Zapaliłem świeczkę i wyjrzałem przez okno. Porywisty wiatr, nic nowego. Okolice Gortyszowa były często nawiedzane przez gwałtowne wichury. Gwałtowne i dość specyficzne ze względu na ich dźwięk. Nie budził strachu, nie niepokoił. Wprowadzał do głowy dziwną, głuchą pustkę, czy raczej wywiewał z niej wszelką radość, jednocześnie nie czyniąc człowieka smutnym. Otępiał.
...Zawsze, gdy nadchodził zapalałem świeczkę i siadałem przy oknie by wpatrywać się w nicość. Często po jakimś czasie pojawiały się pojedyncze łzy - nieśpiesznie nabierały objętości w kącikach oczu, potem wypadały, powoli spływały wsiąkając w twarz nim dotarły do brody. Ale w dalszym ciągu nic nie czułem.
Dom Anny i Michała stał przy ulicy Granicznej. Był to niczym się nie wyróżniający, dobrze wyposażony bungalow - idealny dla młodej pary z dzieckiem. Otaczał go prosty, zadbany ogródek - średniej wielkości drzewa iglaste (różnego rodzaju) posadzone wzdłuż ogrodzenia, równo przystrzyżona trawa niezłego gatunku, świerki kreślące swoim ułożeniem drogę od furtki do drzwi frontowych. Była też mała, drewniana altanka do której prowadziła usypana z kamieni ścieżka, otoczona symetrycznie powbijanymi w ziemię pochodniami.
- Nazywam się Iwona Radzik. Mam się dziś zajmować państwa dzieckiem. - przedstawiła się młoda dziewczyna.
Michał przyjrzał się jej dokładnie, po czym wpuścił ją do środka. Był w złym nastroju.
- Ania! Szybciej, opiekunka przyszła!
- Nie drzyj się tak! Chcesz mi coś powiedzieć to tu przyjdź!
Iwona zdjęła kurtkę i czekała na instrukcje.
- Tam możesz położyć swoje rzeczy - powiedział Michał wskazując na znajdującą się w salonie kanapę - poczekaj tu chwilę, pójdę po żonę, ona ci wszystko wytłumaczy.
Gdy wyszedł, opiekunka zaczęła się rozglądać po domu. Podobało jej się. Poczuła lekką zazdrość. Sama nie miała dość pieniędzy by skończyć studia.
- Ile można na ciebie czekać!? Ta dziewczyna którą poleciła Marta już przyszła...
- To idź i ją wydymaj jak ci sie nudzi. Muszę skończyć się malować.
- I co kurwa jeszcze!?
- Nie klnij! Dziecko słucha.
- Daj spokój... ma pięć miesięcy. Nic nie rozumie i zapewne gówno go obchodzi co mówię. No właśnie, gdzie nasz mały Ireneusz?
- Siedzi w kojcu. Tatuś nie miał czasu się nim zająć bo musiał przywitać panią opiekunkę.
- Odpuść sobię. Idź lepiej do tej dziewczyny, ja zostanę z dzieckiem.
Iwona starała się dostrzec piękno w obrazie umieszczonym na ścianie ponad kanapą. "Bezpłciowe, mieszczańskie gówno" - podsumowała.
- Cześć! Jestem Anna Heringer. Rozumiem, że ty jesteś Iwoną o której Marta tyle mi mówiła?
- Zgadza się. Zajmowałam się już parę razy jej córką.
- Słuchaj, my musimy za chwilę wychodzić. Irek jest w kojcu, w swoim pokoiku - na górze. Najlepiej idź do niego zaraz. Między dziewiętnastą a dwudziestą powinnaś go wykąpać. Wszystkie potrzebne rzeczy znajdziesz w łazience. Odessałam mleko, jest w kuchni. Jak wypije połóż go do łóżeczka i opowiedz mu jakąś bajkę. Najlepiej, żebyś zostawiła otwarte drzwi na górę i nie oglądała zbyt głośno telewizji - Irek często budzi się w nocy. Będziemy z powrotem koło pierwszej, wtedy też ci zapłacimy. Jakbyś miała jakieś pytania dzwoń, numer znajdziesz przy telefonie stacjonarnym.
Dziewczyna poszła do chłopca, Michał zszedł na dół. Ubrali się z Anną i wyszli z domu.
Najpierw byli w kinie. Kiepski film akcji, Annie nie podobał się ani trochę co starała się zademonstrować Michałowi. Michał twierdził, że za dużo narzeka czym piekielnie go irytuje. Pokłócili się zaraz po wyjściu z sali.
Nie znaleźli porozumienia, ale nie chcieli też marnować wieczoru wolnego od Irka. Wybrali się do niezłej restauracji zjeść kolację.
Atmosfera się zaogniła, gdy Annie nie zasmakowało jedzenie. Lokal, tak jak i wcześniej film, wybierał Michał. Po dziesięciu minutach umiarkowanej awantury zaczęli się wyklinać - było coś o zmarnowanej młodości, całkowitym braku szacunku, niewystarczająco dobrej pracy i złym podejściu do wychowania dziecka. Potem podjeli temat rozwodu. Nie po raz pierwszy, ale jak się później okaże - po raz ostatni.
Opowiadam o ich wieczorze w tak beznamiętny sposób, bo akurat on w całej historii najmniej mnie obchodzi, a Anna i Michał chuj mnie obchodzą. W sumie to na jedno wychodzi.
Wracając do ich domu - koło północy Iwona zapadła w głęboki sen. Sam nie wiem czemu to się stało, jak to się stało i dlaczego właśnie tej nocy. Ale się stało i nie ma co dłużej nad tym myśleć.
Irek się obudził. Płakał, lecz nikt go nie słyszał. Wiecie czym jest płacz pięciomiesięcznego dziecka? Jest jednym z najbardziej bolesnych rodzajów płaczu. Jest płaczem całkowicie pozbawionym zrozumienia sytuacji, stanem bez choćby namiastki uczucia bezpieczeństwa. Irek cierpiał w sposób, w jaki dorosła osoba nie jest w stanie sobie wyobrazić. Miotał małymi rączkami, krztusił się własnymi łzami. BAŁ SIĘ. Ślina wylewała mu się z dziecięcych ust, twarz zrobiła się czerwona. A pomoc nie nadchodziła. Mógł umrzeć dusząc się własnymi wydzielinami.
Anna, Michał, Iwona, świat - absurd.
Wstałem, zgasiłem świeczkę, poszedłem do łóżka, zapaliłem. W dalszym ciągu nic nie czułem.
Czemu wcześniej nikt mi nie wyjaśnił, dlaczego nie mogę spać po nocach?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Hazyn · dnia 31.03.2009 10:10 · Czytań: 725 · Średnia ocena: 2,4 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: