zagadka idioty - gkieregk
Proza » Inne » zagadka idioty
A A A
Od zawsze miał problemy z brzydotą.
Zaczęło się chyba, nie pamiętam dobrze, od połamanego, inżynierskiego pisma, którego wstydził się przed pięknie kaligrafującymi koleżankami z ławki. Litery rozpoczęły nieustannie dokonujący się proces ubrzydzania. Następne były palce, wyglądające jak rośliny z innej planety. Pod wiórowym blatem skubał paznokcie i obcierał skórki ku szalonej, egzotycznej dla niego złości rodziców i pedagogów. Palce, które przypominały rośliny przypominające palce. Większy przypał mógł mieć tylko za to pismo, od którego, jak mawiała mama, papier sam się mnie.
W piątej klasie przyjrzał się uważnie zdaniu, które pani kazała napisać na tablicy. Ciąg niezgrabnie połączonych znaków coś mu przypominał, ale za nic w świecie nie mógł sobie tego czegoś przypomnieć. I myślał o tym bardzo długo. Być może nadal myśli.
W czasie, kiedy każdy próbuje walczyć ze światem, on godził się ze swoimi brzydkimi cząstkami. Natrętnie zdrapywał strupy po pryszczach i rysował kwadratowe postacie na nudnych lekcjach. Wszystko znosił, tylko ręką zeszyt zakrywał i pocił się kroplami upokorzenia, gdy ktoś podejrzał te bazgroły.
Poznałem go w pewnym studenckim kole naukowym. Przygotował na zajęcia referat o Wenus z Willendorfu(to ta mała rzeźba spasionej kobiety z dużymi piersiami) — co za dziwak, ja pierdole — pomyślałem, widząc, jak co chwilę sięga paluchami do ust, jak poci się z przerażenia i dotyka twarzy. W czasie jego jąkliwego wykładu, zaciekawiony pewnym zagadnieniem, zadałem głośno pytanie. Duży błąd. Bardzo się tym rozochocił i nie było dnia, żeby nie zaczepił mnie na korytarzu — „co tam?”, „niedługo wybory”, „czytałem dzisiaj książkę Hitlera, znasz?” I wszystko inne.
Na jego paranoi poznałem się podczas pierwszej rozmowy na serio. Pojeb zadzwonił około drugiej w nocy i streścił mi całe swoje nieszczęście — o tych pryszczach nawijał, o koleżankach, o swoim dziewictwie i o połamanych literach, które za tym wszystkim stały. Jak usłyszałem tę autobiografię kameralnie szaloną, pomyślałem, że, no nie ma innej opcji, pedał. No bo jaki facet, na litość boską, dzwoni do innego faceta po północy, żeby się zwierzać? Na trzeźwo! Ledwo go znając!
Całe szczęście na końcu powiedział: „Klaus, ty jesteś dobry koleś. Znajdź mi laskę, która nie umie czytać, bo ja z inną nie wytrzymam”, po czym zamilkł. Ja też milczałem. Bardzo długo. Co miałem mu powiedzieć? Gdzie ja mu takie coś znajdę? O co mu w ogóle chodzi?
— Stary, ja nie wiem, nie znam żadnej, po co ci jakaś analfabetka? — zapytałem bez sensu, a on przedstawił swoje proste, głupie i ogólnie z tyłka wyjęte credo: analfabetki nie zwracają uwagi na pismo.
— No tak, raczej nie patrzą na litery, ale ty mi powiedz, są w ogóle u nas jakieś niepisate? — wtedy jeszcze mogłem sobie żartować.
— Poszukam — powiedział po długiej przerwie i wcisnął czerwoną słuchawkę. Był hiperpoważny.
Nie widziałem go i nie słyszałem przez tydzień. Nie powiem, żebym się martwił, ale ciekawość mnie zżerała, co wykombinuje, albo kiedy znowu zadzwoni z jakąś popieprzoną ideą. Nie pojawiał się na uczelni, co było dla mnie jak najbardziej okej, bo wcześniej co rusz wprawiał mnie w zakłopotanie swoją naturą. Tym, że witał się ze mną sztywną ręką, rozmawiał(a właściwie prowadził monolog, kiedy ja myślałem nad ucieczką), nachalnie patrzył ludziom w oczy lub śmiał się bez sensu — po prostu żył. Ale ta moja ciekawość!
Oczywiście nie szukałem, nie tropiłem, po prostu snułem scenariusze. Wyobrażałem sobie, jak leci do Somalii po murzynkę, albo wysyła ślepej dziewczynie listy miłosne pisane brajlem.

Tymczasem on siedział w swojej norze i pisał. Powaga.

Po tygodniu zadzwonił telefon — „przyjdź, proszę, coś ci pokażę”. No to ruszam wbrew krzykom dziewczyny, która chciała uderzyć w jakąś restaurację.
Polazłem, gdzie mi kazał. Mieszkanie zamienione w skład makulatury, wszędzie kartki różnych formatów. Już miałem pryskać zaniepokojony tym syfem, ale usłyszałem w głębi jakieś skrobanie. Poszedłem więc dalej, niech będą przeklęte te cztery kroki, i zobaczyłem, jak pisze coś, idiota jeden, czarnym markerem po szafce. W pozycji siedzącej, zgarbiony, nogi podkulone, chudy i brudny. Embrion przyklejony tyłkiem do podłogi.
Koleś jest już przypadkiem klinicznym — wystraszyłem się, że ojezusmaria, ale zamiast dzwonić do szpitala, wsiąkłem w tę jego fiksację. Morda mu się radośnie wykrzywiła — zobaczył mnie, ale milczał. I ja też milczałem, zerkając delikatnie na kartki. Większość była zapisana pojedynczymi literami, tylko gdzieniegdzie można było zobaczyć(nie przeczytać) całe zdanie.
— Klaus kochany! — krzyknął w końcu i rzucił mazakiem o ścianę.
Ja pierdole, no koleś, nie mów tak do mnie. Kochany?! Szlag mnie trafiał przez tą jego gejowską łajzowatość.
— Jestem już blisko, spójrz — podał mi dwie kartki z powielonym „R” — Er jest najgorsze, ale ćwiczę, cały czas ćwiczę, od rana do nocy. Widzisz? To pisałem tydzień temu, a to jeszcze dzisiaj, świeżuteńkie. I jak? Lepiej?
Oj, nie było lepiej, jezusmaria.
— Wiesz, ja nic nie rozumiem — zacząłem perswadować — ja nic nie wiem, ale wydaje mi się, że potrzebujesz pomocy.
Spojrzał na mnie pytająco i schylił się po marker.
— Potrzebujesz specjalisty, powinieneś pójść do lekarza.
A on mi na to, że nie jest chory, to ja zapytałem, czy sam tu mieszka, a on, że sam, to ja skąd ma pieniądze na czynsz, na co on, że to jego, tylko że mu niedługo media odetną i będzie chujowo.
— A gdzie twoi starzy?
— Nie ma ich, patrz jak cicho w całym domu — szepnął uśmiechnięty.
Przyjrzałem się raz jeszcze dwóm zestawom erów i nadal to samo — tu krzywe i tu krzywe.
Powiedzieć, czy nie powiedzieć? Bałem się, że to powiedzenie go zniszczy, zabije albo odetnie od świata fest.
— Znalazłeś sobie jakąś dziewczynę? — zmieniłem temat.
— Nie da rady, wszystkie piszą i czytają — westchnął głęboko, po czym podszedł do biurka i wyciągnął coś z szuflady. Pierdolę, uciekam z tego szaleństwa — pomyślałem, cofając się drobnymi krokami. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Już byłem na klatce, już miałem zapomnieć, uśmiech zrobić i wrócić do domu, ale to sumienie kurewskie... Żal mi go było, wierzcie lub nie.
Zapukałem w kilka par drzwi, wypytałem kilku sąsiadów, a wszyscy, że dziwak i nie wiedzą, gdzie jakaś rodzina, generalnie nic nie wiedzą.
Gdy wróciłem, idiota stał nieruchomo i oglądał zdanie własnoręcznie napisane kredą.
— Zawsze coś mi to przypominało.
Po raz pierwszy napisał to na polskim i dostał srogi opierdol. „Co to za bazgroły!!!!!!!!!” — krzyczała pani od polskiego(pani szmata — mówił idiota).
— Wtedy przynajmniej dało się to przeczytać, a teraz? Spróbuj.
Ale ja nie spróbowałem, tylko cichuteńko patrzyłem na brzydkie szlaczki. Przypominały gotyckie wieże po bombardowaniu. Idiota też wpatrywał się w swoje dzieło, tylko że bardziej, w sensie: głębiej. Jakby po głośnym przeczytaniu miał otworzyć się portal do równoległego świata, gdzie nie znają pisma.
— Chciałbym być żołnierzem jak mój ojciec — wyrecytowałem po chwili z niemałym trudem.
Gdzieś już to słyszałem, męczyło mnie, nie mogłem sobie przypomnieć rodowodu tych słów. Dopiero później zguglałem całe zdanie i tym bardziej nie mogłem dojść, dlaczego napisał akurat to.
Zapytałem, o co kaman. Okazało się, ze idiota nawet nie pamięta swojego starego. Poszedł w pizdu, jak synek był jeszcze mały, zostawił go w bardzo nieciekawym świecie matki i ekscentryka w garniturze.
— Fagas matki był pieprzonym kosmitą — powiedział nie kryjąc drżenia rąk. — Nigdy nie zdejmował garniaka, jawnie ci mówię, nigdy nie widziałem go w szlafroku albo dresie. Miał cztery marynarki w różnych odcieniach czerni i tyle samo par spodni. Pojeb.
Oczy mu się zeszkliły, ręce ciągle podskakiwały niespokojne. Nie wiem, czy to opowieść o garderobie ojczyma przyczyniła się do tego stanu, ale po raz pierwszy widziałem jak idiota jest normalny. Mówiąc o kosmicie przestawał być kosmitą, a przez te łapy i oczy wyskakiwało z niego coś, no wiecie, coś ludzkiego.
Powtórzył jeszcze raz to dziwne zdanie i jakby ogłuszony falami dźwiękowymi upadł nieprzytomny na podłogę.

Nie pozwolili mi wejść do sali, z resztą, nie miałem po co tam iść — idiota nadal był nieprzytomny. Nie chcieli mi również powiedzieć, co mu się stało. Pytali tylko, czy znam kogoś z rodziny.
Gdy byłem wypraszany zobaczyłem go przez szybę, obok łóżka stało urządzenie monitorujące puls. Połamane linie migały na ekranie, układały się w rządki stożków, strzelistych gotyckich wież czy czegoś takiego. Szkoda mi go było — wierzcie lub nie — ale przede wszystkim byłem ciekaw(szalenie), czy po przebudzeniu spojrzy na te linie i coś sobie przypomni.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
gkieregk · dnia 07.05.2012 09:39 · Czytań: 679 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 7
Komentarze
Wasinka dnia 07.05.2012 21:01
Wciągnęłam się w tę historię od samego początku. Byłam niezmiernie ciekawa, jak potoczy się owa "przyjaźń" i losy "idioty". A wplecenie w to postaci Kaspara dodało intrygującej powłoczki. Mimo lekkiego języka i narratora, który z beztroską i lekceważeniem (choć w zasadzie tylko początkowo) patrzy na kolegę, wyczuć można oddech tajemnicy i delikatnego niepokoju.
Ciekawy pomysł ogólny i nawiązania "hauserowskiego".
Pozdrawiam ze zmierzchem.
Wasyl dnia 07.05.2012 23:05
Tekst zatrzymał. Niektóre sformułowania tworzą zgrabny humor. Podoba mi się pomysł i sposób narracji.
Przez Twój tekst schowałem pieprz do lodówki...
Pozdrawiam.
gkieregk dnia 07.05.2012 23:44
Wasinko, niedawno odświeżyłem sobie film Herzoga, do tego szajsu naprawdę warto co jakiś czas wracać. Odkrywa się coraz to nowe problemy, związane z życiem w lochu;).
Wasyl, dzięki za koment i sorry(?) za ten pieprz.
Pozdr!
Wasinka dnia 07.05.2012 23:51
A pewnie, że warto. Szczególnie w takim wydaniu ;). Bo ładnie Ci to tutaj wyszło.
A Herzoga to chyba najbardziej lubię "Krzyk kamienia"...
Choć może i do tej historii pod wpływem "zagadki idioty" wrócę.
Pozdrawiam ponownie; już z księżycem.
fanny dnia 08.05.2012 04:39
Podoba się. A co do idioty, obawiam się, że jego jedyna szansa na niekrzywe kreski to równa linia na monitorze EKG :/ i tego właśnie oczekiwałam ;)))
gkieregk dnia 08.05.2012 13:44
Nieszkodliwi idioci i maniacy zbyt często, moim zdaniem, giną w tragicznych okolicznościach. Śmierć Kaspara, choć owiana tajemnicą, smutna jest bardzo. Głównie przez to, że nie wyobrażamy sobie nawet, że to biedaczysko mogło komukolwiek zaszkodzić.
Dlatego kolesia z dysgrafią oszczędziłem, a niech tam.
Dzięki za wizytę, pozdrawiam.
zajacanka dnia 09.05.2012 14:57
Niezły pomysł i dobre wykonanie. Dziękuję za przypomnienie o Herzogu;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Zbigniew Szczypek
11/05/2024 22:17
Yaro Szepta Ci do jednego ucha ktoś, mówiąc jaki to jesteś… »
mike17
11/05/2024 19:17
Jarku, bardzo poruszył mnie Twój wiersz, bo? Bo jest bardzo… »
ajw
11/05/2024 14:31
Dziękuję za komplement :) »
Kazjuno
11/05/2024 11:56
Przyznam się, Ivonno, że to moje drugie podejście do Lolki… »
Zbigniew Szczypek
11/05/2024 10:12
Yaro Może prościej, będzie czytelniej? Szorty, z samej nazwy… »
Zbigniew Szczypek
11/05/2024 08:32
Ivonno Ja Ci dziękuję za zieloną poświatę i gorąco… »
ivonna
11/05/2024 02:24
Zbysiu, witaj! A przede wszystkim wielkie dzięki za… »
Zbigniew Szczypek
10/05/2024 21:29
Ivonna Przeczytałem bardzo uważnie Twoje opowiadanie dla… »
Zbigniew Szczypek
10/05/2024 20:12
Zdzisławie Dziękuję Ci za pozytywny komentarz i podzielenie… »
Zbigniew Szczypek
10/05/2024 19:38
Jacku i Valerio Bardzo Wam dziękuję za rewizytę, tak kiedyś… »
valeria
10/05/2024 17:12
Ja wiem czy taki słodki, raczej humorystyczny:) dzieciaki,… »
Janusz Rosek
10/05/2024 16:39
Dziękuję za ten komentarz i podpowiedzi. Postaram się w… »
Jacek Londyn
10/05/2024 13:40
Dzień dobry. "Zapewne są odbiorcy takiego… »
Jacek Londyn
10/05/2024 13:15
Słodki tekst dla dzieciaków. Przeszukaj zakamarki w domu i… »
Jacek Londyn
10/05/2024 12:59
Dziękuję za komentarz i zwrócenie uwagi na rozsypkę… »
ShoutBox
  • Wiktor Orzel
  • 08/05/2024 15:19
  • To tylko przechowalnia dawno nieużywanych piór, nie jest tak źle ;)
  • Zbigniew Szczypek
  • 08/05/2024 10:00
  • Ufff! Kamień z serca... Myślałem, że znów w kostnicy leżę
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/05/2024 20:47
  • Hallo! Czy są tu jeszcze jacyś żywi piszący? Czy tylko spadkobiercy umieszczają tu teksty, znalezione w szufladach (bo szkoda wyrzucić)? Niczym nadbagaż, zalega teraz w "przechowalni"!
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/05/2024 18:38
  • Dla przykładu, że tylko krowa nie zmienia poglądów, chciałbym polecić do przeczytania "Stołówkę", autorstwa Owsianki. A kiedyś go krytykowałem
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty