
Sam się nad tym zastanawiałem. Ekspert od jazdy rzeknie: ciężar gatunkowy błędów. Ale do mnie jakoś nie dociera, że jak ktoś dwa razy nie zapnie pasów może kontynuować egzamin, a jak dwa razy najedzie na linię, już nie.
W ruchu drogowym jest już przejrzyście: dwa błędy i można kontynuować egzamin, jeden poważny i następuje przerwanie.
Czasami śmieszyła terminologia wskaźnika poziomu oleju: pizdownik, pipeta, prącik, haczyk, bagiecik, metalowy patyczek, dzyndzorek, wichajsterek, pierdolnik, drucik i … mineta. Raz trafiła się dziewczyna, która całkiem poważnie rzekła:
- Poziom oleju sprawdzamy bagietką.
- Z tego, co wiem proszę pani bagietka to podłużna bułka przeznaczona do konsumpcji. I z jej pomocą chce pani sprawdzać poziom oleju? Gdzie ją pani chce włożyć?
- No wie pan, o co mi chodzi.
- Nie wiem – wzruszyłem ramionami.
Chociaż wiedziałem, ale czekałem, kiedy ktoś powie; to taki fujek, który się wkłada i wyciąga i jak jest mokry to dobry poziom.
Młodzian też miał sprawdzić poziom oleju.
- Ma pan chusteczkę – spytał.
- Nie mam, do czego panu potrzebna.
- Bo żeby sprawdzić poziom oleju, muszę przetrzeć bagnecik.
- Aż tak nie trzeba. Wystarczy wskazać i powiedzieć, jak.
Onegdaj urocze dziewczątko frywolnie ubrane wskazując miernik poziomu oleju i spozierając na mnie zalotnie, rzekła.
- Poziom oleju sprawdzamy lizaczkiem.
- Czym – spytałem, bo miałem wrażenie, że się przesłyszałem.
- Lizaczkiem.
- Kto tak panią uczył?
- Instruktor.
Zastanawiałem się przez chwilę co ten instruktor ją uczył, i jakie czynności zlecał wykonywać wmawiając, iż są elementem egzaminu na prawo jazdy.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt